Celibat nie wziął się znikąd

ks. Stanisław Adamiak

|

Historia Kościoła 02/2024

publikacja 29.02.2024 00:00

W pierwszym tysiącleciu wielu duchownych żyło do śmierci ze swoimi żonami, o czym świadczą choćby pełne czułości i oddania napisy nagrobne. Zarazem od początku Kościoła bardzo szanowano poświęcone Chrystusowi dziewictwo.

Celibat nie wziął się znikąd COTTONBRO STUDIO/PEXELS

Często mówi się, że „celibat wprowadzono w XI wieku”. Takie stwierdzenie jest na swój sposób słuszne, bo faktycznie dopiero w XI wieku w Kościele zachodnim postanowiono, by bezwzględnie wymagać bezżenności od duchownych z wyższymi święceniami (włącznie z oddaleniem żon, jeśliby je mieli) i by święcić tylko tych, którzy żon nie mają i przyrzekają nigdy ich nie mieć. Z drugiej strony łatwo takie stwierdzenie rozumieć jako: „przez tysiąc lat w Kościele księża mieli żony, nikt nie miał z tym problemu i dopiero w XI wieku ktoś wymyślił, żeby tak nie było” – a wtedy jest ono całkowicie fałszywe, choć stanowi jeden z najpopularniejszych mitów historycznych.

Bezżenność dla wszystkich?

Dla jasności uporządkujmy pojęcia. Po pierwsze, gdy mówimy o „małżeństwach duchownych”, mamy na myśli wyłącznie święcenie żonatych mężczyzn, tak jak to ma dziś miejsce w Kościołach wschodnich (także katolickich), zaś w Kościele rzymskokatolickim dotyczy stałych diakonów, a czasem również duchownych przechodzących ze wspólnot protestanckich. W przeciwieństwie do wspólnot protestanckich, gdzie duchowni zawierają małżeństwa, przez dwa tysiące lat w Kościołach katolickich i prawosławnych nie zdarzało się, by już wyświęceni wstępowali w związek małżeński.

Po drugie, w pierwszym tysiącleciu nikt nie używał słowa „celibat” i jeśli rozumiemy je w znaczeniu dyscypliny dzisiejszej (święcimy tylko bezżennych), to faktycznie datą jej wprowadzenia jest XI wiek. Po trzecie, od początku historii Kościoła uważano za rzecz chwalebną wstrzemięźliwość od stosunków płciowych, czy to przez pozostanie w dziewictwie, czy to przez okresową abstynencję w małżeństwie. Za podstawę biblijną służył tu fragment z listów św. Pawła: „Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie” (1 Kor 7,5).

Po czwarte, mówiąc o duchownych, mam tu na myśli tych, którzy przyjęli święcenia wyższe, zaczynając od diakonatu (do 1972 roku udzielano też święceń niższych: ostiariusza, lektora, egzorcysty i akolity). Zarówno w Kościołach zachodnich, jak i wschodnich dyscyplina była od zawsze identyczna dla diakonów i prezbiterów: albo pozwalano na życie małżeńskie jednym i drugim, albo wymagano od jednych i drugich wstrzemięźliwości. Dopiero po Soborze Watykańskim II w Kościele rzymskokatolickim pozwolono na święcenie żonatych mężczyzn na diakonów, przy zachowaniu wymogu celibatu dla kandydatów na prezbiterów.

Brat „byłej żony”

Przenieśmy się teraz do czasów pierwszego z soborów powszechnych, do roku 325, do Nicei w dzisiejszej Turcji. Historyk Kościoła z V wieku, Sokrates Scholastyk, pisze, że chciano tam zakazać duchownym obcowania z żonami, zaślubionymi jeszcze przed święceniami; przeciwstawił się temu cieszący się wielkim uznaniem biskup Pafnucy, „chociaż sam nie zaznał małżeństwa, a nawet po prostu mówiąc — nie znał niewiasty, od małego bowiem dziecka wychowywał się w klasztorze i jak nikt inny słynął ze skromności”. Nie wiemy, czy biskup Pafnucy naprawdę istniał (nic o nim nie mówią źródła wcześniejsze) i bardzo wątpliwe, czy na soborze nicejskim toczono takie dyskusje. Ta informacja Sokratesa mówi nam natomiast wiele nie o IV, ale o V wieku: po pierwsze, były wtedy tendencje, by narzucić wstrzemięźliwość wszystkim duchownym, po drugie, nie były one przyjmowane bezkrytycznie i wreszcie po trzecie, powszechnie szanowano tych, którzy zachowywali wstrzemięźliwość seksualną.

Faktycznie, przełom IV i V wieku to czas, kiedy kolejni papieże nawoływali duchownych na zachodzie Europy do zachowania wstrzemięźliwości. Grozili nawet karami dla tych, którzy do tego się nie stosowali, czego dowodem mogło być np. pojawienie się kolejnych dzieci. Widać tu, że nie mieliśmy jeszcze do czynienia z celibatem w pełnym znaczeniu dzisiejszym: papieżom nie przeszkadzało, że księża mieli żony, chcieli tylko, by po święceniach nie korzystali w pełni z praw małżeńskich. O tym samym mówił kanon 33. synodu w Elwirze (synod odbył się w tym nieistniejącym dziś mieście na południu Hiszpanii w początkach IV wieku, ale część przypisywanych mu kanonów powstała później, nie wiemy dokładnie kiedy). Synod w Clermont w Galii w 535 roku ogłaszał, że każdy diakon i prezbiter po otrzymaniu święceń powinien stać się „bratem” dla swojej „byłej żony”. Warto się przyjrzeć uzasadnieniu, jakie papieże i biskupi IV i V wieku podawali dla swoich decyzji nakazujących duchownym wstrzemięźliwość. Afrykańscy biskupi zgromadzeni w Kartaginie w 390 roku pisali, że „tak nauczali Apostołowie i tak przekazała to starożytna tradycja”. Opierając się na tej wypowiedzi i podobnych, niektórzy historycy przekonują, że celibat istniał w Kościele od zawsze; stanowią jednak mniejszość.

Alegoria Czystości na obrazie Hansa Memlinga z około 1475 roku.   Alegoria Czystości na obrazie Hansa Memlinga z około 1475 roku.
WIKIMEDIA

Laikat za celibatem duchownych

Większość badaczy widzi natomiast dwie główne linie argumentacji uzasadniającej obowiązkową wstrzemięźliwość duchownych w starożytności. Po pierwsze, zaczynając od III wieku, zaczęto odnosić do biskupów i prezbiterów teksty biblijne mówiące o kapłanach Starego Testamentu. Kapłani ci byli zobowiązani do wstrzemięźliwości przed składaniem ofiar, analogicznie więc powinni się zachowywać biskupi i prezbiterzy składający ofiarę eucharystyczną; tę zaś coraz częściej sprawowano codziennie, logiczne więc, że od duchownych chrześcijańskich zaczęto wymagać wstrzemięźliwości całkowitej (Eucharystię sprawowano codziennie na Zachodzie, nie na Wschodzie, co okaże się istotne w dalszym ciągu dyskusji). Papież Innocenty I pisał w 405 roku, że o ileż bardziej kapłani i lewici (czyli diakoni) powinni zachowywać czystość od dnia święceń, skoro kapłaństwo i służba nie zostały im dane prawem dziedziczenia (jak kapłanom Starego Testamentu) i nie ma dnia, w którym nie sprawowaliby świętej ofiary lub chrztu.

Po drugie, od początku Kościoła bardzo szanowano poświęcone Chrystusowi dziewictwo. Od III wieku rozwija się życie mnisze, traktujące wstrzemięźliwość seksualną jako jeden z ważniejszych elementów życia w ascezie. Mnichów szanowano, uważano ich za najlepszych kandydatów na biskupów, próbowano też w związku z tym upodobnić życie zwykłych duchownych do życia mnichów, którego ważnym elementem była bezżenność. Wydaje się, że często domagali się tego też wierni świeccy: już synod w Gangrze (też dzisiejsza Turcja) w 340 roku ekskomunikował tych, którzy nie chcieli uczestniczyć w Mszach celebrowanych przez żonatych prezbiterów, a w 381 roku św. Grzegorz z Nazjanzu upominał katechumenów, którzy stawialiby warunki co do tego, kto ma ich ochrzcić, np. tylko biskup, a jeśli prezbiter, to koniecznie bezżenny. Co prawda św. Jan Kasjan ostrzegał mnichów, by strzegli się pożądania święceń z powodu pychy; mamy przypadki pobożnych mnichów zmuszanych do święceń wbrew swojej woli, np. św. Fulgencjusza z Ruspe w Afryce czy św. Emiliana z Aragonii.

Papież, syn papieża

Pomimo tego, co napisałem wcześniej, w pierwszym tysiącleciu wielu duchownych żyło do śmierci ze swoimi żonami, o czym świadczą choćby pełne czułości i oddania napisy nagrobne. Przykładem jest tablica z bazyliki św. Pawła w Rzymie, zawierająca dokładną, dzienną (!) datę pogrzebu: „Prezbiter Gaudencjusz dla siebie i dla swojej żony Sewery, czystej i najświętszej niewiasty, która żyła lat 42, miesięcy 3, dni 10 i została pochowana 4. dnia przed nonami kwietnia, za konsulatu Timazjusza i Promotusa”[czyli 2 kwietnia 389 w.].

Nie widziano też niczego dziwnego w tym, że duchowni wychowywali swoje dzieci, choć w związku z powyższymi zasadami możemy przypuszczać, że były one najczęściej zrodzone jeszcze przed święceniami. Prawo kanoniczne zajmowało się dyscyplinowaniem nie tylko duchownych, ale również ich dzieci, którym np. zabraniano chodzenia do teatrów i cyrków. Bycie duchownym stawało się czasem zajęciem dziedzicznym, czego mamy bardzo spektakularne przykłady: ojcem papieża Sylweriusza (536–537) był papież Honoriusz I (514–523), a Grzegorz Wielki (590–604) był praprawnukiem Feliksa III (483–492). Ojciec św. Grzegorza z Nazjanzu, również Grzegorz, był biskupem jego rodzinnego miasta, biskupami zostali potem też kuzyni Grzegorza z Nazjanzu – św. Bazyli i św. Grzegorz z Nyssy.

Nawet monastyczne ideały czystości i ubóstwa nie chroniły przed konfliktami związanymi ze sprawami majątkowymi. Święty Augustyn wymagał od swoich duchownych w Hipponie życia we wspólnocie na wzór mnichów – w całkowitej wstrzemięźliwości i wyzbywszy się wcześniej prywatnej własności. Pozwolił wprawdzie jednemu z nich na zachowanie pewnej sumy na potrzeby córki (zrodzonej najprawdopodobniej przed przyjęciem święceń), jednak ten prezbiter, umierając, zapisał wszystkie pieniądze Kościołowi – być może dlatego, że nie chciał, by oprócz córki odziedziczył coś także jego syn. Augustyn ostatecznie zdecydował się nie przyjmować w imieniu Kościoła zapisu i przekazał pieniądze dzieciom duchownego, które zresztą, przynajmniej na razie, żyły w klasztorach. Pokazuje to, jak skomplikowane mogły być kwestie majątkowe duchownych, nie do końca pomagało tu też „dziedziczenie zawodu” (choć wiele ułatwiało – syn mógł pozostać na tej samej plebanii co ojciec). Najprostszym rozwiązaniem były więc celibat i bezdzietność.

Żon odsyłać nie wolno

Nie wszyscy akceptowali zalecenia papieży i innych ojców Kościoła z IV i V wieku. Przytoczona przeze mnie powyżej opowieść o biskupie Pafnucym pokazuje, że w V wieku nadal wielu uważało, iż wymaganie od żonatych mężczyzn całkowitej wstrzemięźliwości nie tylko nie jest czymś szlachetnym, ale wręcz urąga godności małżeństwa, zwłaszcza jeśli miałoby to oznaczać oddalenie żony. Gdy w 410 roku wybrano Synezjusza z Cyreny na biskupa jednego z miast w dzisiejszej Libii, wyraźnie zastrzegł, że wierni muszą zaakceptować, iż nie zostawi on swojej żony i będzie z nią żyć tak jak dotąd.

Rozwiązania mogły być więc dwa: albo święcenie tylko bezżennych i składanie przez nich obietnic zachowania dozgonnej czystości, albo święcenie zarówno bezżennych, jak i żonatych – i pozwolenie tym drugim na normalne życie małżeńskie. W tej kwestii rozeszły się drogi Kościołów wschodnich i zachodnich. Wyraźnym punktem tego rozejścia był synod, który odbył się w pałacu cesarskim w Konstantynopolu w 691/692 roku, nazywany synodem w Trullo. Zgromadzeni tam biskupi greccy z jednej strony zaznaczyli, że wiedzą, iż w Rzymie wymaga się obietnicy wstrzemięźliwości od przyjmujących święcenia, ale z drugiej strony stwierdzili, że nie zgadzają się z tym i pozwalają diakonom oraz prezbiterom normalnie żyć ze swoimi żonami, pod warunkiem niezbliżania się do nich w przeddzień sprawowania świętych obrzędów. Sprzeciwili się w szczególności odsyłaniu żon (np. do klasztorów) po otrzymaniu święceń.

Synod w Trullo pozostaje do dziś podstawą prawa kanonicznego Kościołów prawosławnych, w których celibat obowiązuje tylko biskupów. Choć synod pokazywał, jaka praktyka panowała oficjalnie w tym czasie w Rzymie, to generalnie na Zachodzie był to okres upadku dyscypliny kościelnej, w tym wymogów moralnych i ascetycznych stawianych duchowieństwu. Gdy w XI wieku reforma gregoriańska – której inicjatorami byli w większości mnisi – zabrała się za przywrócenie właściwych standardów, jednym z kluczowych jej elementów było rzeczywiście zaprowadzenie celibatu, w sposób obowiązujący w Kościele zachodnim do dzisiaj.

Celibat nie wziął się znikąd   HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Ks. Stanisław Adamiak

Doktor habilitowany, historyk Kościoła, rektor seminarium duchownego w Toruniu, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Specjalizuje się w historii wczesnego chrześcijaństwa. Wykładał na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.