W Jego ranach zdrowie

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

Gość Extra nr 8

publikacja 08.02.2024 00:00

Pięć rad na Wielki Post.

Jezus przez swoją mękę ukazał, że w złu cierpienia jest ukryte dobro odkupieńcze, które wykupuje z największego zła, czyli z grzechu. Jezus przez swoją mękę ukazał, że w złu cierpienia jest ukryte dobro odkupieńcze, które wykupuje z największego zła, czyli z grzechu.
Toni Schneiders /Interfoto/Forum

Sprawa ma się zasadniczo tak: nie trzeba odpowiadać wprost na pytanie, czy cierpienie uszlachetnia. Ksiądz profesor Józef Tischner stwierdził na łożu śmierci, że nie. Inni twierdzą, że tak. Jezus Chrystus, jak w 1985 roku powiedział do chorych Jan Paweł II, „pokazał, że Bóg wspiera naszą walkę z chorobą. Jednocześnie zaś, przez swoje błogosławieństwa, a zwłaszcza przez swoją mękę, ukazał, że w złu cierpienia jest ukryte ogromne dobro: dobro odkupieńcze, które wykupuje z największego zła, to znaczy z grzechu, z oddalenia od Boga, i dobro zbawcze, dobro samego życia Boga”. Otóż to – „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (por. Iz 53,5). Czy w naszych ranach również? Owszem, o ile własne cierpienie łączymy z Jego bólem.

Na tegoroczny Wielki Post przyjmij, proszę, Czytelniku, kilka rad. Dokładnie pięć – tyle, ile jest ran w ukrzyżowanym ciele naszego Pana. Każda z tych rad zawiera w sobie wezwanie albo do zwiększonego wysiłku, albo do czegoś, co może przysparzać bólu. I jest to zabieg celowy, świadomy, niekoniecznie nawiązujący do średniowiecznych praktyk pokutnych, noszenia włosienicy i samobiczowania. Raczej zachęca do pewnego ograniczenia siebie, które może prowadzić do rozwoju, pomaga wzrastać dojrzałości i postępować w chrześcijańskim życiu. Do czegoś, o czym wiele lat temu amerykański mnich, Tomasz Merton, napisał: „Asceza jest więc konieczna w życiu chrześcijańskim. Nie możemy pominąć obowiązku zaparcia się siebie. Jest on nie do uniknięcia, gdyż prawda nie może w nas żyć, dopóki dobrowolnie i własnym postanowieniem nie uznamy fałszu grzechu i nie wyrzucimy go z naszej duszy. To jest zadanie, które tylko my sami możemy wykonać – i musimy się zdobyć na tę odwagę, jeżeli chcemy żyć zgodnie z naszym przeznaczeniem i odnaleźć naszą prawdziwą istotę w Bogu. Nikt inny nie może skierować naszych umysłów ku prawdzie, wyrzec się za nas błędów, odwrócić naszej woli od egoizmu do miłości i od grzechu do Boga. Przykład i modlitwy innych ludzi mogą nam pomóc do znalezienia naszej drogi w tej pracy. Ale jedynie my sami możemy ją podjąć”.

Rada I: Oczekuj końca. Działaj intencjonalnie

To dopiero początek, a już mowa o końcu? Tak, bo żeby rozpoczynanie miało sens, trzeba wiedzieć, jaki cel pragnie się osiągnąć. Starożytne powiedzenie: Quidquid agis, prudenter agas et respice finem („Cokolwiek czynisz, roztropnie czyń i przewiduj koniec”) ma naprawdę sens. W czasach, w których ludzie płacą krocie terapeutom, żeby pomogli im uporządkować siebie, pojęcie „intencjonalności” robi zawrotną karierę. A przecież chodzi o coś doskonale, od wieków znanego w chrześcijaństwie. O to, by pielęgnować i rozwijać zdolność umysłu do nakierowania się na to, co uznaje on za znaczące, i podejmowania działań w celu osiągnięcia tego.

Jeśli dochodzisz właśnie do wniosku, że ta pierwsza wielkopostna rada jest ci niepotrzebna, bo przecież żyjesz intencjonalnie, to spróbuj wrócić pamięcią do chwili, gdy ostatnio robiłeś rachunek sumienia. Ale taki poważny, nie na zasadzie sporządzenia listy grzechów. I kiedy ostatnio odczuwałeś/odczuwałaś wewnętrzny, głęboki spokój płynący z uświadomienia sobie, po co żyjesz. Intencjonalność to działanie świadomie, zgodnie z własnymi przekonaniami, a jej przeciwieństwo to jakby włączenie autopilota. Śniadanie, tramwaj, praca, szkoła, tramwaj, obiad, telewizor, sprzątanie i tak dalej, bez chwili refleksji. To prowadzi do frustracji, a przynajmniej do ogromnego wyczerpania. Oczekuj końca. Działaj intencjonalnie. Inaczej końca nie doczekasz. Padniesz wcześniej. Odmówisz wykonania rozkazu, który wydaje ci poczucie obowiązku.

Większość żyjących obecnie na ziemi ludzi nie wie, po co żyje. Albo inaczej: jaki ma cel w tym, że żyje. Ty go masz. I Wielki Post może ci pomóc jeszcze raz go odkryć. A wpisanie tej rady w przestrzeń rany w sercu Jezusa ma głęboki sens. Ilekroć sięgniesz do przestrzeni własnego serca, po to, by spotkać się z samym sobą, masz szansę tę przestrzeń zanurzyć w sercu Boga. Oddać ją Bożemu sercu. Naprawdę warto!

Rada II: Bądź uważny. Pilnuj myśli

Spójrz na drugą ranę – tę w prawej ręce Jezusa. Przyjrzyj się jej uważnie. Czy dotarło do ciebie, jak wielką popularnością cieszy się ostatnio słowo „uważność”? Te tysiące wpisów w mediach społecznościowych, tłumy specjalistów obiecujących odmianę w życiu, sterty książek, od których półki w księgarniach się uginają. Mindfulness, tak nazywana po angielsku nawet na okładkach polskich publikacji, bo lepiej brzmi albo bardziej oddaje istotę rzeczy… „Uważność” jest po prostu modna. I to akurat dobra moda, zasługująca na pochwałę.

Naukowcy odkryli, że najgorszym sposobem na rozpoczęcie dnia jest sięgnięcie zaraz po przebudzeniu po smartfon i scrollowanie, czyli szybkie i bezmyślne przeglądanie mediów społecznościowych. Robi to, zdaje się, większość ludzi, tych bogatszych rzecz jasna. A potem wydają duże pieniądze na to, by dowiedzieć się czegoś, co jest do osiągnięcia zupełnie za darmo. Tego mianowicie, że – zdaniem tych samych naukowców – najlepszym sposobem na rozpoczęcie dnia jest medytacja przeprowadzona jak najszybciej po obudzeniu się. Ponoć wydłuża życie i jest błogosławieństwem dla mózgu. Po raz drugi okazuje się, że coś, co w Kościele znane jest praktycznie od samego początku, nieskojarzone z Kościołem przez tych, którzy go nie lubią, bądź lekceważą, może być zdrowe, zbawienne, wspaniałe. „Trening uważności” – tak się to dzisiaj nazywa. Można dzięki niemu, zdaniem reklamujących swoje usługi, osiągnąć równowagę emocjonalną, nauczyć się sztuki relaksu, poradzić sobie ze stresem, zmniejszyć napięcie nerwowe… Brzmi zachęcająco, prawda? A już trzydzieści lat temu zmarły niedawno węgierski jezuita Franz Jalics napisał książkę „Kontemplacja. Wprowadzenie do modlitwy uważności”. Napisał w niej m.in.: „Nasze ukierunkowanie na Boga płynie z samej głębi naszej istoty. W pierwotną podstawę naszej duszy jest wpisane, że pochodzimy od Niego i tylko u Niego możemy znaleźć naszą ostateczną ojczyznę. Tęsknota za Bogiem jest naszym wrodzonym kompasem. Ten kompas kieruje nas ku Niemu, byśmy się uczyli Go słuchać, oglądać i Mu ufać. Naszym stałym usiłowaniem winno być kierowanie naszej uwagi na Boga. Przez to ukierunkowanie naszej uwagi na Niego stajemy się coraz bardziej podobni do Jego Syna”.

Rada III: Pielęgnuj duszę. Módl się

Spójrz na trzecią ranę – tę w lewej ręce Jezusa. Podobno kiedy przebijano nadgarstki, dochodziło do uszkodzenia nerwu, wywołującego niewyobrażalny ból. Ileż to bólu znoszą czasem ludzie, by się upiększyć! Od zawsze próżność zbiera żniwo w postaci cierpiących i znoszących cierpienia dla zewnętrznego piękna. Doliczając do tego zawrotne ceny kosmetyków i zabiegów upiększających, trudno uniknąć refleksji, że piękno kosztuje. W pewnym sensie ta zasada sprawdza się również w życiu duchowym. Im bardziej jednak się to duchowe życie praktykuje, tym mniej odczuwa się koszty. Ojciec Franz Jalics, pisząc o spotkaniu z Bogiem i doświadczeniu samego siebie, stwierdził: „Spotkanie z Bogiem polega zawsze na poznaniu Boga i doświadczeniu siebie. Poznać Boga w sobie i poznać siebie w Bogu to dwie strony jednej monety. Nie można ich oddzielić. Nie ma spotkania z Bogiem, które nie byłoby jednocześnie spotkaniem z samym sobą. Nie może także być doświadczenia siebie, które jednocześnie nie dawałoby rosnącego poznania Boga”. Właśnie to działo się w życiu świętych, a przede wszystkim samego Jezusa. Na pustyni ani nie przygotowywał kazań, ani nie uczył się przypowieści – szukał w samotności spotkania z Ojcem. Po powrocie z pustyni rozpoczął swoją działalność. Jalics pisze dalej: „Gdy Bóg powołuje kogoś, aby stał się dla innych światłem i drogowskazem na drodze do Boga, ten ktoś musi najpierw sam zostać przygotowany przez spotkania z Nim”.

Nie, nie chodzi w tej radzie o to, by zrobić z ciebie drogowskaz i światło dla innych, choć byłoby to pożądane. Raczej o to, żebyś zrozumiał/zrozumiała, że chwile spędzone na modlitwie, na jakiejkolwiek modlitwie, to chwile nie do przecenienia. I z drugiej strony: niewykorzystana okazja do modlitwy to jedna z największych strat, na jakie możesz się narazić. Pielęgnuj duszę. Módl się.

Rada IV: Zadbaj o siebie. Uważaj, dokąd chodzisz i co konsumujesz

Kiedy ci radzą czytać etykiety na kupowanych produktach, robisz to. Wiesz doskonale, że istnieje dzisiaj na świecie tak wiele śmieci, które niektórzy nazywają jedzeniem, bo na nich zarabiają grube pieniądze. I reklamodawcy z tego tortu zawsze kroją kawałek dla siebie. Cała lista chorób cywilizacyjnych, które znasz, to efekt niezdrowego jedzenia. Konsumujesz cukier, nie potrafisz sobie go odmówić i nawet nie wiesz, że uzależnia. Powoduje, że przez krótką chwilę czujesz się lepiej, ale w ostatecznym rozrachunku wciąż będziesz go pragnął. Jest wiele produktów na sklepowych półkach, o których wiesz, że nie należy po nie sięgać, i często udaje ci się je omijać szerokim łukiem.

Nie, nie namawiam cię, żebyś w tym Wielkim Poście odmówił sobie na przykład cukierków. To zbyt banalne, nawet jeśli dla ciebie trudne, żeby mogło przynieść zasadniczy efekt. Raczej zachęcam do tego, byś zwrócił uwagę na to, co konsumują twoje oczy i twój umysł. Patrząc na rany w stopach Jezusa, odpowiedz sobie na pytanie, gdzie najczęściej i najchętniej spędzasz czas. Godziny stracone w mediach społecznościowych również są wynikiem uzależnienia. Poważnie szkodzą naszym głowom, separują od innych, powodują zaniedbywanie obowiązków. Gry zainstalowane w telefonie niby dla odrobiny rozrywki – nie oszukuj się, nawet dzieciom nie robią dobrze, a w przypadku dorosłych są po prostu żenującym ersatzem. Są i seriale, oglądanie których nie przynosi pożytku. A jednak lubimy je i tak często poświęcamy dla nich nie tylko cenny czas, ale i cenne relacje.

Dlaczego to wszystko robimy? Żeby się odciąć od codziennego zmęczenia obowiązkami, stresem, otoczeniem, samymi sobą. W tym Wielkim Poście weź sobie do serca tę radę: nie warto się odcinać od codziennego życia i od ludzi. Bo to tak, jakby zamknąć się na klucz w komórce razem ze swoim bałaganem i udawać, że świat na zewnątrz nie istnieje. Trzeba podjąć decyzję, bo każdy kolejny miesiąc i każdy kolejny rok takiego odcinania się od rzeczywistości marnuje nam życie.

Rada V: Nie poddawaj się. Wyjdź ze strefy komfortu

Post to jedna z najciekawszych propozycji, jaką współcześni dietetycy mają do zaoferowania swoim klientom. Po raz kolejny okazuje się, że coś doskonale znanego w świecie chrześcijańskim, przez nowoczesny konsumpcjonizm odrzuconego jako nieatrakcyjne, powraca w wielkim stylu na salony ponowoczesności. Kapitalnie odniósł się do tego w 2009 roku Benedykt XVI, pisząc w orędziu na Wielki Post: „Wydaje się, że w obecnych czasach zmniejszyło się nieco znaczenie duchowe praktyki postu, a stała się ona raczej – w kulturze zdominowanej przez poszukiwanie dobrobytu materialnego – środkiem terapeutycznym wspomagającym pielęgnację własnego ciała. Poszczenie służy oczywiście dobrej kondycji fizycznej, ale dla ludzi wierzących stanowi w pierwszej kolejności »terapię« pomagającą leczyć to wszystko, co uniemożliwia wypełnianie woli Boga”. W tym samym orędziu za świętym Bazylim papież stwierdził, że pierwszy post został ogłoszony w… raju. Pan Bóg zakazał jeść określony owoc. „Zważywszy na to, że wszyscy jesteśmy obciążeni grzechem i jego konsekwencjami, post jest nam dany jako środek pozwalający odnowić przyjaźń z Bogiem” – konkluduje Benedykt.

Praktyki pokutne, w tym post i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, są nam, katolikom, doskonale znane. Czasem do przesady, panicznie wręcz postrzegane, jak w przypadku pewnej starszej kobiety, która przerażona wpadła do konfesjonału w piątek, łkając, że przez przypadek zjadła kawałek kiełbasy. Uproszczenie praktyk postnych na zasadzie określenia, co wolno, a czego nie wolno jeść, stało się kontrowersyjne w czasach, gdy ryby i owoce morza zajęły miejsce mięsa jako żywność luksusowa. Nie o to też przecież chodzi. Post to wyjście ze swojej strefy komfortu, opuszczenie miejsca wygodnego, przyjemnego. Tylko w ten sposób można się rozwijać – konfrontując się z tym, co trudne, bolesne, nieprzyjemne. Jezus wychodzący na pustynię jest tego najlepszym przykładem.

Idź i nie bój się ran.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?