Przede wszystkim nie straszyć

ks. Wojciech Węgrzyniak

|

Gość Extra nr 8

publikacja 08.02.2024 00:00

Jak oswajać dzieci z umieraniem i śmiercią,radzi ks. prof. Wojciech Węgrzyniak.

Przede wszystkim nie straszyć Roman Koszowski /Foto Gość

Trzeba z dziećmi o tym rozmawiać tak, jakby to była najbardziej zwyczajna sprawa: są urodziny, jest i śmierć. Są choroby, są i dni zdrowe. Jest słońce i są dni pochmurne. Następnie nie bać się zabrać ich na pogrzeb. Miałem cztery lata i pamiętam, jak tato podniósł mnie, żebym zobaczył ostatni raz dziadka w trumnie. Z dziadkiem mieszkaliśmy i była to ważna osoba. Nie pamiętam, żeby to była jakaś trauma. Podobnie jak zmarł ktoś z sąsiadów – chodziliśmy z rodzicami pomodlić się wieczorem przy trumnie. Były też inne dzieci. Było w tych zwyczajach coś przenikającego, niezrozumiałego dla dziecka, ale w pewnym sensie też majestatycznego. Jako ministrant już od trzeciej klasy szkoły podstawowej często służyłem do Mszy św. pogrzebowych i lubiłem te ceremonie. Nawet wtedy myślałem, że na pogrzebach to ludzie wydają się jacyś „głębsi” niż na ślubach.

Najważniejsze, żeby nie straszyć dzieci śmiercią, umieraniem. Jeśli pokażemy, że dla nas to jest naturalny, trudny, ale konieczny temat, to i dzieci to uchwycą, bo one uczą się od nas wszystkiego, również podejścia do śmierci. Wydaje mi się zresztą, że coraz większy problem z tym tematem mają dorośli, a to przekłada się potem na dzieci.

Nie spotkałem się też nigdy z sytuacją, w której dziecko bało się krzyża czy scen pasyjnych. Ani wtedy, kiedy uczyłem w przedszkolu czy podstawówce, ani wówczas, kiedy jeździłem na rekolekcje wakacyjne z dziećmi czy gdy prowadziłem w czasie rekolekcji parafialnych nabożeństwa Drogi Krzyżowej dla najmłodszych – żadne dziecko nie mówiło o strachu z powodu krzyża. Czasem widać było, jak dzieci przeżywają ból Jezusa. Niekiedy nawet im zazdrościłem takiej naturalnej empatii wobec cierpienia, do którego my, dorośli, trochę się już przyzwyczailiśmy.

Reakcje dzieci na sceny pasyjne to oczywiście indywidualna kwestia. Są takie, które boją się psów, są i takie, które je uwielbiają. Najważniejsze, żeby nasza reakcja pomagała dzieciom w oswajaniu lęku, a nie w pogłębianiu traum. Nie zmuszałbym dziecka do oglądania „Pasji” Gibsona czy nie kazałbym całować krzyża, gdybym widział, że dziecko ma z tym poważne kłopoty. I ciągle opowiadałbym o miłości, która stoi za cierpieniem Jezusa. Bo w tym wszystkim najważniejsza jest miłość. Rodzice wiedzą, że może być miłość większa nawet od największych bólów porodowych. Nie wiem, jak to robili księża i rodzice, ale dla mnie w dzieciństwie krzyż zawsze kojarzył się przede wszystkim z wielką miłością Jezusa. On bardzo cierpiał. Ale dlatego, że bardzo, bardzo nas wszystkich kochał.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.