Jemen od lat jest poligonem starcia światowych mocarstw

Jacek Dziedzina

|

GN 03/2024

publikacja 18.01.2024 00:00

Amerykańsko-brytyjski atak na jedną ze stron konfliktu w Jemenie przypomniał światu o toczącej się tam wojnie. Wojnie światowej.

Demonstracja Hutich  w Sana przeciw atakowi wojsk Zachodu. Demonstracja Hutich w Sana przeciw atakowi wojsk Zachodu.
MOHAMMED HUWAIS /east news

Wnocy z 11 na 12 stycznia, gdy Polacy odsypiali gorączkę ostatnich politycznych wydarzeń, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zaatakowały cele Hutich w Jemenie. Mowa o jednej ze stron konfliktu w kraju, o którym światowa opinia publiczna dowiaduje się lub przypomina sobie tylko w przypadku właśnie takich akcji. Pociski sojuszników (poza USA i Wielką Brytanią w ataku brały udział siły Kanady, Australii, Bahrajnu i Holandii) uderzyły m.in. w obiekty szkoleniowe i magazyny dronów należące do Hutich, czyli wspieranych przez Iran rebeliantów, którzy kontrolują większą część Jemenu. Celem ataku stała się również stolica kraju, Sana. Bezpośrednim powodem była wcześniejsza akcja Hutich, którzy od dłuższego czasu zagrażają żegludze na Morzu Śródziemnym. Ich ataki na statki handlowe są wyrazem wsparcia dla walczącego z Izraelem Hamasu. A że mówimy o szlaku morskim, którym przepływa blisko jedna trzecia światowego morskiego transportu handlowego, sprawa jest niebagatelna.

Tyle że to tylko odprysk złożonego konfliktu, jaki toczy się w Jemenie od wielu lat, a w który zaangażowane są Arabia Saudyjska (ze wsparciem Zachodu) oraz m.in. Iran. W Jemenie toczy się prawdziwa wojna światowa, choć wszystkie strony udają, że to wyłącznie lokalny konflikt.

Huti, czyli kto?

To miała być wojna błyskawiczna. Po jednej stronie najbiedniejszy kraj arabski, podzielony dodatkowo wewnętrznym konfliktem, po drugiej – najbogatsze kraje arabskie, z Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi na czele, przy wsparciu Amerykanów. Ci ostatnio pomagają nie tylko danymi wywiadowczymi, ale również sprzedażą najnowocześniejszej broni. Teoretycznie wystarczyłby najgorszy amerykański sprzęt, by pokonać zupełnie przestarzałą broń, jaką dysponuje Jemen. A jednak zamiast paru tygodni – jak zakładano – szybkiej wojny mamy trwający już prawie 9 lat kataklizm humanitarny.

Źródłem kryzysu jest walka między oddziałami rządowymi (sunnici) a rebeliantami z ruchu Huti. Ci ostatni należą do zajadytów, którzy stanowią odłam islamu szyickiego. Najbliżej im do szyickiego Iranu, paradoks jednak polega na tym, że zajadyci reprezentują odłam szyizmu najbliższy sunnizmowi, a więc teoretycznie powinno im być bliżej do sunnickiej Arabii Saudyjskiej. Już ten niuans na wstępie sprawia, że jeśli cokolwiek z tej wojny jesteśmy w stanie zrozumieć, to najprawdopodobniej mylimy się przynajmniej w połowie. Faktem jednak jest, że Arabia Saudyjska wsparła rząd Jemenu w tłumieniu powstania Huti. Powód był prosty: Huti w sojuszu z Iranem zajęli dużą część kraju wraz ze stolicą.

Zbrodnie „legalne”

Do pewnego stopnia konflikt w Jemenie to najbardziej brutalna, jak dotąd, odsłona konfliktu saudyjsko-irańskiego. Jego specyfika polega na tym, że obie strony, rywalizując o dominację w regionie, nie doprowadzają do otwartej wojny między sobą na swoich terytoriach, ale prowadzą ją za pomocą „pośredników” – to znaczy na terytoriach innych państw, w których ścierają się ich własne interesy. I teraz to głównie w Jemenie toczy się realna wojna między oboma mocarstwami. Jak dotąd niemal każdą jej odsłonę wizerunkowo wygrywało królestwo Saudów, mając umocowanie głównie w sojuszu z USA. Taryfę ulgową, z jaką jest traktowany reżim w Rijadzie, było widać m.in. w czerwcu 2016 roku, gdy Arabia Saudyjska została skreślona z listy państw prowadzących działania wojenne bezpośrednio zagrażające życiu ludności cywilnej, w tym dzieci. W świetle tego, co z ludnością cywilną Saudowie robią w Jemenie, była to decyzja skandaliczna – a ONZ podjęła ją niemal na pewno z przyczyn… finansowych. Saudowie zagrozili po prostu, że przestaną płacić na organizację. Jak na ironię zakrawa fakt, że niewiele wcześniej ONZ przyjęła raport zarzucający Saudom działania wymierzone w ludność cywilną, w tym dzieci. Raport stwierdzał wprost, że dowodzona przez Arabię Saudyjską koalicja popełniła w Jemenie zbrodnie. Niektóre z nich prawdopodobnie można zakwalifikować jako zbrodnie przeciw ludzkości. Podobne wnioski płyną z raportu UNICEF z 2018 roku. Wykazał on, że w ciągu pierwszych trzech lat wojny zabitych zostało blisko 2,5 tys. dzieci, a prawie 4 tys. zostało rannych i okaleczonych. Najgorsze jednak dane dotyczą klęski głodu. Blokada, którą wprowadzili Saudowie po to, by Iran nie mógł dostarczać rebeliantom broni, odbiła się najbardziej na ludności, która w ten sposób pozbawiona jest dostępu do żywności i pomocy humanitarnej.

Wszyscy vs. wszyscy

Nie ma wątpliwości, że za obecny dramat Jemenu odpowiadają wszystkie strony konfliktu, nie tylko Iran i Arabia Saudyjska, ale również dziesiątki innych graczy, którzy zwyczajnie załatwiają w Jemenie swoje interesy. – Od kilku lat, bez szerszego zainteresowania opinii publicznej, narasta rywalizacja wokół południowego wyjścia z Morza Czerwonego – mówi GN jeden z zachodnich dyplomatów pracujących na Bliskim Wschodzie. – Saudyjskie i emirackie bazy wojskowe są od niedawna w Erytrei, turecka w Mogadiszu, wiele krajów zainstalowało się wojskowo w Dżibuti. Turcy zbliżyli się też do Sudanu. To wszystko w kontekście „zapasów” dwóch wrogich bloków: emiracko-saudyjsko-egipskiego, a z drugiej strony turecko-katarskiego. Iran, Izrael i Zachód to kolejny plan tej rozgrywki. Do tego mało zauważane parapaństwa: Somaliland (islamska republika, która ogłosiła secesję od Somalii) i Puntland (autonomiczny region w płn.-wsch. Somalii) – wymienia dyplomata. Jego zdaniem pytania o moralną stronę konfliktu w Jemenie, który utrzymuje się m.in. za sprawą państw zachodnich, praktycznie nikogo już nie interesują. – Od przesilenia tzw. wiosny arabskiej nie ma już na Bliskim Wschodzie argumentów moralnych, demokratycznych itp. – dodaje. Ofiarą takiej realpolitik może paść 13 milionów ludzi. Nie dotrze do nich pomoc humanitarna, ponieważ nie dopuści jej blokada utrzymywana przez Saudów. Zachód nic Saudyjczykom nie zrobi, za dużo w tę wojnę zaangażował środków. A obecna walka Zachodu z rebeliantami Huti, którzy blokują transport handlowy na Morzu Czarnym, tylko ten stan wzmacnia.

Strony mocy

Ofiary wojen dzielą się na dwie kategorie – o jednych świat w pewnym momencie nie chce już słyszeć, bo jest zmęczony, znużony tematem; o innych nie słyszy nic praktycznie od początku. Pierwszy przypadek to Syria i coraz bardziej Ukraina. Drugi to Jemen – świat nawet nie wie, jak bezwzględna wojna toczy się w tym kraju od blisko 9 lat i jak gigantyczna jest skala zbrodni dokonywanych przez uczestniczące w niej strony, także rozmiar klęski głodu, na skutek którego giną tysiące, a mogą zginąć miliony ludzi. Niestety, to jeden z tych poligonów światowych mocarstw, gdzie tzw. siły „dobrej strony mocy” okazują się stosować metody, które z dobrem i sprawiedliwością nie mają wiele wspólnego. Świat zachodni potępiał – słusznie – zbrodnie wojenne dokonywane w Syrii przez Baszara Al-Asada i wspierającą go Rosję. W przypadku Jemenu, gdzie Arabia Saudyjska występuje niemal w tej samej roli, w jakiej Rosja występowała w Syrii – sojusznicze interesy nie tylko nie pozwalają Stanom Zjednoczonym protestować, ale wręcz „legitymizują” wsparcie dla polityki regionalnej Saudów. Po przeciwnej stronie jest przecież Iran, który również w Jemenie prowadzi swoją wojnę. A w bliskowschodniej układance, na której opierają się decyzje USA, oznacza to jedno – wszystkie ręce na pokład i wszystkie metody dozwolone. Nawet jeśli po drodze zginie 13 milionów ludzi.

Trudno powiedzieć, czy istnieje bardziej brutalna i bardziej cyniczna wersja realpolitik. Nie, przykład reżimów totalitarnych czy choćby autorytarnych jak Rosja, nie jest tu właściwy. W takich krajach podobne działanie należy do kodu genetycznego władzy. W przypadku państw uznających się za ostoję wartości i demokracji, takie działanie jest poważnym naruszeniem wiarygodności. I tę wiarygodność Zachód, wspierając działania Arabii Saudyjskiej w Jemenie, nie pierwszy raz mocno osłabił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: