Pan „Zrób to sam”. 100. rocznica urodzin Adama Słodowego

Bartosz Walter

|

GN 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Bywa nazywany polskim MacGyverem albo naszym narodowym prekursorem idei „no waste”. Adam Słodowy to najbardziej znany w Polsce popularyzator techniki.

Adam Słodowy przez 24 lata prowadził program „Zrób to sam”. Adam Słodowy przez 24 lata prowadził program „Zrób to sam”.
Jan Morek /pap

Z rzeczy niepotrzebnych i zwykłych odpadów potrafił budować zabawki i proste sprzęty domowe. Każdemu przedmiotowi, który wyszedł z użytku, umiał nadać nowe życie. Wielu Polaków średniego i starszego pokolenia zapamiętało go jako miłego pana, który co tydzień z uporem udowadniał telewidzom, że w majsterkowaniu przede wszystkim liczą się cierpliwość, pomysłowość i zapał.

Z wojska przed kamerę

Urodził się w Czarnkowie, niewielkim wielkopolskim miasteczku położonym blisko ówczesnej granicy z Niemcami. Tam ukończył szkołę powszechną, a następnie rozpoczął naukę w gimnazjum w Bydgoszczy. Po wybuchu wojny razem z rodziną przeniósł się w okolice Warszawy, gdzie przez całą okupację pracował w fabryce. Wraz z nadejściem frontu w 1945 roku został zmobilizowany i z armią znalazł się – już w stopniu oficerskim – w Szczecinie. Przez kilka lat pracował jako wykładowca na uczelniach wojskowych – to on skonstruował symulator toru pocisku artyleryjskiego. W 1958 roku, na fali redukcji liczebności armii, odszedł ze służby i trafił do raczkującej wówczas telewizji.

Swoją pracę rozpoczął jako konstruktor urządzeń scenotechnicznych – wymyślał i budował różne mechanizmy pomocne w realizacji materiałów telewizyjnych, np. obrotową scenę. Szybko jednak zmienił zajęcie i trafił przed kamerę. A stało się to trochę przypadkiem – gdy w obecności kierownika redakcji edukacyjnej skrytykował ówczesną audycję, zaproponowano mu, aby zrobił to lepiej. Słodowemu takiej propozycji nie trzeba było powtarzać dwa razy – przygotował własny scenariusz i tak rozpoczęła się trwająca 24 lata przygoda z programem „Zrób to sam”.

Drugie życie odpadów

Każda z ponad pięciuset zrealizowanych audycji wyglądała podobnie: przy stole przykrytym płótnem siedział elegancko ubrany pan Adam, który ciepłym, aksamitnym głosem cierpliwie wyjaśniał kolejne etapy konstrukcji jakiejś zabawki czy urządzenia. W dzisiejszej telewizji byłoby to nie do pomyślenia, ale wówczas każdy z bardzo licznego grona telewidzów miał wrażenie, że prowadzący zwracał się właśnie do niego, odkrywając tajniki konstrukcji urządzeń i pomysłowe rozwiązania techniczne. Do pokazywania szczegółów służyła Słodowemu legendarna strzałka, będąca, oczywiście, jego kolejnym wynalazkiem. Aby program miał odpowiednie tempo, prowadzący przygotowywał budowany przedmiot na różnych etapach produkcji, co czasem budziło konsternację u widzów, gdy najciekawsze czynności bywały pomijane.

Wszystkie konstrukcje w założeniu miały być niskokosztowe i powstawać z materiałów ogólnodostępnych, pochodzących przede wszystkim z odpadów. Wśród nich często powtarzała się blacha z puszek od konserw, gumki recepturki, szprychy rowerowe czy plastikowe nakrętki. Czasem jednak potrzebne były bardziej specjalistyczne części i wówczas zdarzało się, że młodzi majsterkowicze w ich poszukiwaniu rozbierali całkiem sprawne domowe sprzęty, o czym w listach do redakcji donosili oburzeni rodzice. Pomimo tego, w wielu domach wkrótce utrwalił się zwyczaj czekania cały tydzień na emisję kolejnego programu, żeby zbudować chodzącego misia Yogi, symulator jazdy samochodem czy półautomatyczne zabawki elektryczne.

Słodowy doskonale odnajdywał się w roli przyjaznego, cierpliwego nauczyciela. Oprócz pokazywania, że coś „da się” zrobić, podkreślał również jak ważne są rozmaite wzmocnienia, podpory czy zabezpieczenia, niezbędne z inżynierskiego punktu widzenia. Zawsze przestrzegał też przed zagrożeniami związanymi np. z prądem elektrycznym, choć przyznać należy, że już samo pokazywanie 10- czy 11-latkom, jak rozebrać wtyczkę, żeby zbudować lampkę zasilaną z sieci elektrycznej, z dzisiejszej perspektywy wydaje się dość odważne.

Pasja majsterkowania

O Adamie Słodowym krążą liczne anegdoty dobrze ilustrujące jego nastawienie do życia. Wprawdzie nikogo nie dziwi fakt, że swój pierwszy samochód złożył samodzielnie, jednak na pomysł jego zbudowania wpadł, gdy w jego ręce przypadkiem trafił... pojedynczy sprawny reflektor; aby się nie zmarnował, pan Adam postanowił do niego dobudować resztę. To właśnie ten samochód, nazwany na cześć żony Jaga, stał się drugim kołem zamachowym popularności Słodowego. Wydana pod koniec lat 50. książka „Budowa samochodu amatorskiego”, w której opisał proces budowy auta, błyskawicznie zniknęła z księgarń. Był to przecież czas, gdy posiadanie własnego samochodu wydawało się nieosiągalne dla zdecydowanej większości Polaków, a autor wprost temu przeczył, pokazując, że chcieć to móc, nawet gdy nie dysponuje się wielkim zapleczem technicznym i dużymi pieniędzmi. W ślad za samochodem powstawały setki mniej i bardziej skomplikowanych zabawek, drobne sprzęty kuchenne, instrumenty muzyczne czy przedmioty pomagające rozwijać rozmaite hobby. W rękach Adama Słodowego każdy problem techniczny znajdował rozwiązanie i dawał się sprowadzić do stosunkowo nietrudnych – przynajmniej koncepcyjnie – czynności.

Inżynierskie dążenie do doskonałości kazało Słodowemu stworzyć dla żony doskonale ergonomiczną zabudowę kuchenną, w której wymiary szafek, wysokość blatu czy sposób zamontowania zawiasów wynikały ze wzrostu, długości ramienia, rozmiaru stopy czy przyzwyczajeń pani domu. Odwiedzając synów (jeden z nich mieszka w Australii, drugi w Stanach Zjednoczonych), nie tylko organizował im w domach warsztaty i porządkował narzędzia, ale przy okazji usprawniał rozmaite sprzęty. Jak wspomina żona, podczas tych wizyt dość szybko nudził się zwiedzaniem, dlatego koniecznie musiał znaleźć sobie zajęcie: w Australii z wnukiem budował bumerangi, a w USA przyjacielowi syna złożył nawet... niewielką awionetkę.

Równolegle z pracą w telewizji napisał kilkanaście książek poświęconych użytkowaniu (i, oczywiście, rozmaitym ulepszeniom) samochodów różnych marek, ale przede wszystkim majsterkowaniu i popularyzacji techniki. Najbardziej znana pozycja „Lubię majsterkować” doczekała się kilkunastu wydań i ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy. Jeden z nich, z autografem i dedykacją, starannie oprawiony dziecięcymi rękami, stoi również na mojej półce. W tej biblioteczce nieco nieoczekiwaną pozycją jest jego ostatnia książka pt. „Diabły śpią na ścianach”, ze zbiorem opowiadań dla dzieci.

Fenomen Słodowego

Mimo że od zakończenia emisji programów telewizyjnych z udziałem Adama Słodowego minęło już ponad 30 lat, pamięć o nim jest nadal żywa. W Szkole Podstawowej nr 1 w Czarnkowie, tej samej, którą ukończył niemal 90 lat temu, od kilku lat funkcjonuje pracownia techniczna jego imienia. Znajdują się w niej zachowane narzędzia i pamiątki ofiarowane przez żonę, w tym również kilka własnoręcznie zbudowanych przez niego zabawek. Władze Czarnkowa również starają się uczcić wielkiego krajana: jedno z rond nosi jego imię, na odnowionej elewacji rodzinnego domu zawisła pamiątkowa tablica, a wkrótce na jednym ze skwerów stanie ławeczka z panem Adamem, na której każdy będzie mógł przysiąść.

Choć fenomen Słodowego wynikał przede wszystkim z jego autentycznej pasji, wśród szerszych rzesz odbiorców mógł zaistnieć również dlatego, że trafił na podatny grunt i właściwy czas. W sytuacji wiecznego niedoboru niemal wszystkiego, niskiej kultury technicznej społeczeństwa, kultu mitycznych „fachowców”, a jednocześnie fatalnej jakości produktów dostępnych na sklepowych półkach, pokazywał on, że można i należy po prostu radzić sobie samemu. Nie są do tego potrzebne specjalistyczne narzędzia czy kosztowne materiały, bo liczy się przede wszystkim pomysłowość, cierpliwość i zapał. I do dzisiaj, mimo że współczesne majsterkowanie, stało się znacznie bardziej profesjonalne i zmechanizowane, dla tysięcy garażowych majstrów to właśnie pan Adam nadal pozostaje niedoścignionym wzorem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.