Uśmiechnięta depresja. Pogodna twarz, a w środku ogromne cierpienie

Agnieszka Huf

|

GN 08/2024

publikacja 22.02.2024 00:00

Bywa, że osoba cierpiąca na depresję sprawia wrażenie pogodnej i zadowolonej z życia. Nie znaczy to jednak, że cierpi mniej niż inni chorzy.

Uśmiechnięta depresja. Pogodna twarz, a w środku ogromne cierpienie istockphoto

Marta pracuje w dużej korporacji. Uśmiechnięta, dynamiczna, dusza towarzystwa. Zawsze sypie pomysłami, nie boi się nowych wyzwań. Nikt nie wiedział, że gdy wracała z biura i wchodziła do mieszkania, miała siłę tylko dojść do kanapy – resztę wieczoru spędzała, leżąc, płacząc i myśląc o śmierci. Chciała przestać istnieć, zniknąć, rozpłynąć się. Ale nie znikała, więc kolejnego dnia z uśmiechem na twarzy wchodziła do firmy, gdzie wszyscy podziwiali jej pogodę ducha.

Marcin pracuje w miejscu, gdzie codziennością są dramatyczne widoki i opisy najgorszych okropności, jakich może dopuścić się człowiek. Tam nie ma miejsca na cackanie się ze sobą, ze słabych się kpi. Więc on się nie cacka, w pracy daje z siebie wszystko, chociaż chciałby położyć się na biurku i tylko płakać. W pracy nakręca go adrenalina i jakoś daje radę, ale idąc ulicą, zastanawia się, jak wpaść pod samochód i połamać się na tyle, żeby wszyscy dali mu święty spokój. O tym, co się z nim naprawdę dzieje, wie tylko żona – bez niej by sobie nie poradził. Ona bezbłędnie rozpoznaje powracające regularnie od dwudziestu już lat „ciemne oczy rekina”, jak nazywa objawy męża, i mobilizuje go do szukania pomocy. Marcin ma poczucie, że choroba zabiera mu najlepsze chwile z rodziną.

Iwona przez wiele miesięcy uważała, że jest beznadziejna, słaba, do niczego. Smutek, zmartwienie, pustka, rozpacz były jej stałymi towarzyszami, ale uznawała, że to jej wina, więc maskowała to świetnym ogarnianiem życia i uśmiechem na twarzy. Ale było coraz gorzej, doszła do momentu, kiedy realnie obawiała się, że może sobie coś zrobić. Dopiero wtedy poszła do psychiatry.

Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że w 2020 r. depresja była drugą najczęściej występującą chorobą na świecie. Ponieważ wykrywana jest ona coraz częściej we wszystkich grupach wiekowych, do 2030 r. może to być najczęściej występujące schorzenie. Wielu chorym depresja zupełnie odbiera siły do życia, zmusza ich do zawieszenia aktywności zawodowej i poddania się leczeniu. Istnieje jednak także spora grupa – szacuje się, że nawet 40 proc.! – chorych, którzy cierpią na depresję wysoko funkcjonującą, czasami nazywaną także „uśmiechniętą depresją”. Jej charakterystyczną cechą jest to, że mimo iż nasilenie objawów bywa znaczne, chory potrafi je stłumić na tyle, żeby wypełniać obowiązki rodzinne czy pracować zawodowo. – Depresja ma wiele różnych twarzy. Bywa, że chory potrafi się uśmiechać, radzić sobie z zadaniami, ale pod tym uśmiechem skrywa uczucie głębokiego smutku, pustki, wypalenia, poczucia bezsensu – mówi Joanna Dyduch, psycholog i psychoterapeutka kierująca Jezuickim Ośrodkiem Pomocy Psychologicznej i Duchowej „Źródło” w Gliwicach.

To nie jest lżejsza depresja

Wysoko funkcjonująca depresja nie oznacza, że jej objawy są mniej nasilone niż przy typowej postaci tej choroby. Smutek, poczucie pustki i beznadziei są dojmujące i odbierają chęć do życia. Życie „traci smak” – rzeczy, które wcześniej cieszyły bądź sprawiały satysfakcję, teraz nie dają poczucia spełnienia, sukcesy nie przynoszą radości, wszystko staje się jałowe, bezbarwne. Do tego dochodzą ogromne zmęczenie, osłabienie pamięci i koncentracji. Wypełnianie codziennych obowiązków wymaga o wiele większego nakładu sił. Mogą pojawiać się dolegliwości psychosomatyczne, bóle różnych części ciała. Bywa, że objawy są mniej charakterystyczne – choć zwykle depresji towarzyszą zaburzenia snu i apetytu, choroba może przyjąć postać atypową, a wtedy zdarza się, że chory odczuwa nadmierną senność i wzmożony apetyt, szczególnie na węglowodany, dlatego przybiera na wadze. Charakterystyczne dla „uśmiechniętej” depresji jest też odwrócenie rytmu dobowego objawów – samopoczucie chorego najlepsze jest zwykle na początku dnia i pogarsza się z biegiem czasu, osiągając najniższy poziom wieczorem, podczas gdy w typowym przebiegu tej choroby to właśnie rano symptomy są najbardziej dokuczliwe.

Ponieważ jednak objawy nie uniemożliwiają realizowania obowiązków rodzinnych czy zawodowych, często przez samych chorych długo nie są rozpoznawane. Cierpią latami, nie korzystając z pomocy. Tymczasem – jak w prawie każdej chorobie – im szybciej rozpocznie się leczenie, tym jest ono skuteczniejsze. Osoby, które zdecydowały się podjąć leczenie, po czasie żałują, że tak długo zwlekały i zmarnowały mnóstwo czasu, męcząc się z objawami, które dają się opanować za pomocą leków i psychoterapii.

– Przez wiele lat myślałam, że widocznie taki ze mnie typ albo że jestem beznadziejna – osiągnęłam mistrzowski poziom w dowalaniu sobie. Nie przyszło mi do głowy, że to choroba – mówi Iwona. Leczenie podjęła kilka miesięcy temu i widzi wyraźną poprawę. Zdarza się, że pacjenci trafiają do lekarza, kiedy ich stan jest już bardzo poważny, ale dopiero kiedy terapia zaczyna przynosić rezultaty, dostrzegają, jak wiele w ich życiu zabrała choroba. Potwierdza to Marta. – Pamiętam moment, w którym leki zaczęły działać – poczułam, jakby ktoś zdjął mi ciężki plecak. Ze zdumieniem odkryłam, że życie może mieć smak, że codzienność przynosi radość, że wykonywanie obowiązków nie musi przytłaczać. Dopiero kiedy dzięki lekom objawy wyciszyły się, zrozumiałam, jak bardzo zatruwały mi życie. Wcześniej myślałam, że tak musi być – wyjawia kobieta.

Choroba zagrażająca życiu

Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedni chorzy funkcjonują w depresji lepiej niż inni. Na pewno wpływa na to konstrukcja psychiczna – osoby mające więcej psychicznych zasobów będą mogły z nich korzystać, co poprawi ich codzienne funkcjonowanie. I odwrotnie – chorzy, którzy mają osobowość depresyjną, skłonność do widzenia siebie i świata w ciemnych barwach, prawdopodobnie ciężej będą przechodzić chorobę. Na cechy wrodzone nakładają się też doświadczenia życiowe, relacje z opiekunami, historia chorób w rodzinie. Bywa, że chory przez lata radzi sobie z objawami, ale w końcu ich nasilenie jest tak duże, że uniemożliwia dalsze funkcjonowanie. Niestety, wyniki badań wskazują, że „uśmiechnięta depresja” niesie za sobą większe ryzyko podjęcia prób samobójczych. Wynika to po części z braku świadomości choroby – pacjent obwinia się, że jest słaby, beznadziejny, że zaniedbuje swoje obowiązki, nie zdając sobie sprawy, że są to objawy depresji, a nie jego osobista odpowiedzialność. Przytłoczony słabością może targnąć się na swoje życie. Do tego dochodzi fakt, iż w głębokiej depresji chory zazwyczaj nie ma sił, aby zaplanować i przeprowadzić zamach samobójczy. Depresja wysoko funkcjonująca nie pozbawia możliwości sprawczych, dlatego ryzyko samobójstwa rośnie.

Co ważne – osoby ukrywające objawy depresyjne nie udają pogodnego nastroju, ich zachowanie nie jest świadomą, celową manipulacją. To ich sposób na przetrwanie. Bo depresja to ciągła walka o życie, o niepoddanie się wszechogarniającej rozpaczy. – Depresja ma w sobie coś takiego, że „wciąga”. Niektórym osobom udaje się walczyć, żeby całkowicie ich nie pochłonęła. Trudniej o to, kiedy pozostają same, bo wówczas cała depresyjna rozpacz ujawnia się w pełni. Ale kiedy znajdują się wśród ludzi, mogą trochę odpocząć od samych siebie, przekierować uwagę na inne tematy i choć trochę zagłuszyć w sobie najsilniejsze objawy – tłumaczy Joanna Dyduch. Dlatego zdarza się, że osoby chore uciekają w nadaktywność – biorą na siebie kolejne zadania w pracy lub szukają zagłuszaczy: ciągle zajmują czymś głowę, uciekają w internet czy pustą rozrywkę, żeby tylko nie dopuścić do siebie depresyjnych myśli i emocji. Ich funkcjonowanie opiera się na ucieczce od siebie, bo kontakt z własnymi przeżyciami jest zbyt trudny. Otoczenie postrzega je jako zaradne, aktywne, chętnie podejmujące się nowych zadań, zrzucając na karb zmęczenia pojawiające się czasem mniej lub bardziej czytelne komunikaty o złym samopoczuciu czy kiepskim stanie psychicznym.

Sięgnięcie po pomoc opóźnione bywa także przez reakcję najbliższych. „Przecież pracujesz, zajmujesz się rodziną, o co ci chodzi, co znów wymyślasz” – słyszą często chorzy od swoich bliskich i jeszcze bardziej utwierdzają się w poczuciu winy. – Depresja często traktowana jest jako wykręt, dowód na lenistwo. To bardzo krzywdzące, bo otoczenie widzi tylko jakiś fragment rzeczywistości chorego, nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w jego wnętrzu. Kiedy ktoś dzieli się z nami swoimi trudnościami, naszym zadaniem jest wesprzeć go, a nie oceniać – przypomina Joanna Dyduch.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: