Polskie teleturnieje wiedzowe, czyli idole z encyklopedią

Piotr Legutko

|

GN 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

Teleturnieje wiedzowe są gatunkiem idącym pod prąd cywilizacyjnym i edukacyjnym trendom.

Prowadzony przez Janusza Weissa teleturniej „Miliard w rozumie” emitowano w latach 1993–2005. Prowadzony przez Janusza Weissa teleturniej „Miliard w rozumie” emitowano w latach 1993–2005.
Marek Wachowicz /tvp/east news

Artur Baranowski stał się niemal bohaterem narodowym za sprawą poprawnych odpowiedzi na wszystkie 48  pytań w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Zdobycie maksymalnej liczby, 803 punktów, przejdzie do historii jak 151,5 m Adama Małysza w Willingen albo 5 goli Roberta Lewandowskiego z Wolfsburgiem. Skromny ekonomista ze Śliwnik za sprawą tego wyczynu zdobył niebywałą popularność. Mówili i pisali o nim wszyscy, mimo że, ze względu na awarię samochodu, nie dotarł na rozgrywkę finałową. To rzadki przypadek, by w czasach mediów społecznościowych zdobywać sławę ze względu na posiadaną wiedzę. Wiadomo, celebryta to dziś raczej ktoś znany z tego… że jest znany. Wyczyn Artura Baranowskiego stał się świetną okazją, by przypomnieć historię naszych najgłośniejszych teleturniejów, gatunku wyjątkowego, w stu procentach misyjnego, promującego czytanie i pogłębianie wiedzy.

Najbardziej demokratyczny

„Jeden z dziesięciu”, program prowadzony od niemal 30 lat przez Tadeusza Sznuka, z pewnością zasługuje na miano kultowego, nie tylko dlatego, że jest teleturniejem najdłużej nadawanym w polskiej telewizji. Pomysł na rozgrywkę może nie jest ani oryginalny (bo oparty na brytyjskim formacie „Fifteen to One”), ani wyszukany, ale jak widać, to, co proste, sprawdza się najlepiej. „Jeden z dziesięciu” zawsze gromadzi przed telewizorami co najmniej milion widzów, ale – co ciekawe – ma też swoje fankluby w sieci. Kultowe stają się przede wszystkim cytaty z odpowiedzi na pytania, niekoniecznie prawidłowe, co nie jest do końca sprawiedliwe wobec uczestników.

Wyjątkowość teleturnieju prowadzonego przez Tadeusza Sznuka polega na tym, że choć ambitny, bo wymagający wiedzy z bardzo wielu dziedzin, jest zarazem demokratyczny. Udział w nim biorą przedstawiciele wszystkich stanów, mieszkańcy metropolii, ale także miasteczek i wsi, juniorzy i seniorzy, pracownicy fizyczni, nauczyciele i handlowcy. Jednym ze zwycięzców był Stanisław Alot, niegdyś prezes ZUS, ale dominuje średnia krajowa. „Jeden z dziesięciu” obala stereotypy i obiegowe opinie na temat poszczególnych zawodów, rangi dyplomów i statusów społecznych. Jak się okazuje, poziom wiedzy ogólnej, błyskotliwość czy inteligencja bywają od nich niezależne.

Zdaniem doświadczonych, wielokrotnych uczestników, najlepszym przygotowaniem się do udziału w teleturnieju jest… jego oglądanie. Uczy to czujności wobec pytań podchwytliwych, pozwala się sprawdzić i nabrać pewności siebie, bo większość odpowiedzi wymaga po prostu solidnej wiedzy ogólnej. Nie można też pominąć faktu, że tu wiedza dosłownie procentuje. Ostatni wielki finał „Jednego z dziesięciu” wygrał Daniel Szymański, który uzyskał 404 punkty i nagrodę w postaci 40 tys. zł. Nie zdobył jednak premii za największą liczbę punktów. Ta (10 tys. zł) trafiła do Artura Baranowskiego. Żeby było sprawiedliwie.

Tylko dla orłów

O wiele bardziej wymagającym teleturniejem była „Wielka Gra” emitowana w TVP w latach 1962–2006. Program miał kilku prowadzących, ale w pamięci widzów kojarzy się głównie ze Stanisławą Ryster, która prowadziła go przez 30 lat. To był teleturniej wymagający ogromnej wiedzy z konkretnej dziedziny. Co ciekawe, szybko objawili się prawdziwi zawodowcy, którzy zwyciężali wielokrotnie, bez względu na tematykę. Swoich sił w teleturnieju próbowało wiele znanych dziś osób, np. Henryk Samsonowicz, Ewa i Janusz Łętowscy, Waldemar Łysiak czy Sławomir Pietras. Mimo ogromnej popularności udało mu się uniknąć wprzęgnięcia w propagandową machinę. Tematyka daleko odbiegała od szarej rzeczywistości. Ponoć największym zainteresowaniem cieszyły się podboje arabskie VII i VIII wieku, losy Turków osmańskich, a nawet twórczość Prousta. Natomiast nikt nie zgłosił się do tematu dotyczącego życia i twórczości Zofii Nałkowskiej.

Oglądalność zaczęła spadać dopiero w XXI wieku, ale i tak zdjęcie z anteny „Wielkiej Gry” wywołało prawdziwą burzę. Pod listem protestacyjnym do Sejmu RP podpisało się 30 laureatów teleturnieju. Nie pomogło, choć format wciąż ma swoich wielbicieli, czego dowodem były nadawane jeszcze przez dekadę powtórki starych odcinków w TVP Historia. „Wielka Gra” była nie tylko teleturniejem, ale zjawiskiem kulturowym. Pojawiała się w serialach telewizyjnych, pisano o niej książki (m.in. Hanna Krall). Można ją uznać za przykład programu ambitnego, promującego literaturę i sztukę najwyższych lotów, a mimo to masowo oglądanego. Dziś to już trudne do wyobrażenia połączenie.

Miliard dla tramwajarza

Oba wspomniane teleturnieje w różnych wersjach można było oglądać w większości europejskich stacji. Natomiast „Miliard w rozumie” był pomysłem oryginalnym, polskim, w dodatku wymyślonym w Wydawnictwie Naukowym PWN, w czasach, gdy kierował nim Grzegorz Boguta, wcześniej legenda opozycji, jeden z twórców drugiego obiegu. Dyrektora PWN „zaraził” ideą teleturnieju wiedzowego dziennikarz Leszek Stafiej. Koncepcję programu zaczerpnął z dzieciństwa. „Moja mama po powrocie z pracy i wydaniu nam obiadu otwierała małą encyklopedię i czytała z niej różne hasła na głos. Po jakimś czasie pojawiła się duża, 13-tomowa encyklopedia, a małą dostaliśmy do zabawy. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby powycinać z niej ilustracje i stworzyć grę”– wspominał w Polskim Radiu. Tytuł wymyślił Boguta, a brakującym ogniwem, by program wypalił, był prowadzący – Janusz Weiss.

„Miliard w rozumie” emitowano od 1993 do 2005 roku. Na początku, przed denominacją złotówki, rzeczywiście gra toczyła się o miliard, potem o sto tysięcy, co w tamtych czasach było kwotą pozwalającą na kupno domu. Wygraną mogła zapewnić jedynie wiedza z zakresu przeszło 54 dziedzin wiedzy. Poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko. Obowiązkowym punktem programu było rozpoznanie, która z definicji jest prawdziwa, a która zmyślona. Te drugie były tak sprytnie wymyślone i było ich tak dużo, że żartem zachęcano twórców, by w PWN wydali złożoną z nich encyklopedię.

Zmarły w marcu tego roku Janusz Weiss bardzo ciepło wspominał swoją przygodę z „Miliardem”. Wspólnie z Leszkiem Stafiejem (który wymyślił też m.in. program „Kochamy polskie seriale”) próbowali kiedyś – na podstawie bazy danych graczy –stworzyć sylwetkę standardowego uczestnika. Wyszedł im tramwajarz, którego rozrywką po pracy jest czytanie encyklopedii. Jakież było ich zdziwienie, gdy podczas kolejnego nagrania jeden z graczy okazał się… krakowskim tramwajarzem.

Pod prąd trendom

Nie da się ukryć, że teleturnieje wiedzowe wymagają właśnie wiedzy encyklopedycznej. Są więc gatunkiem idącym pod prąd cywilizacyjnym i edukacyjnym trendom. W szkole od lat zwalczane jest „wymaganie encyklopedycznej wiedzy”, nie kupuje się już subskrypcji na kolejne tomy encyklopedii, zaś na każde postawione pytanie w ciągu kilku sekund można znaleźć odpowiedź w internecie. A za rogiem już czyha sztuczna inteligencja, która podsuwa nie tylko odpowiedzi, ale i pytania. Niewielu z nas zastanawia się, co byłaby warta jego wiedza… po odłączeniu od sieci. Co tak naprawdę mamy dziś „w rozumie”? Na szczęście wciąż imponują nam ludzie, którzy demonstrują klasyczne, ogólnokształcące wykształcenie, bo przecież właśnie ono pozwala rozum odpowiednio wykorzystywać. I wciąż powodzeniem cieszą się teleturnieje wiedzowe, pozwalające sprawdzić się także nam, widzom.

I tu docieramy do gatunkowej różnicy między programem czysto rozrywkowym, w którym wiedza nie jest niezbędna (jak w „Familiadzie”), a klasycznym teleturniejem. Jedną z najnowszych, oryginalnych produkcji TVP tego szlachetniejszego gatunku są „Giganci historii”, teleturniej emitowany w weekendy na kanale TVP Historia od trzech lat. Bliżej mu do „Wielkiej Gry” niż do „Miliarda”, bo każdy odcinek poświęcony jest jednej tematyce, a pytania, może poza pierwszą, rozgrzewkową rundą, bywają ekstremalnie trudne. Ale widzom ankietowanym na temat „Gigantów” w ogóle to nie przeszkadza, przeciwnie. Odpowiadają, że cenią ten teleturniej właśnie za to, że mogą się z niego dowiedzieć czegoś, czego jeszcze nie wiedzą. Nic dodać, nic ująć.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
TAGI: