Samotność Hebrajczyków. Izraelski pisarz płacze nad cierpieniem Gazy, ale broni prawa Żydów do zniszczenia Hamasu

Yossi Klein Halevi

|

GN 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Cierpienie niewinnych mieszkańców Gazy zasługuje na pilną uwagę humanitarną świata, ale nie kosztem moralnej jasności co do słuszności wojny obronnej Izraela.

Propalestyńska demonstracja w centrum Londynu, 9.12.2023 r. Propalestyńska demonstracja w centrum Londynu, 9.12.2023 r.
TOLGA AKMEN /epa/pap

Być może najtrwalszą raną Żydów ocalałych z Holokaustu jest pamięć o samotności. Przez 12 długich lat społeczność międzynarodowa prawie nie interweniowała, gdy nazistowskie prześladowania stopniowo przeradzały się w eksterminację. Nawet gdy utworzyliśmy suwerenne państwo i stworzyliśmy kwitnące społeczności w diasporze, pozostał niepokój, że era akceptacji Żydów po Holokauście była aberracją, i że pewnego dnia znów będziemy sami. Odwieczny lęk przed Żydami wynika z lęku przed innością. „Oto lud, który mieszka osobno, a nie wlicza się do narodów” (Lb 23,9) – oświadczył w Biblii pogański prorok Balaam [w tym fragmencie Księgi Liczb komentatorzy biblijni widzą zaznaczenie odrębności Izraela – przyp. red.]. Cud odrodzenia Żydów po Holokauście polegał na tym, że w chwili, gdy historia zdawała się potwierdzać przepowiednię Balaama, udało nam się stać „normalnym” narodem, zapewniając sobie miejsce w świecie. Ale teraz jesteśmy w jednym z tych momentów w historii Żydów, kiedy nasz moralny osąd rozbiega się z opinią większości społeczności międzynarodowej. W czasie, gdy staramy się poradzić sobie z ogromem masakry Hamasu na Izraelczykach, dokonanej 7 października, trauma samotności powróciła.

Duma terrorystów

Nie-Żydzi rzadko widzą gorzkie wiadomości, które wypełniają żydowskie media społecznościowe. Jeden z typowych tweetów: „Najpierw przyszli po LGBTQ, więc powstałem w ich obronie. Potem przyszli po czarną społeczność, więc powstałem w ich obronie. Potem przyszli po mnie, ale powstałem sam, bo jestem Żydem”. Inny tweet pokazuje pustą ulicę z podpisem „Londyn w czasie, gdy Hamas masakruje Żydów”, a następnie tę samą ulicę wypełnioną propalestyńskimi demonstrantami i słowami: „Londyn w czasie, gdy Izrael odpowiada na atak”. Zauważyliśmy, że antyizraelskie wiece zawsze przyciągają dużą liczbę niemuzułmanów, ale proizraelskie wiece przyciągają głównie Żydów. Naiwnie zakładaliśmy, że masakra 7 października pozostanie w świadomości świata. Z pewnością ci, którzy bagatelizowali obawy Izraela o bezpieczeństwo, zrozumieli teraz naturę zagrożenia, przed którym stoimy na naszych granicach. W końcu nie był to „zwykły” atak terrorystyczny, ale realizacja ludobójczej wizji Hamasu. „Od rzeki do morza Palestyna będzie wolna” – to znaczy wolna od Żydów.

Ale zaledwie miesiąc później pamięć o 7 października wyblakła, została zastąpiona narracją o „spirali przemocy”. „Ataki Hamasu nie wydarzyły się w próżni” – oświadczył sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres, powołując się na izraelską okupację. „Obie strony są za to odpowiedzialne”, dodał były prezydent USA Barack Obama, wzywając nas do „przyjęcia całej prawdy” o konflikcie. Tak, wielu Żydów przyznaje, że Izrael ponosi część winy za ten stuletni konflikt. Podobnie jak winę ponoszą palestyńscy przywódcy, którzy odrzucali każdą ofertę pokojową, jaka leżała na stole negocjacji. Ale przy całej złożoności tragedii palestyńsko-izraelskiej, obecna wojna nie jest zbyt skomplikowana, by ją zrozumieć. Cierpliwie wyjaśniamy, że masakra dokonana przez Hamas nie była odpowiedzią na cokolwiek, co robi Izrael, ale na to, czym Izrael jest. I owszem, cierpienie niewinnych mieszkańców Gazy zasługuje na pilną uwagę humanitarną świata, ale nie kosztem moralnej jasności co do słuszności tej wojny obronnej Izraela.

Dlatego cierpliwie kolejny raz recytujemy litanię naszych krzywd z 7 października: spalone, zgwałcone i poćwiartowane ciała, które były tak zniekształcone, że nawet miesiąc później wiele z nich wciąż nie zostało zidentyfikowanych; umierająca izraelska kobieta na oczach wiwatującego i znieważającego ją tłumu w Gazie; porwane dzieci i starcy; duma, z jaką terroryści filmowali swoją „pracę”. Przypominamy światu, że to nie jest konflikt polityczny, ale eksplozja zła. Odnotowujemy zniszczenia w Gazie, ale tak samo straszliwe zniszczenia były efektem koniecznego amerykańskiego ataku na Mosul i Rakkę w wojnie z Państwem Islamskim.

Bez symetrii

Coraz częściej jednak czujemy, że mówimy sami do siebie. Postreligijny Zachód, który zastępuje ideologiczną retorykę środowisk akademickich prawdziwym językiem zła, nie rozumie starego języka żydowskiego, którym się posługujemy. Ze zdumieniem obserwujemy masowe marsze przeciwko Izraelowi. To, co może być najbardziej przerażającą masakrą naszych czasów, przewyższającą nawet okrucieństwa ISIS, zaowocowało bezprecedensową popularnością sprawy palestyńskiej. Czy świat postradał zmysły? – pytamy.

Nie, Izrael nie jest wzorem cnót. Setki tysięcy Izraelczyków spędziło ostatni rok na cotygodniowych protestach przeciwko antydemokratycznemu rządowi Netanjahu. Ale wraz z masakrą Hamasu te sprawy zostały odłożone na okres po wojnie. Na razie zgadzamy się w jednej rzeczy: nie możemy pozwolić, by ci, którzy urządzili tę masakrę narodowi żydowskiemu, ogłosili swoje zwycięstwo. Pozostawienie ludobójczego reżimu na naszej granicy byłoby zdradą etosu założycielskiego Izraela jako bezpiecznego schronienia dla narodu żydowskiego. To byłby początek rozpadu naszego państwa.

Wiemy, że wielu z tych, którzy domagają się zawieszenia broni, to nasi przyjaciele, dobrzy ludzie, którzy są przerażeni zniszczeniami w Strefie Gazy. Ale fakt, że nawet oni, jak się zdaje, nie rozumieją, o co toczy się gra w tej wojnie, i że zawieszenie broni pozwoliłoby Hamasowi na przegrupowanie, tylko wzmacnia nasze poczucie izolacji. Tak, cierpienie niewinnych w Gazie rozdziera nasze serca. Ale jak porównać celowy atak na ludność cywilną z wojną przeciwko grupie terrorystycznej wymieszanej z ludnością cywilną? Ciągle powtarzamy to, co uważaliśmy za oczywiste: jedna strona dąży do maksymalizacji ofiar cywilnych, a druga do ich minimalizacji. Czyż nie jest oczywiste, że tylko Hamas czerpie korzyści ze śmierci Palestyńczyków, zdobywając sympatię świata i zwiększając presję na Izrael?

Przerzucanie winy

Jest jednak dla nas jeszcze większa obraza niż tylko porównanie Izraela z Hamasem. Otóż wielu ludzi na Zachodzie rzeczywiście dokonuje rozróżnienia między Hamasem a Izraelem, mówiąc, że… to Hamas jest dobry, a Izrael zły. W tej narracji to Izrael jest winny prowadzenia ludobójczej wojny. Izrael jest oskarżany o ludobójstwo przez tych samych ludzi, którzy skandują ludobójcze hasła. 7 października położył kres wszelkim niejasnościom co do tego, co państwo palestyńskie „od rzeki do morza” oznaczałoby dla milionów Izraelczyków zredukowanych do bezradnej mniejszości w jego obrębie. A jednak ta pieśń rozbrzmiewa głośniej niż kiedykolwiek na ulicach i kampusach na całym Zachodzie. Żyjemy w największym żydowskim koszmarze: zostać zabitym, a następnie być napiętnowanym jako zbrodniarz.  Przerzucanie winy za ludobójstwo z Hamasu na Izrael wskazuje na głębszy atak na żydowską historię. Dla antysyjonistów Żydzi nie są rdzennym narodem powracającym do domu, ale „białymi europejskimi kolonialistami”, kradnącymi ziemię innego narodu. Żydzi nie należą do swojej własnej historii. Odmawianie narodowi żydowskiemu prawa do jego narracji jest echem dawnej doktryny, tzw. supersesjonizmu [w polskiej literaturze występuje częściej jako tzw. teologia zastępstwa, odrzucona przez Kościół katolicki w XX wieku w soborowej deklaracji Nostra aetate – przyp. red.], traktującej Żydów jako intruzów w biblijnej historii, którą stworzyli.

Wraz z powstaniem nowej, świeckiej wersji supersesjonizmu, przestrzenie na Zachodzie, w których Żydzi czują się mile widziani, a nawet bezpieczni, kurczą się. Uniwersytety były żydowskim punktem wejścia do nieżydowskiego głównego nurtu, teraz są sceną dla tego, co wydaje się unieważnieniem tej obietnicy.

Ran Harnevo, przywódca izraelskiego ruchu demokratycznego i przedsiębiorca z branży zaawansowanych technologii, zadeklarował, że zbojkotuje Web Summit, doroczną konferencję technologiczną, z powodu antyizraelskiej postawy jej prezesa, Paddy’ego Cosgrave’a. W anglojęzycznym klipie, który stał się viralem, Harnevo kpił z Cosgrave’a, dlatego że w dniu masakry opublikował on na Twitterze wykres porównujący liczbę Palestyńczyków i Izraelczyków zabitych w ciągu ostatnich 15 lat. „Widzisz, Paddy, to, co wydarzyło się 7 października, nie było kolejnym punktem danych na twoich wykresach. To było coś innego, nie do zniesienia”.

Wiemy jednak, że nie jesteśmy całkiem sami. Trzymamy się wyrazów solidarności jak talizmanów odpędzających ciemność. Prezydent Biden zainspirował nas swoją empatyczną podróżą do Izraela. Wysyłamy sobie nawzajem klipy z nie-Żydami wyrażającymi poparcie, jak niemiecki wicekanclerz Robert Habeck, szef Partii Zielonych, który krytykował kolegów postępowców za ich nienawistny antysyjonizm. Po wycofaniu się Intela, Google’a, Amazona i innych wiodących firm z Web Summit, Cosgrave przeprosił i podał się do dymisji.

Być jak Abraham

Większość z nas nie chce żyć w gorzkim odosobnieniu od świata. Syjonizm zakładał dwa rodzaje żydowskiego powrotu: pierwszy do ziemi Izraela, drugi do rodziny narodów. W 1945 r. przytłaczająca większość ocalałych z Holokaustu przyjęła syjonistyczną wizję podwójnego powrotu Żydów: do swojej ziemi i do świata. Podobnie jak ci, którzy przeżyli, odrzucamy ultraortodoksyjne podejście radykalnego separatyzmu i postrzegamy naród żydowski jako nierozerwalnie związany z całą ludzkością. Są jednak chwile, kiedy musimy zaryzykować samotną podróż. Wiemy, że im dłużej będą trwały walki w Strefie Gazy, tym bardziej nawet nasi przyjaciele zaczną wywierać na nas presję, byśmy ustąpili. Musimy się jej oprzeć i nie obawiać się konsekwencji.

Starożytni rabini mówią, że Abraham był nazywany Hebrajczykiem – „HaIvri”, od rdzenia słowa oznaczającego „w poprzek” – ponieważ stał po jednej stronie, głosząc swoją prawdę, a cały świat stał po drugiej. Podczas drugiej intifady, kiedy Siły Obrony Izraela walczyły z zamachowcami-samobójcami w palestyńskich miastach i wsiach, zirytowany Kofi Anan, ówczesny sekretarz generalny ONZ, zapytał: „Czy cały świat może się mylić i tylko Izrael ma rację?”. Izraelczycy bez wahania odpowiedzieli: „Oczywiście”. Jest to dla nas podobny moment, aby potwierdzić naszą tożsamość jako Hebrajczyków.

Parę tygodni temu, wraz z tysiącami żałobników, uczestniczyłem w pogrzebie 23-letniego żołnierza Yonadava Raza Levensteina, który zginął, walcząc w Gazie. Przemawiając na miejscu pochówku, brat Yonadava wezwał rząd do oparcia się presji świata i wytrwałości. Powołał się na pierwszego premiera Izraela: „Dawid Ben Gurion powiedział, że nie ma znaczenia, co mówią goje, tylko to, co robią Żydzi”. Izraelczycy z całego spektrum politycznego zgadzają się, że reżim, który zaatakował nas 7 października, musi zostać zniszczony. Podobnie jak Ben Gurion, jesteśmy gotowi zapłacić gorzką cenę samotności.

Dłuższa wersja tekstu ukazała się również na blogu Yossiego Klein Haleviego w „Times of Israel”. Polski przekład publikujemy za zgodą autora w ramach jego współpracy z „Gościem Niedzielnym”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.