W polskim Kościele wreszcie coś drgnęło. Co zmienia odwołanie abp. Dzięgi?

Agnieszka Huf

|

Gość Niedzielny

publikacja 27.02.2024 14:50

Wydarzenia związane z rezygnacją metropolity szczecińsko-kamieńskiego to ważny krok w kierunku większej przejrzystości i respektowania zasad dotyczących walki z nadużyciami.

W polskim Kościele wreszcie coś drgnęło. Co zmienia odwołanie abp. Dzięgi? zdjęcie ilustracyjne ks. Rafał Pastwa/Foto Gość

Rezygnacja abp. Andrzeja Dzięgi, na którym ciążyły oskarżenia o tuszowanie wykorzystania seksualnego małoletnich przez podległego sobie kapłana, pociągnęła za sobą lawinę wydarzeń, do tej pory nieobecnych w polskim Kościele. Najpierw ustępujący arcybiskup skierował do kapłanów swojej diecezji list, w którym rezygnację tłumaczył złym stanem zdrowia. W odpowiedzi czterech biskupów pomocniczych z różnych diecezji na swoich profilach w mediach społecznościowych zadeklarowało solidarność z osobami skrzywdzonymi wykorzystaniem seksualnym, co zostało odebrane jako czytelny sprzeciw wobec postawy metropolity szczecińsko-kamieńskiego. Następnie nuncjatura – po pytaniach ze strony dziennikarzy i interwencji hierarchów kościelnych – wydała kolejny komunikat. Wynika z niego, że rezygnacja arcybiskupa spowodowana jest nie – jak sam napisał – złym stanem zdrowia, ale nastąpiła w następstwie dochodzenia, prowadzonego w sprawie tuszowania nadużyć seksualnych udowodnionych kapłanowi zarządzanej przez niego diecezji. A wszystko to ma miejsce na kilka dni przed zaplanowanym na 13 i 14 marca posiedzeniem plenarnym Konferencji Episkopatu Polski, podczas którego odbędą się wybory prezydium episkopatu. Czy jesteśmy świadkami zmiany w polskim Kościele?

Abp Dzięga rezygnuje z kierowania diecezją

Prześledźmy chronologię wydarzeń ostatnich dni.

W sobotę w południe na stronach Nuncjatury Apostolskiej opublikowany został lakoniczny komunikat, zawiadamiający, że Ojciec Święty Franciszek przyjął rezygnację arcybiskupa Andrzeja Dzięgi z posługi arcybiskupa metropolity szczecińsko-kamieńskiego, a także mianował administratora apostolskiego archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej sede vacante w osobie biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Zbigniewa Zielińskiego. Informacja mogła dziwić, jako że abp Dzięga niedawno skończył 71 lat, a więc do kanonicznego wieku biskupiej emerytury zostały mu jeszcze cztery lata. Nic nie zapowiadało takiej zmiany. Tym bardziej że w Szczecinie zaplanowane jest czerwcowe zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski, a to ordynariusz miejsca zaprasza do siebie biskupów z całego kraju. 

Kilka godzin później Tomasz Terlikowski na portalu rmf24.pl opublikował list, jaki ustępujący arcybiskup skierował do kapłanów swojej diecezji. Hierarcha tłumaczy, że „ostatnie pół roku to czas radykalnego osłabienia [jego] stanu zdrowia” i w związku z tym jesienią poprosił papieża Franciszka o przyjęcie jego rezygnacji. Publikacja listu wywołała wzburzenie wśród przedstawicieli wielu środowisk katolickich. Arcybiskup Dzięga był bowiem jednym z hierarchów, którzy przyczynili się do prawie 30-letniej bezkarności ks. Andrzeja Dymera, który w 1993 roku dopuścił się wykorzystania seksualnego kilku małoletnich chłopców. Kiedy w 2009 roku abp Dzięga objął archidiecezję szczecińsko-kamieńską, na ks. Dymerze ciążył co prawda wyrok sądu kościelnego pierwszej instancji, jednak nie przeszkadzało to nowemu metropolicie powierzyć mu eksponowanych stanowisk w archidiecezji i wielokrotnie pokazywać się z nim publicznie. Pomimo polecenia Kongregacji Nauki Wiary przez dziewięć lat sprawa nie została skierowana do drugiej instancji. Ostatecznie abp Dzięga odwołał ks. Dymera z zajmowanych przez niego stanowisk w lutym 2021 roku, kilka dni przed śmiercią kapłana. Już po jego śmierci poinformowano, że kilka dni wcześniej zapadł wyrok sądu drugiej instancji, a jego treść – potwierdzająca winę ks. Dymera – została ujawniona dopiero dwa lata później. 

Nie ma wątpliwości, że abp Dzięga, znając wyrok sądu pierwszej instancji i mając dostęp do zeznań pokrzywdzonych, a jednocześnie wyznaczając ks. Dymerowi odpowiedzialne funkcje publiczne, naruszył kościelne normy dotyczące ochrony małoletnich przed wykorzystaniem seksualnym ze strony osób duchownych. Zasady postępowania ordynariusza, który otrzymuje informację o zarzutach pod adresem podlegającego mu duchownego, zapisane zostały w liście apostolskim Jana Pawła II Sacramentorum sanctitatis tutela, opublikowanym w 2001 roku. Kolejne dokumenty watykańskie zaostrzały wymagania wobec hierarchów. Abp Andrzej Dzięga – który, co ciekawe, jako przewodniczący Rady Prawnej KEP był odpowiedzialny za opracowanie wytycznych polskiego episkopatu, dotyczących postępowania w przypadkach wykorzystywania seksualnego – nie zastosował się do tych norm, przez co przyczynił się do bezkarności sprawcy. Na arcybiskupie ciążą również zarzuty o zaniedbania w dwóch innych, podobnych sprawach. Dlatego list, w którym swoją nagłą rezygnację tłumaczył stanem zdrowia, wiele osób odebrało bardzo krytycznie.

Głos biskupów pomocniczych i reakcja nuncjatury

W niedzielny wieczór bp Artur Ważny, biskup pomocniczy diecezji tarnowskiej, opublikował na swoim profilu facebookowym wpis: „Brak mi słów… Pomieszane ze sobą gniew, złość, wstyd… Brak zgody. Modlę się… Jeszcze raz prezentuję »talerz skrzywdzonych«. Tym razem publicznie. Solidaryzuję się z osobami skrzywdzonymi w Kościele. Znów niewidzianymi, dokrzywdzonymi… Modlę się za Was. I… przepraszam +”. Wpis opatrzony był zdjęciem talerza, jaki osoby skrzywdzone wykorzystaniem seksualnym ze strony osób duchownych symbolicznie ofiarowały biskupom na ostatnim zebraniu plenarnym KEP (więcej o talerzu w rozmowie). Mimo późnej pory publikacji wpis szybko doczekał się setek polubień i udostępnień. 

W poniedziałek rano wpis bp. Ważnego udostępnili ze słowami poparcia kolejni biskupi pomocniczy. Bp Grzegorz Suchodolski z diecezji siedleckiej przypomniał, że „są wybory (moralne) ważniejsze niż wybory nawet najważniejszego prezydium; jest kapitał duchowy (Kościoła) ważniejszy o wiele niż stary lub nowy fundusz kościelny; jest prawda formująca (zwłaszcza młode pokolenie) bardziej niż jedna lub dwie godziny religii w tygodniu. W świecie zamętu i wzajemnej rywalizacji ufam słowom Jezusa: »Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli« (J 8,32)”. Bp Adam Bab z diecezji lubelskiej napisał, że „deficyt prawdy rani po raz kolejny i niestety głębszy”, a bp Piotr Wawrzynek z diecezji legnickiej: „Modlę się za każdą osobę, która zamiast domu doświadcza w Kościele ran. Przepraszam za sytuacje, gdy wynikają one z zaniedbania lub nadużycia władzy tych, którzy mają służyć”. 
Każdy z wpisów biskupów doczekał się wielu pozytywnych reakcji ze strony odbiorców. Nic dziwnego – to pierwsza sytuacja w polskim Kościele, kiedy sprzeciw wobec postępowania któregoś hierarchy wyraża publicznie kilku biskupów. Bo choć nazwisko abp. Dzięgi nie pada w żadnym z ich wpisów, to kontekst sytuacyjny jest jasny.

Prawdziwym przełomem w sprawie było jednak opublikowane w poniedziałek około południa oświadczenie Nuncjatury Apostolskiej w Polsce, która w odpowiedzi na pojawiające się pytania sprecyzowała, że „decyzje związane z odejściem abp. Andrzeja Dzięgi z urzędu arcybiskupa metropolity szczecińsko-kamieńskiego zostały podjęte w następstwie dochodzenia prowadzonego z ramienia Stolicy Apostolskiej w sprawie zarządzania diecezją, a w szczególności zaniedbań, o których mowa w dokumencie papieskim Vos estis lux mundi”. 

Wspomniany dokument pozwala na pociągnięcie do odpowiedzialności przed sądem kościelnym biskupów, którzy tuszowali przestępstwa seksualne podległych sobie kapłanów. Skoro nuncjatura powołuje się na jego zapisy, wynika z tego, że uzasadnienie rezygnacji, zawarte w liście arcybiskupa do kapłanów, nie jest zgodne z prawdą – nawet jeśli stan zdrowia hierarchy pogorszył się w ostatnich miesiącach, to jednak nie jego kondycja, a zaniedbania i działania na szkodę pokrzywdzonych są rzeczywistym powodem jego odwołania. 

Ks. Piotr Studnicki, kierownik Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, uważa, że Dykasteria Nauki Wiary, której podlegają wszystkie sprawy związane z nadużyciami seksualnymi wobec małoletnich, w stosunku do abp. Dzięgi zastosowała art. 4 motu proprio Come una madre amorevole, dotyczącego ochrony osób narażonych na nadużycia seksualne, który został opublikowany w 2016 roku: „W razie uznania za stosowne usunięcie biskupa Kongregacja ustali, na podstawie okoliczności danego przypadku, czy:
1) wydać w możliwie najkrótszym czasie dekret o usunięciu;
2) zachęcić po bratersku biskupa do przedstawienia swej rezygnacji w ciągu 15 dni. Jeśli biskup nie da odpowiedzi w przewidzianym terminie, Kongregacja będzie mogła wydać dekret o usunięciu”.

Abp Dzięga przedstawił swoją rezygnację, która została przyjęta. I prawdopodobnie gdyby nie list do kapłanów, sprawa skończyłaby się już w sobotę. „Oszczędne gospodarowanie prawdą” skłoniło jednak zarówno hierarchów, jak i dziennikarzy do interwencji w nuncjaturze, która opublikowała dokument wskazujący na rzeczywistą przyczynę zmiany w archidiecezji.

Komunikacja ma znaczenie

Niedzielno-poniedziałkowe wydarzenia są bez wątpienia sygnałem, że w polskim Kościele coś się zmienia. Pękł biskupi monolit – przekonanie, że cały episkopat zawsze wypowiada się jednym głosem, za pośrednictwem listów, komunikatów i oświadczeń. Absolutna spójność w deklaracjach biskupów to pokłosie wielu lat funkcjonowania Kościoła w Polsce pod okiem komunistycznej władzy, która każdą różnicę zdań mogłaby wykorzystać przeciwko niemu. Ale komunizm upadł 35 lat temu. Dziś dużo większą szkodę Kościołowi wyrządza tuszowanie prawdy – próby zamiatania pod dywan trudnych spraw, grzechów i ewidentnych przestępstw duchowieństwa i świeckich, związanych ze strukturą Kościoła. 

– Rozmawiając z jedną z osób pokrzywdzonych, wiedziałem, że sposób sfinalizowania sprawy arcybiskupa Dzięgi jest przez to grono źle odbierany – mówi w rozmowie z „Gościem” bp Adam Bab z diecezji lubelskiej, jeden z hierarchów, którzy przyłączyli się do apelu bp Ważnego. – Ale w tym wszystkim zapominamy o zwyczajnych katolikach, którzy również mogą czuć się zdezorientowani, bo na skutek niewłaściwej komunikacji tracą poczucie bezpieczeństwa w Kościele, a co za tym idzie – także w swojej wierze. A przecież oni wszyscy należą do rodziny Kościoła i również ze względu na nich powinniśmy trudne sprawy komunikować jasno, nie pozostawiając miejsca na domysły i wątpliwości – podkreśla bp Bab.

Poniedziałkowy komunikat nuncjatury jest bez wątpienia precedensem w polskim Kościele. Po raz pierwszy biskup dostał sygnał, że jeśli skłamie, zdemaskować go mogą nie tylko dziennikarze – którym łatwo przypiąć łatkę wrogów Kościoła – ale także przedstawiciele hierarchii. To jednak ciągle mały krok w drodze do klarownej, czytelnej komunikacji w sprawach trudnych i bolesnych. Czy nastąpią po nim kolejne? Pewnym wskaźnikiem mogą być wybory prezydium episkopatu, których wynik wskaże, kogo biskupi widzą jako głos Kościoła w naszym kraju. 
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.