Rok 2023 był w Polsce rokiem młodzieży. To ona zmieniła bieg polityki

Piotr Legutko

|

GN 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Czy sprawność organizacyjną młodego pokolenia Polaków uda się zamienić w zaangażowanie obywatelskie?

15.10.2023 r. Kolejka do głosowania w jednej z komisji wyborczych w Krakowie. Większość głosujących stanowili tu studenci. 15.10.2023 r. Kolejka do głosowania w jednej z komisji wyborczych w Krakowie. Większość głosujących stanowili tu studenci.
Łukasz Gągulski /pap

Wybór młodzieżowego słowa roku („rel”) był newsem dla praktycznie wszystkich mediów. Można zaryzykować twierdzenie, że kończący się 2023 rok był w ogóle rokiem młodzieży. To ona (ta nieco starsza) zmieniła bieg polityki, zaskakująco tłumnie głosując w ostatnich wyborach. To do młodzieży (także młodszej) kierowane były, chyba po raz pierwszy, obietnice wyborcze, na przykład związane z odejściem od zadań domowych. Znów wracają hasła rezygnacji z ocen szkolnych czy zbyt trudnych lektur. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia całkiem serio rzuca postulat, by prawo wyborcze przysługiwało szesnastolatkom. Czy zatem na fali zdziecinnienia żeglujemy już jako społeczeństwo w kierunku pajdokracji, czyli rządów dzieciaków? A może marszałek Sejmu jedynie kokietuje licealistów, budując sobie bazę wyborczą na wybory prezydenckie w 2025 roku? Tak czy inaczej młodzi właśnie wrócili do gry o przyszły kształt Polski i wszyscy ogromnie się z tego cieszą. Co, szczerze mówiąc, też jest pewnym objawem infantylizmu. Socjologowie niewiele optymistycznego mają bowiem do powiedzenia na temat natury tej społecznej aktywności młodych. Jest jak słomiany ogień. Pozostając w ich konwencji, przypomina flash mob, skrzyknięte w mediach społecznościowych zgromadzenie, które równie szybko pojawia się, jak znika.

To tak nie działa

Uściślając: postulat odejścia od zadań domowych adresowany jest nie tylko do uczniów. Ci jeszcze nie głosują. – Chodzi nam o to, aby odciążyć rodziców i od prac domowych, i od korepetycji. Żeby mieli czas z tymi dziećmi pobawić się albo pogadać o sporcie – tłumaczyła Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej. Każdy nauczyciel wie, że taki pomysł świadczy jedynie o niedojrzałości samych polityków. Po pierwsze, nie da się zamknąć całej edukacji w murach szkolnych. Po drugie, wiedza bez utrwalania tego, co było na lekcjach, nie będzie wiele warta. Po trzecie, to praca w domu uczy samodyscypliny. Naiwne jest wreszcie założenie, że czas wolny, jaki pojawi się po likwidacji zadań, rodzice i dzieci zainwestują w budowanie wzajemnych relacji. To tak nie działa. Przeciwnie. Praca domowa (mądrze zadana) jest często jedyną okazją, by ten czas spędzać wspólnie, oderwać uczniów (a także rodziców!) od smartfona. Bardziej prawdopodobne jest, że na te wolne okienka po południu ambitni mama i tata wymyślą dzieciom kolejne zajęcia dodatkowe.

Jest także inny wątek. Otóż Andrzej Domański, minister finansów, wyjaśnił, że jeżeli rząd chce dać nauczycielom 30-procentową podwyżkę, to po objęciu władzy będzie wymagać, „żeby też szkoła wzięła na siebie cały ciężar edukacji”. Szczerze mówiąc, brzmi to groźnie, biorąc pod uwagę, jaką wizję szkoły ma nowa władza. Poza tym nie można edukacji traktować wyłącznie jako usługi dla ludności i odrywać ją od wychowania. Założenie, że po wyjściu ze szkoły każdy uczeń, wolny jak ptak, żyje już po swojemu, oddając się pasjom i relaksowi, też jest naiwnością. Biorą go bowiem we władanie plemiona, na które ani państwo, ani dom nie mają dziś żadnego wpływu. Do plemion za chwilę wrócimy.

To im pasuje

Niewykluczone, że po zadaniach domowych może pod nóż pójdą lektury. Spory rozgłos wywołał wpis na blogu Agaty Passent, w którym znana publicystka „Polityki” radzi, jak to należy przeprowadzić. Na przykład zamiast „Janka Muzykanta” wprowadzamy „Heartstoppera” (komiks). Dlaczego? Bo dzieci i tak go czytają, by potem na komunikatorach internetowych wymieniać się cytatami. Żeromski ich nudzi, Sienkiewicz też. To wiadomo. Ale autorka idzie dalej: „Młodzi chcą czytać o sobie i swoich lękach tu i teraz, traumach, przyjaźniach, szkole itd. W klasach mają lesbijki, gejów, osoby uchodźcze, dzieci, których rodzice przyjechali do Polski z Wietnamu czy Ukrainy”. Dlatego ponoć nie chcą kolonizatora Sienkiewicza – ze względu na kolegów z klasy. I tu rodzi się ciekawe pytanie, na ile takie motywacje są naturalne, a na ile wtłoczone do głów przez opętanych poprawnością polityczną dorosłych?

Powoływanie się na wolę młodzieży przy niszczeniu kanonu lektur nie jest niczym nowym. Joanna Kluzik-Rostkowska, minister edukacji w poprzednim rządzie PO, nawoływała w mediach społecznościowych: „Maturzyści, jesteście tu? Pokażcie mi listę lektur Waszych marzeń!!! Czekam na propozycje: )”. Kanon z Facebooka był łatwy do przewidzenia. Na klasyce nie zostawiono suchej nitki: „Bo to tematy rodem z wawelskiego grobowca albo z pieczary króla Ćwieczka” – jak pisał na swoim blogu Dariusz Chętkowski. Wtedy wygrały filmowe propozycje – „Gra o tron” czy „Harry Potter”. Dekadę później już jesteśmy na innym etapie. Ponoć nastolatki bojkotują J.K. Rowling. „Nie chcą kupować książek od rasistów, pedofilów czy homofobów, zasilać ich portfeli, sponsorować hejtu” – zapewnia Agata Passent. Wierzyć jej czy nie? Zwłaszcza gdy popuszcza wodze fantazji: „Usuwamy »Syzyfowe prace«, gremialnie uznane za nudne, a dajemy książkę reporterską Martyny Wojciechowskiej. Autorytetem nie okazał się Jan Paweł II. Wolą Martynę”. Ciekawe, skąd im się to wzięło? I czy lista lektur układana według takiego klucza będzie spełnieniem marzeń uczniów… czy może kogoś innego? Pytanie wydaje się retoryczne. Ważniejsze, że nowi edukatorzy nie mają zamiaru podnosić poprzeczki, stawiać wymagań i bardzo chętnie godzą się, by papieża zastąpić Martyną. To im w zasadzie pasuje.

Młodzi zdegustowani

Odpowiedź na pytanie, co młodym ludziom naprawdę siedzi w głowie, nie jest tak oczywista, jak się wydaje. Jest dość skomplikowana. Francuski socjolog Michel Maffesoli napisał na ten temat bardzo ciekawą książkę „Czas plemion”. Przekonuje w niej, że dziś u młodych wszystko jest płynne i zmienne, nawet płeć. Nie ma silnych systemów wartości, nastolatki łączą się w nietrwałe, przygodne plemiona, organizujące się głównie w sieci. O przynależności do któregoś z nich decyduje podobieństwo emocji i gustów. Cel to po prostu bycie razem, zaspokojenie potrzeby akceptacji i stowarzyszania się. Remedium na samotność. Naprawdę nie jest aż tak istotne, co jest totemem dla takiego plemienia. W tym płynnym świecie etyka zastąpiona została przez estetykę. Jeśli pojawia się jakaś wspólnota, to gustu i smaku, nie wartości.

Jeśli to wiemy, inaczej patrzymy na dzisiejszy polityczny spektakl. Kiedyś władza polegała na dystrybucji szacunku, dziś jest to raczej zarządzanie smakiem. Przekonywanie, kto jest sigmą, a kto boomerem. Wie to premier Tusk, zalecając podczas swojego exposé kryteria estetyczne przy porównaniu byłego i obecnej minister edukacji. Czuje ten klimat Szymon Hołownia, mówiąc krakowskim licealistom: „Chciałbym, żeby za dwa lata, jak będę kończył misję, ludzie przechodząc obok Sejmu, się uśmiechali. To jest mój cel”. Nowa Polska ma być przede wszystkim „fajna”. Bo ci, którzy nami dotąd rządzili, fajni nie byli. I dlatego musieli odejść. Wiele wskazuje na to, że 15 października taka właśnie była motywacja sporej rzeszy młodych… nawet nie gniewnych. Raczej zdegustowanych. I na razie wyglądają na zadowolonych ze zmiany. Na razie.

Błyskawiczny tłum rządzi?

Flash mob, po polsku błyskawiczny tłum, to jedna z ulubionych rozrywek pokolenia funkcjonującego na co dzień w sieci. Zapewne wielu z nas spotkało kiedyś grupę młodych ludzi, którzy nagle w publicznym miejscu zaczynają wspólnie tańczyć, śpiewać lub wykonywać dziwne ruchy. Przebojem ostatnich tygodni z tej kategorii jest… chodzenie na czworakach po galeriach handlowych. Nie ma co do tego dorabiać ideologii, chodzi po prostu o zabawę. Sęk w tym, że wielu pedagogów, a ostatnio także polityków, próbuje ów błyskawiczny tłum definiować obywatelsko. „Robią to, żeby ten świat inaczej wyglądał. Robią to z dobrych, konstruktywnych powodów. Widać tu potencjał młodzieży, ich szaleństwo. Czują, że mają ten świat zmienić i chcą pokazać, że nie są straconym pokoleniem (dziennik.pl)” – ekscytuje się chodzeniem na czworakach Marcin Józefaciuk, nauczyciel i poseł Koalicji Obywatelskiej.

Można zaryzykować twierdzenie, że publiczna aktywność młodych przybiera właśnie formę błyskawicznego tłumu. Widzieliśmy to już wiele razy, zarówno w negatywnym, jak i pozytywnym wymiarze. Występów na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie smoleńskiej lepiej nie przypominać. Flash moby towarzyszyły w 2020 roku także czarnym marszom. Na rynkach polskich miast tańczono i śpiewano, skandując hasło zakodowane później w formie ośmiu gwiazdek. Ale błyskawiczny tłum objawił się też w całej Polsce w lutym 2022 roku, gdy jak spod ziemi wyrastały całe grupy młodych ludzi chętnych do pomocy, opiekujących się uchodźcami z Ukrainy. Kolejki do lokali wyborczych 15 października w jakimś stopniu też można tak zdefiniować. Najciekawsze pytanie dotyczy więc tego, co dalej. Czy tego rodzaju sprawność uda się zamienić w stałe, regularne i długofalowe zaangażowanie obywatelskie? Dowiemy się już niebawem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.