Wawel schodzi do podziemi. Nowa wystawa na Zamku Królewskim to dorobek kilku pokoleń badaczy

Magdalena Dobrzyniak

|

GN 02/2024

publikacja 11.01.2024 00:00

Pod wschodnim skrzydłem Zamku Królewskiego w Krakowie uczymy się historii, dialogu pokoleń i szacunku do przeszłości, w której wciąż kryje się wiele zagadek. Nowa wystawa na wawelskim wzgórzu ożywia kamienie, ale one opowiadają przede wszystkim o ludziach.

Wystawa została otwarta na początku roku i cieszy się dużym zainteresowaniem zwiedzających. Wystawa została otwarta na początku roku i cieszy się dużym zainteresowaniem zwiedzających.
Henryk Przondziono /foto gość

To złożony projekt wystawienniczy, archeologiczny i architektoniczny, w którym innowacyjne multimedialne rozwiązania splatają się z prostotą ekspozycji wiekowych skał, a spokojną, choć fascynującą opowieść o dziejach wzgórza wieńczy spojrzenie w głąb średniowiecznej studni, zapewniając emocje i zawrót głowy jak u Hitchcocka.

Dzięki wystawie „Wawel podziemny. Lapidarium” można z bliska zobaczyć – a nawet dotknąć! – architektoniczne detale z pałacowych piwnic. To zwieńczenie i pokazanie olbrzymiego wysiłku i starań konserwatorskich trwających od końca XIX wieku, czyli od momentu, kiedy rozpoczęto kompleksową restaurację zamku po odzyskaniu wzgórza z rąk wojsk austriackich. Oglądamy dorobek kilku pokoleń badaczy, historyków, konserwatorów i archeologów, bo prace kontynuowane były aż do czasów nam współczesnych.

Kamienie opowiadają o ludziach tworzących historię wzgórza wawelskiego.   Kamienie opowiadają o ludziach tworzących historię wzgórza wawelskiego.
Henryk Przondziono /foto gość

Kamienie mówią

Dzięki grze światła i nowoczesnym technologiom, takim jak ekspozytory służące do samodzielnego zgłębiania wiedzy, projekcje multimedialne czy rekonstrukcje 3D, można prześledzić proces wznoszenia renesansowej rezydencji z użyciem gotyckich reliktów i doświadczyć napięcia związanego ze ścieraniem się różnych koncepcji konserwatorskich. Zachowywać czy rekonstruować? Odnawiać czy budować nowe? – Kamienie opowiadają o przeszłości zamku i o przemianach historycznych, ale jest to przede wszystkim świadectwo wspólnoty ludzkiej, która istnieje mimo upływu czasu, ponad wiekami i dziejowymi przemianami – podkreśla prof. Andrzej Betlej, dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu. To on, schodząc w 2020 roku do zamkowych piwnic, zobaczył ich potencjał. Powstały one w pierwszej połowie XVI wieku, a od lat 80. XX wieku służyły jako jeden z magazynów, w którym gromadzono kamienne detale architektoniczne. – Zobaczyłem tam oryginalne fragmenty rzeźbiarskie, stanowiące świadectwo historii zamku i konserwacji, a także licznych prac wykopaliskowych. W tych kamieniach ukryta jest historia. A renesansowe piwnice zbudowane są z detalu pochodzącego z zamku gotyckiego – opowiada przewodnik „Gościa”. Uznano, że są to przestrzenie zasługujące na to, by je pokazać światu. W efekcie, po wielu miesiącach skomplikowanych prac muzealników, piwnice zostały otwarte dla zwiedzających po raz pierwszy od 500 lat.

W wyobrażeniu sobie, jak wyglądała królewska rezydencja, pomagają wizualizacje.   W wyobrażeniu sobie, jak wyglądała królewska rezydencja, pomagają wizualizacje.
Henryk Przondziono /foto gość

W dialogu z historią

Zwiedzanie rozpoczyna się od zejścia do piwnic ze wschodniego skrzydła dziedzińca arkadowego zamku. W sali pod tytułem „Jak restaurować Wawel”, która jest poświęcona akcji z początku XX wieku przywracania królewskiemu dziedzińcowi dawnej świetności, stajemy się świadkami dialogu, a właściwie bitwy konserwatorskiej o kierunek odnowy tego miejsca. – Z tej walki wykluwały się teoretyczne założenia doktrynalne, na przykład o to, czy można podczas odnawiania zamku zastępować oryginały kopiami – wyjaśnia kuratorka ekspozycji „Wawel podziemny” Beata Kwiatkowska-Kopka. Grono lokalnych konserwatorów z prof. Stanisławem Tomkowiczem na czele obstawało wówczas przy przywróceniu dawnej, renesansowej urody dziedzińca i usunięciu z niego wszystkich obmurowań. Rzecz więc dotyczyła rekonstrukcji oryginalnej formy Wawelu. Reprezentujący władze austriackie Max Dvořák oceniał takie myślenie jako anachroniczne. – Zgodnie z obowiązującą ówcześnie doktryną konserwatorzy nie mieli prawa usuwać kolejnych nawarstwień historycznych. Jego zdaniem wszelkie artefakty powinno się zabezpieczać i przedłużać ich żywot, a nie przywracać im dawną formę – precyzuje B. Kwiatkowska-Kopka.

W sali edukacyjnej można m.in. pobawić się klockami i zbudować z nich zamek.   W sali edukacyjnej można m.in. pobawić się klockami i zbudować z nich zamek.
Henryk Przondziono /foto gość

Bitwę wygrali zwolennicy pierwszej koncepcji. Pracami rekonstrukcyjnymi kierował Zygmunt Hendel, jednak nie obyło się bez trudności. Okazało się bowiem, że większość detali architektonicznych była w tak fatalnym stanie, że trzeba było zastąpić je kopiami. – Oryginalne fragmenty prezentujemy na wystawie, gdzie eksponujemy m.in. elementy kolumny II piętra krużganków – pokazuje dyrektor zamku. – To nie tylko wystawa o kamieniach, które udało się uratować przed działaniem czasu, ale także o ludziach, którym Wawel zawdzięcza swój dzisiejszy kształt – dodaje.

Schodząc do podziemi, cofamy się w czasie. – Przez obiekty tutaj zgromadzone pokazujemy też ich przynależność. Zobaczymy, gdzie pierwotnie się znajdowały. Zeskanowaliśmy niektóre z nich tak, byśmy mogli oglądać je z każdej strony – tłumaczy Andrzej Betlej. Dzięki temu, jak mówi gospodarz zamku, można dotknąć jego kośćca. Takich doświadczeń nie zapewnią nawet najbardziej oryginalne lekcje historii.

Udostępnienie zwiedzającym wystawy „Wawel podziemny” to nie koniec podglądania wzgórza od wewnątrz. Profesor Andrzej Betlej już zapowiada, że w 2025 roku powstanie dalszy ciąg tej opowieści i zobaczymy najstarsze fortyfikacje Wawelu od strony północno-zachodniej, a także poznamy geologię wzgórza wawelskiego w narracji, która łączy się z wątkami legendarnymi, jak choćby tym najbardziej znanym, o smoku wawelskim. Czy oznacza to spełnienie wizji dyrektora zamku Jerzego Szablowskiego, który w latach 70. ubiegłego wieku snuł marzenia o stworzeniu podziemnej trasy, która połączy wszystkie rezerwaty archeologiczne na wzgórzu? – Ze względów konserwatorskich i geologicznych jest to niestety nierealne – rozwiewa domysły Andrzej Betlej.

Cegiełka upamiętniająca dar Antoniego Lanckorońskiego.   Cegiełka upamiętniająca dar Antoniego Lanckorońskiego.
Henryk Przondziono /foto gość

Trójwymiarowe puzzle

Rezydencja ulegała gruntownym zmianom, co dokumentują kolejne podziemne sale, gdzie zestawiane są zachowane fragmenty budowli, które dyrektor zamku nazywa „trójwymiarowymi puzzlami”. Można z nich zrekonstruować dzieje wznoszonych w różnych czasach i epokach murów czy charakterystycznych dla Wawelu portali. Tutaj uświadamiamy sobie też, że miejsce, które jest symbolem polskiej historii i tożsamości kulturowo-narodowej, kryje jeszcze wiele zagadek. – Nie wiemy na przykład, gdzie ten projektowany przez Adolfa Szyszko-Bohusza portal, jeden z najbardziej znanych, a tutaj zachowany w oryginale, się znajdował – przyznaje prof. Betlej, wskazując na odnaleziony w skrzydle północnym zamku bezcenny kamień i stojącą naprzeciwko jego kopię.

Kwintesencją podziemnej wystawy jest ostatnia sala, w której znalazły się oryginalne cegiełki wawelskie, pamiątki wielkiej ogólnonarodowej akcji zbierania pieniędzy na odbudowę i prace konserwatorskie wzgórza. Każdy turysta je kojarzy, bo kopie tych cegiełek z nazwiskami fundatorów – osób indywidualnych, instytucji, wspólnot, parafii – są umieszczone w murze przy trakcie prowadzącym w górę od ulicy Kanoniczej do Bramy Herbowej, od której rozpoczyna się większość wycieczek. – Te cegiełki upamiętniają wielki zbiorowy wysiłek, który był manifestacją przekonania, podzielanego również dzisiaj, że Wawel jest nasz – podkreśla dyrektor zamku. Ze wzruszeniem dotyka nadkruszonej cegły, w której wykuto nazwisko „Antoni Lanckoroński Rozdół”, dziś już ledwo widoczne, zatarte przez niszczący upływ czasu. – To brat Karoliny Lanckorońskiej. Patrzę na tę cegiełkę i czuję, że historia zatoczyła koło, bo kolekcja Lanckorońskich znalazła przecież swoje miejsce na Wawelu – mówi.

Ekspozycja składa się z sześciu sal.   Ekspozycja składa się z sześciu sal.
Henryk Przondziono /foto gość

Wawel otwarty

Ale w ostatniej sali znajdują się nie tylko cegiełki. To zaledwie widzialny znak opowieści o ludziach, którzy się za nimi kryją. Dzięki multimediom poznajemy biografie osób tak bardzo utożsamiających się z narodowymi skarbami i zatroskanymi o ich przetrwanie, że nie wahały się przeznaczyć na ich ocalenie własnych zasobów. – Od kilku lat realizujemy projekt, a właściwie należałoby powiedzieć: wcielamy w życie hasło „Wawel otwarty”. To miejsce, które znajduje się na skrzyżowaniu wielu dróg artystycznych i prądów dziejowych. Wawel to różnorodność kultur, miejsce nieoczywiste, wciąż odkrywane i fascynujące – opowiada prof. Betlej. Jego zdaniem „Wawel podziemny” nie jest wystawą magazynową, ale opowieścią przeznaczoną i dla studiujących historię czy architekturę, i dla tych, którzy po prostu chcą poznać dzieje Polski i wzgórza, które przez wieki stanowiło jej serce.

Oryginalny portal zaprojektowany przez Adolfa Szyszko-Bohusza.   Oryginalny portal zaprojektowany przez Adolfa Szyszko-Bohusza.
Henryk Przondziono /foto gość

Poznawać można zresztą na różne sposoby. Kamienie wprawdzie milczą, ale ożywają pod wpływem snutych w podziemiach opowieści, ilustrowanych filmami czy rekonstrukcjami opracowanymi w 3D. Zwiedzający wcielają się w ekspertów od historii, archeologii czy konserwacji zabytków nie tylko za sprawą multimediów i audioprzewodników dołączanych do biletów wstępu, ale także dzięki jednej z sal, która umożliwia studia badawcze i zajęcia edukacyjne. Patrzymy więc z bliska na detale architektoniczne, plany, rysunki. A jeśli komuś mało, może… pobawić się drewnianymi klockami i wznieść w sali edukacyjnej własną rezydencję polskich królów. Każdy prezentowany relikt historii jest starannie oświetlony, wyeksponowany i dostępny na wyciągnięcie ręki. Można go dotknąć, pogładzić, poczuć pod palcami strukturę i chropowatość skały. Niezapomniane emocje gwarantuje również wspomniana na początku średniowieczna studnia, wciąż wypełniona wodą. Spojrzenie w jej taflę wymaga nie lada odwagi i niejednej osobie zakręciło się w głowie, gdy stanęła na hartowanym szkle oddzielającym od przepastnej głębi. Najlepiej bowiem uczyć się przez doświadczenie. Na Wawelu każdy może odkryć, że historia nie jest martwą literą, ale dynamicznie zmieniającą się rzeczywistością, która dzieje się wciąż, tu i teraz, od pokoleń.

Spojrzenie w głąb średniowiecznej studni to wyzwanie dla ludzi o mocnych nerwach.   Spojrzenie w głąb średniowiecznej studni to wyzwanie dla ludzi o mocnych nerwach.
Henryk Przondziono /foto gość
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.