Streaming, CD czy płyta winylowa? Z jakiego źródła najchętniej słuchamy muzyki?

Szymon Babuchowski

|

GN 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Mamy dziś najszerszy w historii dostęp do muzyki całego świata, której możemy słuchać w dowolnie wybrany przez siebie sposób.

Streaming, CD czy płyta winylowa? Z jakiego źródła najchętniej słuchamy muzyki? istockphoto

Mija właśnie 55 lat, odkąd po raz pierwszy w Polsce przyznano albumowi muzycznemu status „złotej płyty”. Nagrodzonym (przez samego wydawcę, wytwórnię Polskie Nagrania „Muza”) krążkiem była płyta „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena, którą sprzedano wówczas w ilości 160 tys. egzemplarzy. Gdy spoglądamy na tę liczbę, wydaje się ona kompletnie nieporównywalna z kryteriami stosowanymi obecnie. Według aktualnego regulaminu Związku Producentów Audio-Video, który przyznaje te wyróżnienia, aby otrzymać złotą płytę za repertuar krajowy w dziedzinie muzyki rozrywkowej, wystarczy sprzedać 15 tys. egzemplarzy. W przypadku jazzu, bluesa, folku, tzw. muzyki źródeł czy muzyki poważnej jest to zaledwie 5 tys. Przy czym liczą się też pobrania cyfrowe – wartość przychodu 20 zł z tytułu pobrania któregokolwiek z utworów równoznaczna jest ze sprzedażą jednego albumu. Jak widać, rewolucja, która dokonała się przez ostatnie dekady w świecie nośników, wpływa bardzo istotnie na rynek płytowy. Jak wygląda on aktualnie? Z jakich źródeł najczęściej słuchamy muzyki i jak wpływa to na sytuację artystów?

Płyty do lamusa?

Dane są jednoznaczne: największe przychody ze sprzedaży muzyki przynoszą obecnie serwisy streamingowe. W Stanach Zjednoczonych w 2022 r. stanowiły one aż 84 proc. przychodu całej branży. Na tym tle polski rynek muzyczny, dla którego ta wartość wynosi 76 proc., jawi się jako nieco bardziej zachowawczy. I u nas jednak mamy do czynienia ze stałą tendencją wzrostową.

Młodszym czytelnikom nie trzeba tłumaczyć, czym jest streaming i jakie są przyczyny jego popularności. Dla tej grupy słuchaczy bowiem korzystanie z usług takich jak Spotify, Tidal, Deezer czy Apple Music to codzienność. Muzyka rozbrzmiewa u nich przede wszystkim w słuchawkach smartfonów, a płyta CD jest dla nich przedmiotem tak archaicznym jak dla dzisiejszych 50-latków patefon. Ten fakt ma jednak poważne konsekwencje dla całego rynku muzycznego. Zanika bowiem myślenie o płycie jako precyzyjnie skomponowanej całości. W naszym rozpędzonym świecie słucha się raczej pojedynczych utworów, przeskakując od wykonawcy do wykonawcy. Dlatego wielu artystów coraz częściej rezygnuje z wypuszczania płyt długogrających, koncentrując się na produkcji singli. Z kolei dla nieco starszych melomanów takie podejście jest trudne do wyobrażenia. Dla nich słuchanie płyty wiązało się zawsze z pewnym rytuałem – od wyprawy do sklepu, przez zdjęcie drżącą ręką folii, aż po uroczysty gest włożenia krążka do odtwarzacza i włączenia przycisku „play”. Dziś, kiedy wszystko jest na kliknięcie, ta otoczka przestaje jednak mieć znaczenie.

Internetowe serwisy streamingowe różnią się od innych stron oferujących pliki muzyczne tym, że nie ma w nich konieczności pobierania całych plików audio czy wideo. Dane pobierane są kawałek po kawałku i natychmiast można je odtwarzać, nie są natomiast zapisywane na dysku naszego urządzenia. Aby do nich wrócić za jakiś czas, musimy znów połączyć się z serwerem, na którym są umieszczone. W przypadku smartfonów czy tabletów dzieje się to najczęściej za pośrednictwem odpowiedniej aplikacji. Tym samym przestajemy myśleć o utworach muzycznych jako o czymś, co można kupić, posiadać czy kolekcjonować. W przypadku płyt czy kaset przechowywaliśmy w domu konkretny przedmiot. Ściągając z internetu MP3, mieliśmy przynajmniej plik na dysku. Teraz kupujemy dostęp do muzyki, którą przechowuje ktoś inny. Zresztą nie zawsze kupujemy. Wiele serwisów udostępnia utwory za darmo – najczęściej wiąże się to jednak z koniecznością słuchania reklam. Ci, którzy chcą mieć pełny wybór i komfort odbioru muzyki, muszą wykupić opcję premium.

Przedłużenie koncertu

Dla artystów oczywiste dziś jest, że chcąc skutecznie funkcjonować na rynku muzycznym, muszą być w serwisach streamingowych obecni. Najlepiej w wielu naraz. Jest to dla nich bowiem jedno z ważnych źródeł dochodów. Rozlicza się ich na podstawie liczby odsłuchań, choć często słyszy się, że stawki są tutaj bardzo niskie. Najwięcej tego typu zarzutów podnoszono wobec serwisu YouTube, w którym nieraz nieoficjalnie publikowane są przez przypadkowych użytkowników całe albumy. Ale rozmaite regulacje chroniące artystów próbują nadążyć za tym dynamicznie rozwijającym się rynkiem. Jakiś czas temu ZAiKS zawarł umowę z YouTube, dzięki której autorzy muzyki i tekstu mają udział w podziale zysków z reklamy. YouTube to zresztą szczególny przypadek, bo choć jest serwisem wideo, dla wielu odbiorców pozostaje najważniejszym źródłem poszukiwania muzyki. Coraz większą popularnością cieszy się też serwis YouTube Music, który – zdaniem wielu internautów – oferuje dźwięk znacznie lepszej jakości niż np. Spotify Premium.

Wbrew pozorom obecność nagrań w internecie w większości przypadków nie wpływa dziś negatywnie na zainteresowanie płytami. Ba, przy obecnej, szczątkowej sprzedaży tradycyjnych nośników może nawet przysparzać dodatkowych nabywców, którzy wcześniej z potencjalnym idolem nie zetknęli się. Warto bowiem pamiętać, że płyty kupują już niemal wyłącznie słuchacze silnie utożsamiający się z danym artystą. Miejscem takiej sprzedaży rzadko bywają już dziś salony księgarskie czy płytowe (te drugie w ogóle są w Polsce w zaniku, choć np. w Wielkiej Brytanii spotkać ich można jeszcze całkiem sporo). Częściej kupujemy je w internecie, ale artyści zgodnie twierdzą, że najwięcej płyt sprzedaje się przy okazji koncertów. Traktujemy je zwykle jako rodzaj pamiątki czy też przedłużenia przeżycia wywołanego spotkaniem z muzyką wykonywaną na żywo. Można także zaobserwować zjawisko kupowania płyt jako pewnego rodzaju gratyfikacji dla artysty, którego na co dzień słucha się w internecie. Dzieje się tak zwłaszcza w świecie muzyki hip-hopowej. Płyta – w różnej formie – ma więc duże szanse przetrwania jako przedmiot kolekcjonerski.

Winyl znowu w modzie

Dla którego z fizycznych nośników szanse te jawią się dziś jako największe? Odpowiedź na to pytanie może być dla wielu zaskakująca. Wielka kariera, jaką rozpoczęła płyta CD pod koniec ubiegłego wieku, zdaje się bowiem właśnie kończyć. Coraz bardziej wracają za to do łask płyty winylowe. Według raportu Recording Industry Association of America (RIAA), w 2022 r. w USA sprzedało się 41 mln egzemplarzy winyli i tylko 33 mln płyt CD. W Polsce ta tendencja nie jest jeszcze aż tak silna, a wyobrażenie o CD jako o nośniku wiodącym wydaje się u nas dość silnie zakorzenione. Kiedy np. muzycy z pierwszego składu Papa Dance wrócili w tym roku z nową płytą opublikowaną jedynie na winylu i w serwisach streamingowych, fani wręcz wymusili na wydawcy wersję kompaktową albumu. Faktem jest jednak, że także i u nas moda na winyle rośnie. Stanowią już one nieco ponad jedną czwartą sprzedawanych nośników fizycznych. Tanie winyle można obecnie znaleźć nie tylko w sklepach specjalizujących się w sprzedaży muzyki, ale też w zwykłych marketach. Od początku tego roku polskie notowanie płytowych bestsellerów, czyli Oficjalna Lista Sprzedaży (OLiS), zaczęło prowadzić osobny ranking sprzedaży winyli. Obecnie na czołowych miejscach znajdują się w nim składanka przygotowana przez Marka Niedźwieckiego „Zimowy Sen Niedźwiedzia”, zapis koncertów z trasy Męskie Granie 2023 czy muzyka z filmu „Chłopi”.

Co najbardziej zachęca nas do zakupu płyt winylowych? Z pewnością stoi za tym zjawiskiem pewien rodzaj pozytywnego snobizmu, ale istnieją też względy merytoryczne. Najważniejszym argumentem jest tu jakość dźwięku, do niedawna doceniana jedynie przez wąską grupę audiofilów. Dobrze wytłoczona i odtworzona na odpowiednim gramofonie płyta winylowa może bowiem posiadać większą dynamikę i głębię dźwięku, lepiej też odtwarza niskie tony niż kompakt. Wytrawni melomani od początku zresztą twierdzili, że wycyzelowany, pozbawiony szumów dźwięk płyty CD jest mniej przyjemny dla ludzkiego ucha od ciepłego brzmienia winyla. Nie musi to być jednak regułą. Aby dany materiał zabrzmiał dobrze na winylu, powinien zostać odpowiednio zmasterowany, a przygotowanie takiej wersji nagrań wiąże się, oczywiście, z większymi kosztami produkcji.

Przeciwnicy winyli zwracają z kolei uwagę na fakt, że jest to nośnik bardzo delikatny, który łatwo uszkodzić i który szybko ulega zużyciu. Na przeciwnym biegunie można tu postawić kasetę magnetofonową, którą – mimo że jej dźwięk zwykle pozostawia wiele do życzenia – zniszczyć naprawdę trudno (zresztą moda na kasety również wraca – oczywiście nie w takim stopniu jak w przypadku winyli, ale limitowane edycje niektórych albumów znowu nagrywane są na brązową taśmę). Mało kto jednak wie, że płyty winylowe można regenerować. W usunięciu większych uszkodzeń mogą nam pomóc wyspecjalizowane serwisy. Również charakterystyczne „trzeszczenie”, z którym zazwyczaj kojarzymy winyle, nie musi wcale towarzyszyć odtwarzaniu czarnych krążków. Zwykle świadczy ono po prostu o zabrudzeniu płyty lub igły, czasem też o wadliwym wykonaniu nośnika. Oczywiste jest jednak, że nie każdy ma ochotę spędzać czas na czyszczeniu płyt, kiedy może po prostu włączyć odtwarzacz. Większość słuchaczy stawia bardziej na mobilność niż na jakość dźwięku. Dlatego nawet znaczący wzrost procentowego udziału winyli w sprzedaży nośników fizycznych nie jest w stanie zatrzymać tempa wzrostu sprzedaży cyfrowej. W całej tej rewolucji jedno jest jednak optymistyczne: mamy dziś najszerszy w historii dostęp do muzyki całego świata, której możemy słuchać w dowolnie wybrany przez siebie sposób. Kto jak kto, ale prawdziwi melomani szkody na tym raczej nie poniosą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.