Reżyser filmu „Kos”: Kościuszko reprezentuje upór, determinację i wierność ideałom

GN 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

Nie wydaje się, byśmy w filmie pokazali chociażby jedną scenę, która nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości – mówi Paweł Maślona, reżyser „Kosa”.

Od lewej: Bartosz Bielania (Ignac), Jacek Braciak (Kościuszko) i Agnieszka Grochowska (Pułkownikowa). Od lewej: Bartosz Bielania (Ignac), Jacek Braciak (Kościuszko) i Agnieszka Grochowska (Pułkownikowa).
Łukasz Bąk /tvp

Edward Kabiesz: Do tej pory realizował Pan filmy o tematyce współczesnej, teraz zrealizował Pan film historyczny. Skąd zainteresowanie tym gatunkiem kina? 

Paweł Maślona:
Zaintrygował mnie temat pańszczyzny, a jednocześnie zawsze miałem ogromną chęć zrobienia filmu gatunkowego, takiej próby zmierzenia się z duchem westernu w rzeczywistości Polski szlacheckiej. Wydawało mi się, że może to być bardzo ciekawe połączenie, więc kiedy Michał Zieliński, scenarzysta „Kosa”, zaczepił mnie i opowiedział o swoim pomyśle na film, pomyślałem, że to jest dokładnie to, czego szukam. W tej historii sporo ewoluowało, bo scenariusz, zanim uzyskał swój ostateczny kształt, rozwijaliśmy przez dwa lata. Inne było też zakończenie niż to, które widzimy w filmie. 

Chyba zaskoczył Pan widzów, bo „Kos” nie jest filmem biograficznym. Postać Kościuszki kojarzy się przede wszystkim z powstaniem, którym dowodził. W filmie właściwie tylko on i Domingo są postaciami historycznymi.

Naszym celem nie było zrobienie filmu biograficznego. Chciałem wykorzystać postać Kościuszki, żeby opowiedzieć jakąś historię, w tym wypadku historię przemocy, poniżenia, tego, czym była pańszczyzna, ale też historię o dążeniu, dojrzewaniu do wolności i podmiotowości. Dla mnie najważniejsza jest sama opowieść. Nie ma znaczenia, czy to jest film historyczny, czy współczesny. Według mnie historie kostiumowe są o tyle ciekawsze, że jeszcze łatwiej, wyraźniej można odkleić się od rzeczywistości, którą dobrze znamy, takiej rzeczywistości za oknem. W kinie kocham ten element eskapistyczny i to, że możemy pójść do kina, by znaleźć się gdzieś indziej. Dlatego nie ciągnie mnie zupełnie do kina realistycznego, do opowiadania w kluczu kina społecznego czy paradokumentalnego. Najważniejsze jest, że kino przenosi mnie do zupełnie innego świata. Te matryce kina gatunkowego jeszcze łatwiej pozwalają nam zanurzyć się w rzeczywistości, o której od początku wiemy, że jest ona w pewnym cudzysłowie. 

W filmie Kościuszko, wbrew tytułowi, nie jest postacią pierwszoplanową. Jest tu kilku równorzędnych bohaterów, z których na pierwszy plan wybija się postać szlacheckiego bękarta, Ignaca. Jaką rolę pełni postać Kościuszki?

Ignac jest głównym bohaterem, ma najdłuższą drogę do przejścia i to on z czasem dojrzewa, natomiast Kościuszko jest postacią bardziej statyczną, jeżeli chodzi o przebieg emocjonalny. Można powiedzieć, że jest on taki sam na początku, jak i na końcu. Ale i on też się czegoś nauczył w czasie naszej opowieści. Nauczył się, że ta misja, której się podjął, będzie jeszcze trudniejsza, niż mu się wydawało. Zobaczy, jak trudno wcielić w życie ideały, jakie nim kierują. Kościuszko reprezentuje też upór, determinację i wierność ideałom, pełni przede wszystkim funkcję odniesienia dla Ignaca, a także jest klamrą kompozycyjną dla całego filmu. To jest też taki punkt odniesienia, za którym możemy pójść i któremu możemy zawierzyć. 

W filmie ważną rolę odgrywa postać zaufanego czarnoskórego towarzysza Kościuszki, Jeana „Domingo” Lapierre’a.

Ten adiutant rzeczywiście towarzyszył Kościuszce w czasie jego powrotu do Polski, brał udział w insurekcji, trafił do niewoli w Petersburgu. Ich drogi rozeszły się dopiero po powrocie z rosyjskiej niewoli. A jego obecność w filmie i wyciągnięcie go na pierwszy plan ma na celu zaakcentowanie problemu niewolnictwa, czyli prowokacyjnego pytania, czym nasza pańszczyzna różniła się od niewolnictwa amerykańskiego. Jego obecność jest w pewnym sensie chodzącą egzemplifikacją tego tematu. Zderzenie go z Ignacem sprawia, że ten wątek wychodzi na pierwszy plan. Znacząca jest scena, w której obaj porównują swoje blizny. Wystarczy ona za wiele słów. Uważam, że pomysł Michała Zielińskiego, który ją wymyślił, był świetny. 

Pana film właściwie można byłoby określić mianem dramatu historyczno-społecznego, bo wiele miejsca zajmuje w nim problem stosunków pomiędzy szlachtą a chłopami. Czy nie pokazuje ich Pan w sposób zbyt brutalny?   

Na ten obraz mocno wpłynęły przeczytane przeze mnie książki, które ukazują świat szlacheckiej Polski zupełnie inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Czy jest to obraz zbyt brutalny? Nie wydaje się, byśmy w filmie pokazali chociażby jedną scenę, która nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości. Pod tym względem nie ma tam żadnego przekłamania. Myślę, że jesteśmy tak mocno zanurzeni w micie sienkiewiczowskim, że przyda nam się to zobaczyć z drugiej strony. Nie czuję, że muszę bronić tej naszej szlachty, tym bardziej że bronię jej, ukazując postać Kościuszki i Pułkownikowej. Z tego, co wiem po przeczytaniu książek na ten temat, postawa Kościuszki była w zdecydowanej mniejszości. Szlachta często, a nawet bardzo często tej władzy nad chłopami nadużywała.

Jednak w sposobie realizacji filmu znajdziemy wiele elementów sienkiewiczowskich, czyli przygodę, dynamiczną akcję, wyraziste sylwetki bohaterów. 

Oczywiście, jesteśmy w dialogu z Sienkiewiczem. Nie chcieliśmy robić niszowego arthousowego kina dla garstki kinofilów. Chciałem, żeby nasz film był przystępny, zrozumiały i by mógł trafić do szerokiej widowni.  

Znacząca część akcji rozgrywa się w szlacheckim dworku wdowy po pułkowniku, gdzie dochodzi m.in. do rozmowy pomiędzy rotmistrzem Duninem a zgromadzonymi przy stole Polakami. Te rozmowy nawiązują chyba do współczesności, czyli tego, co dzieje się obecnie w Polsce? 

Oczywiście. Pracując nad tym filmem, chcieliśmy odnieść się do rzeczywistości, którą sami znamy, chcieliśmy, by był aktualny. Zresztą nabrał jeszcze większej aktualności przez wojnę, która rozpoczęła się przed rozpoczęciem zdjęć. Dla mnie ważnym celem będzie zawsze komentowanie poprzez film rzeczywistości, w której żyjemy. Filmy są po to, by rozmawiać o tym, co teraz, a nie tylko próbować rozliczać naszą historię. 

Filmy historyczne wymagają o wiele większych nakładów niż współczesne. Z jakimi problemami wiąże się ich realizacja?

Przede wszystkim finansowymi. Nasza kinematografia ma jakąś swoją wyporność i pewnych problemów już nie przeskoczymy. Bardzo trudno pozwolić sobie na budżety większe niż nasz przy produkcji „Kosa”. To wszystko odbija się na czasie realizacji, pośpiechu, trzeba rezygnować z wielu rzeczy, bo nas na to nie stać. To ma też jednak swoje dobre strony – zmusza czasem do większej pomysłowości i szukania sposobu, by opowiedzieć jakąś historię. Myślę, że ten aspekt kierował Michałem A. Zielińskim, który już na samym początku zrezygnował z wielkich epickich inscenizacji i ograniczył świat przedstawiony do zaledwie kilku lokalizacji. Zrealizowanie filmu w taki sposób to wymagające, ale też wyjątkowo fascynujące wyzwanie. 


Kino pełne emocji

Film Pawła Maślony nie jest dziełem biograficznym. Występują w nim dwie autentyczne postaci, czyli Kościuszko i jego czarnoskóry adiutant, ale sama historia jest fikcyjna. To raczej pasjonująca, zrealizowana perfekcyjnie opowieść z przeszłości, w której znajdziemy sporo odniesień do współczesności.

Maślona nie porwał się na wielkie epickie kino realizowane za ogromne pieniądze, ale zrealizował świetny dramat historyczny, który ogląda się od początku do końca z ogromnym zainteresowaniem. To film pełen napięcia, emocji, prawdziwe kino przygodowe. I, co ważne, podejmuje praktycznie dotychczas nieobecny w polskim filmie temat relacji pomiędzy szlachtą a chłopami, czyli problem pańszczyzny.

Akcja „Kosa” rozpoczyna się wiosną 1794 roku, kiedy Kościuszko wraz z Domingo, swoim adiutantem, wraca do Polski. Obaj usiłują przekraść się do Krakowa, gdzie Kościuszko, którego poszukują Rosjanie pod wodzą rotmistrza Dunina, ma stanąć na czele powstania. Równolegle jesteśmy świadkami dramatu, jaki rozgrywa się pomiędzy dwoma przyrodnimi braćmi z powodu schedy po zmarłym niedawno ojcu.

Znakomity scenariusz i reżyseria oraz wspaniałe kreacje Jacka Braciaka w roli Kościuszki i Roberta Więckiewicza jako Dunina to największe atuty tego pasjonującego kostiumowego dramatu.

Kos, reż. Paweł Maślona, wyk.: Jacek Braciak, Bartosz Bielenia, Jason Mitchell, Robert Więckiewicz, Agnieszka Grochowska, Polska 2023

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.