W świecie, oddzieleni od świata

Magdalena Dobrzyniak

|

Gość Extra nr 8

publikacja 08.02.2024 00:00

Czarne kapy, zakrywające twarze spiczaste kaptury z otworami na oczy, czaszki na drewnianych laskach i pokutny śpiew – barokowa oprawa tych nabożeństw nie zmienia się od wieków. Tak jak nie zmienia się wielkopostne nawoływanie Kościoła do refleksji nad ulotnością życia oraz nieuchron­noś­cią śmierci i wezwanie do nawrócenia.

Podczas nabożeństwa Piętnastu Stopni Męki Pańskiej bracia noszą czarne kapy i spiczaste, zakrywające twarze kaptury. Podczas nabożeństwa Piętnastu Stopni Męki Pańskiej bracia noszą czarne kapy i spiczaste, zakrywające twarze kaptury.
Adam Wojnar

Memento homo mori! Pamię­taj, człowiecze, na śmierć, a za grzechy pokutuj! Mocny, przejmujący śpiew wypełnia w każdy piątek Wielkiego Postu kaplicę Męki Pańskiej w krakowskiej bazylice św. Franciszka z Asyżu. Powtarzane jest od ponad czterech wieków i przekazywane z pokolenia na pokolenie przez krakowian różnych stanów, od królów począwszy, przez biskupów i kardynałów, ludzi kultury i nauki, po zwyczajnych ubogich mieszczan. Modlitwa tajemniczych braci niezmiennie ściąga na plac Wszystkich Świętych nie tylko ciekawskich i spragnionych egzotycznych wrażeń. Na nabożeństwa Piętnastu Stopni Męki Pańskiej przychodzą ludzie szukający refleksji nad przemijaniem, sensem cierpienia i pokuty, zjednoczenia z Ukrzyżowanym. – Największą duchową siłą braci jest mądrość krzyża, trwanie w jej obecności w sposób ewangeliczny; dyskretny, a jednocześnie głęboki – podkreśla duchowy opiekun Arcybractwa Męki Pańskiej i Dobrej Śmierci o. Andrzej Prugar OFM Conv.

Ukryci przed ludźmi

Zdaniem franciszkanina fakt, że arcybractwo istnieje nieprzerwanie od tylu lat, jest już samo w sobie dowodem na to, że zawsze było ono wartą rozważenia propozycją dla wierzących, przyciąganych pragnieniem medytowania tajemnicy Ukrzyżowanego w formie zaproponowanej w 1595 roku przez kanonika, późniejszego biskupa krakowskiego Marcina Szyszkowskiego. Oddziaływanie wspólnoty brackiej było tak silne, że podobne bractwa powstały przy niemal trzydziestu klasztorach franciszkańskich w Polsce. Do czasów współczesnych zachowało się tylko najstarsze z nich – krakowskie. Obecnie liczy ono zaledwie kilku członków, ale to wystarczy, by tradycja brackich nabożeństw pasyjnych wciąż żyła.

Do obowiązków braci należał m.in. udział w piątkowej modlitwie połączonej z biczowaniem. Zwyczaj biczowania został z czasem zniesiony, ale inne tradycje pozostają niezmienne. Członkowie bractwa zachowują anonimowość, publicznie pokazując się w specjalnych, czarnych tunikach, i długich, zasłaniających twarze kapturach na głowach, budzących grozę i zaciekawienie.

W czasach, kiedy nawet to, co najbardziej osobiste, wystawiane jest na pokaz, wielu zapewne chciałoby zaspokoić ciekawość i zajrzeć pod kaptury braci. – W momencie gdy wchodzimy do bazyliki, zostawiamy wszystkie tytuły. Wobec Boga i tajemnicy śmierci wszyscy jesteśmy równi – mawia jeden z nich. Kiedy zakładają strój bracki, wchodzą w misterium Chrystusa, stają przed Nim w pokorze i prostocie. Nawet jeśli w świecie cieszą się popularnością, a ich działalność jest podziwiana, tutaj nie są celebrytami. – Wyobraźmy sobie, że w tych nabożeństwach uczestniczą prezydenci Krakowa, Łodzi czy Warszawy, a nawet prezydent Polski czy jacyś znani aktorzy. Czy to nie na nich skupiałaby się bardziej uwaga wiernych? – zastanawia się o. Prugar. Członkami franciszkańskiego arcybractwa byli przecież m.in. królowie Zygmunt III Waza, Władysław IV czy Jan Kazimierz. Ich jawne uczestnictwo w brackim nabożeństwie to potencjalne źródło zainteresowania czy sensacji. Tego za wszelką cenę chciano w tamtych czasach uniknąć. A dziś? Właściwie znamy tożsamość tylko jednego ze współczesnych braci. To Adam Bujak. – Bracia pilnie strzegą swoich tajemnic, by zachować intymność przeżycia i oddzielić się od świata. Nasze „dziwaczne” stroje mogą budzić grozę, ale ogromna liczba osób przychodzących na nabożeństwa świadczy o tym, że refleksja nad śmiercią jest im potrzebna – przekonuje znany fotografik.

– Ta anonimowość ma głęboki sens. Jest znakiem ciągłości dziedzictwa arcybractwa i pomaga w modlitwie. Jedynym odkrytym, przyciągającym uwagę jest Jezus w Najświętszym Sakramencie. Jest też Matka Boża Bolesna, jest krzyż. A my? My wszyscy jesteśmy tacy sami, równi przed Bogiem – wyjaśnia o. Andrzej Prugar.

Ciemność przenika światło

Co więc dzieje się w każdy piątek Wielkiego Postu w krakowskiej bazylice św. Franciszka z Asyżu? Nabożeństwo Piętnastu Stopni Męki Pańskiej poprzedza upamiętniająca odnalezienie krzyża Chrystusa przez św. Helenę tzw. Procesja Jerozolimska do kaplicy Męki Pańskiej. Tam, przed latarnią ozdobioną czterema obrazami przedstawiającymi modlitwę Pana Jezusa w Ogrójcu, Matkę Bożą Bolesną, św. Weronikę i Pana Jezusa na krzyżu, odprawiane jest nabożeństwo pasyjne. Podczas procesji członkowie bractwa śpiewają: Memento homo mori, wezwanie, które stanowi także ich motto. W trakcie odśpiewywania psalmów pokutnych uczestnicy modlitwy klęczą, a bracia leżą krzyżem. Nabożeństwo kończy się ucałowaniem relikwii Krzyża Świętego i procesją do zakrystii. Bracia niosą insygnia, na których są znaki męki Jezusa. Brat, który jest najdłużej członkiem arcybractwa, niesie krzyż. Dwaj najstarsi wiekiem trzymają umieszczone na drewnianych laskach czaszki: męską i kobiecą. Tylko oni mają odsłonięte twarze.

Modlitwa pokutników przypomina, że wszyscy umrzemy. Ale w wielkopostnym nabożeństwie braci jest wbrew pozorom wiele światła. – Są świece, jest blask Najświętszego Sakramentu, który mówi, że jeśli umieramy w Chrystusie, jesteśmy z Nim w łączności, to idziemy ku zmartwychwstaniu. To droga ku przebóstwieniu – przekonuje o. Prugar.

Śmierć jest prawdą tyleż oczywistą, co odrzucaną. Żyjemy szybko, poszukujemy wrażeń, atrakcji, kolorów, korzystamy z osiągnięć nauki, przedłużając życie i dopóki się da – łagodząc nieprzyjemne efekty przemijania. Jeśli śmierć, to na naszych ludzkich warunkach, bez bólu, a nawet w momencie, który – udręczeni cierpieniem, nie widząc w nim sensu – ostatecznie sami będziemy chcieli wybrać. Kultura życia, wiecznej młodości, doskonałej kondycji fizycznej spycha na margines nieuchronną perspektywę śmierci. – Tymczasem Memento mori to okrzyk, który wyrywa ludzi z letargu i ułudy niekończącego się, kolorowego istnienia – mówi o. Prugar. Chcemy tego czy nie, do śmierci przygotowujemy się w każdej chwili życia. Czy to ma przerażać? Nie, bo śmierć, jak wierzymy, jest spotkaniem z Bogiem. Nie jest miejscem mroku, ale światła, przenikającego i osądzającego człowieka w prawdzie i miłości.

Ulituj się!

– Dla mnie jako franciszkanina i kapłana Memento mori jest jak ewangeliczne wołanie, które wiele razy czytam przy ołtarzu: „Czuwajcie, bądźcie gotowi”. To jest wezwanie Chrystusowe. Myślę, że może ono stać się treścią modlitwy nieustannej, jak słowa celnika: „Boże, miej litość nade mną” czy błaganie Bartymeusza: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną, otwórz mi oczy!” – komentuje opiekun bractwa, którego misją jest przygotowanie do spotkania z Bogiem, do dobrej śmierci.

Bracia jednak nie tylko prowokują do refleksji nad ulotnością życia i jego nieuchronnym końcem. Przez wieki dbali o żyjących, wypełniając liczne dzieła charytatywne, dbając o edukację i świadcząc w codzienności o swoim autentycznym chrześcijaństwie. Opiekowali się więźniami, ubogą młodzieżą i chorymi.

Król Władysław IV udzielił swoim konfratrom niespotykanego przywileju. Raz w roku, w Wielki Piątek, wspólnota uwalniała człowieka skazanego na śmierć. Prowadzili go procesyjnie z Wieży Ratuszowej na Rynku Głównym do kaplicy Matki Bożej Bolesnej u franciszkanów. Trasa tego przedziwnego pochodu wiodła ulicą, która dziś znana jest przede wszystkim z tego, że – jak śpiewa pewien krakowski bard – tutaj pada deszcz. Wieki temu tak bardzo kojarzyła się z brackimi procesjami uwolnienia, że od nich wzięła swą nazwę. Warto dodać, że bracia nie opuszczali wyrwanego śmierci skazańca. Od chwili, gdy z jego rąk spadły kajdany, stawał się on członkiem bractwa i do końca życia był pod jego opieką.

Innym przywilejem braci było uwalnianie z długów. W większości majętni członkowie bractwa spłacali zobowiązania zaciągnięte przez ludzi, którzy nie mogli się z nich wywiązać. – Uwalnianie gardłowników i debitorów to przywileje, które zostały odebrane w czasach zaborów, ale do dziś bracia posługują modlitwą za zmarłych i konających – opowiada o. Prugar.

Życie pokuty

Ważnym aspektem arcybractwa jest pokuta, często dziś sprowadzana do aktów cierpiętniczych, które mają wyjednać człowiekowi przychylność Boga, albo przeciwnie – ignorowana i interpretowana jako opresyjność, która zakłóca więź człowieka ze Stwórcą. – To ekstrema. Pierwsze jest pychą, drugie – nieporozumieniem – ocenia o. Prugar. Aby zrozumieć, na czym polega życie w pokucie, konieczne jest odwołanie się do św. Franciszka z Asyżu, który w „Testamencie” napisał: „Pan tak mi dał rozpocząć życie pokuty”. – Franciszek dzieli swoje życie na dwa etapy: bez pokuty i w pokucie. Życie w pokucie to życie w posłuszeństwie Bogu i pójście za Chrystusem. Natomiast życie bez pokuty oznacza postawienie w centrum własnych pragnień, którym człowiek służy – tłumaczy zakonnik. – Bardzo nierozsądnym jest patrzeć na św. Franciszka jako na tego, który stosuje praktyki pokutne, by zdobyć Boga – przestrzega. Jak dodaje, istotą pokuty jest postawienie w centrum swojego życia Boga, który jest miłością i z miłości zbawił grzeszników, uwalniając ich od śmierci wiecznej. – Długo nie rozumiałem słów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie”. Co to znaczy „zaprzeć się siebie”? Czego mam się zapierać, jaki wysiłek mam włożyć? – zastanawia się franciszkanin. Według niego, jeśli idziemy za Jezusem i chcemy Go naśladować, trzeba „oderwać się” od tego, co nas z tej drogi wytrąca. – Czyli na przykład, jeśli jestem matką, ojcem, dziennikarzem, to wchodzę w swoją pracę, wypełniam swoje obowiązki całym sercem, ze względu na Chrystusa zapieram się tego, co mnie od nich odciąga. Jeśli jestem na modlitwie i odmawiam Różaniec czy adoruję Najświętszy Sakrament, to jestem przed Bogiem i nie ulegam pokusie zajęcia się czymś innym – wyjaśnia franciszkanin.

Droga pokuty dla św. Franciszka zakończyła się jednością z Chrystusem wyrażoną w tajemnicy stygmatów, które były pieczęcią położoną przez Boga na takim sposobie życia, który jest naśladowaniem Zbawiciela. – Arcybractwo Męki Pańskiej, zakorzenione w duchowości franciszkańskiej, jest znakiem i przypomnieniem, że istotą życia chrześcijańskiego jest Jezus Chrystus i wszystkie nasze wybory ostatecznie mają być dokonywane ze względu na Niego. A to jest trudne. Wymaga aktów pokutnych, zaparcia się siebie – podsumowuje o. Andrzej Prugar.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.