Jak sprawić, żeby ludzie poznali Boga? Kilka inspiracji

Franciszek Kucharczak

|

GN 01/2024

publikacja 04.01.2024 00:00

Bóg, który objawił się człowiekowi, chce, żeby człowiek objawiał Go innym. Ci, którzy Go słuchają, robią to na wiele sposobów.

Jak sprawić, żeby ludzie poznali Boga? Kilka inspiracji Roman Koszowski /foto gość

To było kilka lat temu. Trwał ostatni dzień kursu ewangelizacyjnego „Droga do szczęścia” dla osób żyjących w małżeństwie bądź pojedynczych małżonków. – Po konferencji dotyczącej Jezusa zmartwychwstałego, który ma moc wskrzesić każde ważnie zawarte małżeństwo sakramentalne, do prelegentki podeszła jedna z uczestniczek z telefonem w ręku – opowiada ks. Piotr Spyra, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Kurii Diecezjalnej w Zamościu i dyrektor Zamojskiej Szkoły Ewangelizacji. Kobieta podała prowadzącej swój telefon i mówi: „Pani zobaczy, kto do mnie zadzwonił w trakcie konferencji”. Prowadząca ze zdziwieniem zapytała, kim jest ten Marian, którego imię wyświetliło się na ekranie. „To mój mąż, z którym rozwiodłam się cywilnie 20 lat temu. On nigdy do mnie nie dzwoni, tylko do córek na święta”.

– Nie znam zakończenia tej historii. Pamiętam tylko, że gdy ta pani podzieliła się potem swoim doświadczeniem z pozostałymi uczestnikami rekolekcji, wszystkich nas ogarnęło zdumienie wobec tego, jak wielka jest potęga sakramentu małżeństwa. W naszych sercach pojawiła się jakaś nowa nadzieja na to, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, włącznie ze wskrzeszeniem małżeństwa, które po ludzku już nie istniało – wspomina duchowny.

Jak sprawić, żeby ludzie poznali Boga? Kilka inspiracji   henryk przondziono /foto gość

Dobre narzędzie

Kursy lokalnych szkół ewangelizacji są znakomitą pomocą w dotarciu z Dobrą Nowiną do współczesnego człowieka. Ich inspiracją jest system kursów (czyli rekolekcji) opracowanych przez katolickiego ewangelizatora José H. Prado Floresa z Meksyku i prowadzonych przez Szkoły Ewangelizacji Świętego Andrzeja (SESA). Ks. Piotr Spyra jest od lat zaangażowany w tę działalność. Przyznaje, że to bardzo dobre narzędzie. – Kiedy głoszę rekolekcje albo z kimś rozmawiam, to dzięki temu, czego nauczyłem się w SESA, wiem od czego zaczynać rozmowę, a od czego nie. Na przykład mam świadomość, że mówienie o tym, co nazywamy moralnością, a tym bardziej wymaganie tego od kogoś, ma sens tylko wtedy, kiedy dana osoba ma wcześniejsze doświadczenie Boga, który jest Bogiem żywym i dobrym, czyli aktywnie działającym w życiu. Dlatego niemal wszystkie moje rekolekcje i trudne rozmowy zaczynam od tego, że Pan chce się nam najpierw przedstawić: opowiedzieć kim jest, jaki jest, co dla nas zrobił i wciąż robi. Dzięki temu słuchacze mają okazję skonfrontować swoje wyobrażenia i obrazy Boga z tym, jaki Bóg jest naprawdę. Dlatego, kiedy obwieści się komuś, co to znaczy, że Bóg jest miłością i po czym konkretnie można poznać, że mnie kocha i działa w moim życiu, wtedy rodzą się pytania, co zrobić, żeby tego doświadczyć. I wtedy dopiero mówimy o grzechu, o wierze, o nawróceniu – zauważa kapłan. W jego przekonaniu system SESA jest jedną z najlepszych i najłatwiejszych form ewangelizacji dorosłych. – Wielkim plusem tych szkół jest to, że głoszą kerygmat, który jest najprostszym sposobem zrodzenia kogoś do wiary. Bardzo podobają mi się metody angażujące wiele zmysłów. Dla przykładu: obrazy z jednego z kursów, gdzie na podstawie Biblii słowo Boże porównuje się do miecza, miodu czy chleba zapamiętam chyba do końca życia – zapewnia. Kolejną zaletą SESA jest praca pod kątem celu. – Wiele naszych działań duszpasterskich jest robionych przypadkowo, nie biorąc pod uwagę tego, kim są adresaci i jakiego duchowego pokarmu potrzebują na danym etapie swojej wiary. Szkoły ewangelizacji pomagają zrozumieć, co i jak ma być głoszone osobom mniej wierzącym, co natomiast tym bardziej zaawansowanym. Ktoś, kto to zrozumie i wprowadzi w praktykę, zarówno oszczędza sobie wielu frustracji, jak i umie lepiej zorganizować swoją pracę duszpasterską – zaznacza ks. Piotr Spyra.

Jak sprawić, żeby ludzie poznali Boga? Kilka inspiracji   henryk przondziono /foto gość

Ważnym elementem metodologii SESA jest zapewnienie wszystkim chętnym stałej formacji na długie lata. – Uczą nas tam, że największym grzechem ewangelizatora jest zrodzić kogoś do życia, a potem go pozostawić, jak matka małe dziecko. Dlatego program SESA jest tak skonstruowany, że gdy kogoś zrodzimy do życia przez głoszenie kerygmatu podczas kursu Nowe Życie, możemy potem taką osobę wspierać, rozwijać, żeby dojrzewała w wierze, potem sama ewangelizowała, a na końcu, żeby była formatorem innych ewangelizatorów – podkreśla duchowny. Porównuje kursy SESA do stacji benzynowej, z której każdy, niezależnie od tego, czy jest w jakiejś wspólnocie, czy nie, może skorzystać. – Dlatego po Nowym Życiu jest kurs Emaus o słowie Bożym, następnie kurs Jan, o tym, jak stać się uczniem Jezusa. Później pozostałe kursy aż do kursu Paweł, na którym w praktyczny sposób uczymy, na czym polega ewangelizacja – tłumaczy.

Spacer z Bogiem

Agnieszka i Dawid Kellerowie są małżeństwem od 19 lat. Kilka lat temu przeprowadzili się do siemianowickiej dzielnicy Michałkowice. Sprzedali mieszkanie, zostawili pracę i wspaniale rozwijającą się Wspólnotę Matki Miłosiernego w Pszowie, której Agnieszka była liderką. Po przybyciu pierwsze kroki skierowali do proboszcza, oferując swoją gotowość do włączenia się w życie parafii. Od tego czasu animują działalność kolejnej wspólnoty.

– Różnie jest. Niedawno miałem poczucie, jakbym bił głową w mur. Agnieszka zapytała: „Czy Pan Bóg tego chciał?”. No chyba tak… A skoro chciał, to się robi. Od tego zaczynamy: od pytania, czy tego chce Pan Bóg – podkreśla Dawid. Wtóruje mu żona. – Pan Bóg zaczął od wyrwania nas z miejsca, w którym nasze doświadczenie ewangelizacji i działalności w parafii było stabilne i pięknie się rozwijało. Oboje dostaliśmy na modlitwie i w innych okolicznościach wskazówki, żeby zostawić to, w czym czujemy się bezpiecznie, ściągnąć „ciepłe bamboszki” i pójść tam, gdzie nas Pan Bóg posyła – tłumaczy Agnieszka. Małżonkom kołatał się po głowach fragment z Ewangelii, w którym Jezus wysyła uczniów po dwóch „do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał” (Łk 10,1). – Zrozumieliśmy, że trzeba przygotować teren Panu Jezusowi. I tak postrzegamy nasze bycie w parafii. Najpierw zajęliśmy się „ziarnem”, które ma być posiane. Jest nim, według naszego rozeznania, stworzenie wspólnoty ludzi, którzy żyją słowem Bożym i sakramentami, budują przyjaźń ze sobą i z Jezusem, dają świadectwo wiary w swoich rodzinach i otoczeniu. To oni potem mają szukać zagubionych owieczek i przyprowadzać do Kościoła. Nawiązaliśmy współpracę z kapłanami. Kiedy stawaliśmy razem na modlitwie, Pan Bóg podpowiadał, co dalej – opowiada Agnieszka. W wakacje zrodziła się myśl, żeby wyjść na ulice miasta i modlić się za parafian. Ustalali sobie jakiś teren i szli „na spacer”. W trakcie modlili się na różańcu, czytali słowo Boże, zwłaszcza proroka Ezechiela o powstaniu suchych kości do życia. – Uwielbialiśmy Pana Boga i wzywaliśmy Ducha Świętego, modląc się za mieszkańców mijanych domów i bloków. Mieliśmy wtedy mocne doświadczenie, że każdy krok, który robimy po tych ulicach, niesie błogosławieństwo i nawet tam, gdzie spojrzymy, Jezus przychodzi i „spogląda” z miłością w okna ludzi – zaświadczają małżonkowie. Przyznają, że podczas spotkań wspólnoty w kościele bardzo często otaczają modlitwą mieszkańców Michałkowic. – Czujemy, że Pan Bóg nas zachęca, żebyśmy wręcz posyłali Ducha Świętego do domów, do rodzin, miejsc pracy – mówi Agnieszka.

Jak sprawić, żeby ludzie poznali Boga? Kilka inspiracji   henryk przondziono /foto gość

Zaczęli organizować w kościele czuwania modlitewne. W pierwszym roku odczuli, że mają zakorzeniać się w Sercu Jezusa i o to się modlili. Zrobili cykl o tym tytule. Rok później był temat „Zakorzenieni w Kościele” z cyklem konferencji o chrzcie świętym. Jak zauważyli, dla wielu były to treści nieznane. Teraz „zakorzeniają się” w Eucharystii, odkrywając jej piękno. – Postrzegamy każdą parafię jako miejsce, w którym ma dziać się ewangelizacja, miejsce, do którego należy przyprowadzać ludzi. Mamy przekonanie, że wspólnota nie ma istnieć sama dla siebie, ale ma zapalać innych. Skoro ty masz relację z Bogiem, odkrywasz piękno Kościoła i widzisz tam skarb, to, owszem, przyjmuj go i troszcz się o swoje zbawienie, ale też zarażaj tym innych. Naszym priorytetem jest poszukanie najpierw w parafii tych, którzy chodzą do kościoła i chcieliby rozwijać swoją więź z Bogiem. Wielu z nich zostało pociągniętych podczas Seminarium Odnowy Wiary czy kursu Nowe Życie – zauważa Dawid.

Małżonkowie podkreślają, że wszelkie działanie ewangelizacyjne musi rodzić się na modlitwie, adoracji i mieć pieczęć posłuszeństwa Kościołowi.

Jestem, więc głoszę

S. Bogna Młynarz, doktor teologii duchowości, jest siostrą ze zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana. Jeden z owoców jej zaangażowania to ruch „Solaris”, czerpiący z duchowości założycielki zgromadzenia, M. Pauli Tajber. Zadaniem ruchu jest budzenie w ludziach świadomości obecności Chrystusa. – Idąc za nauczaniem matki Pauli, mamy specyficzne podejście do ewangelizacji. Polega ono na wyjściu poza myślenie, że tylko wtedy ewangelizujemy, kiedy coś robimy. Nie ograniczamy działań ewangelizacyjnych do rekolekcji, konferencji, głoszenia. Mamy świadomość, że Chrystus mieszka w nas i chodzi o to, żeby to On mógł promieniować i działać w dzisiejszym świecie. To jest samo serce ewangelizacji: objawić Jezusa, który jest wśród nas i sam chce działać – tłumaczy s. Bogna. Wskazuje, że to bardzo proste, choć też wymagające – dążyć do postawy św. Pawła: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. – Czyli gdziekolwiek jestem, chcę budzić świadomość, że Chrystus jest we mnie i prosić Go, żeby oddziaływał na ludzi, którzy są wokół mnie. To może być w tramwaju, samochodzie. Wszędzie. A szczególnie w miejscach, w których nie ma za bardzo przestrzeni do mówienia o Bogu – podkreśla s. Bogna. Akcentuje, że ważne jest nastawienie: nie ja, ale Chrystus. – To Chrystus ewangelizuje w nas i przez nas. A my mamy stać się narzędziem Jego działania, całe nasze człowieczeństwo, nie tylko słowo, ale też gesty, postawa, spojrzenie, samo bycie w pewnych miejscach. Chcemy być odblaskiem Chrystusa i to jest serce ruchu „Solaris”. Chrystus jest jedyną światłością świata, a my nie tworzymy swojego dzieła, lecz uczestniczymy w dziele Chrystusa – wyjaśnia. Zaznacza, że przebywając w obecności Chrystusa stajemy się skuteczni w ewangelizacji, i to 24 godziny na dobę. Wzorem tak rozumianej ewangelizacji jest Maryja przychodząca do Elżbiety. Ona przynosi Jezusa i to wystarcza: Duch Święty zstępuje – zauważa siostra. Przywołuje Paulę Tajber, która mówiła, że nawet wykonywanie prostych czynności w świadomości obecności Chrystusa może być niezwykle owocne duchowo. I podsumowuje: – Jeżeli dzieła są Boże, to one dalece przekraczają nasze wyobrażenia. Nie musimy rozumieć ich zasięgu czy widzieć skutków. Bóg je zna, a my możemy być pewni, że są wspaniałe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.