Szwecja nie jest neutralna

Andrzej Godlewski

|

GN 20/2011

publikacja 22.05.2011 22:00

O interesach Unii Europejskiej, bezpieczeństwie energetycznym i śledztwie smoleńskim z Carlem Bildtem rozmawia Andrzej Godlewski.

Carl Bildt Carl Bildt
fot. Jakub Szymczuk

Carl Bildt Od 2006 r. jest ministrem spraw zagranicznych Szwecji. W latach 1991–1994 był premierem tego kraju. Był mediatorem w czasie konfliktu na Bałkanach, a następnie współprzewodniczącym konferencji pokojowej w Dayton w 1995 r. W latach 1999–2001 zajmował stanowisko specjalnego ambasadora Sekretarza Generalnego ONZ na Bałkanach. Pochodzi z wielowiekowej rodziny arystokratycznej wywodzącej się z Danii i Norwegii. Jego przodek, Gillis Bildt, sprawował urząd premiera Szwecji pod koniec XIX w.

Andrzej Godlewski: Po katastrofie smoleńskiej polski rząd zdecydował się powierzyć śledztwo w tej sprawie stronie rosyjskiej. Czy Szwecja postąpiłaby tak w podobnej sytuacji?
Carl Bildt: – Z tego, co wiem, decyzja w sprawie śledztwa smoleńskiego oraz sposób jej podejmowania są zgodne z tym, co jest przyjęte w relacjach między państwami. Nie przeżywaliśmy podobnej katastrofy, więc tylko teoretycznie mogę oceniać, że prawdopodobnie postąpilibyśmy w zbliżony sposób. Pod pewnymi względami adekwatnym przykładem jest zatonięcie promu MS Estonia we wrześniu 1994 r. [Statek należał do szwedzko-estońskiego przedsiębiorstwa, a pływał pod estońską banderą – red.] Zginęło wówczas ponad 850 osób. Zdecydowaną większość ofiar stanowili Szwedzi. Tragedia wydarzyła się na wodach międzynarodowych, ale niedaleko wybrzeży Estonii. Całe śledztwo było prowadzone przez stronę estońską i według estońskiego prawa.

Czy jednak zaufalibyście Rosjanom? Według przecieków z WikiLeaks szwedzcy dyplomaci nie wierzą bezgranicznie przedstawicielom Moskwy.
– Ja ufam partnerom rosyjskim. Chociaż oczywiście także u nas istnieją krytyczne opinie na temat polityki rosyjskiej i sytuacji w Rosji. Jednak nie wydaje mi się, by ostatnio działo się cokolwiek, co miałoby je wzmacniać.

Kończy się budowa gazociągu północnego i jesienią popłynie nim gaz z Rosji do Niemiec. Czy to dobra wiadomość dla Pana i dla Europy?
– To dobra wiadomość dla tych, którzy będą kupować ten gaz. Szwecja nie należy do wielkich importerów gazu. Dlatego też nie mamy jakichś szczególnych opinii w tej kwestii.

A czy ten gazociąg zwiększy bezpieczeństwo energetyczne w UE?
– Moim zdaniem, nie będzie on miał poważniejszego znaczenia. W ostatnich latach następują bardzo poważne zmiany na rynku gazowym. Po tym, jak Amerykanie zaczęli na przemysłową skalę eksploatować gaz łupkowy, a naturalny gaz płynny (LNG) stał się bardziej dostępny, sytuacja zaczęła się bardzo szybko zmieniać. I z pewnością to nie jest jeszcze koniec tych przemian.

Niemcy chcą mieć więcej rosyjskiego gazu, natomiast rezygnują z atomu. Polska wybiera przeciwną drogę. A co ze Szwecją?
– Uważnie przyglądamy się temu, co w kwestii energetyki jądrowej dzieje się w Niemczech. Przypomina to niezwykle emocjonalne debaty o siłowniach atomowych, jakie mieliśmy w Szwecji w latach 70. i na początku lat 80. ub. wieku. W przyszłości podobnie jak Niemcy będziemy rozwijać energetykę opartą na źródłach odnawialnych, ale nie zrezygnujemy z naszego programu atomowego. To, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach w tej dziedzinie, każe nam intensywniej zająć się kwestiami bezpieczeństwa, ale nie wymaga zmiany w polityce dotyczącej energetyki jądrowej. Wkrótce nadejdzie czas, by koncerny energetyczne zastąpiły 10 starszych reaktorów, które są teraz w użyciu w Szwecji, nowymi instalacjami.

A jak ocenia Pan polskie plany budowy dwóch elektrowni atomowych?
– Ta kwestia pozostaje w gestii polskich władz. Polska jest bardzo uzależniona od paliw kopalnianych, które powodują wysoką emisję CO2. Energetyka atomowa oraz źródła odnawialne są rozwiązaniami, które mogą zmienić to uzależnienie.

Szwecja i Polska stworzyły Partnerstwo Wschodnie UE. Jednak głównym – i chyba jedynym jak dotąd – efektem tego programu jest demokratyzacja Mołdowy. Czy to nie za mało?
– Mołdowa jest rzeczywiście naszym sukcesem. Jednak w polityce wschodniej UE dzieje się o wiele więcej. Coraz intensywniejsze są negocjacje o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią. Udane są również nasze relacje z Gruzją. Partnerstwo Wschodnie jest przedsięwzięciem obliczonym na długą perspektywę.

Ukraińcy chcą integrować się z Europą?
– W Kijowie naprawdę można wyczuć rosnącą wolę do ściślejszego powiązania z UE. Kiedy rok temu władzę objął prezydent Wiktor Janukowycz, odbieraliśmy sprzeczne sygnały w tej sprawie. Teraz są one jednoznacznie pozytywne, mimo że Moskwa nadal zachęca Ukraińców do integracji z Rosją.

Czy między Europą a Rosją trwa konkurencja, której stawką jest los Ukrainy?
– Nie nazywałbym tego konkurencją. Jednak rzeczywiście Ukraińcy są w trakcie dokonywania strategicznego wyboru. Z jednej strony mają perspektywę integracji z UE, z drugiej zaś poważne interesy gospodarcze z Rosją. Jest oczywiste, że jeśli zdecydują się na wejście do unii celnej z Rosją, Białorusią i Kazachstanem, to nie będą mogli stworzyć strefy wolnego handlu wspólnie z UE.

Jest Pan przyjacielem ministra Radosława Sikorskiego. Ale Polskę i Szwecję dzielą poważne różnice interesów w UE. Czy obydwa kraje będą mogły nadal harmonijnie współpracować?
– Szwecję i Polskę łączy dziś bardzo wiele. Doskonale było to widać podczas niedawnej wizyty Karola XVI Gustawa w Polsce. Oczywiście istnieją również między nami rozbieżności. Rolnictwo i górnictwo mają na przykład istotne znaczenie dla Polski, podczas gdy u nas albo nie odgrywają już poważniejszej roli (jak rolnictwo), albo zupełnie nie istnieją (jak górnictwo węglowe).

Dzielą nas też poglądy na finanse UE. Szwecja jest płatnikiem netto, czy będzie więc próbowała ograniczyć wydatki na politykę spójności, na której korzysta Polska?
– Znacznie więcej zastrzeżeń mamy wobec Wspólnej Polityki Rolnej w dotychczasowej formule. To jest jedna z kluczowych kwestii negocjacji o finansach Unii na lata 2014–2020, które rozpoczną się już podczas polskiej prezydencji. Przyznaję, w tej sprawie mamy inny punkt widzenia niż Polska.

Szwecja będzie chciała zredukować budżet UE?
– Zależy nam na tym, by nie wzrastał już on ponad wskaźnik inflacji. Przy czym jesteśmy za tym, by niektóre dziedziny działalności Unii zostały dofinansowane. Na przykład wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa nadal ma niewiele środków do dyspozycji i należałoby je zwiększyć. Podobnie życzylibyśmy sobie, by zwiększyły się wydatki UE na zagraniczną pomoc rozwojową.

A komu w takim razie chciałby Pan zabrać?
– Wydaje mi się, że środki na Wspólną Politykę Rolną powinny zostać zmniejszone. Poza tym reformy wymaga polityka spójności. W jej ramach finansowane są też pewne przedsięwzięcia w Szwecji, ale nie jest tak, że obejmuje ona cały kraj. Dzisiejsza polityka spójności realizowana jest głównie w tzw. nowych krajach członkowskich UE, co wywołuje zastrzeżenia w wielu starych państwach wspólnoty.

Czy nie podważy to zasady europejskiej solidarności?
– Dowiedliśmy jej wielokrotnie, m.in. uczestnicząc w przygotowaniu pakietów stabilizacyjnych dla krajów dotkniętych kryzysem finansowym. W ten sposób udzieliliśmy pomocy kredytowej Łotwie, Irlandii i Islandii.

Jednak nadal nie chcecie ściślej integrować się z resztą Europy. Ostatnio Szwecja nawet nie przystąpiła do tzw. Paktu Euro Plus, do którego włączyły się Polska i 22 inne kraje UE.
– W 2003 r. w referendum obywatele zdecydowali, że Szwecja nie przystąpi do unii walutowej. Dyskusja w tej sprawie trwa jednak nadal. Jeśli chodzi o przyjęty w marcu pakt, to być może już wkrótce szwedzki rząd zdecyduje inaczej. Zależy nam, by w UE nadal podejmowane były decyzje w gronie wszystkich 27 państw członkowskich. Kwestie konkurencyjności czy wolnego rynku dotyczą każdego w UE, a nie tylko krajów unii walutowej.

Czy Berlin nie naciska na Sztokholm, by przyłączył się do strefy euro? Jako kraj z solidną polityką budżetową jesteście mile widzianym członkiem.
– W żadnym razie nie nazwałbym tego presją. Niemieccy partnerzy szanują nasze decyzje, chociaż przyznaję, że argumentują nieraz za rozwiązaniami, które przybliżają nas do wspólnego pieniądza. Dziś główne siły polityczne w Szwecji uznają przyjęcie euro za rozwiązanie możliwe, jednak równocześnie są zaniepokojone kryzysem w południowych krajach tej strefy.

Jak to jest, że Polska – chociaż jest w NATO – nie angażuje się w konflikt w Libii, a neutralna Szwecja wysyła tam swoje samoloty?
– Nie jesteśmy już krajem neutralnym, chociaż nadal pozostajemy poza NATO. Interwencja w Libii odbywa się na podstawie mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ o ustanowieniu strefy zakazu lotów w tym kraju, zaś ONZ jest dla nas bardzo ważną organizacją. Poza tym w Unii Europejskiej istnieją specjalne grupy bojowe, które są od dawna przygotowywane do tego typu działań, i my jesteśmy teraz po prostu gotowi, by je podjąć.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.