Narciso Yepes – wirtuoz wybrany dla miłości przez Miłość

Karol Białkowski

|

GN 07/2024

publikacja 15.02.2024 00:00

Hiszpański wirtuoz gitary i polska arystokratka. Opowieść o miłości i nawróceniu, rozgrywająca się między Madrytem, Paryżem a Taizé. To coś więcej niż gotowy scenariusz na film.

	Narciso Yepes podczas koncertu w Teatro Colón w Buenos Aires w roku 1962. Narciso Yepes podczas koncertu w Teatro Colón w Buenos Aires w roku 1962.
wikimedia

Pani Maria, zwana do teraz przez wszystkich Marysią, z wielką otwartością dzieli się swoją życiową opowieścią pełną miłości arystokratki, córki polskiego ambasadora, i utalentowanego gitarzysty z południa Hiszpanii, który stał się cenionym wirtuozem. To nie tylko romantyczna historia, ale również niezwykłe świadectwo o tym, jak Bóg działa w życiu człowieka – pozwala mu się odkrywać i posługuje się nim, by wskazywał Go innym.

On i ona

Narciso urodził się w 1927 roku w Lorce, w regionie Murcja na południu Hiszpanii. Pochodził z rodziny rolników. Był trzecim z pięciu braci. Nie mógł pracować na roli, bo zmagał się albinizmem – chorobą genetyczną, przez którą musiał chronić się przed słońcem, a jednocześnie miał duże problemy ze wzrokiem. – Było tak źle, że do czytania musiał używać lupy, a później to ja mu czytałam. To cud, że Pan Bóg dał mu taką dobrą pamięć, by mógł wykonywać napisane przez siebie utwory bez nut przed oczami – wspomina.

W czasie wojny domowej w Hiszpanii (1936–1939) przeprowadził się wraz z rodziną do Walencji. Kilka lat później zaczął pobierać nauki w miejscowym konserwatorium, choć warunki do nauki miał niezmiernie trudne. Bieda nie pozwalała mu na zbyt wiele, a żeby się utrzymać, dawał lekcje gry na gitarze. – Już wtedy zadawał sobie pytania o talent, który ma – skąd i po co go dostał. Miał świadomość swoich muzycznych zdolności – wyjaśnia Marysia. W tym czasie nauczył się również czytać i pisać w języku Braille'a.

	Maria Szumlakowska była żoną Narciso Yepesa przez 39 lat, do jego śmierci w 1997 roku.   Maria Szumlakowska była żoną Narciso Yepesa przez 39 lat, do jego śmierci w 1997 roku.
Karol Białkowski /Foto Gość

Przełomowy dla kariery Yepesa okazał się utwór Joaquina Rodriga Concierto de Aranjuez. Nie była to zupełnie nowa kompozycja. Premierowe wykonanie nie zrobiło furory i utwór trafił na dwa lata „do szuflady”. Do czasu, gdy w 1947 roku do Madrytu przyjechał Narciso. Nie był to przypadek. Do stolicy Hiszpanii sprowadził go zachwycony jego grą Ataulfo Argenta, wybitny dyrygent, który prowadził orkiestrę podczas premierowego wykonania Concierto de Aranjuez. – Zaprowadził mojego męża do Joaquina Rodriga, by ten go posłuchał. Gdy do tego doszło, ten wyciągnął z szuflady partyturę i przekazał ją 20-letniemu wówczas młodzieńcowi. Wystarczył miesiąc, by Narciso ją opracował i przygotował do koncertu – opowiada. Wykonanie z towarzyszeniem Hiszpańskiej Orkiestry Narodowej pod dyrekcją Ataulfo Argenty z 1947 roku zachwyciło publiczność i krytyków, a Yepesowi dało przepustkę do wielkiej kariery.

Narciso zasłynął z jeszcze jednego muzycznego powodu. Skonstruował bowiem gitarę 10-strunową, która po 1964 roku stała się jego jedynym koncertowym instrumentem. – Ci, którzy go słuchali, wielokrotnie mówili, że jest geniuszem. Kiedyś jeden z dziennikarzy zapytał go, dlaczego wybrał gitarę. Odpowiedział, że wcale jej nie wybrał. On po prostu nie znał innego instrumentu, bo na wsi była tylko gitara – opowiada jego żona.

Spotkaniu Marysi z Polski z Narciso z Hiszpanii sprzyjały okoliczności. Pani Szumlakowska de Yepes mówi o sobie, że pochodzi z polskiej zaangażowanej i wierzącej rodziny. – Mój ojciec, Marian Szumlakowski, był ambasadorem Polski w Hiszpanii – wyjaśnia. W dyplomacji pracował od początku II Rzeczpospolitej, a na Półwyspie Iberyjskim był przedstawicielem naszego kraju od 1933 roku – najpierw w Lizbonie, a następnie (od 1935 roku) w Madrycie. Według źródeł w okresie hiszpańskiej wojny domowej ocalił uchodźców, którzy szukali schronienia na terenie polskiej ambasady przed represjami ze strony lewicowego Frontu Narodowego. Po drugiej wojnie światowej pozostał z rodziną na emigracji w Hiszpanii i pełnił rolę przedstawiciela Polski w tym kraju w rządzie Augusta Zaleskiego (drugiego Prezydenta RP na uchodźstwie). Urodzona w 1936 roku Marysia wychowała się więc na obczyźnie i to Madryt był jej domem.

Nawrócenie

Narciso wraz z wiekiem był coraz bardziej cenionym muzykiem. Z Concierto de Aranjuez występował w kilku europejskich miastach, m.in. w Paryżu. Tam też zakotwiczył na dłużej. Prowadził działalność artystyczną i uczył się u boku najlepszych muzyków. Wśród nich byli m.in. skrzypek George Enescu i pianista Walter Gieseking. Pobierał też nauki u Nadii Boulanger, której studentami byli najwięksi kompozytorzy XX w., m.in. Igor Stravinsky, John Eliot Gardiner czy Astor Piazzolla.

Kariera nabierała tempa, ale przełom nastąpił na zupełnie innym polu. – To było w Paryżu w maju 1953 roku. Opowiadał, że stał na moście na Sekwanie obok katedry Notre Dame. Patrzył na wodę i po raz kolejny sam siebie pytał, skąd ma ten dar muzyczny, po co mu został dany i jaki jest sens jego życia. Wspominał ten moment, kiedy usłyszał głos wewnętrzny: „Z miłości dałem ci ten dar, byś ty muzyką dawał miłość ludziom”. Gdy dopytywał, kim jest ten, który mówi, usłyszał kolejną odpowiedź: „Jestem twoim stworzycielem, twoim Bogiem” – opowiada Marysia. To było o tyle zaskakujące, że przez lata w jego życiu nie było Boga. I w sumie nie był temu winien. Nie miał okazji Go poznać, bo nikt nie przekazał mu jakichkolwiek podstaw wiary. Religia w czasach młodości jej męża była w wielu rodzinach na południu Hiszpanii martwa, choć tradycją było chrzczenie dzieci. – To było wielkie święto, choć nie celebrowano w nim sakramentu. Był to raczej zwyczaj. Świętowano po prostu narodziny nowego dziecka – wyjaśnia.

Obok mostu był kościół koptyjski. Wszedł do niego i zobaczył czerwone światełko lampki wiecznej. Usiadł w ławce i rozglądał się po wnętrzu, w którym było wiele ikon. Wtedy podszedł do niego ksiądz i zapytał, dlaczego tu siedzi. Narciso odpowiedział, że mu tu dobrze oraz że stało się mu coś, czego nie jest w stanie zrozumieć. Kapłan wysłał go do znajdującego się nieopodal rzymskokatolickiego kościoła akademickiego. Tam był ksiądz francuski, który mówił również po hiszpańsku. Pierwszym pytaniem, które usłyszał młody artysta, było: „Czy jesteś ochrzczony?”. A on wypalił: „A skąd ja mam to wiedzieć? Co to znaczy być ochrzczonym?”. Opowiedział, że jest z południa Hiszpanii, a wtedy ksiądz zasugerował, że w jego okolicy być może była tradycja polewania główki dziecka wodą święconą. Narciso przyznał, że tak właśnie było. Ponownie opowiedział o tym, co go spotkało. – Finał był taki, że w kilkanaście dni przeszedł kurs przygotowujący i przyjął Pierwszą Komunię Świętą – dodaje. To wydarzenie go zmieniło. – Wspominał, że dowiedział się, po co żyje. Mówił, że został wybrany dla miłości przez Miłość.

Fascynujący koncert

Po raz pierwszy Maria i Narciso spotkali się siedem miesięcy później, podczas koncertu dla studentów w Madrycie. – To był 13 grudnia 1953 roku. Byłam wtedy w gimnazjum, miałam 17 lat. Rosa Maria Kucharska – chrześniaczka moich rodziców, polsko-hiszpańskiego pochodzenia, która mieszkała z nami podczas studiów – zaproponowała, byśmy poszli go posłuchać. Ona znała Narciso z czasów swojej nauki w Paryżu, gdzie się regularnie spotykali. Rekomendowała go jako bardzo dobrego, młodego gitarzystę – wspomina Marysia. Przyznaje, że nie była szczególnie zainteresowana, ale Rosa Maria potrzebowała towarzystwa. – W domu słuchało się Andrzeja Wąsowskiego, Artura Rubinsteina, a polski arystokratyczny dom to fortepian i Chopin. Nie obchodziła mnie jakaś tam gitara. A do tego instrument kojarzył mi się z flamenco, a tu miał być w klasycznym wydaniu, czego nie byłam w stanie sobie wyobrazić – dodaje. Ostatecznie dała się jednak przekonać.

Koncert zaczął się z opóźnieniem. – Wszedł do sali, trzymając gitarę w taki sposób, jak obejmuje się dziewczynę. Stanął przed nami w audytorium i przeprosił. Tłumaczył, że uczestniczył w chrzcie swojego siostrzeńca, a on był ojcem chrzestnym – opowiada. Marysia przyznaje, że Narciso nie robił porażającego wrażenia. To był dla niej poważny señor, o 10 lat starszy, w dodatku mało atrakcyjny – niski, łysiejący i z zauważalną dużą wadą wzroku. – Znów zaczęłam się zastanawiać, co ja w tym miejscu robię. A potem zagrał utwory m.in. Luisa de Milána, a później również Jana Sebastiana Bacha. Zachwycił mnie. To było fascynujące. Nie wiedziałam, że na gitarze można tak grać – przyznaje. Młode kobiety zaproszono później na kolację. – Zadzwoniłam do taty, który wyraził zgodę, żebyśmy zostały – dodaje.

Narciso bardzo się ucieszył, widząc Rosę Marię. Ona usiadła po jego prawej, a Marysia po lewej stronie. – Od czasu do czasu na mnie spoglądał. Jako dobrze wychowana dziewczyna nie odzywałam się w ogóle. Ale w pewnym momencie mnie zagadnął. Pytał, czym się zajmuję, więc mu odpowiedziałam, że jestem w liceum francuskim i w przyszłym roku będę zdawała maturę. Wiedząc, że jestem Polką, a do tego mówię po francusku i po hiszpańsku, zapytał, czy będę studiować języki. Pomyślałam: „Co za bałwan”, a odpowiedziałam, że planuję iść na teologię i filozofię – wspomina. Po latach Narciso przyznał, że go wówczas zatkało i postanowił więcej o nic tej smarkuli nie pytać.

Młoda Polka zrobiła jednak na hiszpańskim gitarzyście niemałe wrażenie. Dwa dni później Marysia odebrała domowy telefon. Dzwonił on, ale poprosił o możliwość rozmowy z Rosą Marią. – Zaprosił ją na następny dzień na kolację. Wróciła późno. Ja już spałam. Obudziła mnie i powiedziała: „Chciałam ci powiedzieć, że Narciso bardzo się tobą interesuje. On się ze mną spotkał po to, by wypytać o ciebie i twoją rodzinę”.

Oni

Po kolejnych trzech dniach telefon znów zadzwonił. Tym razem również odebrała Marysia. Poinformowała Yepesa, że jej przyjaciółka wyjechała już do domu, do Barcelony, na święta Bożego Narodzenia. – On jednak chciał rozmawiać ze mną i zaprosił mnie na koncert fortepianowy – wspomina. Utwory Chopina grał wybitny radziecki pianista Nikita Magaloff. – W przerwie zapowiedział mi – wiedząc o moich planach, by wyjechać do Paryża na studia – że będzie na mnie czekał. Zapytałam: „Na co?”. A on: „Żeby się z tobą ożenić”. To mnie zupełnie oszołomiło – opowiada. Młoda kobieta zaznaczyła jeszcze, że na razie nie ma zamiaru wychodzić za mąż, a poza tym po studiach chce swoje życie poświęcić Panu Bogu. – Wydawało mi się, że ta deklaracja zakończy naszą rozmowę, ale on dopowiedział ze spokojem, że ma podobny cel – chce założyć chrześcijańską rodzinę. Wtedy skamieniałam – wspomina. Podkreśla przy tym, że wzięła tę zapowiedź na serio. Czuła bowiem przy Narciso ogromny pokój i spokój. Wówczas opowiedział o swoim niedawnym nawróceniu i o tym, że najważniejsze jest dla niego, by spełnić wolę Pana Boga.

Po raz kolejny zadzwonił już w styczniu, a Szumlakowscy, którzy byli przekonani, że artysta jest zainteresowany ich chrześnicą, zaprosili go na herbatę do domu. – Śmieję się, że wykazał się bohaterstwem, bo Hiszpanie nie lubią herbaty, a znów Polacy ją ciągle piją. Wypił heroicznie całą filiżankę – dodaje ze śmiechem. Potem były szachy z ojcem Marysi. – To wtedy moja mama poprosiła mnie na bok. Zauważyła, że Narciso nie jest zainteresowany Rosą Marią, ale wodzi zakochanym wzrokiem za mną. Mama czuła, jak jest w rzeczywistości, choć nikomu nie powiedziałam o jego miłosnym wyznaniu – podkreśla.

Proza życia rozdzieliła ich na jakiś czas. Gdy spotkali się po raz kolejny, Marysia była już studentką. Nie wyjechała jednak do Paryża, bo nie otrzymała stypendium. Została więc w Madrycie. Narciso poprosił o to, by poświęciła mu trochę czasu i… poczytała mu Pismo Święte. – Przyznał, że nigdy tego nie robił, również przez problem ze wzrokiem. Zgodziłam się oczywiście i zamieniłam się w jego… katechetkę. Codziennie chodziliśmy na 8.00 na Mszę św., a potem – przed moimi zajęciami – do kawiarenki na godzinne katechezy. Tak było przez cały rok. Wtedy sobie uświadomiłam, jak mi z nim dobrze. Mówiłam sobie w głębi serca, że nie jest istotne, że jest łysy i niski. Zakochałam się w jego pięknej duszy. Bardzo zauroczyło mnie jego pokorne podejście do życia, które nie jest takie oczywiste w świecie artystów. Było w nim tyle dobroci – przekonuje.

Marysia przyznaje, że tym, na czym jej zależało najbardziej, było to, by jej małżeństwo było zawsze drogą do Boga. Poprosiła więc Narciso, by pojechał do Sewilli, do zaufanego księdza. – Wysłałam go tam, by z nim porozmawiał. Chciałam wiedzieć, co ten kapłan myśli o naszej relacji. Narciso miał być tam 3–4 dni, ale został miesiąc. Pomagał księdzu w zakładzie poprawczym dla chłopców. Po jakimś czasie dostałam list, w którym kapłan napisał: „Uważam, że zesłał ci go Pan Bóg” – wspomina. Państwo Yepesowie zawarli sakrament małżeństwa 7 kwietnia 1958 roku. Marysia miała wówczas 21 lat.

Pożyczona gitara

Narciso i Maria byli też bardzo związani z Taizé. Małżonkowie przez lata przyjeżdżali do wioski, w której zaprzyjaźnili się z wieloma braćmi z ekumenicznego zgromadzenia. Pierwszy raz spotkali się z założycielem wspólnoty i przeorem, bratem Rogerem, pod koniec lat 70. XX w., podczas jego podróży do Hiszpanii. – To było w bardzo biednej madryckiej parafii. Zostaliśmy zaproszeni do udziału w modlitwie z braćmi. Tak się poznaliśmy. Byliśmy zachwyceni prostą modlitwą przez muzykę i wielokrotne powtarzanie krótkiego wersetu – zaznacza. Już wtedy jeden z hiszpańskich księży – Carlos Castro, profesor teologii na Uniwersytecie w Salamance – zaczął organizować wyjazdy do Taizé. – Pojechał z nim nasz syn Ignacio. Po powrocie rozemocjonowany powiedział, że musimy tam jechać i my. Zaznaczył, że w tym miejscu znajdziemy to, czego szukamy – dodaje. Nie skończyło się na jednym wyjeździe.

Chłopak bardzo się zaangażował. Jeździł na kolejne spotkania europejskie, by dyrygować chórem i instrumentalistami. W dzieło włączyła się cała rodzina – Narciso grał na gitarze, córka Ana na flecie, a drugi syn, Juan, i Marysia śpiewali.

Podczas jednego z pobytów w Taizé państwo Yepesowie poznali młodego Aloisa. – Pamiętam, że miał długie blond włosy. Przystojny chłopak – mówi o późniejszym przeorze wspólnoty Marysia. Wspomina, że gdy już był jednym z braci, brat Roger zwalniał go z obowiązków, by mógł uczyć się gry na gitarze u jej męża. – To były długie lekcje. Przychodził do pokoju i czasem godzinę, czasem dwie rozmawiali o wszystkim – o muzyce, o gitarze, o świecie – wspomina. Przekonuje, że brat Alois jest bardzo utalentowanym muzykiem i jednym z kompozytorów pieśni wspólnoty, które śpiewane są nie tylko we francuskiej wiosce i podczas Europejskich Spotkań Młodych, ale na całym świecie, w chrześcijańskich wspólnotach różnych denominacji.

Ta więź z bratem Aloisem była naprawdę wyjątkowa. Narciso, uznany już w świecie artysta, chciał podarować swoją gitarę młodemu bratu. Ten jednak odmówił, bo członkowie wspólnoty nie przyjmują żadnych darów i żyją tylko z owoców pracy rąk własnych. – Narciso znalazł pewne wyjście z sytuacji. Powiedział, że gitarę Aloisowi tylko pożyczy. Wówczas brat Roger zapytał, na ile lat, a w odpowiedzi usłyszał: „Może być na całe życie”. I tak się stało – opowiada.

Po tragicznej śmierci brata Rogera w 2005 roku brat Alois przejął obowiązki przeora wspólnoty. Pani Maria wyjaśnia, że gitarę trzymał w swoim pokoju, ale nie miał czasu, by ćwiczyć. – Gdy rozmawiałam z nim latem ubiegłego roku, mówił, że teraz, po przekazaniu obowiązków bratu Matthew, będzie miał go wystarczająco dużo. Dla niego granie jest, tak jak dla mojego męża, modlitwą na Bożą chwałę – przekonuje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.