Adwokat anioła

Stefan Sękowski

|

GN 20/2011

publikacja 22.05.2011 21:45

W okresie PRL bronili opozycjonistów i niesprawiedliwie oskarżanych robotników. Dziś o prawnikach, którzy stawiali się komunistycznemu bezprawiu, mało kto pamięta

	„Specjaliści” od spraw politycznych: adwokaci Władyslaw Siła-Nowicki(zmarł w 1994 r.), Jan Olszewski (na zdjęciu), Stanisław Szczuka (zmarł w kwietniu br.) „Specjaliści” od spraw politycznych: adwokaci Władyslaw Siła-Nowicki(zmarł w 1994 r.), Jan Olszewski (na zdjęciu), Stanisław Szczuka (zmarł w kwietniu br.)
fot. FORUM/Grzegorz Rogiński

Był 25 czerwca 1976 r. Zofia Sadowska sprzedawała na jednej z radomskich ulic truskawki. W pewnym momencie zauważyła, że od strony ul. Żeromskiego nadchodzi tłum. Wróciła do domu, nakarmiła kilkumiesięczną córeczkę, zostawiła ją pod opieką dwójki starszych dzieci i z mężem poszła zobaczyć, co się dzieje. Pod Komitetem Wojewódzkim PZPR dowiedzieli się, że planowane są wysokie podwyżki cen. Szybko wrócili do domu, w późniejszych zajściach i walkach z milicją nie brali udziału. Następnego dnia Jan Sadowski wyszedł po papierosy i oranżadę dla dzieci. – O dwunastej do naszego mieszkania wtargnęło trzech drabów. Wyzywali mnie, krzyczeli, że brałam udział w podpalaniu KW. Złamali mi palec – mówi Zofia Sadowska. Dowiedziała się, że jej mąż został aresztowany. Ją także oskarżono o udział w rozruchach.

Wizytówka nadziei
W dniu rozprawy Sadowska znalazła w skrzynce pocztowej wizytówkę Władysława Siły-Nowickiego. „Mecenas oczekuje pani w sądzie” – przeczytała. Już pierwsze spotkanie z adwokatem rozwiało wszelkie wątpliwości co do jego dobrych zamiarów. – Nie ma słów,by opisać jego zachowanie. Powiedział, żebym się nie martwiła, że mnie obroni – opowiada. Ostatecznie panią Zofię skazano na karę grzywny za czyny, których nie popełniła (m.in. za zdemolowanie KW). Nie zapłaciła ani grosza – spłatą zajęli się jej obrońcy. Mąż pani Zofii jednak nadal przebywał w więzieniu, skazany na 9 lat więzienia. Po rewizji, podczas której bronił go warszawski adwokat, wyrok zmniejszono do 5 lat. – Mecenas pocieszał mnie, że mąż będzie w domu na moje imieniny, 5 maja. Wyszedł z więzienia w lutym 1977 r. – opowiada Sadowska. Potwornie sponiewierany, czterokrotnie przepuszczony przez „ścieżkę zdrowia”, zmarł dwa lata później.

Niezbędna pomoc
Kartka od prawnika w skrzynce pocztowej to „sprawka” młodych ludzi, późniejszych działaczy Komitetu Obrony Robotników. Pani Sadowska była jedną z wielu osób, którym pomogli młodzi działacze, także materialnie. Ale i adwokaci, którzy specjalizowali się w sprawach „politycznych”. – Chodziliśmy po ursuskich mieszkaniach i szukaliśmy rodzin, których członkowie mogli być aresztowani – opowiada Henryk Wujec. – Później przywoziliśmy ich do Zespołu Adwokackiego nr 25 przy pl. Zbawiciela 2 w Warszawie. Tam zawsze czekała długa kolejka. Gdy któryś z adwokatów broniących represjonowanych robotników widział mnie, pytał się, czy przyjechałem z kimś z Ursusa. Odpowiadałem, że tak, i adwokat przepuszczał nas na początek kolejki – opowiada. Robotnicy i ich rodziny często nie mieli wcześniej kontaktu z wymiarem sprawiedliwości. Pomoc adwokatów polegała przede wszystkim na dawaniu najprostszych porad. Represjonowanych informowano o ich prawach i o tym, jak należy się ubiegać o ich przestrzeganie. To od nich rodziny dowiadywały się, w jaki sposób przekazać więźniowi paczkę albo jak załatwić widzenie. Za tę pomoc prawnicy nie pobierali wynagrodzenia. Ich działalność miała wpływ na werdykt sądu. – Sąd nie mógł zlekceważyć adwokata. Gdy dobry prawnik wykazał, że milicjant, który występował jako świadek oskarżenia, nie mógł być w pięciu miejscach naraz, sędzia musiał to uwzględnić – opowiada Wujec. W sprawach rewizyjnych zapadały wyroki o wiele niższe niż w pierwszych procesach robotników z Ursusa i Radomia.

Garstka sprawiedliwych
W procesach pokazowych okresu stalinizmu adwokat miał niewiele do powiedzenia. Ale i wtedy znajdowali się członkowie palestry decydujący się na pomoc uciśnionym, jak choćby Aniela Steinsbergowa, która reprezentowała Kazimierza Moczarskiego. Sytuacja w latach 70. XX wieku nie wyglądała lepiej, jeśli chodzi o liczebność odważnych adwokatów. Władysław Siła-Nowicki szacował, że było ich 22. Henryk Wujec doliczył się dziewięciu, ale z zastrzeżeniem, że to mogą nie być wszyscy; poza tym wymieniał jedynie tych z Warszawy. Inny świadek tamtych lat, skazany na 4,5 roku więzienia za działalność w antykomunistycznej organizacji „Ruch”, obecny poseł PO Andrzej Czuma, stwierdził, że takich prawników mogło być wówczas „najwyżej kilkunastu”. Dlaczego to robili? – Sądzę, że kierowało nimi fundamentalne poczucie sprawiedliwości. Przeświadczenie, że osobie niesłusznie oskarżonej przysługuje prawo do obrony – mówi Wujec. Dopiero w latach 80. XX wieku prawnicy w większym stopniu zdobyli się na odwagę bronienia poszkodowanych. – W stanie wojennym można już było przebierać w adwokatach – mówi Czuma.

Specjalność: adwokat polityczny
Można powiedzieć, że część z nich specjalizowała się w sprawach politycznych. – W aktach procesowych sprawy KOR-u w stanie wojennym znalazłem dokument z przesłuchania mec. Jana Olszewskiego. Wezwano go pod byle pretekstem po to, by w przyszłości nie mógł występować jako obrońca w naszej sprawie, bo został już przesłuchany jako świadek. Olszewski na wszystkie pytania odpowiadał tak, by nie można było z jego wypowiedzi czegokolwiek wysnuć. Na przykład na pytanie, czy świadek widział u Jacka Kuronia materiały bezdebitowe, odpowiadał: „Nie przypominam sobie”. Jako adwokat nie mógł w nachalny sposób odmawiać odpowiedzi, do czego my, którym groziło więzienie, mieliśmy prawo. A on mógł stracić prawo do wykonywania zawodu i nie mógłby nas już bronić – tłumaczy Wujec. Jan Olszewski wiedział, co robić w takiej sytuacji, był autorem pierwszej wersji broszury „Obywatel wobec Służby Bezpieczeństwa”, która opisywała, jak należy zachowywać się podczas przesłuchania. Groźba była realna – za pomoc studentom po protestach w marcu 1968 r. Aniela Steinsbergowa straciła możliwość bycia adwokatem.

Ci adwokaci oczywiście różnili się między sobą. Stanisław Szczuka słynął z wielkiej erudycji i wiedzy na temat historii prawa. Ale i z poczucia humoru. – Gdy w 1979 r. byłem sądzony za organizację manifestacji 11 listopada na cześć niepodległości Polski, chciano uwięzić mnie na trzy miesiące. Moim obrońcą był Staszek Szczuka. Powiedział sędziemu, że w 1826 r. car Aleksander I wyznaczył karę dwóch kogutów za organizację nielegalnego zgromadzenia. Czyli sąd PRL miałby być bardziej rygorystyczny niż carski – śmieje się Andrzej Czuma. – W stanie wojennym Komitet Prymasowski miał listę adwokatów, którzy bronili represjonowanych. Panie, które przyjmowały osoby potrzebujące pomocy, pytały się: czy woli pan adwokata dokładnego i drobiazgowego, czy woli pan, by pańska obrona przeszła do historii jako wielki spektakl teatralny? Od spektaklu był Siła-Nowicki, który akt sądowych właściwie nie czytał, ale miażdżył na sali sądowej stan wojenny jako niezgodny z prawem. Oskarżony stawał się bohaterem walki o wolność. Jednak to ci, którzy mieli drobiazgowych adwokatów, mogli liczyć na szybsze uwolnienie – opowiada Wujec. Jednocześnie dodaje, że to właśnie na Sile-Nowickim można było najbardziej polegać, gdy np. trzeba było z dnia na dzień wyruszyć w uciążliwą podróż na drugi koniec Polski i kogoś bronić.

Zapomniani bohaterowie
W wolnej Polsce losy adwokatów potoczyły się bardzo różnie. Największy sukces polityczny osiągnął Jan Olszewski, który w latach 1991–1992 przez kilka miesięcy był premierem. Władysław Siła-Nowicki już w latach 80. rozszedł się nieco z opozycją – nie wierząc w szybki upadek komunizmu, wszedł do Rady Konsultacyjnej przy Wojciechu Jaruzelskim, licząc, że będzie mógł w ten sposób lepiej wpływać na bieg wydarzeń. W 1990 r. reaktywował przedwojenne Stronnictwo Pracy, które jednak nie odegrało większej roli w polskiej polityce. Zmarł w 1994 r. – Niektórzy z nich zrobili kariery, inni, jak Staszek Szczuka, po 1989 r. podupadli materialnie. Nie mógł on liczyć zbytnio na pomoc swoich dawnych kolegów – żali się Czuma. Szczuka zmarł 20 kwietnia br., w wieku 82 lat. Jan Olszewski przeszedł 29 marca br. udar mózgu.
O większości tych ludzi dziś niewiele się mówi. A bez nich pomoc prawna represjonowanym byłaby niemożliwa..

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.