Głosowanie nie po myśli Chin. Kto został prezydentem Tajwanu?

Maciej Legutko

|

GN 05/2024

publikacja 01.02.2024 00:00

Wybory prezydenckie na Tajwanie wygrał Lai Ching-te, kandydat proniepodległościowej Demokratycznej Partii Postępowej. Władze w Pekinie nazywają go „niebezpiecznym separatystą”, a niezadowolenie demonstrują manewrami wojskowymi wokół wyspy.

Lai Ching-te został wybrany nowym prezydentem Tajwanu. Lai Ching-te został wybrany nowym prezydentem Tajwanu.
Louise Delmotte /AP Photo/east news

Wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych, które odbyły się 13 stycznia na Tajwanie, zapowiadają kontynuację napiętego status quo na Dalekim Wschodzie. Zwycięstwo Lai Ching-te z Demokratycznej Partii Postępowej, który otwarcie mówił o konieczności ogłoszenia niepodległości, spotkało się z ostrą reakcją Chin. Tamtejsze media i politycy Komunistycznej Partii Chin określali głosowanie na Tajwanie „wyborem między wojną a pokojem”. W ich mniemaniu zwyciężył kandydat reprezentujący pierwszą opcję. Lai nazywany jest w Chinach „wichrzycielem” i „niebezpiecznym separatystą”. Nic nie zapowiada odbudowy zerwanych 8 lat temu kanałów komunikacji na linii Pekin–Tajpei. Należy za to oczekiwać kolejnych prowokacji ze strony Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Prezydent Lai nie pozostaje obojętny na groźby sąsiada – zwiększa budżet na zbrojenia i zamierza zacieśniać współpracę ze Stanami Zjednoczonymi.

Okazałe zwycięstwo

Zwycięstwo Lai Ching-te oznacza, że trzecią kadencję z rzędu stanowisko prezydenta Tajwanu piastuje polityk Demokratycznej Partii Postępowej. Założone w 1986 roku ugrupowanie, w kontrze do rządzącego w latach 1949–2001 Kuomintangu, postuluje ogłoszenie przez Tajwan niepodległości. Lai na początku swojej kariery politycznej był jastrzębiem w szeregach DPP.

Nowy prezydent to ucieleśnienie mitu self-made mana. Urodził się w 1958 roku w robotniczej rodzinie. W wieku dwóch lat został półsierotą. Ojciec pracujący w kopalni zginął w wypadku. Mimo trudnego startu ukończył studia z zakresu rehabilitacji i zdrowia publicznego na uniwersytecie Taipei oraz na Uniwersytecie Harvarda. Został uznanym lekarzem, osiągając tytuł krajowego konsultanta w leczeniu urazów kręgosłupa.

Równocześnie nabierała tempa jego kariera polityczna. W 1996 r. po raz pierwszy dostał się do parlamentu. W 2010 wygrał wybory na prezydenta Tainan (czwartego co do wielkości miasta Tajwanu). W 2017 objął funkcję premiera. W 2020 r. wystartował w wyborach prezydenckich jako wiceprezydent u boku Tsai Ing-wen i po jej zwycięstwie pełnił tę funkcję przez 4 lata. W DPP wywalczył pozycję naturalnego sukcesora prezydent Tsai. Gdy po dwóch kadencjach nie mogła już ubiegać się o reelekcję, zgodnie z przewidywaniami kandydatem na prezydenta został Lai Ching-te. Rozmiar jego zwycięstwa okazał się wyższy, niż przewidywały sondaże. W wyborach z 13 stycznia (na Tajwanie prezydenta wybiera się tylko w jednej turze) Lai Ching-te był lepszy od konkurenta Hou You-ih z Kuomintangu o prawie milion głosów (procentowo: 40 do 33).

Cieniem na sukcesie kładzie się natomiast porażka Demokratycznej Partii Postępowej w wyborach parlamentarnych. Straciła ona większość w parlamencie z powodu niespodziewanego sukcesu Tajwańskiej Partii Ludowej (TPP). Ugrupowanie to powstało zaledwie 5 lat temu. Na jego czele stoi Ko Wen-je, który osiągnął też dobry wynik w wyborach prezydenckich (26 proc. poparcia). Przyczyną popularności TPP było skoncentrowanie się w kampanii na kwestiach ekonomicznych, a nie na relacjach z Chinami. Partia zdobyła głosy Tajwańczyków zawiedzionych galopującymi cenami nieruchomości, nierównościami ekonomicznymi i ograniczonymi perspektywami na rynku pracy dla młodych ludzi.

Zbrojenia na Tajwanie

Lai Ching-te zapowiada kontynuację wyznaczonego przez poprzedniczkę twardego kursu wobec Pekinu. Pierwszym filarem tej strategii jest wzmacnianie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Gwarancją bliskiej współpracy jest wybór Hsiao Bi-khim na wiceprezydenta. Hsiao jest pół-Amerykanką, a w latach 2020–2023 pełniła rolę przedstawiciela Tajwanu w USA. Drugim filarem jest wzrost wydatków na obronność, zarówno na zakup amerykańskiego sprzętu, jak i na rozwój własnych programów zbrojeniowych. W ciągu ostatnich pięciu lat władze w Tajpej podpisały z USA kontrakty na dostawy sprzętu o wartości 19 miliardów dolarów, w tym 66 myśliwców F-16, 108 czołgów Abrams oraz przeciwokrętowe pociski Harpoon.

Tajwan jest na tyle zaawansowanym technologicznie państwem, że prowadzi program budowy własnych okrętów podwodnych oraz samolotów szkoleniowych. Tajwański budżet obronny na rok 2024 jest rekordowy w historii. Wynosi 607 miliardów dolarów tajwańskich (ok. 19 miliardów USD).

Z drugiej strony, mimo prezentowanego na początku kariery proniepodległościowego kursu, Lai Ching-te po objęciu urzędu wykluczył ogłoszenie niezależności od Chin. Jego stanowisko jest identyczne jak poprzedniczki: „Nie ma potrzeby deklarowania niepodległości, bo Tajwan jest już niepodległym i suwerennym państwem”. Ostrożne stanowisko prezydenta wpisuje się w panujący obecnie stan lekkiego odprężenia w relacjach Chiny–USA, zapoczątkowany w listopadzie 2023 r. spotkaniem Joe Bidena i Xi Jinpinga.

Nerwowa reakcja Chin

Rzeczniczka chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych na konferencji prasowej po zwycięstwie Lai Ching-te stwierdziła: „Wybory na Tajwanie to wewnętrzne sprawy Chin. Jakikolwiek jest wynik wyborów, nie zmienia on faktu, że są jedne Chiny, a Tajwan jest ich częścią”.

W Chinach powróciły groźby zbrojnej interwencji. Działające przy chińskim rządzie Biuro ds. Tajwanu wydało oświadczenie: „Wybory na Tajwanie nie zatrzymają nieuchronnego procesu ostatecznego zjednoczenia naszej ojczyzny”.

Cztery dni po wyborach na Tajwanie Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza przeprowadziła ćwiczenia wojskowe z udziałem sił powietrznych i marynarki wojennej, dopuszczając się wielokrotnego przekroczenia nieformalnej linii demarkacyjnej. Chińskie wojsko nie uznaje zresztą tej granicy.

Warta odnotowania jest wzmożona aktywność dyplomatyczna Chin związana z międzynarodowymi reakcjami na tajwańskie wybory. Każdy z krajów, który złożył gratulacje nowo wybranemu prezydentowi, spotykał się z ostrą krytyką Chin. Na gratulacje ze strony Departamentu Stanu USA Pekin odpowiedział: „To poważne złamanie obietnicy Stanów Zjednoczonych, że będą utrzymywać tylko kulturalne i gospodarcze relacje z Tajwanem”. Wielka Brytania, Japonia, Kanada i Australia również zostały ostrzeżone przed „mieszaniem się w wewnętrzne sprawy Chin”.

Dwa dni po wyborach Chiny doprowadziły do symbolicznej porażki Tajwanu na arenie międzynarodowej. Pod wpływem chińskiej dyplomacji Nauru wycofało uznanie Tajwanu jako państwa. Pacyficzne minipaństwo, zamieszkane przez 12 tysięcy ludzi, nie odgrywa ważnej roli na arenie międzynarodowej, ale dla Tajwanu miało istotne znaczenie. Bez Nauru grupa państw uznających niepodległość Tajwanu zmniejszyła się do dwunastu. W 2023 r. Pekin przekonał Honduras do zerwania stosunków dyplomatycznych z Tajpej. Obecnie niezależność Tajwanu formalnie uznają tylko trzy kraje Ameryki Łacińskiej (Paragwaj, Gwatemala, Belize), afrykańskie Eswatini, Watykan oraz kilka wysp karaibskich i pacyficznych.

Potencjalna katastrofa

Skala militarnych prowokacji po tajwańskich wyborach okazała się mniejsza, niż spodziewało się wielu analityków. Nie zmienia to jednak ogólnej tendencji – prawdopodobieństwo chińskiej inwazji na Tajwan w ostatnich latach znacznie się przybliżyło. Świadczą o tym deklaracje Xi Jinpinga o „nieuchronności zjednoczenia”. W 2023 r. szef CIA William Burns stwierdził, że Chiny „będą gotowe do 2027 roku, by zaatakować Tajwan”. Tajwańskie władze ostrzegają, że nastąpi to wcześniej – już w 2025 roku.

Wybuch wojny na Tajwanie najprawdopodobniej oznaczałby konflikt o skali globalnej. Stany Zjednoczone przez dekady prowadziły tzw. politykę strategicznej niejasności. Z jednej strony oznaczała ona nieuznawanie Tajwanu na arenie międzynarodowej, z drugiej – wsparcie militarne i technologiczne dla tego kraju. W ostatnich latach Amerykanie coraz wyraźniej odchodzą jednak od tej polityki. Szerokim echem odbił się wywiad prezydenta Bidena dla stacji CBS. Powiedział w nim, że w razie chińskiej inwazji USA będą bronić Tajwanu. Nie zmieni tego nawet ewentualny powrót do władzy Donalda Trumpa. Obrona wpływów na Pacyfiku i powstrzymywanie chińskiej ekspansji militarnej jest dla Stanów Zjednoczonych ważniejsze niż na przykład sprawa ukraińska. To jedna z nielicznych kwestii, w której republikanie i demokraci mówią jednym głosem.

Chińska inwazja na Tajwan spowodowałaby potężny wstrząs gospodarczy. 9 stycznia 2024 r. redakcja amerykańskiego Bloomberg Economics wyliczyła, że potencjalne straty dla światowej gospodarki wyniosłyby około 10 bilionów dolarów. Nawet gdyby nie doszło do wojny, a „jedynie” do eskalacji konfliktu poprzez chińską blokadę zbuntowanej wyspy, potencjalne straty to około 5 bilionów dolarów. Skąd biorą się te gigantyczne liczby? Wynikają one z kluczowej roli Tajwanu w międzynarodowych łańcuchach dostaw. Ten kraj jest największym producentem półprzewodników. Przerwanie szlaków handlowych spowodowałoby wstrzymanie produkcji m.in. smartfonów, laptopów czy samochodów elektrycznych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
TAGI: