Ostatnie namaszczenie?

Marcin Jakimowicz

|

GN 20/2011

publikacja 22.05.2011 22:06

Ogień Ducha zstąpił na apostołów. Mówili nowymi językami. Tego dnia przyłączyło się do nich 3 tys. dusz. Po zakończonym bierzmowaniu gimnazjaliści oddychają z ulgą: nareszcie spokój. Na kilka dobrych lat. Znajdź szczegóły, którymi różnią się te obrazki.

Księża gorzko żartują, że bierzmowanie jest oficjalnym pożegnaniem z Kościołem Księża gorzko żartują, że bierzmowanie jest oficjalnym pożegnaniem z Kościołem
fot. Roman Koszowski

Bierzmowanie. Ogień czy stypa? Sakrament mocy czy ziewania? Nowych języków czy pożegnania z Kościołem grupy znudzonych gimnazjalistów? To w kontekście wielkomiejskich parafii zaczyna nabierać zabarwienia emocjonalnego podobnego do słów: Derby Śląska. Jasne, nie wszędzie. Zazwyczaj kojarzy się po prostu z kolejną parafką katechety. Na szczęście ostatnią. Archidiecezja Liverpoolu zmieniła kolejność udzielania bierzmowania i Eucharystii. Nie spotkało się to z żadną krytyką ze strony Stolicy Apostolskiej. Co więcej, w adhortacji „Sacramentum caritatis” Benedykt XVI zachęca poszczególne episkopaty do przemyślenia kolejności udzielania tych sakramentów (o ustaleniu wieku kandydata decyduje bowiem biskup miejsca). To szok dla Jana Kowalskiego, przyzwyczajonego do tego, że z dziada pradziada bierzmowano tylko młodych, którzy przystąpili już do Pierwszej Komunii Świętej. Tymczasem nie jest to dogmat wiary. Wystarczy zerknąć na kolejność opisywania sakramentów w „Katechizmie Kościoła Katolickiego”: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia. W Kościołach wschodnich są one ze sobą ściśle połączone. Niemowlęta są nie tylko chrzczone, ale i niezwłocznie bierzmowane.

Po kolei
– Przyjęcie Komunii św. jest warunkiem przyjęcia bierzmowania – słyszymy na każdym kroku. Tymczasem to twierdzenie sprzeczne z teologiczną tradycją Kościoła – zaznacza ks. dr Maciej Zachara MIC, absolwent Papieskiego Instytutu Liturgicznego w Rzymie, wykładowca liturgiki w Kolegium Ojców Dominikanów w Krakowie – Generalizacja tej praktyki to dopiero XIX, XX wiek. To stosunkowo niedawny zwyczaj. Sakrament bierzmowania w najwcześniejszej tradycji Wschodu i Zachodu był udzielany łącznie z sakramentem chrztu. Chrzty sprawowano pod przewodnictwem biskupa, ale rychło okazało się, że biskup nie może być obecny przy każdym chrzcie. Kościoły Wschodu delegowały wówczas na prezbiterów prawo dokonywania całości inicjacji chrześcijańskiej, a Kościół Rzymski zastrzegł finalny moment liturgii chrzcielnej, czyli udzielenie daru Ducha Świętego, biskupowi. Ale nie miał przy tym intencji opóźniania sakramentu bierzmowania! W środkowej i południowej Italii była taka gęstość stolic biskupich, że większy przedział czasowy między chrztem a bierzmowaniem mógł być spowodowany jedynie czyimś lekceważeniem. Jednak późniejsze przełożenie tej dyscypliny na Kościoły zachodniej Europy, gdzie odległość między stolicami biskupimi była znacznie większa, spowodowało większy rozziew czasowy między sakramentami.

Aż do pełni średniowiecza w księgach liturgicznych znajdujemy przypomnienia: jeśli tylko obecny jest biskup, należy natychmiast udzielić bierzmowania. Znajdziemy też sporo napomnień rodziców, by jeśli nie było biskupa przy chrzcie, szli go poszukać, by mógł udzielić bierzmowania. Istniały nawet kary kościelne, jeśli tego obowiązku nie dopełnili. Ponieważ w praktyce Kościoła powstał chaos, katechizm potrydencki ustalił wiek bierzmowanych na mniej więcej 7 lat. I formalnie to nie zmieniło się do dziś, choć w czasach Soboru Watykańskiego II temat wieku bierzmowanych był gorąco dyskutowany. Początki zasady bierzmowania po Pierwszej Komunii św. sięgają XVIII wieku. Dwie diecezje francuskie zanotowały w swych dokumentach posynodalnych obowiązek przystąpienia do Eucharystii przed bierzmowaniem. Ta praktyka zaczęła się generalizować w wieku XIX. Watykan miał wyraźną rezerwę. Gdy Francja chciała rozszerzać ten zwyczaj na kolonie, Stolica Apostolska konsekwentnie ten punkt mówiący o konieczności przyjęcia Eucharystii przed bierzmowaniem skreślała. Sam papież Leon XIII pod koniec XIX wieku pisał w liście do biskupa Marsylii, że to bierzmowanie jest etapem na drodze do Eucharystii, a nie odwrotnie. Czy ta praktyka jest kością niezgody w dialogu ekumenicznym? – pytam ks. Zacharę. – Wschód nie rozumie tej praktyki. Twierdzi, że psychologizujemy działanie Ducha, uzależniając owocność Jego łaski od naszej wewnętrznej dojrzałości. Pamiętajmy, że osoba przyjmująca sakrament nie musi w chwili jego przyjmowania być gotowa do zrealizowania wszystkich płynących z niego konsekwencji! Wówczas niemożliwy byłby chrzest niemowląt czy udzielanie dzieciom Eucharystii. A Eucharystia to przecież szczytowy moment sakramentalnego wtajemniczenia, wejścia w Kościół. Jan Paweł II mówił do biskupów francuskich: „Eucharystia jest trzecim sakramentem wtajemniczenia chrześcijańskiego”, a w encyklice „Ecclesia de Eucharistia” zawarł stwierdzenie, że pomnaża ona dar Ducha Świętego otrzymany w sakramentach chrztu i bierzmowania.

Kościelna matura?
Porządek sakramentów jest taki: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia – wylicza ks. dr Grzegorz Strzelczyk, wykładowca dogmatyki. – Przesunięcie, które nastąpiło w Kościele zachodnim, było wywołane okolicznościami historycznymi i, powiedzmy szczerze, jest trudne do obronienia. Porządek inicjacji chrześcijańskiej jest związany z podwójnym darem Ducha: w chrzcie i bierzmowaniu. I z tym dopiero idzie się do Eucharystii! Ona jest pełnią inicjacji. Próby uzasadnienia tego, że najpierw człowiek powinien przystąpić do Komunii św., a potem dopiero do bierzmowania, to karkołomne dobudowanie teologii do praktyki. Dlatego coraz więcej teologów postuluje jej rewizję i powrót do korzeni. Prywatnie jestem za tym, by obniżyć wiek kandydatów do bierzmowania. Jeśli wierzymy, że Bóg działa przez sakramenty niezależnie od stopnia naszej świadomości (chrzcimy przecież niemowlęta!), to im wcześniej dostarczymy człowiekowi łaskę, tym lepiej. Czy istnieje jakiś próg świadomości mogący gwarantować przyjęcie darów Ducha? Jak to zweryfikować? Obecna praktyka nam tego nie gwarantuje. Więc może lepiej przesunąć bierzmowanie na wcześniejsze lata, ryzykując, że świadomość będzie mniejsza (choć widząc zachowania gimnazjalistów, nie wiem, czy będzie mniejsza), ale dając człowiekowi łaskę Ducha?

Czym jest bierzmowanie? Sakramentem dojrzałości – odpowiadamy. Tymczasem katechizm zaznacza wyraźnie: to sakrament inicjacji chrześcijańskiej. Czyli łaska wlana przez Ducha, a nie rodzaj duchowej matury. – Katechizm nie zna czegoś takiego jak sakramenty dojrzałości – irytuje się ks. Włodzimierz Lewandowski z diecezji włocławskiej. – Młodzi co chwilę słyszą, że w momencie przyjęcia bierzmowania staną się dojrzałymi chrześcijanami. Tymczasem w katechizmie są sakramenty inicjacji (chrzest, bierzmowanie, Eucharystia); sakramenty w służbie wspólnoty (kapłaństwo, małżeństwo) oraz uzdrowienia (pokuta i sakrament chorych). Czwartej grupy nie ma. Warto myśleć o bierzmowaniu w tej właśnie perspektywie, inaczej stanie się ono „przepustką”. Bo przepustka jest nie tylko dokumentem uprawniającym do wejścia. W żargonie wojskowym jest również dokumentem uprawniającym do opuszczenia jednostki i udania się na urlop.

Pozamykani w skorupie lęku apostołowie z utęsknieniem czekali na to, aż zostaną „uzbrojeni mocą z wysoka”. Pamiętali słowa Jezusa zapowiadającego przyjście Pocieszyciela. Jak zainteresować gimnazjalistów darami męstwa, odwagi, pobożności (Boże, co za obciachowe słowo)? Księża gorzko żartują, że bierzmowanie jest oficjalnym pożegnaniem z Kościołem. – Nie wierzę w nawrócenia pod wpływem rozmyślań. Nawrócenia są tylko na siłę, z przymusu – twierdzi o. Wojciech Ziółek, prowincjał krakowskich jezuitów. – Jak masz nóż na gardle, to trudno pokręcić głową i powiedzieć „Nie”, bo sam sobie poderżniesz gardło. Więc się godzisz na wszystko. I tu zaczyna się problem. Niewielu młodych ma nóż na gardle. Dlatego często nasze „wypasione” ewangelizacje kończą się porażką. – Nie ma w polskim Kościele jednolitej strategii przygotowań do bierzmowania – alarmuje ks. Lewandowski. – W większości diecezji działa to na zasadzie wolnej amerykanki i z reguły wszystko kończy się odpytaniem ze stu kilkudziesięciu pytań. Ja z tego zrezygnowałem. Nie chciałem stwarzać atmosfery egzaminu. W tym roku przygotowuje się u mnie około 40 osób. Podzieliłem ich na dwie grupy. Nie mam z nimi problemów. Może dlatego, że to niewielka grupa, a ja stawiam na dialog? Wiem, że inaczej wygląda to w wielkomiejskich parafiach. Tam czasem musi interweniować policja…

Bierzmowanie? 1201 osób „lubi to”
Realizowany przez lata schemat, że młodych przygotowują do bierzmowania ich starsi koledzy, coraz rzadziej sprawdza się w praniu. Dlaczego? Bo oni nie są dla nastolatków autorytetami. W wielu parafiach za przygotowanie zabrali się ponownie kapłani. – To dobre rozwiązanie. Młodzi mają wówczas bezpośredni kontakt z księdzem. Można z nimi pogadać, poznać ich – wyjaśnia ks. Krzysztof Nowrot z katowickiej parafii na ogromnym osiedlu Tysiąclecia. Kapłani prowadzą też przygotowanie do sakramentu w katowickiej katedrze Chrystusa Króla. Dlaczego? – Z dwóch powodów: chcemy złapać z młodymi kontakt, a po drugie świeccy coraz mniej radzili sobie z utrzymaniem dyscypliny – przyznaje ks. Jacek Plech, duszpasterz młodzieży.

– Mam generalnie dobre zdanie o młodych: wiem, że drzemie w nich olbrzymi potencjał (na przykład do wolontariatu), ale widzę, że coraz trudniej zachęcić ich dziś do jakiejś formacji, na przykład Ruchu Światło–Życie. Nie demonizuję gimnazjum. Nie twierdzę, że to musi się skończyć porażką. Ale widzę dziś ogromny skok w stronę wirtualnego świata. To bardzo modeluje młodych. Właśnie przeczytałem ankietę przeprowadzoną na małych dzieciach. Na pytanie, kto jest ich ideałem, większość dziewczynek nie odpowiedziała „mama”, ale „Hannah Montana”, czyli plastikowa gwiazdeczka z serialu. To pokazuje ogromny cywilizacyjny skok. A co dopiero, jeśli chodzi o gimnazjum. Gdy robiłem ankietę „Jak spędzasz wolny czas?”, ogromna część uczniów odpowiadała: na Facebooku. Oni przychodzą na spotkania rozkojarzeni, bezradni. Nie potrafią się zachować w przestrzeni sakralnej. Płoszą się, gubią. Uczą się być na Mszy św., nie potrafią często wytrzymać godziny bez komórki – mówi ks. Plech i dodaje: – U nas młodzi przygotowujący się do bierzmowania dostają indeksy i to naprawdę ich mobilizuje. Ale staramy się, by były one raczej duchowymi dzienniczkami niż dziennikiem lekcyjnym. Nie dajemy parafek za Mszę niedzielną. Uważamy, że to powinna być ich dojrzała decyzja, a nie obowiązkowy spęd. Tematy spotkań, delikatnie mówiąc, często „nie wchodzą w zakres ich zainteresowań”. Trzeba odgadywać pytania, które w nich drzemią. Najważniejsze jest to, by nie widzieć w nich wroga. Nie starać się z nimi walczyć. To owocuje. Ale potrzeba sporo cierpliwości…

Cztery wesela i pogrzeb. A bierzmowanie?
– Pastoralnie w obecnej strukturze i przy dzisiejszej mentalności myślę, że bierzmowanie młodzieży to naprawdę nie jest złe rozwiązanie – uważa ks. biskup Edward Dajczak z Koszalina. – Stwarza ono ogromną szansę dotarcia do młodych, do których mielibyśmy zamkniętą drogę. Gdyby nie sakrament w fazie gimnazjum czy liceum, to właściwie nie mielibyśmy wśród nich możliwości duszpasterstwa. Poza katechezą, która ma jednak swe ograniczenia… Młodych przygotowujemy u nas przez dwa lata. Oni w ogromnej części są poza doświadczeniem Boga. Dlatego my – mówię to często – musimy stworzyć im „rodzinę zastępczą”. Ich rodziny są często zbyt słabe, by przekazać im doświadczenie żywego Boga. Kładziemy wyraźny nacisk na doświadczenie, a nie jedynie suche odpytanie z katechizmu. Myślę, że jeśli mamy już bierzmować młodych, to lepiej postawić na liceum, a nie gimnazjum z wszystkimi jego „głupawkami”. Gdy byłem biskupem w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, bierzmowaliśmy młodych w II klasie liceum. Największym brakiem dzisiejszych młodych jest to, że oni nie mają kompletnie doświadczenia Boga. On jest dla nich nierzadko pustą formułką. Dlatego często część formacji do bierzmowania prowadzą u nas wspólnoty.

Co ciekawe, bierzmowanie kompletnie nie wpisało się w kanon tradycyjnych uroczystości wyznaczających etapy przeżywane przez polską rodzinę: chrzest – Komunia – ślub – pogrzeb. O ile przy Pierwszej Komunii św. stoły uginają się od jedzenia, a rodzice zamawiają salę w restauracjach już rok wcześniej, przy bierzmowaniu obserwujemy przegięcie w drugą stronę. Żadnego obiadku, kolacji, nawet skromnego deseru. Nie bardzo wiemy, jak świętować namaszczenie ogniem Ducha. W restauracji? W domu? – Może chodzi o pewien chaos dotyczący tej praktyki? – zastanawia się ks. Maciej Zachara. – Ja byłem bierzmowany jako 15-latek, mój brat jako 12-latek. A może barierą jest buntowniczy wiek kandydatów, który nie sprzyja wytworzeniu rodzinnej obrzędowości? – Dwa dni przed bierzmowaniem robimy spotkanie z rodzicami. Jest ono tak samo ważne jak przygotowanie młodzieży – dopowiada ks. Plech. – Proszę, by rodzice nadali bierzmowaniu uroczysty charakter: „Przyjdźcie całą rodziną, z dziadkami, dziećmi. Zorganizujcie uroczystą kolację”. I widzę, że wielu rodziców naprawdę się tym przejmuje. Młodzi widzą, że to święto całej rodziny. I często nawet ci, którzy nie wykazywali najmniejszej formy aktywności w czasie przygotowania, w dniu bierzmowania są poruszeni, bo widzą, że to ich święto. Naprawdę sporo zależy od tego rodzinnego finiszu.

Opóźnianie bierzmowania to klasyczny przykład rozziewu między teologią sakramentu a jego praktyką – podsumowuje ks. Zachara. – Bo czym jest ten sakrament? Przecież nie, jak myślimy, sakramentem „dojrzałości”. Katechizm dystansuje się od tego stwierdzenia. Można je obronić tylko w takim sensie, że bierzmowanie warunkuje dojrzewanie w wierze, jest łaską pomagającą w dojrzewaniu. To nie certyfikat już osiągniętej dojrzałości. To iluzja, że przez pewien program katechezy jesteśmy w stanie stworzyć z gimnazjalisty w pełni dojrzałego chrześcijanina. To zawsze skończy się porażką. Mówię to, nie lekceważąc wcale pracy katechetów… Bierzmowanie to nie dojrzałość, to inicjacja. Początek drogi. Ono jest „ku czemuś”, jest podobnie jak chrzest częścią procesu wchodzenia do Kościoła, a nie zwieńczeniem formacji w wierze. I dlatego najważniejsze nie jest pytanie o to, jaki wiek kandydata jest najlepszy (nie ma czegoś takiego, jak idealny wiek do przyjęcia sakramentu) ani jaką genialną katechezę wymyślić, by stworzyć superdoskonałego chrześcijanina gimnazjalistę czy licealistę. Pytanie jest inne: jak tworzyć w naszych parafiach środowiska wzrostu w wierze? Takie, by człowiek inicjowany do życia w Kościele mógł się rozwijać, a łaska miała szansę rozwoju i wpływała na całe jego życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.