Jonathan Roumie dla „Gościa Niedzielnego”: Moje życie i kariera są w rękach Boga

GN 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

– Ta rola była odpowiedzią na moją modlitwę – mówi Jonathan Roumie, odtwórca roli Jezusa w serialu „The Chosen”.

Jonathan Roumie dla „Gościa Niedzielnego”: Moje życie i kariera są w rękach Boga Tomasz Gołąb /Foto Gość

EDWARD KABIESZ: Od kilku lat gra Pan w „The Chosen” Jezusa, jednak wystąpił Pan w tej roli już wcześniej. Kiedy zagrał Go Pan po raz pierwszy?

JONATHAN ROUMIE:
To było mniej więcej 5 lat przed rozpoczęciem zdjęć do „The Chosen”. Grałem Jezusa w projekcie multimedialnym związanym ze świętą Faustyną.

Czy wcześniej znał Pan postać św. Faustyny?

Tak, znałem ją, ale wszystko zaczęło się od mistycznego doświadczenia, które miałem blisko dziesięć lat wcześniej; swego rodzaju osobistego objawienia Miłosierdzia Bożego. O jej życiu dowiedziałem się więcej dopiero wtedy, kiedy grałem w tym filmie.

Czy propozycja zagrania w „The Chosen” była niespodzianką? W jakich okolicznościach do tego doszło?

Pół roku po zakończeniu projektu, o którym przed chwilą mówiłem, poznałem Dallasa Jenkinsa i zacząłem grać w krótkich produkcjach realizowanych przez niego w kościele z okazji Wielkiego Tygodnia. Najpierw zagrałem Jezusa na krzyżu, który ma obok siebie wiszących również na krzyżu złoczyńców. To była nasza pierwsza produkcja realizowana wiosną 2014 roku. Tam właśnie zrodziła się nasza współpraca i dalsze wspólne działania. Kiedy Dallas zaproponował mi, by już po raz czwarty zagrać rolę Jezusa, była to dla mnie jakby wysłuchana modlitwa, Boża odpowiedź.

Czy spodziewał się Pan, że przez tyle lat będzie odtwarzał tę postać? Dla wielu widzów filmu Pana twarz stała się twarzą Jezusa. (na to stwierdzenie Jonathan i Liz Tabish wybuchnęli głośnym śmiechem)

Wiedzieliśmy na początku, że zagramy w czterech odcinkach. To mieliśmy zagwarantowane, ale mieliśmy też taką cichą nadzieję, że może być ich pięć czy sześć. Nic więcej nam nie obiecano, więc kiedy przychodziły decyzje o kolejnych sezonach, przyjmowaliśmy to z wielką wdzięcznością. Cieszyliśmy się oczywiście.

Czy przyjmując tę rolę, nie bał się Pan zaszufladkowania, przypisania wyłącznie do tej postaci?

Kiedy zaczynałem grać w tej krótkiej produkcji, na początku rzeczywiście miałem takie obawy. Jednak nie brałem udziału w zbyt wielu castingach i kiedy zagrałem tę rolę, pomyślałem sobie, że jeżeli to ma być najważniejsze doświadczenie w mojej karierze zawodowej do końca mojego życia, to jestem zadowolony i przyjmuję to z aprobatą. Szczególnie jeżeli to ma być taka misja mojego życia. Czuję, że moje życie i kariera są w rękach Boga, więc idę z zadowoleniem i radością tam, gdzie On chce, bym szedł.

Czy na wybór ról wpływa Pana wiara?

Zdecydowanie tak.

Jak przygotowywał się Pan do tej roli?

Przygotowując się do niej, przede wszystkim dużo się modliłem. Studiowałem życie Jezusa, upewniałem się, że jestem ugruntowany w mojej wierze.

Serial powstaje według określonego scenariusza. Czy miał Pan jakiś wpływ na przedstawienie postaci Jezusa w filmie?

Kiedy otrzymujemy scenariusz i widzimy, że są pewne możliwości zagrania jakiejś sceny czy danego ujęcia inaczej, dyskutujemy o tym z reżyserem, który jest bardzo otwarty na nasze sugestie dotyczące tej kwestii.

Jakie cechy Jezusa chce Pan wydobyć na ekranie?

Wydaje mi się, że Jezus był takim krańcowym przykładem miłosierdzia, współczucia, nadziei i zachęty. Jest przykładem miłości wcielonego Słowa Bożego. Jest Kimś najlepszym, Kogo powinniśmy wszyscy wziąć za wzór.

Jak ta rola wpłynęła na Pana wiarę, relacje z Bogiem?

Znacząco pogłębiła moją wiarę. Sprawiła, że chciałem zostać najlepszą wersją samego siebie, najlepszym naśladowcą Chrystusa. Chcę spotykać ludzi w moim życiu w taki sam sposób i odnosić się do nich jak Jezus.

Z pewnością spotkał się Pan z komentarzami ze strony widzów. Jak odbierają oni ten serial? Czy w jakiś sposób na nich wpływa?

Od moich widzów najczęściej otrzymuję wyrazy wdzięczności za to, że teraz mogą mieć relację z Jezusem na poziomie osobistym, jakiej do tej pory nigdy nie mieli. To obraz Jezusa, jaki sobie zawsze wyobrażali, ale nigdy nie widzieli wcześniej. Wiem, że w wielu przypadkach miało to ogromny wpływ ma ludzi, wręcz zmieniało tych, którzy np. przez 15 lat nie chodzili do kościoła i nie mieli więzi z Bogiem. Ten serial sprawił, że znowu nawiązali te relacje, stało się coś, co wydawało się niemożliwe. Kiedyś na parkingu podeszło do mnie pewne małżeństwo. „Dziękujemy za ten serial. On uratował nasze małżeństwo. Mieliśmy wiele problemów, ale ten serial związał nas na nowo” – usłyszałem od nich. Nie spodziewałem się, że ma on taki wpływ na ludzi.

Wkrótce premiera czwartego sezonu. Co będzie jego głównym motywem i jaki okres obejmuje?

Ten sezon poprowadzi nas do okresu przed Wielkim Tygodniem. Widzimy, jak rozszerza się misja Jezusa, który przyciąga coraz większą uwagę władz żydowskich i rzymskich. Zaczyna On odgrywać ogromną rolę w życiu wielu ludzi, budząc wielkie niezadowolenie władz.


„The Chosen” w kinach

Premiera pierwszych dwóch odcinków czwartego już sezonu legendarnego „The Chosen”, jednego z najpopularniejszych seriali na świecie, miała miejsce w kinach. Serial emitowany w 20 językach obejrzało już ponad 200 milionów widzów. W związku z premierą do Polski zawitało dwoje aktorów grających w nim najważniejsze role. Jonathan Roumie (Jezus) i Liz Tabish (Maria Magdalena) spotkali się z publicznością szczelnie wypełniającą sale kinowe, w których równocześnie wyświetlano dwa pierwsze odcinki. 2 lutego odcinki te w wersji z lektorem lub napisami trafią do kin w całej Polsce.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.