Abp Światosław Szewczuk dla „Gościa Niedzielnego”: Jestem optymistą – ta wojna się skończy

Beata Zajączkowska

|

GN 08/2024

publikacja 22.02.2024 00:00

O źródłach ukraińskiego oporu, wojennym duszpasterstwie smutku i perspektywach zakończenia wojny w Ukrainie mówi abp Światosław Szewczuk.

Abp Światosław Szewczuk arcybiskup większy kijowsko-halicki, zwierzchnik ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego. Do seminarium wstąpił tuż przed odzyskaniem niepodległości Ukrainy. Wcześniej studiował medycynę. Gdy został biskupem w Buenos Aires, zaprzyjaźnił się z obecnym papieżem. Jest członkiem watykańskich  dykasterii ds. Jedności Chrześcijan i Kościołów Wschodnich. Abp Światosław Szewczuk arcybiskup większy kijowsko-halicki, zwierzchnik ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego. Do seminarium wstąpił tuż przed odzyskaniem niepodległości Ukrainy. Wcześniej studiował medycynę. Gdy został biskupem w Buenos Aires, zaprzyjaźnił się z obecnym papieżem. Jest członkiem watykańskich dykasterii ds. Jedności Chrześcijan i Kościołów Wschodnich.
Tomasz Gzell /pap

Beata Zajączkowska: Książka Księdza Arcybiskupa nosi tytuł Bóg nie opuścił Ukrainy. Skąd ten optymizm? Przecież końca wojny nie widać, Putin coraz mocniej atakuje, Zachód zwleka z pomocą...

Abp Światosław Szewczuk:
Żeby być optymistą w tych trudnych czasach, nie oglądamy się na to, co myśli Wschód czy Zachód, Putin czy inny władca. Zaglądamy w swoje serca i wpatrujemy się w oblicze Pana Boga. Kiedy nas boli, pytamy: Panie Boże, gdzie jesteś? Ukaż swoją obecność, objaw, że nas nie opuściłeś. Widzimy Boga w człowieku, który cierpi. Tę książkę, która jest wywiadem rzeką, napisaliśmy z Krzysztofem Tomasikiem podczas podróży do Odessy. Wtedy sytuacja była gorsza od tej, którą mamy dzisiaj: linia frontu stała po tej stronie Dniepru, Chersoń był okupowany. Mikołajów, który odwiedziliśmy, był w stanie dewastacji. Brakowało wody dla ludzi i martwiliśmy się, jak zaspokoić fundamentalne potrzeby w tych okolicznościach. Pod koniec 2022 roku Rosjanie niszczyli infrastrukturę elektryczną Ukrainy, ówczesna zima była dla nas dużo trudniejsza niż obecna. Dziś chciałbym powtórzyć – jestem świadkiem tego, że w drugim roku wojny Bóg nie opuścił Ukrainy. Sam fakt, że żyję, że możemy rozmawiać, to jest cud i świadectwo obecności Pana Boga.

Czy i jakie owoce przynosi akt zawierzenia Rosji i Ukrainy Matce Bożej?

Cały świat jest zdziwiony, skąd Ukraińcy biorą siłę, żeby trwać. W czym tkwi sekret tego oporu? Chcę zaświadczyć, że ta siła, żeby żyć dalej, nie pochodzi od człowieka. I naprawdę odczuwamy, że to poświęcenie Ukrainy razem z Rosją Niepokalanemu Sercu Matki Bożej, którego dokonał papież Franciszek 25 marca 2022 roku, stało się takim punktem zwrotnym w tej wojnie. Następnego dnia po poświęceniu wojska rosyjskie zaczęły wycofywać się z okolic Kijowa. I ten proces trwa aż do dzisiaj. Czasem dzieje się to szybciej, czasem wolniej i kosztuje więcej krwi. Oczywiście, że jesteśmy zmęczeni, ale nie upokorzeni. Jesteśmy zranieni, ale nikt nie potrafił pozbawić nas zaufania do Pana Boga. Na co dzień doświadczamy tego, że Matka Boża jest orędowniczką Ukrainy i dodaje nam siły, żeby świadczyć o prawdzie i walczyć ze złem. Z tym diabłem, który próbuje zabić w nas człowieczeństwo.

Ukrainę odwiedzili przywódcy różnych państw. Czy teraz, w czasie wojny, powinien przyjechać też papież?

Nie przestaliśmy na niego czekać. Widzimy też ewolucję postawy i wypowiedzi Ojca Świętego na temat tej wojny. Ukraińcy potrzebują obecności nie papieża polityka i dyplomaty, ale papieża pasterza, ojca, który troszczy się o swoje dzieci. Pamiętam, jak ludzie w kościołach płakali, gdy czytaliśmy list, który Ojciec Święty napisał od serca do cierpiących Ukraińców. Mamy świadomość tego, że następca apostoła Piotra jest największym arbitrem świata chrześcijańskiego i dlatego podejmuje działania na rzecz pojednania pomiędzy narodami, on zawsze jest supra partes, tzn. ponad konfliktami. I ta pozycja neutralności Stolicy Apostolskiej była źle widziana na Ukrainie. Ludzie pytali, jak można pozostawać neutralnym, kiedy zbrodniarz zabija ofiarę. Ja też prosiłem Stolicę Apostolską o wyjaśnienie, jak rozumieć jej neutralność. Usłyszałem, że dyplomatyczna neutralność polega na nieangażowaniu się po żadnej stronie konfliktu, żeby móc prowadzić dialog, utrzymywać relacje z każdą ze stron i przyczynić się np. do uwolnienia jeńców wojennych. Watykan jest bardzo ważnym pośrednikiem w sprawach humanitarnych. Ale istnieje też neutralność moralna. I takiej neutralności nie ma ze strony Ojca Świętego i Stolicy Apostolskiej. Gdy byliśmy w Rzymie, papież nam wyraźnie powiedział, że jest po naszej stronie, że jest z nami. On jest z Ukrainą, która cierpi. Jako pasterz i jako chrześcijanin. I naprawdę, kiedy się wypowiada, czujemy, że jest zbrodniarz – Rosja. I jest ofiara. Tą ofiarą stała się Ukraina. I trzeba ją wspierać. Gdyby nie poparcie Ojca Świętego, Stolicy Apostolskiej i katolików z całego świata, zwłaszcza w kwestii pomocy humanitarnej, pewnie nie wytrzymalibyśmy tych dwóch lat. Pomoc humanitarna, jaką otrzymujemy, jest bezcenna. Przez te dwa lata w Ukrainie nikt nie zmarł z głodu, z pragnienia, z chłodu. A Putin chciał, żeby Ukraina zmarła właśnie z głodu i chłodu. I to, że wytrwaliśmy w tych trudnych czasach, zawdzięczamy papieżowi Franciszkowi, który nieustannie przypomina całemu światu o bólu Ukrainy i zachęca, by modlić się i pomagać.

Jak zmieniła się opieka duszpasterska, której potrzebują wierni, w czasie tych lat wojny?

Odkryliśmy nowe wyzwanie, jest nim duszpasterstwo smutku. Uczymy się towarzyszyć tym, którzy stracili swoich bliskich. Kapłani starają się być pasterzami ludzi, którzy płaczą. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyliśmy. Łatwo jest być duszpasterzem, kiedy wszyscy się uśmiechają, mówią o radosnym chrześcijaństwie. To jest wielki ból i wyzwanie, towarzyszyć ludziom wtedy, kiedy wiesz, że nic nie możesz zrobić, aby zmniejszyć ich cierpienie. Możesz tylko być z nimi. I czasem nam nic innego nie pozostaje, tylko być obecnym. Nie jest łatwo celebrować kolejny pogrzeb naszych obrońców czy cywilnych ofiar nalotów, albo odwiedzać zrozpaczone wdowy, czy matki, których synowie polegli na froncie. To jest część naszego duszpasterstwa i naszej posługi. My tego towarzyszenia wciąż się uczymy. Co mogę powiedzieć młodej dziewczynie, która z małym dzieckiem na rękach, płacze nad mogiłą swojego męża? W takich sytuacjach często prosimy o pomoc psychologów i innych specjalistów. Kościół, tak, jak umie, towarzyszy temu narodowi, który bardzo cierpi, co dzień bardziej. Teraz, gdy rozmawiamy, słyszę dziś kolejny raz syreny, rosyjskie rakiety znowu lecą na Kijów. To jest nasza rzeczywistość. Nie wystarczy tylko być obecnym po ludzku, ale w tym momencie bólu, nawet ciemności, musimy wskazać na obecność Pana Boga. On jest tutaj. To jest prawdziwa ewangelizacja bólu. To chyba największe wyzwanie.

Wojna chyba bardzo dewastuje rodziny, a to od nich zależy przyszłość Ukrainy…

Tak, wojna uderzyła w serce społeczeństwa, którym jest rodzina. Teraz chyba większość ukraińskich rodzin żyje w wymuszonej separacji. Mąż walczy na froncie, a żona z dziećmi musi zmienić miejsce swego pobytu. Wyjeżdża w spokojniejszy region Ukrainy albo za granicę. Statystyka jest bezlitosna – w ubiegłym roku zawarto na Ukrainie 180 tys. małżeństw, a jednocześnie 120 tys. oficjalnie się rozpadło. To ponad 70 procent! Oznacza to, że rodzina jest naprawdę głęboko zraniona. Myślę, że mamy teraz na Ukrainie cztery nowe rodzaje rodzin z punktu widzenia duszpasterskiego: rodziny tych, którzy zginęli na wojnie; rodziny żołnierzy, którzy zostali ciężko okaleczeni. Tylko w minionym roku ponad 200 tys. młodych chłopców straciło rękę lub nogę! I rodzina musi ich przyjąć. Państwo się nimi nie opiekuje. Młoda żona opowiadała mi, że tak się ucieszyła, że jej mąż przeżył. Ale kiedy ranny przyjechał do domu, to zaczęło się piekło, bo on obwinia siebie o to, że jest ciężarem dla rodziny. Powtarza, że lepiej byłoby, gdyby poległ. Jak towarzyszyć takiej rodzinie? Kolejna, chyba najcięższa kategoria, to są rodziny tych, którzy zniknęli bez wieści. Oficjalne dane mówią o 35 tys. zaginionych. Nie wiedzieć, co się dzieje z najbliższą osobą, to tortura psychiczna. Kolejna kategoria – rodziny tych, którzy są jeńcami wojennymi. Te rodziny przeżywają ogromne cierpienia. W każdej parafii, które odwiedzam, spotykam ludzi proszących o mediację w sprawie uwolnienia jeńców wojennych. Ojcu Świętemu podałem już tysiące nazwisk z prośbą o pomoc dyplomacji watykańskiej. Po cichu wielu z nich wróciło do domów. Z niewoli wracają jak wraki ludzi, z powodu tortur, jakim byli poddawani. Jak towarzyszyć takim rodzinom? To są otwarte rany naszego społeczeństwa, które próbujemy zabliźniać.

Wielki dramat rodzin to porwania dzieci i wywożenie ich do Rosji…

Sposób, w jaki Rosjanie odbierają dzieci od rodzin, jest naprawdę zbrodniczy. Coś podobnego miało miejsce w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Oni nie tylko zabierają te dzieci, by przez jakiś czas indoktrynować, ale zwyczajnie kradną je rodzicom. Ma to miejsce np. na terenach przyfrontowych, gdy ludzie chcą uciec przed zbliżającymi się walkami. Próbując wyjechać do Rosji, muszą przejść przez tzw. obozy filtracyjne, gdzie sprawdzają, kim jesteś i czy nie stanowisz niebezpieczeństwa dla państwa rosyjskiego. Tam kobiety są oddzielane od mężczyzn, a rodzice od dzieci. Pewna matka opowiadała mi, że czekała na swoje dzieci ponad miesiąc. Czy Pani może sobie wyobrazić, co się dzieje w duszach tych wszystkich ludzi? Nie otrzymują żadnych informacji, żadne prawo dla nich nie istnieje. Wiele rodzin po miesiącach życia obok takiego obozu filtracyjnego wyrusza dalej już bez dzieci. I potem ich szukają przy pomocy organizacji międzynarodowych. Dziesiątki tysięcy dzieci odebrano rodzicom w taki sposób. To jest przemilczana zbrodnia wojenna. Podejmujemy wiele działań na rzecz ochrony dzieci, bo w czasie wojny one zawsze cierpią najbardziej.

Jak ta wojna może się skończyć?

Naprawdę nie wiem. To jest pytanie, na które chyba nikt w dzisiejszym świecie nie zna odpowiedzi. Ale mam pewne spostrzeżenie. Wszystkie wojny, które teraz toczą się w różnych częściach świata, można nazwać hybrydowymi. One są procesem, przebiegają tak, jak w Ukrainie – zaczęło się 10 lat temu aneksją Krymu, ale dużo wcześniej ta wojna rozpoczęła się na poziomie informacyjnym, ekonomicznym i dyplomatycznym. Takich wojen hybrydowych jest na świecie więcej. Jeden z polityków powiedział mi, że kto zaczyna te wojny, nie robi tego, aby kiedyś je zakończyć. Mocarstwa światowe raczej nie są zainteresowane zakończeniem tej wojny. Czasem słyszymy, że Rosja potrzebuje krajów opanowanych przez kontrolowany chaos w pobliżu swoich granic, jako zabezpieczenia. To takie czarne dziury – wcześniej Mołdawia, Abchazja, Osetia i Gruzja. Teraz Ukraina. Konflikt w Syrii też był sprowokowany. Teraz w Izraelu. Hamas to nie jest fenomen lokalny, tylko jakiejś małej grupy terrorystów. Jakieś państwa stoją za tą grupą. I ktoś dzisiaj eksportuje wojnę na cały świat, żeby na niej też zarabiać. Z punktu widzenia Ukrainy Rosja jest państwem, które eksportuje wojny. Czy ona jest zainteresowana ich zakończeniem? Nie jestem przekonany.

Musi istnieć jednak jakiś sposób zakończenia tych wojen…

Jestem optymistą i myślę, że kiedy w końcu zafunkcjonuje prawo międzynarodowe, wtedy te wojny będzie można opanować. Ciekawe, że często wojnę zaczynają prywatne wojska, a nie jakieś państwo, które otwarcie wypowiada ją innemu państwu. Tak było 10 lat temu w Ukrainie. Tak jest dzisiaj w Izraelu. Tak właśnie Putin zaczął wojnę przeciwko Ukrainie. W czasie, kiedy wojska rosyjskie bez znaków na mundurach wchodziły na Krym i szły na Donbas, on powiedział: „nas tam nie ma”. To znaczy, że mamy do czynienia z nowym obliczem tej zbrodni, którą jest wojna. Ludzie na Zachodzie, gdy słyszą słowo „wojna”, mają przed oczami filmy o drugiej wojnie światowej albo gry komputerowe. Jednak oblicze współczesnej wojny jest zupełnie inne. To jest diabelskie oblicze zła, tego zła, które się materializuje. To znaczy, że musimy się nauczyć w sposób nowy, ale autentyczny, powstrzymać eksport wojny na cały świat. Jeżeli tego nie zechcemy zrobić, albo wojna będzie tylko argumentem w politycznych rozgrywkach czy instrumentem analizowanym tylko z punktu widzenia pieniędzy i ekonomiki światowej, to zło będzie się rozszerzać na cały świat.

W perspektywie obrony świata przed ruskim mirem, jak ważna jest dalsza solidarność z Ukrainą?

To dobro pisze historię, Polacy dali światu wspaniałe chrześcijańskie świadectwo swej wiary. Nigdy nie zapomnimy zwłaszcza pierwszych, odruchowych aktów solidarności, kiedy wojna się tylko zaczęła. Jestem bardzo wdzięczny w imieniu całego naszego Kościoła i narodu Ukrainy za to chrześcijańskie świadectwo solidarności, które Polacy byli zdolni uczynić w tych mrocznych czasach. Wojna nie zakończyła się tak szybko, jak sobie tego wszyscy życzyliśmy, ale nie możemy się z nią pogodzić. Nie możemy o niej zapomnieć, nie możemy zamknąć się w swojej sferze komfortu i powiedzieć, że mnie to nie dotyczy. To, co dzieje się w mojej ojczyźnie, wcześniej czy później, dotknie nie tylko tych żołnierzy na froncie, ale każdego, nie tylko w Europie, ale też i w Stanach Zjednoczonych. Świat nadal musi być solidarny z Ukrainą. Pamiętam słowa naszego księdza, który posługiwał w podziemiu. Był skazany na wiele lat więzienia na Syberii. Kiedyś powiedział tak: „Nie bójcie się wpuścić bólu bliźniego do swojego serca, nie bójcie się, bo ten ból uczyni was ludźmi i chrześcijanami”. Niech Polska nie boi się Ukrainy, bo razem możemy zwyciężyć. Jeżeli naprawdę będziemy empatyczni jedni wobec drugich, to staniemy się chrześcijanami nowego czasu, nowego tysiąclecia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.