Świeccy katecheci: „Chcemy być lepiej słyszani”. Stowarzyszenie, które zakładają, ma w tym pomóc

GN 04/2024

publikacja 25.01.2024 00:00

O pomijanym głosie katechetów, mądrym kompromisie w sprawie religii w szkole i powstającym Stowarzyszeniu Katechetów Świeckich mówi Dariusz Kwiecień.

Nauczyciele religii obawiają się o przyszłość szkolnej katechezy  i o swoją przyszłość zawodową. Nauczyciele religii obawiają się o przyszłość szkolnej katechezy i o swoją przyszłość zawodową.
Roman Koszowski /foto gość

Szymon Babuchowski: W jakim celu powstaje Stowarzyszenie Katechetów Świeckich?

Dariusz Kwiecień:
Najważniejszym celem jest integracja naszego środowiska, by reprezentować interesy nauczycieli religii. Obecnie chodzi szczególnie o nasze dalsze zatrudnienie w szkołach. Inicjatywa zrodziła się na forach internetowych, gdzie do tej pory wymienialiśmy się wiedzą i pomysłami na temat prowadzenia lekcji, ale po zapowiedziach nowych władz na temat ograniczenia religii posty katechetów z całej Polski zdominował temat tego, co z nami będzie dalej.

Czy Wasz głos nie był do tej pory wystarczająco słyszalny?

Nie był. Gdy w mediach mówiło się o katechezie szkolnej, to zwykle w kontekście biskupów i księży, a gdy padało słowo „katechetka”, to zazwyczaj w pejoratywnym sensie. A nas jest 17 tysięcy pełnoprawnych i kompetentnych nauczycieli, pracujących w szkołach od 33 lat, uczących często dwóch przedmiotów, będących wicedyrektorami, wychowawcami, opiekunami samorządów uczniowskich czy przewodniczącymi komisji maturalnych. Śmiem twierdzić, że katecheta to jeden z najlepiej przygotowanych dydaktycznie nauczycieli, bo ciągle musi udoskonalać swój warsztat pracy, aby przyciągnąć uczniów do naszego, dobrowolnego nadal, przedmiotu.

Gdzie świecki katecheta czuje się najbardziej pomijany: w szkole, w decyzjach polityków, a może w Kościele?

Poniekąd wszędzie. Może najmniej w Kościele, ale i tu chcemy być bardziej zauważeni i słyszani, bo przecież to my jesteśmy najbliżej młodego pokolenia i najlepiej widzimy trendy społeczne oraz cywilizacyjne oddziałujące na uczniów. W szkołach przez te lata byliśmy tolerowani – jedni lepiej, inni gorzej, zależnie od nastawienia dyrektorów czy większości grona pedagogicznego. Zawsze jednak traktowano nas trochę inaczej, ze względu na to, że religia była przedmiotem fakultatywnym. A obecnie wyczuwa się atmosferę „pożegnalną”, choć część środowiska nauczycielskiego nam po cichu kibicuje, bo widzi coraz większe problemy z wychowaniem dzieci i młodzieży, i cytuje stare powiedzenie: „Przecież Kościół dzieci niczego złego nie nauczy”. Za to politycy traktują religię w szkole zero-jedynkowo: zostawić albo wyrzucić.

A da się inaczej?

Oczywiście. Można wypracować mądry kompromis dla dobra młodego pokolenia i wychowania go do wartości w ramach lekcji religii lub etyki z elementami wychowania do życia w rodzinie. Walka niektórych krzykliwych polityków z katolicyzmem i religią szkolną warta jest lepszej sprawy, bo dobrze biegną, ale niestety w złą stronę. Uczmy się na błędach Zachodu, który znudził się już światopoglądowym ateizmem, jak opisuje to w swych książkach Michel Houellebecq, co owocuje obecnym marazmem społecznym i nihilizmem. Po upadku komunizmu prof. Leszek Kołakowski pisał, że stoi przed nami zadanie stworzenia kultury, która połączy tradycję katolicką i oświeceniową, bo społeczeństwo, które nie potrafi zachować pewnego dystansu wobec wartości doczesnych, takich jak technika i wygoda, rozkłada się. A jedynie religia może zapewnić taki dystans. My, Polacy, możemy połączyć słowiańską duszę z technokracją Zachodu.

Czym sytuacja katechetów świeckich różni się od sytuacji np. księży czy sióstr zakonnych uczących religii?

Odróżnia nas chociażby to, że mamy rodziny na utrzymaniu czy kredyty mieszkaniowe do spłacenia, a nie stoi za nami zgromadzenie zakonne czy biskup diecezjalny jako bezpośredni pracodawca. Szkoła dla zdecydowanej większości z nas jest jedynym miejscem pracy, a religia przedmiotem, którego nauczamy z pasją. Wielu z nas nie wyobraża sobie, że miałoby przestać jej uczyć. Jedna z koleżanek spytała mnie ostatnio: „Mam przestać robić, to co kocham?”.

Czy w obecnej sytuacji politycznej, kiedy status religii w szkole jest bardzo niepewny, wyodrębnianie osobnej grupy spośród katechetów nie osłabia jedności całego środowiska?

Żeby nie było nieporozumień: występujemy w imieniu wszystkich nauczycieli religii, bo wiemy, że i zakonnice drżą o to, czy utrzymają swoje domy bez pensji szkolnej, gdy często mają na utrzymaniu siostry starsze i chore. Jesteśmy świadomi, że siostrom i księżom wypada mniej i nie będą się bronić, bo zaraz podniesie się krzyk w mediach, że „kler” wtrąca się do polityki.

W jaki sposób zamierzają Państwo współpracować z episkopatem i jakiego rodzaju wsparcia oczekują od niego dla swoich działań?

Przede wszystkim chcemy naświetlić sytuację świeckich katechetów i poznać stanowiska biskupów, którzy mają na pewno szerszy ogląd całego polskiego Kościoła. W statucie napisaliśmy też o „podejmowaniu inicjatyw i działań o charakterze konsultacyjnym i opiniującym, w szczególności w zakresie sposobu organizacji: nauczania religii w szkołach i przy parafiach czy rekolekcji szkolnych”. Mamy na te tematy trochę do powiedzenia. Uczę religii 25 lat i dwa razy w roku jestem zobligowany przez mój wydział katechetyczny do uczestnictwa w szkoleniach – raz lepszych, raz gorszych – aby poprawić metodykę pracy, i dwa razy wziąć udział w dniach skupienia – w Adwencie i Wielkim Poście. Przez ten czas może raz czy dwa spotkałem się z sytuacją, gdy ksiądz prelegent, zamiast nas – często starych wiarusów od katechezy – uczyć, zebrał w kręgu i zapytał szczerze: „Jak się czujecie?”. A nigdy nie zapytał: „A wy co radzicie? W którą stronę ma pójść katechizacja dzieci i młodzieży?”. Druga rzecz, którą chcemy poruszyć, to uregulowanie spraw związanych z katechezą przyparafialną. Już teraz wielu katechetów pomaga w przygotowaniu dzieci do Komunii, bierzmowania, bierze udział w przygotowaniu rekolekcji, opiekuje się grupkami formacyjnymi, a jeżeli w przyszłości jeszcze część katechezy miałaby przejść ze szkół do parafii, to również te kwestie warte byłyby omówienia.

Ma Pan na myśli finanse?

Postrzegamy katechizację jako pole ewangelizacji młodych Polaków i przekazywania wartości opartych na fundamencie chrześcijańskim, a naszą pracę traktujemy poniekąd jako powołanie, ale jest ona również źródłem utrzymania nas i naszych rodzin. Na pewno też sposób prowadzenia tradycyjnych rekolekcji szkolnych w parafiach w dużych miastach się nie sprawdza i wymaga modyfikacji w stronę ewangelizacji – być może w wielkich halach sportowych, gdzie obecnie szybko sekularyzująca się młodzież przyjdzie chętniej niż do kościoła.

Co chcą Państwo zaproponować nowemu Ministerstwu Edukacji Narodowej?

Obecnie chcemy obronić dwie godziny lekcji religii w siatce godzin, a ewentualne ich ograniczenie odłożyć w czasie, by dać czas niektórym na przekwalifikowanie. Innym postulatem, popieranym przez większość nauczycieli religii w szkołach średnich, jest obligatoryjne wprowadzenie do szkół religii lub etyki w celu objęcia wszystkich uczniów wychowaniem do wyższych wartości. To rozwiązałoby zarówno problem z siatką godzin, jak i z pierwszymi lub ostatnimi lekcjami w planie. Idziesz albo na religię, albo na etykę – i problem uczniowskich okienek jest rozwiązany. Uważamy, że potrzebny jest szeroki konsensus społeczny odnośnie do wychowania dzieci i młodzieży do wartości duchowych i etycznych. Społeczeństwo jest już zmęczone konfliktem politycznym, a młodzież coraz bardziej osamotniona w problemach życiowych i egzystencjalnych. Statystyki pokazują, że dzieci doświadczają coraz silniejszych kryzysów, potrzebują pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, ale to leczenie skutków, a nie przyczyn. Jedną z nich jest utrata uniwersalnego systemu wartości.

Religia powinna pozostać w szkołach czy wrócić do salek katechetycznych? A może najlepszy byłby jakiś miks tych rozwiązań?

Odpowiem jak roztropny rabin, gdy go zapytano, który z dwóch kłócących się żydów ma rację: i ten ma rację, i tamten. Religia w szkole ma rację bytu, katecheza przy parafii również. W szkole niesie ona ze sobą wartości ogólnoludzkie: solidarność, otwartość na drugiego człowieka, bezinteresowność, miłość bliźniego – i kształtuje w ten sposób bardzo pożądane postawy społeczne. Weźmy dla przykładu takie jasełka szkolne, gdzie małe dzieci przebrane za aniołki i pastuszków pomagają ubogiej rodzinie znaleźć miejsce na spoczynek, gdzie tajemniczo łączą się kosmos, świat aniołów, zwierząt, ludzi biednych i bogatych, idących za jaśniejącą gwiazdą. Czy to nie jest wychowawcze? Czy wyobrażamy sobie nasze życie bez tych świąt? Czy zrezygnujemy ze spotkań opłatkowych w klasach lub w gronie pedagogicznym, gdzie życzymy sobie wszystkiego dobrego i przekazujemy znak pokoju i życzliwości? Czy chcemy tylko mieć kolejny długi weekend? A nastolatki wraz z rozwojem również potrzebują głębszych treści intelektualnych i duchowych, dlatego w szkołach średnich mówimy im, że to z chrześcijaństwa wyrosła nasza cywilizacja, w której mają szczęście żyć. Godność osobista i prawa człowieka, wolności jednostki, wolności sumienia nie spadły z kosmosu. W klasach maturalnych omawiane są zagadnienia związane z budowaniem dobrej i trwałej relacji kobiety i mężczyzny, wskazujemy fundamenty potrzebne do zbudowania udanej rodziny, która nadal jest podstawowym źródłem szczęścia dla ludzi i najlepszym miejscem wychowania dla każdego dziecka. Wbrew temu, co zarzucają religii szkolnej osoby jej niechętne, nie jest ona narzędziem religijnej indoktrynacji, ale wychowywaniem dzieci do wyższych wartości, opartych na moralności chrześcijańskiej, a w przypadku młodzieży starszej – miejscem dyskusji i debaty oraz propozycją życia na zasadzie wolnego wyboru.

Co w szkolnej edukacji religii wymaga poprawy?

Nad tym trzeba usiąść i spokojnie porozmawiać. Zbieramy teraz głosy katechetów z całej Polski – z mniejszych i większych ośrodków. Na pewno młodzież w szkołach jest obecnie „przeuczona”, więc nadmiar wiedzy teologicznej nie jest jej potrzebny. Paradoksalnie propozycja odejścia od ocen z religii i etyki może nam pomóc kłaść akcent na wybory, relacje i mądrość życiową. Wyobrażam sobie nawet modułową obecność religii i etyki w szkole. Niech uczeń ma możliwość zaliczenia jednego semestru tu, a drugiego tam. Niech nabywa mądrości, by wyrósł na szlachetnego człowieka. Gdy pytam młodych z moich szkół, w których zdecydowana większość nie chodzi już ani na religię, ani na etykę, który przedmiot by wybrali, gdyby był obowiązkowy, jedni mówią, że wróciliby na religię, a inni, że poszliby na etykę. Są więc trochę jak ewangeliczni robotnicy, którzy czekają, aby ktoś ich najął i zaprosił do winnicy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.