Wróciłam tu, bo tęsknota była silniejsza. Opowieść Violi z Mikołajowa

notowała Agnieszka Huf

|

Gość Niedzielny

publikacja 23.02.2024 20:17

Viola Sukha mieszka w Mikołajowie na wschodzie Ukrainy z mężem i dwójką dzieci. Kiedy Rosjanie zaatakowali ich kraj na pełną skalę, Pasza miał 6 lat, a Karinka 10. Po roku spędzonym w Polsce zdecydowała się na powrót do rodzinnego miasta.

Wróciłam tu, bo tęsknota była silniejsza. Opowieść Violi z Mikołajowa Hotel w Mikołajowie zniszczony w lipcu 2022 roku. Enno Lenze / CC 2.0

24 lutego 2022

To była normalna noc, rano dzieci miały iść do szkoły. Około 4:00 obudziły nas odgłosy wybuchów, na niebie pojawiła się czerwona łuna. Nie rozumieliśmy, co się dzieje. Włączyliśmy telewizję i dopiero stamtąd dowiedzieliśmy się, że Rosjanie zaatakowali. Czy się spodziewałam? Tak, mówiło się o tym, że może być wojna, w mediach zalecano zrobienie zapasów wody, jedzenia i leków, mówiono, żeby gromadzić walizki. Ale do samego końca byłam pewna, że to tylko straszenie. Jakże to – w XXI wieku, w Europie? 

Kiedy otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku, zostawiliśmy dzieci w domu i pojechaliśmy na zakupy. Nie wiedzieliśmy, czy sklepy będą otwarte i czy będzie w nich towar. Wszędzie były kolejki – w sklepach, w aptekach. Ale chcieliśmy zrobić zapasy, żeby potem jak najdłużej nie musieć wychodzić z domu. Wiedzieliśmy też, że trzeba wypłacić wszystkie pieniądze z konta bankowego, bo potem może się to okazać niemożliwe. Kiedy staliśmy w kolejce do bankomatu, rozległ się kolejny wybuch. Chociaż wiedzieliśmy, że uderzyło daleko od naszego domu, natychmiast w przerażeniu dzwoniłam do dzieci, żeby sprawdzić, czy wszystko z nimi w porządku. Tego strachu nie da się opisać…

Pierwsze tygodnie

Robiło się coraz niebezpieczniej. Rosjanie zrzucali bomby kasetowe, które rozpadają się w różne strony i ranią wiele osób. Dużo ludzi ginęło…  Początkowo alarmy obrony przeciwlotniczej pojawiały się na ostatnią chwilę, zresztą i tak nie było wiadomo, gdzie spadnie rakieta. Dlatego praktycznie zamieszkaliśmy w piwnicy – zaraz po wybuchu wojny moja mama zarządziła w niej generalne porządki, bo wcześniej to była graciarnia. Udało się podłączyć ogrzewanie, wstawiliśmy łóżka. Do domu wchodziliśmy, by tylko skorzystać z łazienki i ugotować coś do jedzenia, resztę czasu spędzaliśmy w piwnicy. Od początku bałam się wyjechać, nie wiedziałam, gdzie podzieję się z dwójką dzieci, nie wyobrażałam sobie, że zostawię męża i pojadę w nieznane. Ale w końcu podjęliśmy tę trudną decyzję…

Polska

Podróż była długa. Najpierw autobusem do Odessy, potem całą noc pociągiem do Lwowa. Tam zaopiekowali się nami wolontariusze. Po przekroczeniu granicy trafiliśmy do Zamościa, a potem na Śląsk, do Rybnika. Trafiliśmy pod opiekę cudownej rodziny, świetnie się nami zaopiekowali. Po paru tygodniach ściągnęłam kuzynkę z dziećmi, przyjechały też nasze mamy i babcia, która miała ponad 90 lat. Zaczęłam uczyć się polskiego, dzieci poszły do szkoły, znalazłam pracę, udało mi się zrobić prawo jazdy. Dobrze mi było w Polsce, ale tęsknota za domem nie dawała mi spokoju. Po roku, na początku czerwca, zdecydowałam, że wracamy. 

Mikołajów dziś

Wróciłam do domu, do mojego rodzinnego Mikołajowa. Nie zmienił się zbyt mocno przez ten rok, ale wyraźnie więcej jest zniszczonych budynków. W centrum miasta straszą ruiny hostelu, który został zbombardowany jeszcze przed moim wyjazdem. Budynki Urzędu Miasta są zniszczone i chyba nie będą już odbudowywane. W mieście przybyło ludzi, wielu z nich uciekło z Chersonia i okolic – tam sytuacja jest dużo gorsza, rakiety i drony pojawiają się każdego dnia. U nas jest trochę spokojniej, ale też bardzo często są alarmy. W ostatni weekend noc spędziliśmy w korytarzu, bo było słychać strzały. Jest o tyle bezpieczniej, że dostajemy wiadomości na telefon o alarmach – wcześniej najgorsza była ta niewiedza…

Wróciłam tu, bo tęsknota była silniejsza. Opowieść Violi z Mikołajowa   Viola z dziećmi po powrocie do Mikołajowa. arch. prywatne Violi Sukhy

Szkoły i przedszkola nie funkcjonują – mogą działać tylko te, w których znajdują się schrony. Są obietnice, że od września dzieci wrócą do nauki w szkołach, ale w zeszłym roku mówiono to samo, że od września… Ale odbywają się zajęcia sportowe dla dzieci, działają kina i sklepy. Staramy się żyć. Wielkim utrudnieniem jest fakt, że nie ma bieżącej wody. Musimy odbierać ją w specjalnych punktach.

Strach

Czy się boję? Oczywiście. Nie jest to już taki strach, jak na początku. Już chyba trochę się przyzwyczailiśmy. Ale teraz znowu dochodzą wiadomości, że Rosjanie będą nacierać z pięciu kierunków, że wojna znowu może się zaostrzyć… Ale póki co nie zastanawiam się, czy wrócić do Polski. Chcę zostać z mężem. O niego boję się najbardziej, że dostanie wezwanie i będzie musiał iść na front. Tak wielu chłopaków nie wróciło… Każda żona, każda matka modli się o to, żeby jej mąż, jej syn nie zostali powołani do armii. Ten strach skończy się dopiero, kiedy zapanuje pokój.

notowała Agnieszka Huf

Zobacz też: 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?