Święta na misjach: Boże Narodzenie, mróz i termity

Franciszek Kucharczak

|

GN 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Święta w odległych krajach bywają dla misjonarzy z Polski zupełnie egzotyczne. Choćby z powodu klimatu: między krajami, w których przebywają nasi rozmówcy, różnica temperatur wynosi… 80 stopni Celsjusza.

Święta na misjach: Boże Narodzenie, mróz i termity shutterstock

Ksiądz Dawid Sładek pracuje na misjach w archidiecezji Astana w Kazachstanie. – Wprawdzie jesteśmy w Azji, ale Boże Narodzenie mamy tu podobne do naszego, polskiego. Wynika to z faktu, że większość parafian to potomkowie Polaków zesłanych tu w latach trzydziestych poprzedniego wieku – opowiada duchowny. A różnice? – Mamy tu prawdziwą zimę. Od tygodnia mrozy sięgają minus 40 stopni Celsjusza. I jest dużo śniegu. Z tego powodu nie wszyscy mogą na święta dotrzeć do kościoła. Autobusy, które są napędzane ropą, podczas takiego mrozu nie jeżdżą – zauważa. Ilustruje to zdjęciem deski rozdzielczej w swoim samochodzie. Na wyświetlaczu widać wskazanie z termometru: –39,5ºC. – To było wczoraj wieczorem, gdy wracałem ze Mszy św. u sióstr – uśmiecha się. – Ale można się przyzwyczaić. Tylko trzeba dobrze się ubrać i nie wyjeżdżać za miasto – dodaje.

W Wigilię ks. Dawid zasiada za stołem na probostwie z parafianami, którzy byliby tego wieczoru sami. – Zawsze zbiera się około dziesięciu osób. Nie ma dwunastu potraw, ale są ryba, ziemniaki, zupa i sałatki. Po kolacji śpiewamy kolędy, a potem wystawiamy dla parafian scenkę bożonarodzeniową – relacjonuje kapłan.

Pasterka w poprzednich latach była odprawiana o 21.00 i gromadziła ponad 60 osób. – Jak na Kazachstan to całkiem niezły wynik, tym bardziej że nas, katolików, jest tu około 0,5 proc. społeczeństwa – wskazuje ks. Dawid. Razem z siostrami zakonnymi odwiedza swoich parafian w ramach kolędy. – Do pierwszych idziemy na obiad, do drugich na kawę i do trzeciej rodziny na kolację. Jest więc dużo czasu na modlitwę i rozmowę – podkreśla.

W archidiecezji Astana w Kazachstanie Boże Narodzenie obchodzone jest podobnie jak w Polsce, bo większość parafian to potomkowie Polaków zesłanych tu w latach trzydziestych XX wieku.   W archidiecezji Astana w Kazachstanie Boże Narodzenie obchodzone jest podobnie jak w Polsce, bo większość parafian to potomkowie Polaków zesłanych tu w latach trzydziestych XX wieku.
archiwum ks. Dawida Sładka

Akcent na istotę

Ksiądz Tomasz Laskowski jest misjonarzem zgromadzenia werbistów. Był na misjach w Kongu i w Czadzie. – W Kongu we trójkę, z Filipińczykiem i Niemcem, obsługiwaliśmy 90 wiosek. Staraliśmy się w każdej z nich odprawić Mszę św. w bliskości Bożego Narodzenia. Zaczynaliśmy więc tydzień przed świętami i kończyliśmy tydzień po nich. Święta przeżywaliśmy więc praktycznie w drodze. Jedyny kościół murowany znajdował się na głównej misji, w miasteczku. Tam była największa wspólnota. Za pierwszym razem zostałem tam w Wigilię. Tamci dwaj misjonarze pojechali, a ja miałem odprawić pasterkę. Zbliża się wieczór, patrzę – nic specjalnego nie ma. Zjadłem trochę manioku i to wszystko. Nie ma tu zwyczaju, żeby wieczorem coś specjalnego gotować. Zresztą ludzie są tu bardzo ubodzy. Miałem ochotę się uszczypnąć – czy to jest Boże Narodzenie? Siedzę sam, śniegu nie ma, karpia nie ma, choinki nie ma… jest palma. Miejscowi się nie przejmują, każdy coś tam robi, nic specjalnie się nie dzieje – opowiada. Jak mówi, w pierwsze święto było trochę mięsa czy kawałek ryby, ale pod tym względem i tak trudno to porównać do warunków polskich. Natomiast co innego pod względem religijnym. – Chóry ćwiczyły już dwa miesiące wcześniej. A na pasterce to była eksplozja radości! Msza trwała ze trzy godziny. Chór śpiewał coraz mocniej i coraz bardziej tańczył. Kiedy zaczęli śpiewać „Noël”, to cały kościół krzyczał z radości. A po Mszy każdy poszedł do swojego szałasu i po krótkim czasie już wszyscy spali. Wracam do domu i zastanawiam się – jest jeszcze Wigilia czy nie? Bo się tak nagle cicho zrobiło – śmieje się ks. Tomasz. – Po prostu mają tam inne tradycje. Nie było tam tej otoczki, którą mamy w Polsce, ale czułem, że oni skupiają się bardziej na istocie świąt – podkreśla.

Podczas drugiej misji ks. Tomasz mieszkał w małej wiosce. Dzieci budowały tam z okazji świąt niewielkie szałasy. Wynikało to z założenia, że Boże Narodzenie to także święto dzieci. – Na ich prośbę rodzice gotowali im trochę liści manioku na Wigilię i święta. Z manioku robili kluski, a dzieci po otrzymaniu posiłków zanosiły je do szałasów i po dziecięcemu tam świętowały – wspomina kapłan.

Czy ta inność świąt w Afryce była dla misjonarza, przyzwyczajonego do polskich zwyczajów, czymś trudnym? – Muszę przyznać, że odczuwałem radość. Ta nasza rodzima obrzędowość bywa nieco przesadzona, wręcz przytłaczająca, czasami nie można znaleźć wewnętrznego spokoju i skupić się na tym, co jest naprawdę ważne. Natomiast tam było dużo ciszy, a potem przepiękna oprawa liturgiczna. A gdy głosiłem słowo, wystarczyło powiedzieć to, co najistotniejsze. I trafiało – zapewnia ks. Tomasz.

Dekoracja świąteczna w Czadzie.   Dekoracja świąteczna w Czadzie.
archiwum ks. Tomasza Laskowskiego

Owady się wyroiły

Do Konga Ewangelia dotarła już w XV wieku. Inaczej jest w Zambii, gdzie chrystianizacja zaczęła się ok. 130 lat temu. Od prawie dekady przebywa w tym kraju ks. Marek Paszek. Posługuje w parafii Masansa. Trwa tam teraz pora deszczowa. Jeśli dłużej nie pada, w ciągu dnia temperatura może osiągnąć nawet 40 stopni, jest więc wilgotno i gorąco. – Moja pierwsza Wigilia była bardzo szczególna. Przygotowaliśmy ją z Zenkiem, proboszczem, na trochę polski sposób – była ryba, dotarły też opłatki. Ale pierwszej gwiazdki nie widzieliśmy, bo słońce zachodzi tu około 18.30, więc kiedy w Polsce zasiada się do wieczerzy wigilijnej, tu jest jeszcze widno. O 19.00 młodzież wystawiła przedstawienie o narodzeniu Chrystusa, a potem była Msza Święta. Tymczasem na Mszę w Boże Narodzenie przyszło niewielu ludzi, a to z powodu… termitów. Największe, insua, są jadalne. One jednej nocy, zwykle w okolicach Bożego Narodzenia, opuszczają tysiącami swoje kopce na lot godowy. Ludzie rano je zbierają – bo to jest przysmak. Wrzuca się je na patelnię i już jest chrupiąca przekąska, bardzo tłusta. No i wtedy właśnie byli zajęci tym, a nie Mszą. Zresztą tu w tym czasie trwają prace w polu, więc jeśli ktoś ma farmę gdzieś dalej, nie jest w stanie przejść czasem kilkunastu kilometrów w jedną stronę na bożonarodzeniową Mszę św. – stwierdza misjonarz. Teraz na terenie parafii jest już ponad 40 stacji misyjnych, księża nie mogą więc sobie pozwolić na wspólne świętowanie. W tym roku ks. Marek wyjeżdża w sobotę 23 grudnia rano i Wigilię spędzi na stacji misyjnej. Dotarcie do stacji misyjnych zajmuje mnóstwo czasu, bo drogi są tu gruntowe, błotniste i pełne kałuż. – Gdy dojedziesz na miejsce, miejscowi zadbają, przyniosą jedzenie i wodę do mycia, ale w Wigilię najczęściej jesteś po prostu sam – zauważa misjonarz.

A dekoracje świąteczne? – Tu nie ma świerków, ludzie stroją kościół pędami bananowca, czasem dodają do nich jakieś baloniki albo papierowe ozdoby. Sporadycznie ktoś z gliny ulepi figurki do stajenki – stwierdza.

Do rozmowy włączają się ks. Piotr Kołcz, proboszcz parafii Likumbi, i ks. Maciej Oparka, przez 17 lat pracujący w Lusace, a od półtora roku w Tanzanii, w sierocińcu. Wszyscy trzej spotkali się właśnie w stolicy Zambii Lusace. – Organizatorką sierocińca, w którym pracuję, jest siostra Rut, Polka, więc utrzymujemy polską tradycję, choć na 40 osób jesteśmy tylko we dwoje z Polski. Mamy kolację wigilijną, bezmięsną, i pozostali to akceptują. Nie czekamy do północy, bo dzieciaki są małe – opowiada ks. Maciej. – W parafii w Zambii też nie mieliśmy Mszy św. o północy, tylko o 21.00, żeby ludzie mogli bezpiecznie wrócić do domów. Wcześniej były jasełka i koncert kolęd – przypomina sobie. Przyznaje, że także w Lusace nie ma zwyczaju urządzania wigilii. Może w bogatszych rodzinach na drugi dzień zdarza się świąteczny obiad.

Przysmak z termitów insua.   Przysmak z termitów insua.
arch. ks. Marka Paszka

Nie znają urodzin

Ksiądz Piotr potwierdza, że w Zambii Boże Narodzenie rzadko uważa się za ważne święto. – U mnie w kościele jest pełno ludzi, ale jeśli święto wypadnie w niedzielę. Jeśli w tygodniu, to trochę ludzi przyjdzie, chyba że spadnie deszcz. Wtedy już na pewno się nie pojawią. Często nie zauważają nawet, że to jakiś szczególny czas. Łatwiej zwrócić uwagę na święta w mieście, bo tam wiszą dekoracje, szczególnie w supermarketach. Tam święta Bożego Narodzenia nakręcają biznes, ale w wioskach tego nie ma. W domach zupełnie, a w kościołach niewiele. Kiedyś na jednej stacji misyjnej ludzie postawili skrzynkę i przykryli ją materiałem. Pytam: „Co to jest?”. Oni na to: „Stajenka”. „Ale tam jest pusto” – mówię. A oni: „No bo nic nie mamy”. Tak więc Boże Narodzenie przeżywa się w kościele: jest Msza św., mówi się na ten temat kazania. Inne tradycje tu się jeszcze nie wytworzyły – relacjonuje ks. Piotr.

– Trudno im na przykład mówić o tradycji postnego dnia w Wigilię, skoro oni rzadko w ogóle mają mięso – dodaje ks. Maciej.

– Warto też zauważyć, że w Zambii nie ma tradycji świętowania urodzin. Nie organizuje się z tej okazji żadnych imprez, niektórzy nie wiedzą nawet, kiedy się urodzili. Dla nich jest to obce, i to także może utrudniać zrozumienie powodu, dla którego czci się urodziny Pana Jezusa – domyśla się ks. Marek.

Jakkolwiek jednak trudne byłyby warunki Bożego Narodzenia, Jezus rodzi się w każdych warunkach. I misjonarze to wiedzą.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.