Nawrócenie jest konieczne – ale czy nawracanie to nasze zadanie?

Franciszek Kucharczak

|

GN 04/2024

publikacja 25.01.2024 00:00

Kiedy Szaweł upadł na ziemię u bram Damaszku, zaczął się proces jego nawrócenia. Ale to nie ludzie go nawrócili.

Nawrócenie  jest konsekwencją ewangelizacji. Człowiek przyciągnięty głoszeniem  Dobrej Nowiny  sam poszukuje sposobu,  żeby być z Bogiem. Nawrócenie jest konsekwencją ewangelizacji. Człowiek przyciągnięty głoszeniem Dobrej Nowiny sam poszukuje sposobu, żeby być z Bogiem.
Domenico Morelli, nawrócenie świętego Pawła, 1876, katedra w Altamurze /Carnby /wikimedia

Skutki nawrócenia Apostoła Narodów okazały się dla chrześcijaństwa tak doniosłe, że Kościół czci pamięć tego wydarzenia osobnym świętem. Sam Zbawiciel powiedział o Pawle: „Wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie. On zaniesie imię moje do pogan i królów, i do synów Izraela” (Dz 9,15). Tak się stało. Spośród wszystkich misjonarzy Paweł jest pierwszy. Potężna gorliwość apostoła zapaliła dla Chrystusa niezliczone tłumy naśladowców i znacząco przyśpieszyła pochód Ewangelii. Trzy wieki później chrześcijaństwo dominowało już w całym basenie Morza Śródziemnego. Dla wyznawców Chrystusa było jasne, że nie można się na tym zatrzymać. Nakaz misyjny, jaki Zbawiciel pozostawił, brzmi jednoznacznie: „Idźcie więc i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” – czytamy u ewangelisty Mateusza (28,19-20).

Kręta droga

„Czynienie uczniów” Jezusowi jest naturalną konsekwencją nawrócenia. To konieczność. Dla Pawła było to oczywiste. „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” – wyznaje (1 Kor 9,16).

„Przez wieki chrześcijanie uznawali nakaz misyjny Jezusa Chrystusa za jednoznaczne polecenie nawracania wszystkich ludzi, do których tylko możliwe było głoszenie Ewangelii” – stwierdza ks. prof. Marcin Składanowski, ekumenista z KUL, w publikacji pt. „Czy chrześcijanie mogą jeszcze dzisiaj kogokolwiek nawracać?”. Wskazuje, że misjonarze, mimo różnic wyznaniowych, dążyli do przekazania nawróconym podstaw doktryny chrześcijańskiej, zasad moralnych i wzorców praktykowania wiary. W ten sposób Ewangelia obejmowała kolejne obszary świata. Dziś jednak, szczególnie w refleksji ekumenicznej, pojawiają się wątpliwości co do kierunku realizowania nakazu misyjnego. „Po pierwsze, nie udało się w ciągu dwóch tysięcy lat sprawić, żeby wszyscy ludzie stali się chrześcijanami. Po drugie, nawet w przypadku osób, do których w różny sposób dotarło orędzie chrześcijańskie, misja nie zawsze kończyła się powodzeniem – z różnych powodów adresaci głoszenia nie uznali słyszanych treści za godne wiary” – pisze duchowny. W tym kontekście pojawiają się wątpliwości, jak pogodzić pełnienie nakazu niesienia Ewangelii z szacunkiem dla ludzkiej wolności i przekonań religijnych innych ludzi. Rzut oka w przeszłość skłania do rachunku sumienia, bo łatwiej dziś dostrzegamy, że sposób szerzenia wiary nieraz pozostawiał wiele do życzenia. Nie zawsze szanowano godność tych, do których kierowano przesłanie Ewangelii. Sami głosiciele bywali niewiarygodni, bo ich postępowanie było odległe od tego, co mówili. Ponadto motywacja działalności misyjnej chrześcijan nieraz była skażona interesami politycznymi i gospodarczymi krajów pochodzenia misjonarzy, co także osłabiało wiarygodność ich przekazu.

Nawiązując do tych problemów, ks. Marcin Składanowski wskazuje, że sytuacja Kościołów chrześcijańskich w sposób istotny się dziś zmieniła. Nie są one już związane z polityczną, gospodarczą i kulturową ekspansją Zachodu, jak jeszcze sto lat temu. Ma to dobre skutki. Co prawda misjonarze nie mogą już liczyć na pomoc macierzystych państw, ale za to wzrosła ich wiarygodność. Pozostaje jednak pytanie o skuteczność przekazywania Ewangelii w dzisiejszym świecie.

Kościół jest uczniem

Choć wszyscy zasadniczo zgadzają się co do tego, że głoszenie Ewangelii jest obowiązkiem chrześcijan, to jednak powstaje pytanie, czy głoszenie to jest tożsame z nawracaniem. Przypadek św. Pawła wskazuje, że nawrócenie człowieka jest dziełem Boga. Znaczące, że Apostoł Narodów doznał nawrócenia nie w wyniku wysiłków misjonarskich, ale wskutek bezpośredniego spotkania z Jezusem. To Zbawiciel sprawił, że faryzeusz w jednej chwili przeistoczył się w apostoła.

Kościół zawsze podkreśla konieczność nawracania się, akcentuje dziś jednak, że zaangażowanie misyjne wyznawców Chrystusa nie powinno polegać na pogoni za pozyskiwaniem wyznawców. „Waszym powołaniem jest ewangelizacja; powołaniem Kościoła jest ewangelizacja; tożsamością Kościoła jest ewangelizacja. Nie uprawianie prozelityzmu. Prozelityzm nie jest ewangelizacją. Prozelityzm nie jest chrześcijański” – mówił papież Franciszek do duchowieństwa podczas pielgrzymki do Mozambiku w 2019 roku.

Prozelityzm skupia się na stanie posiadania, interesuje się raczej dużą liczbą formalnych współwyznawców, niż na tym, jaka jest ich osobista wiara. Charakteryzuje się dążeniem do pozyskania „swoich” kosztem innych i nie dba o relację pozyskanych z Bogiem. Taką postawę surowo piętnował sam Jezus. „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami” – ostrzegał (Mt 23,15).

Wszelkie zaangażowanie misyjne musi być zakorzenione w miłości. „Kościół ma świadomość, że jest uczniem i misjonarzem tejże Miłości: misjonarzem tylko w takiej mierze, w jakiej jest uczniem, to znaczy potrafi z wciąż nowym zachwytem dawać się pociągać Bogu, który pierwszy nas umiłował i nas miłuje” – przypominał Benedykt XVI w 2007 roku w Aparecidzie. Zaznaczył, że „Kościół nie uprawia prozelityzmu. On rozrasta się raczej przez »przyciąganie«: tak jak Chrystus »przyciągnął wszystkich do siebie« mocą swojej miłości, która osiągnęła szczyt w ofierze krzyża, tak i Kościół wypełnia swą misję, jeżeli zjednoczony z Chrystusem, realizuje swe dzieło zgodnie z duchem i konkretnym przykładem miłości swego Pana” – mówił papież.

Czy chcesz?

Nawrócenie jest konsekwencją ewangelizacji. Człowiek przyciągnięty głoszeniem Dobrej Nowiny sam poszukuje sposobu, żeby być z Bogiem. „Cóż mamy czynić, bracia?” – pytają przejęci słuchacze pierwszego wystąpienia św. Piotra. „Nawróćcie się” – słyszą w odpowiedzi – „i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego” (Dz 2,37-38).

Właściwą postawą misyjną jest więc przyciąganie do Kościoła, a nie wpychanie do niego. Człowiek musi mieć wolność w decyzji, czy przyjmuje usłyszaną nowinę, czy odrzuca. Jezus często pyta: „Czy chcesz…?”. Natomiast nigdy nikogo do niczego nie zmusza. Nie biegnie za tymi, którzy zgorszyli się Jego słowami o spożywaniu Ciała i Krwi. Pyta za to uczniów: „Czy i wy chcecie odejść?”.

Nikt nie nawraca się na siłę. Także przygwożdżenie adwersarza argumentami rzadko przynosi efekt w postaci jego nawrócenia. Przyciąganie dokonuje się dużo bardziej przez świadectwo niż przez walkę na słowa. Moc przekonania, z jaką „dawał świadectwo i napominał” Piotr w dniu Pięćdziesiątnicy, była tak potężna, że, jak notuje autor Dziejów Apostolskich, „przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz”.

To nie osłabienie zapału misyjnego skłania Kościół do podkreślania wolności w przyjmowaniu Ewangelii, lecz świadomość, że nikt nie zareaguje miłością na coś innego niż miłość. „Patrzcie, jak oni się miłują!” – mówili poganie, zdumieni relacjami panującymi między uczniami Chrystusa. Już to, co widzieli, było ewangelizacją. I sami się nawracali.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.