Ucieczka Ormian z Górskiego Karabachu. Nie zostawiajmy ich samych

Andrzej Grajewski

|

GN 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Jedną z wielkich tragedii mijającego roku była wymuszona przez agresję Azerbejdżanu ucieczka Ormian z Górskiego Karabachu. W ciągu kilku dni swoje domy opuściło co najmniej 120 tys. Ormian, chroniąc się w Armenii. Przestała istnieć jedna z najstarszych enklaw chrześcijańskich na Kaukazie.

W armeńskim mieście Artashat dla uchodźców przygotowano tymczasowe schronienie w kompleksie sportowym. W armeńskim mieście Artashat dla uchodźców przygotowano tymczasowe schronienie w kompleksie sportowym.
KAREN MINASYAN /afp/east news

Górski Karabach (po ormiańsku Arzach) jest jedną z kolebek ormiańskiej cywilizacji i chociaż w czasach sowieckich, jako obwód autonomiczny, został włączony w skład Azerbejdżanu, miejscowa ludność nigdy nie pogodziła się z tym rozwiązaniem. W lutym 1988 roku władze obwodu uchwaliły przyłączenie się do Armenii, a w 1992 roku ogłosiły niepodległość. To przyczyniło się do wybuchu I wojny karabaskiej, która w 1994 roku zakończyła się zwycięstwem Armenii, ale nie rozstrzygnęła kwestii przynależności spornych terenów. Stan zawieszenia trwał do września 2020 roku, kiedy rozpoczęła się II wojna karabaska. Uzbrojona przez Turcję w nowoczesną broń, szkolona i dowodzona przez tureckich generałów armia azerska w ciągu dwóch miesięcy rozbiła siły ormiańskie, przesuwając granice nieuznawanego przez świat parapaństwa – Republiki Górskiego Karbachu aż pod stolicę tego regionu, Stepanakert. Od tego czasu enklawy karabaskiej bronił właściwie rosyjski kontyngent pokojowy, bo siły wojskowe Karabachu były na to za słabe. Obecność rosyjskich żołnierzy w Karabachu miała gwarantować, że oddziały azerskie nie posuną się dalej. Jednak 19 i 20 września wojska Azerbejdżanu złamały wcześniejsze ustalenia i w ramach „lokalnej operacji antyterrorystycznej” pobiły ormiańskie siły terytorialne. Miejscowe władze mogły w tej sytuacji jedynie ogłosić kres Górskiego Karabachu. 1 stycznia 2024 roku Republika Górskiego Karabachu przestaje istnieć, a całe jej terytorium znajdzie się pod władzą Baku, stając się integralną częścią Azerbejdżanu. Azerbejdżan w ten sposób przywrócił kontrolę nad tym terytorium, utraconą w wyniku przegranej wojny w latach 1991–1994.

Uchodźcy z Górskiego Karabachu na przejściu granicznym z Armenią w pobliżu Kornidzor.   Uchodźcy z Górskiego Karabachu na przejściu granicznym z Armenią w pobliżu Kornidzor.
ANATOLY MALTSEV /epa/pap

Desperacka ucieczka

Szacuje się, że w ostatnich dniach września i na początku października w ciągu kilku dni wąskimi krętymi drogami przez korytarz laczyński (5 km górskiej drogi) wyjechało do Armenii blisko 120 tys. osób, praktycznie cała ludność Górskiego Karabachu. Ta statystyka nie uwzględnia uchodźców i migrantów, którzy opuścili Górski Karabach po drugiej wojnie karabaskiej. Zdecydowana większość z nich to chrześcijanie, wierni Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, ale są wśród nich także katolicy. Pozostawili 1456 kościołów, kaplic, cmentarzy oraz innych obiektów, należących do chrześcijańskiego dziedzictwa. Jedynie część uchodźców zdołała zabrać ze sobą jakiś dobytek. Najczęściej wyjeżdżali tylko z dokumentami i rzeczami osobistymi.

– Sytuacja większości uchodźców jest tragiczna – mówi dr n. med. Emma Kiworkowa, Ormianka mieszkająca w Polsce, właścicielka dużej kliniki stomatologicznej, od lat pomagająca Armenii. Poznałem ją w Erywaniu, gdzie w pomieszczeniu wynajętym w domu dziecka jej Fundacja Wiewiórki Julii otworzyła gabinet stomatologiczny, w którym leczone są dzieci niepełnosprawne umysłowo i fizycznie. Gdy rozpoczął się exodus mieszkańców Karabachu, postanowiła zorganizować dla nich pomoc, tym bardziej że jej rodzina pochodzi z Karabachu. Gdy jej babcia zobaczyła w telewizji niekończący się sznur samochodów, opuszczających ojcowiznę, zaniemówiła z bólu i zgrozy na kilka dni. Zresztą dla całej ormiańskiej diaspory te wydarzenia stały się ogromną traumą. Wspólnie z Fundacją Stare Powązki w Warszawie dr Kiworkowej udało się zebrać ok. 135 tys. zł, które będą przeznaczone na zakup żywności i ciepłych ubrań. Aby sprawdzić, jaka jest skala potrzeb, pani Emma w listopadzie poleciała do Erywania. – Uchodźców rozmieszczono we wsiach i miasteczkach w rejonie ararackim, a także przy południowej granicy, w okolicach miasta Giumri. Mieszkają w prowizorycznych warunkach, w starych szkołach wymagających remontu, albo w opuszczonych domach, gdzie trzeba załatać dach, aby można było tam zostać – opowiada. Kilka tysięcy zamożnych uchodźców potrafiło się urządzić, jednak zdecydowana większość wegetuje na granicy przeżycia.

Państwo ormiańskie miało wiele problemów gospodarczych i bez uchodźców z Karabachu, więc nie jest w stanie efektywnie im pomagać. – Udało się jednak zorganizować dystrybucję podstawowych artykułów spożywczych, tak więc ludzie mają co jeść – dodaje pani Emma. W niektórych miejscach ważną rolę pełnią władze samorządowe. Tak jest na przykład w Masisie, gdzie burmistrz na bieżąco stara się rozwiązywać problemy uchodźców. Pomoc organizują także instytucje religijne, zaczynają działać projekty tworzone przez ormiańską diasporę w świecie, ale to zaledwie kropla w morzu potrzeb.

Największym problemem dla tej społeczności jest brak pracy. W Armenii już wcześniej było spore bezrobocie, a napływ uchodźców do biednego kraju postawił władze państwowe przed wyzwaniem, którego szybko nie da się rozwiązać. Potrzebne będą decyzje dotyczące nie tylko bieżącej pomocy. Wielu uchodźców to rolnicy, znani z pracowitości. Gdyby otrzymali ziemię, mogliby próbować sami stanąć na nogi, ale do tego trzeba odważnych decyzji politycznych.

Pani Emma, zdając sobie sprawę z tego, że środki, którymi dysponuje, nie zaspokoją wszystkich potrzeb, pragnie zinstytucjonalizować pomoc w ramach projektu, działające go na wzór caritasowej akcji „Rodzina rodzinie”. Jedna konkretna rodzina pomaga rodzinie uchodźców, organizując wsparcie umożliwiające im stabilizację. Do propagowania tej akcji chce zachęcić znanych influencerów ormiańskiego pochodzenia, cieszących się na Zachodzie wielką popularnością. Problem bowiem nie zniknie, kiedy przeprowadzona zostanie jakaś jednorazowa akcja – potrzeba działania uwzględniającego wieloletnią perspektywę.

Pomoc instytucjonalna

Przed miesiącem Armenię odwiedził ks. Leszek Kryża TChr, dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski. W podróży towarzyszył mu ks. Rafał Krawczyk, który przez wiele lat pracował w parafiach Kościoła ormiańskokatolickiego. Przebywali w różnych miejscach, m.in. przy granicy z Górskim Karabachem, organizowali remont kilkunastu domów dla uchodźców w należącym do Caritas Armenia Ośrodku Agadżanian znajdującym się w wiosce Torosgjuch. W trakcie tych działań rozdysponowano pomoc wartą kilkanaście tysięcy euro i trwa zbiórka dalszych środków. Ksiądz Leszek podkreśla, że uchodźcy nie siedzą bezczynnie, oczekując na pomoc z zewnątrz. Wielu z nich zabrało się za remont domów, w których mieszkają, gdyż wcześniej były to pustostany, mocno zdewastowane. Najważniejsza będzie pomoc w przetrwaniu zimy, bardzo surowej w tamtejszych warunkach, przekonuje ks. Leszek. Później dzieki pomocy ze strony państwa, różnych organizacji charytatywnych oraz własnej przedsiębiorczości uchodźcom z Karabachu uda się zaadaptować do życia w nowych warunkach. Pomaga im także Caritas Polska. Przeznaczyła na ten cel 186 tys. zł z własnych środków i przeprowadzonej zbiórki. Można dalej wspierać pomoc dla uchodźców z Karbachu, wpłacając pieniądze na ten cel na konto Caritas albo Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie z dopiskiem: „Armenia”.

To nie koniec złych wieści

Istotnym czynnikiem klęski Ormian we wrześniu 2023 roku było zachowanie rozjemczych sił rosyjskich, liczących około 2 tys. żołnierzy. Wbrew mandatowi przyznanemu w 2020 roku na mocy porozumienia ormiańsko-azerskiego zachowały one bierność w trakcie ataku wojsk Azerbejdżanu. W pewnym momencie jedynie pomagały w ewakuacji karabaskich uchodźców. – Dlatego wielu Ormian, tradycyjnie prorosyjskich, pod wpływem tych wydarzeń radykalnie przeorientowało swoje sympatie – przekonuje dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum im. Mieroszewskiego, który niedawno rozmawiał w Erywaniu z tamtejszymi ekspertami o sytuacji na Południowym Kaukazie. Ponieważ runął tam cały system bezpieczeństwa, Ormianie obawiają się, że na Górskim Karabachu się nie skończy – dodaje. Azerbejdżan przy wsparciu Turcji już zgłosił pretensje do tzw. korytarza Zangezur – liczącego ok. 100 km pasma ziemi łączącego macierzyste terytorium Azerbejdżanu z leżącą na terenie Armenii azerską enklawą, Nachiczewańską Republiką Autonomiczną. Azerowie zapowiadają zbudowanie eksterytorialnej linii kolejowej do Nachiczewanu z odnogą do Iranu, co połączy ten odcinek z korytarzem kolejowym wschód–zachód, przechodzącym przez tureckie miasta Kars, Erzurum, Ankarę i Stambuł. W ten sposób wpływy Turcji oraz islamu w tym regionie jeszcze bardziej się umocnią.

Gdyby do tego doszło, Armenia zostałaby odcięta od granicy z Iranem, a kraj zalałaby nowa fala uchodźców. Azerowie wygrali wojnę o Karabach, wykorzystując fakt, że uwaga świata skupiała się w tym czasie na wojnie w Ukrainie i konflikcie w Strefie Gazy. Dla Armenii utrata Górskiego Karabachu jest narodową tragedią, przekreśleniem kilkusetletniego dziedzictwa. Świat jedynie może wspierać uchodźców, którzy w ciągu kilku chwil bezpowrotnie stracili wszystko.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.