Ocaleni. Opowieść ofiar handlu ludźmi

Krzysztof Błażyca

|

GN 06/2024

publikacja 08.02.2024 00:00

– Bili nas, ubliżali nam. Nie dawali wody. Rzucali w nas petardami. Drwili z koloru naszej skóry – opowiada Peter. Jest jedną z blisko tysiąca ofiar handlu ludźmi, które otrzymały pomoc od organizacji HAART założonej przez polskiego prawnika, Radosława Malinowskiego.

Mercy (na pierwszym planie) wywieziono do Libanu. Dziś uświadamia kobiety,  aby nie zostały ofiarami handlarzy. Mercy (na pierwszym planie) wywieziono do Libanu. Dziś uświadamia kobiety, aby nie zostały ofiarami handlarzy.
Krzysztof Błażyca/Foto Gość

Petera poznaję w domu jego ciotki na przedmieściach Nairobi. Tu czuje się już bezpieczny, chociaż jego życie zostało zrujnowane. Kiedy wyjechał do pracy do Malezji, opuściła go żona, zabierając 4-letnią córkę. Chciał poprawić byt rodziny, a stał się niewolnikiem. Jak inni oszukani przez agencje widmo, wykorzystywani do przymusowej pracy i seksu w Arabii Saudyjskiej, Katarze, Malezji, Laosie, Libanie, Jordanii, przeszedł przez piekło. Dzięki wsparciu HAART – prawnemu, medycznemu, szkoleniom zawodowym – odzyskują oni wiarę w siebie, rozpoczynają nowe życie. Spotykam niektórych spośród survivors – ocalonych – jak mówią o sobie. Mercy, Luise, Bridget, Margaret, Peter i inni dzielą się tym, co przeżyli, aby przestrzec innych.

Nairobi. Slumsy Kibera   Nairobi. Slumsy Kibera
Slumsy to jeden z obszarów, gdzie handlarze werbują ofiary, ofertą pracy lub edukacji dzieci.
Krzysztof Błażyca/Foto Gość

Wtedy zostaliśmy sprzedani

Peter trafił do Malezji, zwabiony ofertą pracy za tysiąc dolarów miesięcznie. Wcześniej był ochroniarzem na budowie autostrady w Nairobi. Agenta poznał z polecenia. On nadal, pomimo oskarżeń o handel ludźmi i toczącej się przeciw niemu sprawy sądowej, prowadzi przestępczą działalność. Peter miał mu zapłacić 90 tys. szylingów (ok. 2200 PLN) za pozwolenie na pracę i 100 tys. (ok. 2500 PLN) za bilet. Po dotarciu do Malezji dodatkowe 500 dolarów miał przekazać lokalnemu pośrednikowi.

– Na lotniku w Kuala Lumpur zatrzymała nas policja. Zadzwonili na numer, jaki otrzymaliśmy od agenta w Kenii. Obiecany hotel okazał się oszustwem. Policjanci zażądali od nas pieniędzy za wypuszczenie – opowiada. Wreszcie skierowano ich do hotelu w Seremban, 60 km od stolicy Malezji. – Było tam wielu Kenijczyków i Hindusów. Niektórzy od dwóch miesięcy. Stamtąd zabrali nas do opuszczonego domu i umieścili po 25 osób w pokoju. Mieliśmy pracować przy załadunku paczek, 50 kg każda. Ci, co byli przed nami, mówili, że nigdy im nie zapłacono – mówi Peter.

Firmą zarządzali Chińczycy. Peter widział, jak nocami ludzie bossa zabierali najbardziej osłabionych. – Pakowali ich do białego vana. Już nie wracali. Kierowca mówił nam, że rynek organów ma się dobrze w Malezji i nawet policja jest zamieszana w ten proceder. Kiedy Peter i inni podjęli strajk przeciw warunkom pracy, firma wezwała policję. – Wtedy usłyszeliśmy, że zostaliśmy sprzedani. Mężczyźni do pracy, kobiety do seksu – mówi.

Zaczęło się piekło

Z pracującą w HAART Laureen jadę odwiedzić Luisę. Mieszka w dzielnicy Huruma, co w suahili znaczy „współczucie”. Nazwa adekwatna do tej dzielnicy nędzy, będącej zarazem wylęgarnią członków islamistycznej Al Szabab. Ojciec Luise bardzo się starał, aby córka mogła się uczyć, lecz nie był w stanie zapewnić jej edukacji. Wyjechała więc do Nairobi, gdzie przez znajomą poznała agenta. Mówił, że pochodzi z jej wsi, czym wzbudził zaufanie. Zaproponował pracę w Arabii Saudyjskiej. – Zgodziłam się, bez konsultacji z rodziną – mówi.

Nairobi. Dzielnica Huruma   Nairobi. Dzielnica Huruma
Krzysztof Błażyca/Foto Gość

Trzy miesiące później, razem z innymi dziewczętami, wylądowała w stolicy Arabii, Rijadzie. – Wtedy zaczęło się piekło. Zabrali nam telefony i paszporty. Trafiłam do rodziny, gdzie miałam kilkanaście pokoi do sprzątania. W czasie ramadanu zmuszali mnie do postu. Gdy mówiłam, że jestem chrześcijanką, krzyczeli. Potem sprzedali mnie innym – wspomina. Trafiła do syryjskiej rodziny. Mówi, że byli dobrzy do czasu, gdy pan domu zaczął przychodzić do jej pokoju. Straszył bronią i gwałcił. – Wiem, że miał HIV – mówi przez łzy Luisa. W końcu na 7 miesięcy trafiła do Libanu.

– Nawet w Arabii tak mnie nie traktowali. A przecież oni byli chrześcijanami. Pan domu powiedział, że będzie mnie używał, kiedy chce, albo mnie zabije. Bił, obrażał, oskarżył o kradzież – opowiada. Trafiła na policję. Tam zamknęli ją na dwa dni bez jedzenia. Rozebrali do naga, szukając pieniędzy, pobili. Nic nie znaleźli. Odesłali do centrum deportacyjnego, skąd po kilku tygodniach wróciła do Kenii.

– Mam wiele pytań do Boga. Dlaczego to się stało. Niewielu mi pomogło, wielu traktowało źle. Szczególnie mężczyźni… – mówi przez łzy. Dziś ma mały stragan niedaleko domu. Sprzedaje czapati (placki kukurydziane) i pączki mandazi. Poznała Josepha. – Myślałam o sobie jak o odtrąconej. A Joseph mi powiedział: „Nie jesteś odtrącona. Bóg cię pierwszy ukochał”. Zaczynamy wspólne życie – mówi z nadzieją. HAART zapewniła jej terapię. – Wierzę, że Bóg nada wszystkiemu sens. Niech to będzie moje świadectwo – dodaje pewniejszym głosem.

Nie chciałam być prostytutką

Mercy pochodzi z Embu w środkowej Kenii. W HAART prowadzi dla kobiet szkolenia, jak nie stać się ofiarą handlu ludźmi. Mówi z doświadczenia, bo sama została wykorzystana. Po śmierci matki zdecydowała się na wyjazd do Jordanii, by wspomóc edukację brata. Miała być nauczycielką angielskiego. Na miejscu okazało się, że ma pracować jako pomoc domowa. Przy wsparciu siostry wróciła do Kenii. Po roku zdecydowała się na wyjazd do Kataru.

– Miałam obawy, ale zaryzykowałam. Ojciec jest chory, a ja chciałam pomóc bratu. Kontrakt był dla sprzątaczki lotniska w Doha. Z agencji poleciało ich sześcioro. – Na lotnisku nikt na nas nie czekał. Po sześciu dniach pojawił się mężczyzna z kartką z moim nazwiskiem. Powiedział, że pojadę z nim do Libanu, pracować dla jego żony. Protestowałam, ale powiedział, że teraz on jest moim bossem i mam robić, co każe. Dwa tygodnie później wbrew mojej woli pojechałam do Libanu… Od początku źle ją traktowali. – Pobudka o 3.00 rano, jeden posiłek dziennie. Nie płacili. Powiedzieli, że będą posyłać pieniądze rodzinie do Kenii, ale nie posyłali. Po miesiącu się rozchorowałam, nie pozwolili iść do szpitala. Brat żony gospodarza mnie bił.

Uciekła po trzech miesiącach. – Wybiegłam na drogę, zatrzymałam samochód. Kierowca zawiózł mnie do miejsca, gdzie spotkałam dziewczynę z Kenii. Obiecała znaleźć mi pracę. Dwa dni później zabrała mnie na drogę. Powiedziała: „Zatrzymuj mężczyzn, oferując im seks. W ten sposób możemy przetrwać”. Nie chciałam tego robić, wiec gdy tylko nadarzyła się okazja, uciekłam. Kolejne dni Mercy spędziła pod mostem, aż pojawił się „pewien starszy człowiek”.

– Zapytał, dlaczego śpię na ulicy. Opowiedziałam mu swoją historię. Zaproponował pomoc. Mówił, że pomógł już dziewczynom z Etiopii i z Filipin. To wzbudziło moje zaufanie. Wszystko było dobrze do czasu, aż te dziewczyny zniknęły. Zostawiły mi kartkę: „Uciekaj!”. Wtedy on powiedział, że albo zostanę jego żoną, albo mogę wracać na ulicę. Nie chciałam być prostytutką, więc zostałam. Mercy szybko zaszła w ciążę. – Zdesperowana próbowałam dokonać aborcji. Wzięłam dużo leków. Na szczęście nie zadziałały. Jason urodził się w siódmym miesiącu. Moje dziecko… Ale zabrał je ode mnie i oddał swojej siostrze, kiedy powiedziałam mu, że chcę wracać do Kenii.

Po kilku miesiącach, dzięki grupie na WhatsAppie, jaką założyła, i pomocy siostry, która znalazła prawniczkę, Mercy odzyskała wolność i syna, i udało się jej wrócić do kraju. – Poznałam ludzi z HAART. Pomogli. Teraz jestem fryzjerką. I jako ocalona opowiadam innym o zagrożeniach…

Biblia była dla mnie wszystkim

Margaret pokazuje rany na nogach – niegojące się szramy na ciele i pamięci, powstałe w Arabii, dokąd wyjechała z troski o swoje dzieci. Dziś mieszka we wsi Kangundu, niedaleko Nairobi. Mąż Benson zmarł po 15 latach małżeństwa. Gdy go wspomina, smutnieje. Żyje z dorywczych prac dla sąsiadów, jej synowie wypasają im krowy. Dzięki pomocy HAART niedawno zakupiła 60 kur, aby być niezależną. – Za 10 tygodni będą znosić jajka. Trzeba cierpliwości – uśmiecha się z nadzieją.

Do Arabii wyjechała za namową przyjaciółki. Miała pracować w hotelu. – Nasz samolot był pełen kobiet. Po wylądowaniu dwa tygodnie spędziłam na lotnisku, aż pojawił się młody człowiek, mówiąc, że jest moim pracodawcą. Zawiózł mnie do rodziny mieszkającej w czteropiętrowym domu. Pan domu był brutalny. Dzieci płakały, a o płacz obwiniali mnie. Wtedy on mnie bił, a dzieci się śmiały. One też mnie biły. Wtedy ich matka się śmiała. Również ona mnie biła. Te rany to od niej.

Margaret do jedzenia dostawała resztki i przeterminowane przetwory. Do spania miała kawałek podłogi na poddaszu. – Moja rodzina nic o mnie nie wiedziała. Dwa lata nie miałam kontaktu z dziećmi – mówi. Zabrali jej paszport, telefon, Biblię. – Biblia była dla mnie wszystkim. Dali mi książki o islamie. Mówiłam, że jestem chrześcijanką, wtedy mnie bili. W nocy, w ukryciu, modliłam się. Pani domu powiedziała mi kiedyś, że jak nie zmienię religii, to zrobi mi coś złego. Więc trzymałam te książki od nich – opowiada. Zdołała uciec podczas wizyty gości.

Miałyśmy udawać Rosjanki

Utawala w suahili znaczy „rządzić”. Tu spotykamy Bridget. Zaoferowano jej pracę konsultantki klienta w Tajlandii. – Z lotniska w Bangkoku odebrali nas chińscy pośrednicy. Poleciałyśmy z nimi do Chiang Rai na północy, a stamtąd łodzią przewieźli nas do Laosu. Miejsce, w którym się znalazłyśmy, było strzeżone. Nie miałyśmy szans wyjść za bramę. Miały pracować w nocy.

– Każda z nas dostała cztery telefony, musiałyśmy tworzyć fałszywe profile w mediach społecznościowych, podając się za Rosjanki. Celem byli mężczyźni pomiędzy 40. a 60. rokiem życia, najczęściej z USA. Miałyśmy tworzyć historię życia, aż do rozwodu, aby tych mężczyzn rozkochać, a następnie wyłudzić pieniądze. Dziennie kazali znajdować czterech klientów – tak ich określano. Jeśli nie znalazłyśmy, byłyśmy karane.

– Co to były za kary? – pytam. – Policzkowali nas, zabraniali jeść, gwałcili, trzymali w ciemnych pokojach. Ratunek przyszedł, kiedy pięciu Kenijczykom udało się skontaktować z ambasadą. Wtedy w pomoc zaangażowała się również HAART. Organizacja opłaciła wszystkim bilety powrotne do Kenii. Gdy do Bridget zgłosił się Departament ds. Śledztw Kryminalnych, aby spisała zeznania jako ofiara, HAART wspierała ją prawnie. – Miałam długo poczucie beznadziei, myślałam o samobójstwie. HAART zapewniła mi terapię, opłaciła kurs szycia. Przywrócili mnie do życia, które prawie sobie odebrałam.

Nairobi. Slumsy Madare   Nairobi. Slumsy Madare
Krzysztof Błażyca/Foto Gość

Mamo, co robisz?

Veronika mieszka w slumsach Madare. Opowiada szybko, czasem przez łzy. W Arabii miała pracować jako opiekunka osób starszych. Na miejscu okazało się, że ma być służącą. – Na początku dobrze mnie traktowali. Wszystko zmieniło się w czwartym miesiącu pobytu. Nie wiem dlaczego. Powiedzieli: „Masz pracować, wiele za ciebie zapłaciliśmy”. Kupili mnie jak niewolnicę! Byłam w szoku.

Mówi, że zapłacili za nią równowartość ok. 7500 PLN. Kiedy zachorowała, uważali, że udaje. – Żona gospodarza nie miała litości. Pytałam Boga, dlaczego tak cierpię. Prosiłam, by pozwolił mi umrzeć. Próbowała popełnić samobójstwo. – Wzięłam garść leków przeciwbólowych. Wtedy w głowie usłyszałam głos mojego dziecka: „Mamo, co robisz? Kocham cię!”. Odrzuciłam te leki… Udało jej się zadzwonić do agencji w Kenii. – Powiedzieli, że jak chcę wrócić, to muszę sobie kupić bilet, a jak nie chcę pracować, to mam umierać. Zablokowali mój numer. Pomyślałam: „Boże, pomóż, ci ludzie mnie zabiją”.

Ostatecznie udało się jej trafić na policję. Opowiedziała swoją historię i została umieszczona w hostelu, gdzie były kobiety z Kenii, Ugandy, Bangladeszu, Tanzanii, Pakistanu. Zaproponowały, aby nagrała film z prośbą o pomoc. – Moja historia dostała się do sieci. Dzięki niej wróciłam. W Kenii skontaktowała się z nią Loreen z HAART. – Zabrali mnie do szpitala, przeszłam terapię. Dziękuję Bogu i organizacji HAART za pomoc. Niech Bóg ich błogosławi.


Statystyki wyzysku

  • 161 krajów jest dotkniętych handlem ludźmi – jako kraj pochodzenia ofiar, tranzyt lub miejsce docelowe.
  • Większość ofiar ma od 18 do 24 lat.
  • 1,2 mln dzieci rocznie pada ofiarami handlu ludźmi.
  • 95 proc. ofiar doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej.
  • 43 proc. to ofiary przymusowego, komercyjnego wykorzystywania seksualnego, z czego 98 proc. to kobiety i dziewczęta.
  • 32 proc. ofiar jest wykorzystywanych do pracy, z czego 56 proc. to kobiety i dziewczęta.
  • 52 proc. handlarzy to mężczyźni, 42 proc. – kobiety.
  • W 54 proc. przypadków rekruter był osobą obcą dla ofiary, w 46 proc. przypadków osoba rekrutująca była znana ofierze.

    (dane wg opracowań HAART Kenya)

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.