Koalicja niepraworządna. Bezprawne działania nowej władzy źle wróżą na przyszłość

Bogumił Łoziński

|

GN 01/2024

publikacja 04.01.2024 00:00

Rządząca koalicja szła do wyborów parlamentarnych pod hasłem przywrócenia praworządności, tymczasem sama ją łamie, i to nie tylko w sprawie mediów publicznych.

Koalicja niepraworządna. Bezprawne działania nowej władzy źle wróżą na przyszłość Paweł Supernak /pap

Wyborcy partii wchodzących w skład rządzącej koalicji, którzy poparli je ze względu na obietnicę przywrócenia w Polsce praworządności, przeżywają srogi zawód. W czasie kampanii przed wyborami parlamentarnymi dominującym hasłem ugrupowań koalicyjnych było uporządkowanie systemu sprawiedliwości, przywrócenie demokracji, przyzwoitości w życiu publicznym, normalności itd., które według nich Polacy utracili pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Jednak już pierwsze tygodnie sprawowania władzy pokazują, że koalicja nie tylko stosuje te same metody, o które oskarżała politycznych przeciwników, ale wręcz posuwa się jeszcze dalej.

Trudno zaprzeczyć, że PiS w czasie ośmiu lat rządów dla osiągnięcia swoich celów czasem „jechał po bandzie”, naginał prawo albo wprost je łamał. Na ten temat szeroko rozpisywały się i mówiły wówczas opozycyjne media, politycy i różne ośrodki antyrządowe, także z zagranicy, nie ma więc sensu przypominać tu tych zarzutów, gdyż są powszechnie znane. Obecnie rządzi koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy, i to na jej aktywności skupiona jest uwaga opinii publicznej. W pierwszych tygodniach rządów podjęła bezprawne działania, które bardzo źle wróżą na przyszłość.

W większości ministrowie, a także wiceministrowie wskazani z klucza politycznego nie są specjalistami w obszarach, za które mają odpowiadać.   W większości ministrowie, a także wiceministrowie wskazani z klucza politycznego nie są specjalistami w obszarach, za które mają odpowiadać.
Wojciech Olkuśnik /east news

Minimalistyczne plany premiera

Już exposé premiera Donalda Tuska i konstrukcja Rady Ministrów mogły wzbudzić niepokój co do głównych celów jego rządu, a gdy zaczął je realizować, okazało się, że te obawy mają pełne uzasadnienie. W exposé dominowały zapowiedzi rozliczenia PiS i szczegółowa analiza „zła”, które miało się dokonać za jego czasów. O przejęciu władzy premier Tusk mówił m.in.: „Przejdzie ten 15 października do historii jako dzień, nie pierwszy raz, pokojowego buntu, buntu na rzecz wolności i demokracji. Trochę podobnie jak 31 sierpnia 1989 roku czy 4 czerwca, kiedy odzyskiwaliśmy niepodległość, wolność po zwycięstwie Solidarności”. Z kolei rządy PiS określił mianem „zła, które rozpleniło się w polskim życiu publicznym w ostatnich latach”.

Gdy po ponad godzinie tego rodzaju refleksji ze strony opozycji zaczęły padać pod adresem premiera okrzyki o konkrety, wymienił ich zaledwie kilka. Jak się doliczyłem, w sferze życia społecznego dokładnie siedem: finansowanie in vitro z budżetu państwa, kasowy PIT, urlop dla przedsiębiorców, podwyżki dla nauczycieli o 30 procent, a dla sfery budżetowej o 20 procent, oraz „babciowe”. Rozłożenie akcentów było jasne: po pierwsze walka z politykami PiS, postawienie ich przed sądami i komisjami śledczymi, cofnięcie reform itd., a dopiero w tle niesprecyzowane plany dotyczące sytuacji ekonomicznej czy egzystencji obywateli.

Pierwsze działania nowego rządu ujawniły też drugi jego dominujący cel, który nie padł w exposé – wprowadzanie lewicowej rewolucji obyczajowej w sprawach moralnych i walka z Kościołem katolickim, który stoi tej rewolucji na drodze.

Rząd do rozliczeń

O tym, że rząd, oprócz „depisyzacji” i walki z Kościołem, będzie raczej administrował, niż realizował jakieś daleko idące zmiany, świadczy jego skład. Otóż na czele ministerstw stanęli czołowi politycy ugrupowań tworzących koalicję, jak Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, który został wicepremierem i ministrem obrony narodowej, czy Stanisław Gawkowski z Lewicy – też wicepremier oraz minister cyfryzacji. Warto zwrócić uwagę, że w zdecydowanej większości ministrowie, a także wiceministrowie wskazani z klucza politycznego nie są specjalistami w obszarach, za które mają odpowiadać w skali całego państwa.

Są jednak resorty, na których czele stoją osoby tyleż kompetentne, co nie wahające się użyć kontrowersyjnych metod, ale ich obecność wynika z głównego celu Donalda Tuska, jakim jest rozprawa z PiS. W tym kluczu należy odczytywać nominację jednego z najbardziej zaciekłych krytyków reform sądowych PiS prof. Adama Bodnara na ministra sprawiedliwości. Są też w rządzie osoby od lat blisko związane z Donaldem Tuskiem, które bez wahania będą realizować jego pomysły, np. Bartłomiej Sienkiewicz, mianowany ministrem kultury z zadaniem przejęcia mediów publicznych. To właśnie jego działania doprowadziły do kryzysu w państwie.

Rewolucja obyczajowa przyspiesza

Prof. Bodnar odznacza się także inną ważną dla premiera cechą. Jako rzecznik praw obywatelskich walczył o prawo mniejszości seksualnych do związków partnerskich, popierał rozszerzenie prawa do aborcji, a w sporach między działaczami lewicowymi i konserwatywnymi z reguły popierał tych pierwszych.

Właśnie w kontekście rewolucji w sferze moralnej, zwanej też obyczajową, należy odczytywać powierzenie kluczowych resortów dotyczących kształtu życia społecznego i wpływania na świadomość Polaków znanym ze skrajnie lewicowych poglądów lewicowym polityczkom. Nieprzypadkowo ministrem edukacji została Barbara Nowacka, ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, a wiceministrem kultury aktywnie, wręcz fizycznie walcząca z Kościołem Joanna Scheuring-Wielgus.

Premier stworzył też ministerstwo ds. równości, ze zwolenniczką traktowania aborcji jako prawa kobiet Katarzyną Kotulą na czele. Jej pierwszą decyzją było postawienie w swoim gabinecie obok flag Polski i Unii Europejskiej także flagi tęczowej, czym pochwaliła się przed dziennikarzami.

Symboliczne jest, że pierwszą ustawą przyjętą przez sejmową większość jest finansowanie z budżetu państwa in vitro, któremu Kościół jest przeciwny. Minister edukacji już zapowiedziała, że zmniejszy wymiar lekcji religii w szkole do jednej tygodniowo. Z kolei premier Tusk poinformował, że powołał specjalny zespół, który opracuje zasady likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienia go dobrowolną składką wiernych. Natomiast min. Kotuli zlecił opracowanie projektu ustawy o związkach partnerskich. Już w Sejmie są złożone dwa projekty poselskie – KO i Lewicy, które przewidują prawo do aborcji do 12. tygodnia życia bez żadnych ograniczeń.

Szansą, że tego rodzaju rozwiązania nie zostaną wprowadzone, są różnice zdań na ich temat wewnątrz koalicji. PSL jest przeciwny większości z nich.

Tak samo, tylko jeszcze bardziej

W procesie „odzyskiwania” państwa z rąk PiS koalicja sięgnęła po metody stosowane przez poprzedników, a w opinii wielu prawników nawet poszła dalej.

W pierwszej kolejności zajęła się przejęciem mediów publicznych, które bardzo mocno dały się we znaki partiom tworzącym rząd, gdy te były w opozycji. Szczególne powody do zmiany władz mediów publicznych ma Donald Tusk, którego przez wiele miesięcy te media skrajnie ostro atakowały. Jednak, aby zrobić to zgodnie z prawem, Sejm musiałby przyjąć odpowiednie ustawy, które m.in. przywracałyby kompetencje Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Tyle że nie da się tego wszystkiego zrobić bez zgody prezydenta Andrzeja Dudy, który może te ustawy zawetować.

Nie próbując więc użyć środków zgodnych z prawem, premier Tusk postanowił odbić media publiczne, sięgając po niepraworządne metody. Najpierw koalicja przegłosowała 19 grudnia uchwałę, która wzywała do uzdrowienia mediów publicznych, a następnego dnia minister Bartłomiej Sienkiewicz, powołując się tę uchwałę nią oraz Kodeks Spółek Handlowych (KSH), odwołał dotychczasowe władze mediów publicznych, a na ich miejsce mianował „swoich” ludzi.

Prawnicy, poza bezrefleksyjnie popierającymi koalicję z przyczyn politycznych i ideologicznych, wskazują, że jest to działanie bezprawne, bo uchwały Sejmu nie są aktem obowiązującym, a prawo szczegółowe określające zasady powoływania władz mediów publicznych jest nadrzędne wobec przepisów KSH.

Łamią prawo

Rząd jednak odrzuca taką wykładnię prawa, mimo że sformułowali ją liczni prawnicy, tacy jak konstytucjonalista prof. Ryszard Piotrowski, który był ostrym krytykiem reform sądowych PiS, czy rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek, a nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka (HFPC), też twardo walcząca z rządami PiS.

Zarzuty prof. Piotrowskiego mają charakter fundamentalny. „Wolność słowa jest w Polsce chroniona konstytucją, a nie Kodeksem Spółek Handlowych. Kodeks należy stosować tak, jak na to pozwala konstytucja. Państwo, w którym konstytucję stosuje się z punktu widzenia kodeksu, nie jest demokratycznym państwem prawnym. Cel nie uświęca środków, nawet jeżeli tym celem jest realizacja obietnic wyborczych, podyktowanych przekonaniem o braku obiektywizmu mediów publicznych i towarzyszącymi temu przekonaniu emocjami” – stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.

Z kolei RPO Marcin Wiącek w piśmie do ministra kultury stwierdził m.in.: „Na gruncie konstytucji niedopuszczalny jest mechanizm zakładający powoływanie członków zarządów i rad nadzorczych spółek RTV bezpośrednio przez rząd czy członków rządu. Nie ma przy tym znaczenia, czy ma to podstawę w przepisach prawa spółek handlowych”.

HFPC w specjalnym stanowisku stwierdziła m.in.: „Sposób rozpoczęcia zmian w mediach publicznych budzi poważne wątpliwości prawne”, po czym obszernie wyjaśniła dlaczego. Rząd jednak zdecydowanie odrzuca zarzuty o łamanie prawa.

Eskalacja konfliktu

Wobec takiej postawy rządu prezydent zawetował ustawę okołobudżetową, która przewidywała 3 mld zł na media publiczne. W odpowiedzi min. Sienkiewicz poinformował, że w związku z decyzją prezydenta zdecydował o postawieniu w stan likwidacji TVP, Polskiego Radia i PAP, choć zastrzegł, że taki stan może być cofnięty. Tyle że ta decyzja znów budzi poważne zastrzeżenia prawne. Spółki PR, TVP i PAP są wskazane w Ustawie o radiofonii i telewizji oraz w Ustawie o PAP, nie mogą więc być zlikwidowane. Do tego potrzebna jest nowelizacja tych ustaw, a tę z pewnością zawetuje prezydent.

W tej sytuacji konflikt powinien rozstrzygnąć Krajowy Rejestr Sądowy, choć ze względów politycznych nie ma on łatwego zadania. Z drugiej strony nadarza mu się okazja do pokazania swojej apolityczności. Do tego sądu złożone zostały aż trzy wnioski o rejestrację zmian we władzach mediów publicznych, najpierw przez ministra kultury, potem przez odwołany zarząd TVP, który wskazał swojego prezesa TVP, a w końcu Rady Mediów Narodowych, która wybrała jeszcze innego.

Do tego po ogłoszeniu przez min. Sienkiewicza likwidacji PAP, PR i PAP sąd rejestrowy powinien je wykreślić, jednak jeśli to zrobi, poprze niepraworządne działania. Wszystkie wnioski czekają na rozpatrzenie.

Teraz sądownictwo i Kościół

Niestety wszystko wskazuje na to, że tą samą drogą rząd ma zamiar „przywrócić praworządność” w sądownictwie. Sejmowa większość przegłosowała uchwałę, w której m.in. wzywa 15 sędziów Krajowej Rady Sądownictwa do ustąpienia. Z kolei minister sprawiedliwości ogłosił projekt rozporządzenia, w którym ogranicza możliwość orzekania sędziów mianowanych według ustawy wprowadzonej przez PiS w poprzedniej kadencji, gdyż uważa, że zostali wybrani niezgodnie z konstytucją. Po świętach Bożego Narodzenia poszedł jeszcze dalej – wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart ogłosiła, że Krajowa Rada Sądownictwa zostanie zamrożona do czasu przyjęcia nowej ustawy, co jest w ogóle poza jakimkolwiek porządkiem prawnym.

Niepokoić może też sposób zapowiadanych zmian w nauczaniu religii czy likwidacji Funduszu Kościelnego bez ich uzgodnień z Kościołem katolickim, co jest przewidziane w konkordacie.

Warto zwrócić uwagę, że rząd mógłby wprowadzać korzystne dla siebie zmiany w zgodzie z prawem. Wymagałoby to jednak czasu i rozmów z opozycją, a przede wszystkim z prezydentem. Potrzebne są jednak do tego wola polityczna i kompromis.

Jeszcze na początku konfliktu prezydent Duda zadeklarował, że jest gotowy na takie rozmowy, jednak rząd nie podjął zaproszenia. Wygląda więc, że zamiast powrotu do normalności, co obiecywał nowy premier, czeka nas eskalacja konfliktów, za co niewątpliwie odpowiedzialność w pierwszym rzędzie ponosi rząd.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
TAGI: