Orszak Trzech Króli pokazuje, że sekularyzacja nie jest nieuchronna

Jarosław Dudała

|

Gość Niedzielny

publikacja 06.01.2024 09:46

Wszystkich, którzy nie bez nostalgii za dawnym światem pogodzili się już ze zmierzchem chrześcijaństwa, namawiam żeby się wybrali na Orszak Trzech Króli. Może zasmakują w wolności?! – mówi pomysłodawca Orszaku Trzech Króli dr Dariusz Karłowicz.

Orszak Trzech Króli pokazuje, że sekularyzacja nie jest nieuchronna Dariusz Karłowicz: Uroczystość Trzech Króli dotyka spraw najważniejszych: objawiając się pod postacią, którą jesteśmy w stanie znieść, Bóg przerzuca most, daje nadzieję. HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Jarosław Dudała: W tym roku w Polsce (a także poza nią) przejdzie blisko aż 900 Orszaków Trzech Króli. To fenomen, bo ilościowe wskaźniki religijności na ogół idą w dół, tymczasem tutaj mamy wzrost – i to spory.

Dr Dariusz Karłowicz: Jedną z ulubionych zajęć katolickich inteligentów jest medytacja skali i konieczności sekularyzacyjnych zjawisk. Myślę, że gdyby chociaż część tej energii poświęcić na ożywianie chrześcijańskiej kultury, to bylibyśmy gdzie indziej…

Ale na bok złośliwości. Istotą chrześcijańskiej postawy jest wolność. To oczywiście nie znaczy, że wszystko co robimy musi się udać, ale że nic nie zwalnia nas z odpowiedzialności za postać świata. Jeśli – jak mawia Dariusz Gawin – historia zwykle przychodzi do nas z boku, to również dlatego, że dajemy się oczarować pewnikom. Jeśli dobrze pamiętam, to w „Raju utraconym” Johna Miltona jeden z diabłów ma na imię Konieczność… Ta myśl urzekła mnie w peerelu, ale przecież nie straciła na aktualności. Wiara w społeczną czy dziejową konieczność to zasadniczy składnik postawy, którą Platon nazywa „dobrowolnym niewolnictwem”. Oczywiście nie chodzi mi o to, że powinniśmy zamknąć oczy na społeczne zmiany, że powinniśmy złożyć ofiarę z rozumu, przeczyć faktom – wręcz przeciwnie. Chodzi o to, że wewnętrzna postawa i stan rzeczy to nie to samo. Jak pisze Tertulian, wolności nie przekreśla nawet niewola.

Czy historia Orszaku Trzech Króli nie jest doskonałym przykładem czegoś, co nie powinno się wydarzyć? 

Jak to się stało? Był pan u początków Orszaku. 

W szkole, do której chodzili moi synowie, co roku były organizowane angażujące wszystkich uczniów jasełka. Ale szkoła rosła i szybko okazało się, że aktorzy nie mieszczą się już na scenie. Poproszono rodziców o pomysły na to, co dalej. Zaproponowałem organizację wielkiego, barwnego marszu przez centrum Warszawy w uroczystość Trzech Króli. Chodziło mi o zaproszenie całej Warszawy do tego, żeby w dzień Objawienia Pańskiego wraz z mędrcami pójść do szopki pokłonić się Nowonarodzonemu. To przecież w uroczystości Trzech Króli najważniejsze: wszyscy, którzy chcą iść za gwiazdą – i mądrzy, i głupi, i wielcy, i mali, i wierzący, i jeszcze niewierzący mogą pójść, zobaczyć, pokłonić się, zachwycić, podziękować, a potem do domu wrócić już zupełnie „inną drogą”.

Przez pierwsze dwa czy trzy lata Orszak organizowały trzy podmioty: Szkoła Żagle, prowadzona przez Stowarzyszenie Sternik, Fundacja Świętego Mikołaja oraz Centrum Myśli Jana Pawła II. Potem nasze drogi się rozeszły, a organizatorem została Fundacja Marszu Trzech Króli. Myślę, że stało się tak z korzyścią dla tego przedsięwzięcia.

W czym tkwi sekret powodzenia Orszaku?

W tym, że uroczystość Trzech Króli dotyka spraw najważniejszych: objawiając się pod postacią, którą jesteśmy w stanie znieść, Bóg przerzuca most, daje nadzieję. Starożytni rozumieli, że to niebywałe. Jesteśmy wszak krusi, przygodni, jak słoma łatwopalni. Kiedy Zeus we własnej postaci objawił się Semele, córce króla Kadmosa – królewna spłonęła wraz z tebańskim pałacem! Rainer Maria Rilke na początku Pierwszej elegii wszystkim zbyt spoufalonym z potęgą aniołów przypomina, że mowa o bycie mocniejszym (starker Dasein) w jakimś sensie niebezpiecznym. Cóż dopiero Bóg! A tutaj nagle wszyscy – pastuszkowie i mędrcy – mogli spotkać się nie tylko z aniołem, ale i z Bogiem, który ukazał się jako Słowo wcielone rzeczywiście, a nie tylko na pozór, jak utrzymywali doketyści zgorszeni i przerażeni bluźnierczym – ich zdaniem – radykalizmem tego faktu.

Oczywiście, sekretem Orszaków jest ogromne zaangażowanie najpierw dziesiątek i setek, a potem tysięcy osób. Bardzo miło jest coś takiego wymyślić, ale od pewnego momentu to przecież dzieje się już całkiem poza mną i poza Fundacją Świętego Mikołaja. To jest wspólne dzieło wolnych ludzi, którzy nie dali sobie wmówić konieczności sekularyzacji, nie pożegnali się z podmiotowością i odpowiedzialnością. Wielkie zmiany społeczne i kulturowe nigdy nie są ani jednowektorowe, ani nieodwracalne. Warto próbować. Był taki moment na samym początku historii Orszaku, kiedy przedstawiciele szkoły przestraszyli się, że to przedsięwzięcie jest zbyt duże. Wtedy do udziału w tym przedsięwzięciu udało się nam namówić Norberta Szczepańskiego, ówczesnego szefa Centrum Myśli Jana Pawła II. Centrum zaproponowało pomoc finansową i organizacyjną. To przeważyło i ruszyliśmy z kopyta. Więc może zamiast delektować się myślą o odchodzącym w przeszłość imaginarium, warto tworzyć nowe.

Z Orszakiem Trzech Króli – i nie tylko z nim – wiąże się jednak pewien problem. Rzecz w tym, że nie dysponujemy uniwersalnym, abstrakcyjnym sposobem przeżywania wiary. Ta wiara zawsze wlewa się w jakąś kulturę. Problem polega na tym, że kostium kulturowy z jednej strony pozwala zobaczyć to, co niewidzialne, a z drugiej strony go… przesłania.

To wynika z natury naszego bytu. Marnego, niekoniecznego, ograniczonego. Taka jest natura naszego poznania w istocie bezsilnego wobec tego, co kryje się za postacią zjawisk. Dlatego potrzebna jest nam kultura – w sprzyjających warunkach jest zasłoną, która odsłania.

Wieczny jest Bóg, wieczny jest Kościół. Ale chrześcijaństwo jest zawsze historyczne. To znaczy: zawsze ma postać jakieś kultury. Dlatego zadaniem każdego kolejnego pokolenia jest tłumaczenie Dobrej Nowiny raz jeszcze. Oczywiście, nie chodzi o to, by ją zmienić czy wymyślić. Tłumaczenie na język współczesny to nasza współpraca z dziełem Wcielenia. To zresztą nic nowego. Wszyscy kontynuujemy robotę 72 tłumaczy, którzy w Aleksandrii przełożyli Pięcioksiąg na grekę.  

Oczywiście, te nasze przekłady, te próby zapisania Prawdy zawsze są kulawe. Kiedy zaczynaliśmy w środowisku „Teologii Politycznej” projekt „Namalować katolicyzm od nowa” [chodzi o projekt odnowy sztuki sakralnej poprzez powrót do Kościoła obrazów wysokiej klasy artystycznej odznaczających się współczesnym językiem malarskim – przyp. JD], to powtarzaliśmy sobie – bez żadnej kokieterii – że doskonałe malarstwo sakralne jest po prostu niemożliwe, bo oddanie w skończonym dziele nieskończonego Piękna nie może się przecież udać! To nie dotyczy wyłącznie malarstwa. Taką porażką jest każde dzieło ludzkiego ducha i rozumu, które podejmuje się zbliżenia do Prawdy i Piękna. W tym sensie porażką są oratoria Bacha czy największe nawet traktaty filozoficzne z „Sumą teologiczną” włącznie...

Podobno sam Tomasz Akwinu, doświadczywszy mistycznej wizji uszczęśliwiającej, miał o swoich dziełach teologicznym powiedzieć, że to wszystko słoma… 

O tym właśnie mówią łzy świętej Faustyny. To ważna lekcja. Eugeniusz Kazimirowski – bardzo przecież porządny malarz – obraz Jezusa Miłosiernego malował zgodnie ze wskazówkami mistyczki. A przecież kiedy skończył, Faustyna popłakała się, bo pomiędzy obrazem Kazimirowskiego a tym, co dane jej było zobaczyć, ziała przepaść.

Dlatego trzeba się starać, ale trzeba też pogodzić się z tymi ograniczeniami. Kiedy przed laty wyobrażałem sobie, że Orszak Trzech Króli, to myślałem o czymś, co miałoby kostiumowo-malarską urodę na miarę sieneńskiego palio. Marzyły mi się szopki nawiązujące do wielkiej tradycji malarskiej. No cóż, nie udało się. Ale kto wie, być może właśnie dzięki temu, że rzecz poszła inną drogą, Orszak może dziś odbywać się w 800 miejscach w Polsce.  

Z drugiej strony świadomość naszych ograniczeń nie powinna nas jednak paraliżować. Chrystus daje nam siebie jako Drogę, Prawdę i Życie. Trzeci człon jest nie do wyeliminowania. Myśl, która dzisiaj frapuje wielu pobożnych chrześcijan – myśl, że można schować się przed światem, zakonserwować którąś z historycznych postaci kulturowych wcieleń Dobrej Nowiny, zakopać skarb i przeczekać zły czas, wydaje mi się bardzo niebezpieczną iluzją. To prawda, że życie niesie ze sobą błędy, porażki, brzydotę, różne ryzykowne zjawiska – ale alternatywą wobec niego nie jest hibernacja, ale śmierć.

O tym mówi przypowieść o talentach.

Za zakopaniem talentu, za zamknięciem się w twierdzy przemawiają doskonałe argumenty, prawda? Jak z taką fortuną pójść do miasta, na rynek, to ktoś może go ukraść, sfałszować, na inwestycji można stracić. Oszustów, bluźnierców nie brakuje. A chodzi o wielki majątek, o najważniejsze dziedzictwo. Ale nauka płynąca z przypowieści mówi co innego. Nie mamy się chować, zastygnąć w jakiejś bezpiecznej, wygodnej, dobrze znanej formie, ale działać, biorąc na siebie ryzyko. Nie ma chrześcijaństwa bez ryzyka. Nie można przyjmować Chrystusa jako Życia, a potem zamknąć chrześcijaństwo w muzeum czy wybrać katakumby. Oczywiście, ta pokusa pojawia się w każdym pokoleniu. Spierali się o to już starożytni chrześcijanie. Ale na szczęście Kościół zawsze ją odrzucał.
Tak zresztą rozumiem gest tych, którzy biorą udział w Orszaku Trzech Króli. To przecież nie jest ani liturgia, ani dzieło sztuki wysokiej, ale pewna forma religijności ludowej. Dla wielu również publiczna manifestacja naszej żywej wierności i wdzięczności za wcielenie Słowa. Rzecz jest nowa w formie, ale przecież nie w treści i może właśnie przez to tak popularna. Kiedy w relacji z pierwszego Orszaku przeczytałem w jakiejś gazecie, że odnowiliśmy wielusetletnią warszawską tradycję, to najpierw parsknąłem śmiechem, ale potem sobie pomyślałem: „No to chyba się udało!”. Bo to nowe ma być przecież stare. Tylko wtedy ma sens.

Życzenia z okazji Trzech Króli?

Wszystkim nam życzę odwagi i wolności. Bo polskie chrześcijaństwo, mimo słabszej kondycji, jest ciągle silne i pełne życia – tyle, że chyba trochę zestrachane. Dlatego wszystkich, którzy nie bez nostalgii za dawnym światem pogodzili się już ze zmierzchem chrześcijaństwa, namawiam, żeby się wybrali na Orszak Trzech Króli. Może zasmakują w wolności? Może odzyskają nadzieję?

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.