Do czego służy szkoła? Propozycje MEN mogą budzić niepokój

Piotr Legutko

|

GN 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

Rząd chce zadbać o to, by uczniowie mieli więcej czasu na odpoczynek i mniej powodów do stresu.

Szkoła dobrym nauczycielem stoi. I nie powinien go zastępować edukator, który chce tam realizować swoje ideologiczne cele. Szkoła dobrym nauczycielem stoi. I nie powinien go zastępować edukator, który chce tam realizować swoje ideologiczne cele.
Tadeusz Koniarz /REPORTER/east news

Nowy rząd zapowiada duże zmiany w polskiej szkole. Barbara Nowacka, ministra (tak się przedstawia) edukacji, zapowiada więcej pieniędzy dla nauczycieli, mniej zadań dla uczniów i otwarcie szkół dla organizacji pozarządowych. O ile w sprawie wzrostu wynagrodzeń wątpliwości budzą jedynie kwotowe różnice między zapowiedziami a ich spełnieniem, o tyle w sprawie prac domowych spór jest poważny. Najmniej emocji budzi zaproszenie do współpracy ekspertów spoza szkół, choć akurat tu możemy mieć do czynienia z prawdziwą rewolucją, i to w najbardziej delikatnej przestrzeni pracy z młodzieżą, dotyczącej psychiki i seksualności.

Żadna z tych zapowiedzi nie dotyka realnych problemów, z jakimi zmaga się szkoła, można natomiast zaryzykować twierdzenie, że przynajmniej część propozycji MEN tylko je pogłębi. Mamy bowiem na progu nowej kadencji do czynienia z poważnym obniżeniem poziomu kształcenia, a zapowiadane jest dalsze zmniejszenie wymagań i „odchudzanie” programów. Odejście od prac domowych może zaś doprowadzić do utrwalenia nierówności edukacyjnych, wzmocnienia podziału na dwa światy: szkół elitarnych, prywatnych, i masowych szkół publicznych. W tych drugich najważniejsze ma być dobre samopoczucie młodzieży. Z ministerialnych zapowiedzi na pierwszy plan wyłania się „poważne traktowanie kwestii praw uczniowskich – na przykład do samostanowienia, odpoczynku, współdziałania czy gorszych dni”.

Spadamy w rankingach

Tak się składa, że nowa, lewicowa ekipa w ministerstwie dostała do ręki coś w rodzaju audytu polskiej szkoły – najświeższe badania PISA opublikowane w grudniu 2023 r. Pokazują one, co uczniowie w wieku 15 lat już potrafią, jak wykorzystują zdobytą wiedzę i umiejętności w praktyce. Bada się tu zarówno kompetencje matematyczne nastolatków, jak i czytanie ze zrozumieniem tekstów spoza szkolnego programu oraz biegłość w naukach przyrodniczych. Ponieważ spadliśmy jako kraj we wszystkich praktycznie kategoriach w stosunku do poprzedniego rankingu (sprzed pandemii), nowy rząd oczywiście wykorzystał okazję, by obciążyć odpowiedzialnością za ten stan poprzednie władze. Choć i tak Polska nadal plasuje się powyżej europejskiej średniej.

Niestety na razie nie wiemy, co pani ministra ma zamiar zrobić, by poprawić jakość kształcenia matematycznego, z którym jest najgorzej. 23 proc. uczniów sklasyfikowano na poziomie zagrażającym wykluczeniem społecznym, a jeśli brać pod uwagę jedynie szkoły branżowe, jest to ponad 60 proc.! Zresztą podobne wyniki są tam w dziedzinie rozumienia czytanego tekstu i w naukach przyrodniczych. Czy odpowiedzią na te alarmujące dane jest dalsze obniżenie wymagań z matematyki? Najlepsi uczniowie sobie poradzą, rodzice słabszych, których na to stać, przeniosą ich do szkół prywatnych lub zafundują korepetycje, a co z pozostałymi? Rząd zadba, by mieli więcej czasu na odpoczynek i mniej powodów do stresu?

Efekt pandemii

Warto zaznaczyć, że nie tylko Polskę dotknął ów spadek jakości kształcenia, podobne (złe) wyniki zanotowały praktycznie wszystkie kraje UE, co eksperci tłumaczą efektem pandemii. To zresztą kolejny mocny dowód przeciwko teoriom o przeżyciu się tradycyjnego modelu szkoły i nieprzystosowaniu jej do wyzwań epoki cyfrowej. Nie da się uczyć tylko zdalnie, osobisty kontakt z nauczycielem, dyscyplina i praca w zespole są nie do przecenienia.

Największe straty ponieśli w trakcie pandemii uczniowie słabsi, o niższym kapitale kulturowym i statusie materialnym. Zwłaszcza w większych rodzinach, gdzie nie każde dziecko ma komputer tylko do swojej dyspozycji. Szacuje się, że w czasie, gdy szkoły były objęte lockdownem, kilkanaście procent populacji wręcz wypadło z procesu edukacji. I to powinno być główne wyzwanie dla wrażliwego społecznie rządu: jak wyrównać szanse życiowe tych dzieci? Co zrobić, by rozwiązać ich problemy, niewiele mające wspólnego z tożsamością płciową, która tak bardzo absorbuje współczesną lewicę? Słuchając pierwszych wystąpień Barbary Nowackiej (a także jej zastępczyń: Katarzyny Lubnauer i Joanny Muchy) można bowiem dojść do wniosku, że największymi problemami uczniów polskiej szkoły są dziś liczba godzin religii, podręcznik do Historii i Teraźniejszości oraz zamknięte drzwi dla organizacji pozarządowych.

Wzywamy kawalerię

Jedną z najmocniej sygnalizowanych zmian w nowym roku ma być właśnie otwarcie na stowarzyszenia i fundacje adresujące swą działalność do młodzieży. I nie chodzi bynajmniej o harcerstwo czy wolontariat pomocowy. Otwarcie drzwi dla edukatorów (nie mylić z pedagogami czy wychowawcami) ma otworzyć młodzież na „różnorodność” (cokolwiek by to miało znaczyć), uświadomić, że zarówno płeć, jak i tożsamość seksualna zmiennymi są. Jako główny powód, by wzywać na pomoc pozarządową kawalerię, podaje się dramatyczny stan psychiczny polskiej młodzieży, sygnalizowany w kilku głośnych raportach.

Pierwszy, zlecony przez Rzecznika Praw Dziecka (z 2021 roku), alarmował, że ponad połowa młodych ludzi „nie akceptuje samych siebie”, twierdzi, że „ma wszystkiego dość”. Najgorsze samopoczucie mają starsze dziewczęta i młodzież z dużych miast, większe problemy w zakresie samopoczucia psychicznego stwierdzono wśród uczniów liceów, bardziej zadowolona z życia i czerpiąca z niego więcej radości jest młodzież ucząca się w technikach. Jeszcze mocniejsze wnioski wyczytać można w raporcie Fundacji UNAWEZA (promowanej przez Martynę Wojciechowską). Czytamy tam, że stres dnia codziennego przerasta 81,9 proc. osób. Połowa uczniów ma skrajnie niską samoocenę, a co trzeci jest swoim największym krytykiem, odchudza się lub ćwiczy ponad siły. „Obraz dzieci i młodzieży, jaki wyłania się z pozyskanych przez nas wyników, to obraz przepełniony samotnością, skrajnie niską samooceną i niskim poczuciem sprawczości. Roboczo nazwaliśmy ten stan »triadą kryzysu psychicznego dzieci i młodzieży«. Przyczynia się to do wzrostu myśli samobójczych oraz zachowań i zamachów samobójczych” – podsumowują autorzy raportu.

Czynniki chroniące

Taka diagnoza budzi przerażenie i rzeczywiście skłania do podejmowania działań nadzwyczajnych. Tyle że wyniki cytowanego raportu zostały ostro skrytykowane przez profesjonalnych badaczy nie tylko jako niemiarodajne ze względu na wadliwą metodologię, ale wręcz szkodliwe społecznie. „Czemu ma służyć raport, na podstawie którego wnioskujemy o katastrofalnej kondycji psychicznej młodego pokolenia? Czy nie jest to popularyzowanie prób samobójczych, oswajanie z nimi? A może w ten sposób fabrykowane są postawy w stylu »wszyscy jesteśmy potencjalnymi, jeszcze niezdiagnozowanymi depresantami i samobójcami«. Czy to jest profilaktyka? Na pewno jest to szantaż emocjonalny i manipulacja” – twierdzi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” dr Magdalena Archacka, dziekan Pedagogiki na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi.

Nie od dziś wiadomo, że kolejne roczniki mają problemy natury psychicznej, które zostały wzmocnione przez pandemię. Przerażają wskaźniki samobójstw, choć – wbrew alarmom – wcale nie rosną. W dodatku, jak pokazało badanie RPD, to rodzina i szkoła są przez dzieci identyfikowane jako obszary silnego wsparcia, są „czynnikami chroniącymi”. I to w silniejszej niż dotąd współpracy między nimi należy upatrywać remedium na zły stan psychiczny nastolatków. Nawet najbardziej kontrowersyjny raport Fundacji UNAWEZA przyznaje, że dla ponad połowy młodych największym wsparciem jest rodzina, potem koledzy i nauczyciele. Natomiast realnym problemem jest brak wiary młodzieży w skuteczność profesjonalnej pomocy czy wsparcia.

Szkoła nauczycielem stoi

Dokonując zmiany, a zapowiada ją każdy nowy rząd, warto zdefiniować podstawowe cele, jakie ma do wypełnienia szkoła. Trzeba uniknąć pułapki, jaką jest myślenie o niej z jednej strony jedynie jako o zakładzie pracy nauczycieli, a z drugiej – jako o źródle problemów psychicznych młodzieży. Szkoła powinna przygotować do życia, wykształcić kluczowe kompetencje, także te dotyczące współżycia społecznego. Związki zawodowe nauczycieli i organizacje pozarządowe mają nieco inne priorytety, o czym ministerstwo edukacji nie może zapominać. Tymczasem nawet sposób wprowadzenia podwyżek dla nauczycieli, a konkretnie ich spłaszczenie, nie ma charakteru motywującego do lepszej, kreatywnej pracy z młodzieżą. A motywacja jest bardzo potrzebna, bo przecież szkoła dobrym nauczycielem stoi. I nie powinien go, zwłaszcza w zadaniach wychowawczych, zastępować nikt, kto nie jest do tego przygotowany, lub co gorsza, chce realizować w szkole swoje własne, ideologiczne cele.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.