Krzyż i dziecko

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

|

Gość Extra nr 8

publikacja 08.02.2024 00:00

Jak oswajać dziecko z symbolami oraz obrazami zbawczej męki Chrystusa i przygotować je do przeżycia Wielkiego Postu?

Duszpasterze pracujący z dziećmi zgodnie twierdzą, że nie spotkali się z sytuacją, w której dzieci bałyby się krzyża. Duszpasterze pracujący z dziećmi zgodnie twierdzą, że nie spotkali się z sytuacją, w której dzieci bałyby się krzyża.
Roman Koszowski /Foto Gość

Krzyż to cierpienie. Należy więc unikać krzyża i zapominać o lęku z nim związanym? A co z dziećmi? Czy powinno się je izolować od niedogodności, strachu, trudnych tematów i jakiegokolwiek dyskomfortu? A może raczej hartować i przeprowadzać przez bolesne doświadczenia? Wielki Post jest pod tym względem czasem szczególnym, być może kluczowym. Oto cierpi i umiera Jezus – Bóg. Widzimy Go na krzyżu, idziemy za nim Drogą Krzyżową, skarżymy się Gorzkimi Żalami. Czy ten czas można przeżywać z dziećmi?

Dziecko zaczęło płakać

Na jednej z rodzicielskich grup internetowych rozgorzała dyskusja na temat… krzyża. Mama opisała, jak siedmiolatek zaczął histerycznie płakać, gdy poszedł z siostrą katechetką na (w założeniu) dostosowaną do wieku dzieci Drogę Krzyżową. Chłopiec po powrocie z nabożeństwa miał „nie spać po nocach i przeżywać lęki”. „Jestem wierzący, ale dzieciom nie funduję tego typu spektakli. Po co? Mało to bólu na świecie” – grzmiał jeden z uczestniczących w dyskusji ojców.

Czy faktycznie sceny pasyjne są na tyle brutalne, że dzieci mogą się ich bać? Chodzi oczywiście o te w przestrzeni sakralnej, nie w filmie. Ks. prof. Marek Lis, filmoznawca i medioznawcza, twierdzi: – Ewangeliczna droga krzyżowa jest opisem okrutnego, nieludzkiego traktowania Jezusa, aż do śmierci na krzyżu. W wielu świątyniach to właśnie wizerunek Ukrzyżowanego jest dominującym wizualnie elementem przestrzeni. Czy jednak krzyż albo stacje drogi krzyżowej w kościołach mogą wywoływać przerażenie? Jeśli dziecko dorasta w domu, gdzie na ścianie jest krzyż, a rodzice – pierwsi nauczyciele wiary – wprowadzają je w świat Ewangelii, krzyż w kościele nie powinien wywoływać reakcji lękowej. Raczej współczucie i żal.

Czy zatem oswajać dzieci z tego typu tematyką? I jak to robić? – Naukowcy, badający oddziaływanie przemocy w mediach, i to nie tej realnej, pokazywanej np. w programach informacyjnych, lecz obecnej w filmach, od lat zadają sobie takie pytania. I nie mają jednoznacznych odpowiedzi: jedni podnoszą alarm, dostrzegając bezpośrednie oddziaływanie na emocje, stany lękowe czy zachowanie, inni doceniają stopniowe oswajanie z przemocą, a jeszcze inni dopatrują się efektu katharsis, czyli obniżenia gotowości do zachowań przemocowych, co miałoby być wynikiem swoistego współuczestniczenia w fikcyjnej, ekranowej przemocy – tłumaczy ks. prof. Lis.

– Nie spotkałem dziecka, które bało się Pana Jezusa na krzyżu czy przestraszyło się w czasie Drogi Krzyżowej. Raz zdarzyło mi się pomagać dziewczynce, która reagowała płaczem, gdy mówiło się o śmierci albo wspominało się o cierpieniu. Była to jednak dziewczynka mocno obciążona sytuacją w domu: jej mama była ciężko chora, a dziecko przeżywało traumę związaną z sytuacją własnej rodziny – opowiada ks. Wojciech Szychowski, duszpasterz, psycholog i psychoterapeuta. – Wówczas krzyż, cierpienie Jezusa i śmierć były utożsamiane z sytuacją w domu, przeżyciami dziecka, które zostało pozostawione samo sobie z lękiem.

Ksiądz Szychowski dodaje, że pozostawienie dziecka sam na sam z każdą nową, trudną przestrzenią, wyobraźnią, lękami zawsze może skończyć się źle. – Jeśli dziecko usłyszy, że Jezus umarł, został zabity, i zostanie z tą informacją samo, może tak „pracować” wyobraźnią, że ta wiedza stanie się dla niego nieznośna i trudna do uniesienia. Potrzebuje wsparcia rodziców, rozmowy, towarzyszenia, aby nie doznać szoku i aby jego psychika nie ucierpiała – twierdzi kapłan.

Czy reakcja dzieci może być uwarunkowana kulturowo? – Środowiska wychowawcze kształtują nasze zachowania, budują świat wartości: dobre wychowanie nauczy współczucia, pozwoli na uznanie przemocy za niesprawiedliwość, za zło. Dziecko wprowadzane od początku w świat wiary, znające losy Jezusa od Betlejem, też przecież naznaczonego przemocą Heroda wobec dzieci, aż po Golgotę i zmartwychwstanie, nie uzna Kościoła za miejsce gloryfikujące przemoc – mówi ks. prof. Lis. – Lubię przypatrywać się rodzicom, którzy wykorzystując te elementy kościelnej scenografii, od żłóbka po drogę krzyżową, prowadzą dla swoich pociech taką pierwszą katechezę.

W poszukiwaniu sensu

Według ks. Szychowskiego istotne jest, czy możemy odnaleźć głębszy sens w konkretnej sytuacji, również trudnej czy wywołującej niepokój. – Jeśli dziecko uczestniczy w zabawach z okazji Halloween, przebiera się za wampira czy diabła, tańczy wśród dekoracji z krwią, to dzieje się to ze szkodą dla jego psychiki nie tyle ze względu na straszną otoczkę, co na brak sensu, brzydotę wewnętrzną tego typu zabaw. To jest zło, które nie ma żadnego sensu i nie kończy się dobrem – uważa psycholog. W przypadku uczestnictwa dziecka w wydarzeniach Wielkiego Postu jest inaczej. – Jezus na krzyżu ma rany. Cierpi i umiera. Ale my wiemy, że nie umarł bezsensownie, że cierpiał i oddał życie w konkretnym celu. I że jego śmierć kończy się radością, zmartwychwstaniem. Ta śmierć nie jest przepełniona grozą, lecz… nadzieją. O tej nadziei powinni dziecku mówić nie tylko katecheci i księża, ale i rodzice. Jeśli rodzina wspólnie przeżywa Wielki Post, Triduum Paschalne jako misterium życia wiecznego, to wspólnie odnajdzie w tym nadzieję – dodaje ks. Szychowski. – Pokazując nadzieję, uczymy nadziei. Pokazując bezsens – uczymy bezsensu. Owocem męki i śmierci Jezusa jest… życie.

Wspólnie na Drogę Krzyżową

Anna i Krystian Kiełpińscy są diecezjalnymi doradcami życia rodzinnego diecezji pelplińskiej. Wychowują trzech synów. – Czas Wielkiego Postu przeżywamy razem, rodzinnie, ale i w większej wspólnocie. Jest to dla naszej całej rodziny duchowe przeżycie. Wspólnie chodzimy do kościoła, uczestniczymy w nabożeństwach pasyjnych – opowiadają małżonkowie.

Najstarszy syn Kiełpińskich jest autykiem. I już odbył z ojcem… Ekstremalną Drogę Krzyżową. – Syn traktuje wszystko zadaniowo. Jako maluch przeżywał Wielki Post inaczej – wtedy czytaliśmy mu książeczki o tematyce wielkopostnej, a on słuchał. Myślał. Pytał o to, kiedy Jezus zejdzie z krzyża. Mówił, że Jezusowi jest na krzyżu źle, sam był smutny. To dobre, prawdziwe reakcje. Pokazują, że dziecko potrzebuje wiedzieć, stykać się z trudnymi tematami, oswajać je – opowiada pani Anna. – Jezus się narodził i zmartwychwstał, by otworzyć nam bramy nieba. Tę prawdę stopniowo staramy się przekazać dzieciom. Dlatego kochamy krzyż, adorujemy go wspólnie z dziećmi. W Wielki Piątek na stole w domu układamy duży krucyfiks. To jest wówczas centralne miejsce dla naszej rodziny. Chcemy, by dzieci wiedziały, że cierpienie Jezusa wynika z miłości do nas. To jest tajemnica: Bóg wybrał taką drogę do zbawienia.

– Jeśli rodzina żyje rokiem liturgicznym, to czas Wielkiego Postu, cierpienie Wielkiego Piątku zostaną wpisane w szerszy kontekst. I będą prowadzić do dobrego finału – dodaje pan Krystian. Przy takiej harmonii dzieci w naturalny sposób podchodzą do spraw wiary. Nawet gdy pewne prawdy są trudne. – Warto patrzeć na rozwój konkretnego dziecka i jego potrzeby. Żadne z naszych dzieci nigdy nie bało się krzyża. A dzieci niepełnosprawne wyjątkowo głęboko przeżywają ten czas. Jakby czuły więcej i więcej widziały – twierdzą małżonkowie.

Podobnie twierdzi s. Elwira Szwarc CR, dyrektorka Domu Mocarzy. Wielki Post w Mocarzewie, w ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych, to czas… po prostu piękny. I w tym przypadku potwierdza się zasada, że ten okres dorośli i dzieci powinni przeżywać wspólnie. – Nasze dzieciaki, podobnie jak my, żyją życiem Jezusa, żyją rytmem liturgicznym, a więc oczekują na Jego urodziny w Adwencie, przygotowują prezent urodzinowy, radują się z Jego przyjścia na świat. Potem poznają Jego życie, bo dużo im o Nim opowiadamy. Codzienne sytuacje staramy się odnosić do Jezusa – opowiada s. Elwira. – W końcu przychodzi czas Wielkiego Postu. Wówczas staramy się wszyscy spełniać dobre uczynki, pościmy – dzieci najczęściej rezygnują ze słodyczy, rzadziej słuchają muzyki. Modlimy się, wspólnie odprawiamy Drogę Krzyżową.

Jak mówi zmartwychwstanka, żadne z dzieci nigdy nie bało się krzyża. Raczej do niego… lgną. – One wiedzą, że Pan Jezus z miłości oddał życie za nas i że zmartwychwstał. Wiedzą i czują, że żyje, jest z nami, pociesza nas, wspiera, błogosławi – opowiada s. Elwira. – Ich wiara jest prosta, szczera, głęboka. Gdy uczestniczą w Drodze Krzyżowej, to bardzo chcą trzymać w rękach krzyż, bo w ten sposób wyrażają swoją chęć pomocy Panu Jezusowi. Chętnie uczestniczą w misterium męki Pańskiej, wcielają się w role i mocno to przeżywają. Bywa, że podbiegają do Jezusa i chcą pomagać Mu dźwigać krzyż. Zadają dużo pytań – nawet jak są na scenie. Najważniejsze jest, by kierować ich wzrok ku górze. Wówczas, z Jezusem, łatwiej dźwigać nasze ludzkie, codzienne krzyże.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.