Igrzyska śmierci. Czterdzieści lat od zimowej olimpiady w Sarajewie

Marcin Jakimowicz

|

GN 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

„Sarajewooo!” – wołał przed czterdziestu laty sympatyczny Vučko, a uśmiechnięci Serbowie, Bośniacy, Chorwaci, Słoweńcy, Czarnogórcy i Macedończycy razem tańczyli kolo. Wystarczyła dekada, by zmrożone ulice spłynęły krwią, a miasto zimowych igrzysk stało się przestrogą. 

Luty 1984 r. Ceremonia otwarcia olimpiady zimowej w Sarajewie. Luty 1984 r. Ceremonia otwarcia olimpiady zimowej w Sarajewie.
ap/east news

To były bardzo drogie igrzyska. Miały pokazać Jugosławię jako kraj pokoju i dobrobytu, kraj jedinstva, w którym Serbowie, Bośniacy, Chorwaci, Słoweńcy, Czarnogórcy i Macedończycy jako jeden naród, razem uśmiechnięci, tańczą słynne kolo. Cały świat przyglądał się krainie mlekiem i miodem płynącej, a maskotka olimpiady – sympatyczny wilczek o imieniu Vučko – wołał do wszystkich: Dobrodošli! („Witamy!”). Czterdzieści lat temu, 8 lutego 1984 r., rozpoczęła się XIV Olimpiada Zimowa. Były to drugie w historii zawody tej rangi przeprowadzone w państwie socjalistycznym. Pierwsza była letnia olimpiada zorganizowana cztery lata wcześniej w Moskwie.

Życie na kredyt

1273 zawodników (996 mężczyzn i 277 kobiet) z 49 krajów świata rywalizowało w 39 konkurencjach w 10 dyscyplinach sportowych. Kraj, który podobnie do Polski gierkowskiej, ale na jeszcze większą skalę nabrał z Zachodu kredytów, wpadł po latach w tak potworną spiralę hiperinflacji, że trzeba było wydrukować banknot o nominale… 500 000 000 000, czyli 500 miliardów dinarów.

Josip Broz nie żył od czterech lat, ale wybór gospodarza zimowych igrzysk rozstrzygnął się jeszcze za jego życia: w maju 1978 roku. Choć w pierwszej turze głosowania większość wybrała Sapporo, w drugiej zwyciężyło Sarajewo.

Do Bośni przyleciało ponad 7 tysięcy dziennikarzy z 39 krajów. Na igrzyskach rywalizowali sportowcy dwóch przeciwnych bloków zimnej wojny: USA i ZSRR. Biało-Czerwonych reprezentowało 22 sportowców startujących w sześciu dyscyplinach, a najlepszymi ich osiągnięciami były piąte miejsce łyżwiarki szybkiej Erwiny Ryś-Ferens na 1500 metrów i szóste narciarki Małgorzaty Tlałki w slalomie specjalnym. Klasyfikację medalową wygrało NRD (24 medale, w tym 9 złotych) przed ZSRR (6 złotych medali) i USA (4 złote medale), a brawurowo zatańczone na lodzie przez Jayne Torvill i Christophera Deana „Bolero” śledziło na żywo ponad 20 milionów Brytyjczyków.

Uśpione demony wojny

Telewizja pokazywała uśmiechniętą wersję socjalizmu, ale sejsmografy osieroconego przez Tita kraju notowały coraz większe tąpnięcia. Z jednej strony łagodnej wersji komunizmu zazdrościli inni przedstawiciele demoludów, którzy latem tłumnie walili drzwiami i oknami nad Jadransko More, a lewicująca i słynąca z „yugonostalgii” Dubravka Ugrešić (dziennikarka zmarła przed rokiem) wspominała: „Gdy chcieliśmy napić się kawy, wyskakiwaliśmy do Wiednia” – był to luksus, na który Polacy nie mogli sobie pozwolić. Z drugiej jednak strony od lat krwawiły niezabliźnione rany. W podskórnym krwiobiegu krążyły wywołujące mnóstwo emocji słowa: czetnicy, ustasze, Jasenovac, Kosowe Pole. Budziły się uśpione demony, którym Tito zamknął na kilkadziesiąt lat pyski.

Dekadę po słynnych igrzyskach, 5 lutego 1994 roku, dziesięć minut po godzinie dwunastej na stragany bazaru w Sarajewie spadły pociski moździerzowe, a zmrożone ostrą tego roku zimą ulice spłynęły krwią. Do dziś w każdą rocznicę tej zbrodni mieszkańcy Sarajewa przynoszą tu kwiaty.

Czerwiec 1993 r. Mężczyźni przebiegają przez most na przedmieściach Sarajewa. Worki z piaskiem miały chronić ludność przed kulami snajperów nieustannie ostrzeliwujących miasto.   Czerwiec 1993 r. Mężczyźni przebiegają przez most na przedmieściach Sarajewa. Worki z piaskiem miały chronić ludność przed kulami snajperów nieustannie ostrzeliwujących miasto.
Peter Northall/ap/east news

Targ był oblegany przez mieszkańców miasta, którzy ustawiali się w długich kolejkach, by kupić mąkę, chleb czy mleko w proszku, które, jak niosła wieść gminna, tego dnia mieli właśnie rzucić. Od strony wzgórz, na których stacjonowali Serbowie, nadleciały pociski moździerzy wycelowane w niewinnych cywilów. Zginęło aż 68 osób, a ponad setka odniosła rany. Barbarzyństwo to przeszło do historii jako pierwsza „masakra na Markale” i według wielu obserwatorów stało się jednym z punktów zwrotnych wojny na Bałkanach.

W kleszczach

Mijał właśnie 22. miesiąc od chwili, gdy miasto znalazło się w morderczym uścisku. Na otaczających je wzgórzach – przed dekadą arenie zimowej olimpiady – rozsiedli się Serbowie. Trudno znaleźć miasto położone bardziej niekorzystnie. Wianuszek wzgórz sprawiał, że snajperzy mieli mieszkańców jak na dłoni. Śmiałkowie, którzy wychynęli z bram, przemykali wśród napisów Pazisnajper! („Uwaga, snajper!”). Parki rychło zamieniono w cmentarze.

„Niebezpiecznie było wychodzić. Chociaż i w domu nie było zbyt bezpiecznie, ale w porównaniu z tym, co na dworze, jakoś się o tym zapominało” – wspominał bośniacki pisarz i reżyser Antonie Žalica. „Istniało jednak tysiąc powodów, by wyjść, i wszyscy niemal codziennie spędzaliśmy po kilka godzin na ulicach. A to wcale nie było łatwe. Należało znaleźć sensowną regułę w czymś, co wyglądało na zupełny bezsens, w czym nie było żadnego zamysłu i porządku, a co oficjalnie najczęściej nazywano »nieselektywnym bombardowaniem miasta« i co trwało niemal stale. Kiedy trafiła się chwilowa cisza, kiedy »działa milczały«, możliwość, że wystrzelą, tkwiła w każdej cząstce czasu. Zwłaszcza moździerze. Ich pociski spadają prosto z nieba i mogą trafić w każdy punkt. Zawsze i wszędzie – to była jedyna reguła w wiecznym zabijaniu i burzeniu. Snajperzy całymi dniami strzelali ze wszystkich wzgórz, działa przeciwlotnicze siekły niebo, jak chciały, także bez ładu i składu, leciały zabłąkane kule, pociski czołgowe, czasem z dział wielolufowych. Przywykanie do sytuacji z wolna zaczęło wypierać początkowe zaskoczenie i czasami można było zobaczyć na ulicy człowieka, który bez względu na wszystko godnie spaceruje, niby po deptaku, wolnym krokiem, spokojny i skoncentrowany, nawet na mostach i skrzyżowaniach, które stanowiły najbardziej odsłonięte, to znaczy najbardziej niebezpieczne miejsca. »Sarajewianie pogodzili się ze śmiercią«, wyjaśniali różni ludzie, i rozumiano to tak, że niektórzy zgodzili się na dobrowolną śmierć, że jest im teraz wszystko jedno, czy zostaną zabici, czy będą spacerować dalej. Pamiętam staruszka, który co rano wychodził z domu i powolnym, starczym krokiem szedł na targ. Kiedyś coś koło niego gwizdnęło; jakiś chłopak zaczął biec, a starzec z ironią mu przygadał: »Pędź, pędź, głupku. Myślisz, że jesteś szybszy od kuli?«”.

Wrzask

5 lutego 1994 roku o 12.10 „wszystko pojaśniało, jakby płonęło niebo, a potem przyszedł podmuch. Upadliśmy na ziemię” – opowiadali świadkowie. „Wszędzie krew, kawałki ciał, wrzask ludzi wzywających pomocy”. Ponieważ zdjęcia z sarajewskiego bazaru obiegły świat, sekretarz generalny ONZ wymógł jeszcze tego samego dnia na dowództwie NATO decyzję o rozpoczęciu nalotów na pozycje serbskie. I choć usłyszał zapewnienie, że stanie się to niezwłocznie, nie doszło do interwencji. Musiało (strasznie brzmi to słowo, prawda?) dojść do ponownej „masakry na Markale”, gdy 28 sierpnia 1995 roku zginęły 43 osoby, a 75 zostało rannych. Wówczas NATO włączyło się w konflikt.

W latach 1992–1995 zginęło ponad 11,5 tysięcy mieszkańców Sarajewa, zaś 50 tys. zostało rannych.

Do dziś nie wyjaśniono, kto był sprawcą lutowej zbrodni. Choć w mediach oskarżono o to stacjonujących na okalających miasto wzgórzach Serbów, pojawia się narracja wskazująca na bośniacką prowokację, która miała zwrócić oczy świata na umęczone miasto i wymusić międzynarodową interwencję.

Masakra na Markale poważnie przyczyniła się do wzrostu antyserbskiego nastawienia wielu publicystów komentujących wojnę w Bośni, a po tym wydarzeniu połowa Amerykanów zadeklarowała poparcie dla zbrojnej interwencji w Bośni, choć miesiąc wcześniej godziło się na nią zaledwie 1/3 ankietowanych.

Iskra

Nieprzypadkowo Bałkany nazywa się beczką prochu. To trafne określenie, bo wystarczyła iskra, by do gospodarzy zimowej olimpiady przylgnęło określenie „zombie”. Skoro było tak dobrze, to dlaczego stało się to, co się wydarzyło? To pytanie nie schodzi z wielu ust. „Pomysł zabijania ludzi z powodu czegoś, co mogło wydarzyć się w 1495 roku, jest nieprawdopodobny w świecie zachodnim. Ale nie na Bałkanach” – grzmiał New York Times.

„Wjeżdżamy do Sarajewa, miasta udręczonego wojną, a jednak żywego, może nawet za bardzo. Za hałaśliwą euforią napotkanych ludzi najczęściej stoi cierpienie, wielka zgryzota. Albowiem u podstaw tej ziemi, zdeptanej tabunami żołnierskich butów, leży gorycz, a także troska, która się lęgnie w sercu – bo nie wiadomo, dokąd pójść i jak” – notował serbski pisarz Bora Ćosić w swej Podróży na Alaskę, wspominając pełną rozczarowań podróż do krajów dzieciństwa.

Łzy (suze) wciąż nie obeschły. Przekonywałem się o tym za każdym razem, gdy wjeżdżałem do Bośni: początkowo podziurawionej od kul i pełnej szkieletów budynków, później odbudowującej się, pełnej strzelających w niebo minaretów. „Kupując pieczywo, pamiętaj, by powiedzieć kruh, a nie chleb, bo wezmą cię za Serba” – przestrzegali Chorwaci.

Międzynarodowy Trybunał Karny skazał dwóch serbskich generałów za zbrodnie przeciwko ludzkości popełnione podczas oblężenia miasta. Stanislav Galić został skazany na dożywocie, a Dragomir Milošević na 33 lata więzienia (ostatecznie zmniejszono wyrok o 4 lata). W akcie oskarżenia czytaliśmy: „Trzeba wrócić aż do II wojny światowej, by znaleźć odpowiednik tych wydarzeń w historii Europy”.

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.