W samo południe o jedenastej. Brno z bliska

Marcin Jakimowicz

|

GN 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

Anioł, co w locie odsypia, krokodyle łzy i trzy popijające piwo czarty. Zabrnęliśmy do Brna: stolicy usianej winnicami Toskanii Północy, gdzie wśród ociekających moszczem morawskich wzgórz Cyryl i Metody głosili Ewangelię.

Warto wdrapać się  na katedralną wieżę,  by zerknąć na Brno z lotu ptaka.  Warto wdrapać się na katedralną wieżę, by zerknąć na Brno z lotu ptaka.
Henryk Przondziono /foto gość

Zaczynamy pod krokodylem. Słynny podwieszony na solidnych łańcuchach brneński „smok” zerka z góry na zziębniętych turystów i tłumy studentów aż sześciu tutejszych uczelni wyższych. Groźny drak miał żyć w jamie nad rzeką Svratką. Pozbyto się go podobnie jak ziomka z północy, podrzucając mu barana wypchanego siarką. Kuzyna spod Wawelu rozsadziła woda z Wisły, morawskiego – z lewego dopływu Dyi (dorzecza Dunaju). Smok – krokodyl stał się symbolem drugiego co do wielkości miasta naszych południowych sąsiadów.

Slovo se stalo tělem

Środek tygodnia, a u ojców kapucynów kolejka do konfesjonału. Przystajemy pod kościołem, by sfotografować przepiękny widok na brneńską katedrę. Zaraz do niej wejdziemy, i to wysoko – na sam szczyt wieży. Wdrapiemy się po 123 schodkach. Warto! Panorama miasta zapiera dech w piersiach. Rdzawe dachówki, skąpane w deszczu wieże.

– Gdyby nie inny język, można by pomyśleć, że pracujemy w Polsce – opowiada o. Tomasz Trawiński.   – Gdyby nie inny język, można by pomyśleć, że pracujemy w Polsce – opowiada o. Tomasz Trawiński.
Henryk Przondziono /foto gość

Ojciec Tomasz Trawiński jest tu od września. Po trzech tygodniach odprawiał już w kościele Janów (Chrzciciela i Apostoła) po czesku Mszę św., a po pięciu powiedział kazanie! – Nazywają nas tu minorytami, bo františkáni to ci w brązowych habitach – opowiada. – Tu, na Morawach, księża z Polski nie przeżywają szoku poznawczego. Podobna liczba ludzi na adoracji, nabożeństwach, Eucharystii, kilku wymieniających się organistów, parafialne schole, Msze, na które zapraszamy dzieci, trzeci zakon, w którym formują się ludzie między 35. a 45. rokiem życia. Czuć jedność w parafii. Ma się wrażenie, że pracujemy w Polsce. Tyle że inny jest język…

„Zrób sobie raj” to książka, w której zakochany po uszy w Czechach Mariusz Szczygieł tłumaczy, czy da się żyć bez Boga, a jeśli tak, to w jaki sposób skonstruować sobie życie bez widoku na wieczność. To prawda, że Republika Czeska jest jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy (mniej religijni są jedynie Estończycy i Niemcy z byłej NRD), ale Morawy są wyjątkiem. W Czechach 26 proc. mieszkańców uważa się za katolików, na Morawach niemal 40 proc. Gdy rozmawiałem z pracującym w Czeskim Cieszynie ks. Janem Svobodą o tym, jak zarazić Czechów Ewangelią, opowiadał: „Trzeba pamiętać, że zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Czechach, a inaczej na Morawach, które są bardzo pobożnym regionem”. To prawda. Byłem zdumiony, gdy trzykrotnie na niedzielnej Mszy św. pod Brnem w sporym kościele nie mogłem znaleźć w ławkach wolnego miejsca. Przed laty w regionie trwała wielka akcja przepisywania Biblii, która przypominała o misji ewangelizacyjnej wśród Słowian. „To do nas trafili w 863 r. sprowadzeni przez księcia Rościsława greccy misjonarze Cyryl i Metody – opowiadali Morawianie. – A swą misję rozpoczęli w Velehradzie”. Nic dziwnego, że miasto to jest kolebką słowiańskiego chrześcijaństwa. Ogłoszeni patronami Europy święci Cyryl i Metody czczeni są przez chrześcijan Wschodu i Zachodu, a Morawy mają naturalne predyspozycje do tego, by stać się mostem łączącym duchowe imperia.

Pomnik Jodoka z Moraw.   Pomnik Jodoka z Moraw.
Henryk Przondziono /foto gość

Historia kołem się toczy

Nasz Piast Kołodziej mieszkał nad Gopłem, jego morawski kolega w Lednicach (dziś tuż przy granicy z Austrią i Słowacją). Był tak świetnym rzemieślnikiem, że założył się o to, że zetnie drzewo i zrobi z niego koło, które jednego dnia dotoczy do brneńskiego ratusza. Musiał pokonać aż 65 kilometrów. Gdy 14 maja 1635 roku udało się mu zrealizować ten śmiały zamysł, mieszkańcy zaczęli szeptać, że z pewnością pomagał mu sam diabeł. Od tej pory w rocznicę tego wydarzenia odbywa się tu tradycyjne toczenie koła z Lednic do stolicy Moraw. À propos stworów z piekła rodem: gdy spytasz, gdzie można skosztować tradycyjnej morawskiej i czeskiej kuchni, usłyszysz od mieszkańców: „Idź do diabła!”. A raczej do trzech czartów. Gospoda U Třech Čertů to „klasyka gatunku” miejscowej kuchni. Od svíčkovej na smetaně po nieśmiertelny zestaw: smažený sýr, hranolky i tatarská omáčka. I wiele rodzajów piwa do wyboru.

Podwieszony brneński „drak” zerka na zziębniętych turystów.   Podwieszony brneński „drak” zerka na zziębniętych turystów.
Henryk Przondziono /foto gość

Przesunęli czas?

Pod zegarem w kształcie ogromnego pocisku spory ruch. O 11.00 przez jeden z czterech otworów wypada szklana kulka, którą stara się złapać rozentuzjazmowana ekipa. Niektórzy stali tu już od 40 minut. Nie ma przesunięcia czasu, a mimo to tu południe jest o… jedenastej.

Gdy podczas wojny trzydziestoletniej (1618–1648) Szwedzi zawędrowali aż na Morawy i przez cztery miesiące oblegali Brno, ich dowódcy zdecydowali, że jeśli nie uda im się wejść do miasta do południa 15 sierpnia 1645 r., odstąpią od planów jego zdobycia. Gdy szpiedzy donieśli o tej decyzji obrońcom stolicy Moraw, generał Raduit de Souches wpadł na pomysł, by dzwony katedry Świętych Piotra i Pawła rozdzwoniły się już o 11.00. Zdezorientowani Szwedzi przerwali oblężenie, a miasto ocalało. Brneńskie „samo południe” dzwon wybija godzinę wcześniej. Obrońcom otuchy dodawał wówczas prowincjał jezuitów Martin Středa (jego ciało leży w przeszklonej trumnie w krypcie kościoła Wniebowzięcia Maryi Panny). Zagrzewał swych uczniów do obrony miasta, a ostatnia wystrzelona ze szwedzkiego działa kula miała paść u stóp jezuity, nie czyniąc mu krzywdy. Co ciekawe, Marcin Strzoda urodził się 11 listopada 1587 r. w Gliwicach.

Każdego roku w połowie sierpnia wspominane są tu wydarzenia z czasów wojny trzydziestoletniej, gdy 500 żołnierzy i tysiąc cywilów broniło miasta przed najazdem 28 tys. Szwedów. Organizowane są jarmarki, inscenizacje historyczne, barwne korowody, a wina, z których słyną Morawy, leją się strumieniami.

„Idź do diabła!” – usłyszysz, gdy spytasz o dobrą czeską kuchnię. – A raczej do gospody U Třech Čertů.   „Idź do diabła!” – usłyszysz, gdy spytasz o dobrą czeską kuchnię. – A raczej do gospody U Třech Čertů.
Henryk Przondziono /foto gość

Krzywa wieża

Piękna 63-metrowa wieża Starego Ratusza jest punktem orientacyjnym miasta. Nie tylko widać ją z daleka, ale gdy się na nią wdrapiesz, pokonując 173 schodki, możesz zerknąć na miasto z lotu ptaka. Widać jak na dłoni katedrę Świętych Piotra i Pawła, kościół św. Michała i potężny Špilberk – zamek zbudowany w drugiej połowie XIII wieku i przekształcony w barokowe cacko.

Radnice – najstarsza świecka budowla Brna – powstały w 1240 roku. W XVI wieku dobudowano dziedziniec z arkadami. Jednym z symboli miasta stała się… przekrzywiona wieżyczka. To wedle tradycji zemsta artysty Antona Pilgrama, który niezadowolony z zapłaty za pracę miał celowo przekrzywić kolumnę. Ten sam artysta żartowniś odpowiada za figurkę z… gołą pupą wypinającą się na świat z elewacji kościoła św. Jakuba. Ten późnogotycki trzynawowy kościół to druga po paryskich katakumbach największa kostnica Europy. Ponieważ nie można było rozbudować cmentarza, wdrożono specjalny system chowania zmarłych. Po 10–12 latach od pochówku, by zwolnić miejsce, otwierano grób i wyciągano z niego szczątki, które składowano w ossuarium (podziemnej kostnicy). Pochowano tu aż 50 tys. osób, głównie ofiary dżumy i cholery.

Niezadowolony z zapłaty za pracę artysta miał celowo przekrzywić jedną z kolumn.   Niezadowolony z zapłaty za pracę artysta miał celowo przekrzywić jedną z kolumn.
Henryk Przondziono /foto gość

Metody ewangelizacji

„Państwo Wielkomorawskie powstało wcześniej od czeskiego!” – powiedzą ci przy kieliszku słodkawej palavy Morawianie. Pielęgnują swoje korzenie, tradycję i wiarę. Cyryl (imię to przyjął pod koniec życia, wstępując do zakonu) urodził się w Tesalonikach w 826 r. jako siódme dziecko w rodzinie wyższego oficera miejscowego garnizonu. W szkole cesarskiej wykładał filozofię. W 855 r. w klasztorze w Bitynii na górze Olimp dołączył do starszego brata – Metodego. Cesarz Mi- chał III wysłał braci do kraju Chazarów na Krym, gdzie mieli być rozjemcami w sporze między chrześcijanami, Żydami i Saracenami. Potem ruszyli, by głosić Dobrą Nowinę Bułgarom, a po pięciu latach, na prośbę księcia Rościsława, udali się „jeszcze dalej niż północ” – aż na Morawy. Wprowadzili do liturgii język słowiański pisany alfabetem greckim (głagolicę).

Spacerujemy po wielkim trójkątnym placu Wolności. Náměstí Svobody to największy rynek miasta. Zimą, poza sezonem, niewielu tu turystów. Mieszkańcy zadzierają głowy do góry, zerkając na ogromny morový sloup – kolumnę upamiętniającą ofiary dżumy w Brnie z 1679 roku.

Wracamy. Żegnają nas ustawieni po prawej stronie autostrady trzej strzegący gigantycznej armaty oficerowie. To instalacja… zakładu produkującego materiały budowlane. Rozległe pola w Slavkovie nieopodal Brna 2 grudnia 1805 r. były świadkiem zwycięstwa armii francuskiej w słynnej Bitwie Trzech Cesarzy, gdy zmarzniętą na kość trawę pod Austerlitz deptały buciory 58-tysięcznej armii Napoleona, ponad 75 tys. połączonych sił wojsk Cesarstwa Austrii i Imperium Rosyjskiego oraz kopyta przeszło 30-tysięcznej kawalerii. Powietrze rozrywał wówczas huk 417 dział, a po jatce w morawską ziemię wsiąkała krew 5550 zabitych. Dziś na szczęście działa milczą, a Morawianie przekonują: „Pijąc kielich wina po posiłku, zaoszczędzisz czeską koronę na doktorze”. Zerkamy na rozciągające się wzdłuż drogi winnice, wzdychając: – To je krása!

Pod zegarem w kształcie pocisku czekamy  na szklaną kulkę,  która wypadnie  przez jeden z otworów.   Pod zegarem w kształcie pocisku czekamy na szklaną kulkę, która wypadnie przez jeden z otworów.
Henryk Przondziono /foto gość

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: