Adwentowy tryptyk ze św. Franciszkiem. Część trzecia: Modlitwa nieustająca

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

On przychodzi – On jest. To istota Adwentu Kościoła, trwającego od dwóch tysięcy lat, od chwili, gdy Jezus wzniósł się w niebo i pozostawił na ziemi spoglądających w górę uczniów.

Adwentowy tryptyk ze św. Franciszkiem. Część trzecia: Modlitwa nieustająca Joa Souza /shutterstock

Po śmierci świętego Tomasza z Akwinu brat Reginald, jego wierny sekretarz, wyznał: „Bracia, gdy żył mistrz mój, wzbraniał mi wyjawić te cudowne sprawy, których stałem się świadkiem w jego obecności. Jedną z nich jest ta, że wiedzę swą zdobył nie dzięki umiejętności ludzkiej, lecz zasługą modlitwy, ilekroć bowiem zapragnął studiować, dyskutować, czytać, pisać lub dyktować, uciekając się do tajemnicy kontemplacji, modlił się, wylewając łzy, by w prawdzie dojść tajemnic boskich, a przez zasługę tej modlitwy, jako że uprzednio tkwił w wątpliwościach, wracał pouczony”. Wyznanie to spisał autor jednej z trzech najstarszych biografii autora „Sumy teologicznej”, Piotr Calò, a setki lat później Jacques i Raïssa Maritainowie uznali je za motto do „Nauki kontemplacji”. Choć kontemplacja w uszach nieustannie rozproszonego człowieka XXI wieku nie brzmi wystarczająco realistycznie, by mógł się nią zainteresować, nie pragnąc jednocześnie wstąpić w szeregi mnichów, krótkie wspomnienie najważniejszego bodajże teologa wszech czasów powinno mu jednak dać wiele do myślenia. Większość pojęć, którymi posługuje się do dzisiaj teologia, zawdzięczamy temu wybitnemu intelektualiście. Okazuje się jednak, że jest to raczej zasługa jego zanurzenia się w Bożą obecność na modlitwie niż intelektualnej gimnastyki. To naprawdę ważne.

Franciszek. Nie romantyk

„O Panie, uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju” – najczęściej cytowane słowa świętego Franciszka (i to przez najbardziej znanych ludzi Kościoła, m.in. przez Matkę Teresę z Kalkuty odbierającą Nagrodę Nobla) być może nie są faktycznie jego słowami, ale to historia na zupełnie inną opowieść. Dodam do tego „Pieśń słoneczną” (autentyczna!) – w niej brata Słońce i siostrę Śmierć – by zdecydowanie stwierdzić: nie jest dobrze kojarzyć rozmodlonego Franciszka z Asyżu z uczuciową poezją, choć to skojarzenie przychodzi nam najłatwiej. Święty z Asyżu nie był romantykiem, który modlił się, używając najwyższego C w całej gamie uczuć. To my nauczyliśmy się tak na niego patrzeć, tak o nim myśleć. Asceza, pokora i – przede wszystkim – długie godziny spędzane na modlitwie w pustelni nie miały bynajmniej nic wspólnego z natchnionym trwaniem w zachwycie. Pewnie w nim trwał. Ale cierpiąc, zwłaszcza gdy zjednoczony z Cierpiącym otrzymał na ciele znaki Jego zbawczej męki.

Powrócę na chwilę do opowieści o Tomaszu z Akwinu. Święci Dominik i Franciszek, choć bardzo się różnili, mieli ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Dominikowi i jego duchowym synom przyzwyczailiśmy się przypisywać rys intelektualistów kreowanych na młoty przeciwko herezjom. Franciszkowi i jego towarzyszom – prostotę, pokorę i specyficzny rodzaj romantyczności („bracie Leonie, czy wiesz, na czym polega radość doskonała?”). To nie jest dobre rozróżnienie. Oba zakony powstały w tym samym kontekście historycznym i w odpowiedzi na bogactwo duchowieństwa kłuły po oczach swoim żebraczym charakterem. A przy tym… obaj ich założyciele nie tyle „się modlili”, ile „byli modlitwą”. Autor „Sumy teologicznej” nie okłamywał przyjaciela, realizował tylko ideał swojego duchowego ojca.

Wracając do Franciszka: ojciec Rufin Kyc w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem stwierdził: „Franciszek żyje w realnej relacji z Jezusem, nie w jakiejś wymyślonej czy wirtualnej. Ta relacja zmienia Franciszka do tego stopnia, że… staje się coraz bardziej podobny do swego Przyjaciela. I nawet pomimo tego, że mocno przeżywa swą słabość, nie przeszkadza mu to patrzyć na siebie, na innych, na świat Bożymi oczami. Zaczyna myśleć jak On, czuć jak On, a więc w konsekwencji kochać jak On”. Trudno o lepszą definicję modlitwy; trudno też lepiej podsumować obecne na kartach Ewangelii Jezusowe wezwanie do naśladowania Go.

Słowo Boże w stereo

Po nawróceniu i świadectwie wiary poruszanie tematu modlitwy zdaje się naruszeniem podstawowych zasad; tak jednak nie jest. Owszem, wystarczyło dokonać drobnego zabiegu redakcyjnego i odwrócić kolejność: Franciszek najpierw odczuł potrzebę modlitwy, potem się modlił i w końcu przyciągał naśladowców. Albo przynajmniej: najpierw się nawrócił, zaczął się modlić i wówczas zaczęli nadciągać kandydaci na braci. Choć mogło tak być, modlitwę pozostawiamy na koniec. Bo to właśnie koniec, a właściwie szczyt: święty z Asyżu nie modlił się – to już powiedziano – ale „był modlitwą”. I niczego innego, jak tej właśnie prawdy, nie trzeba przypominać (często) w XXI wieku: pozbawienie siebie życia duchowego i sprowadzenie chrześcijaństwa do poziomu dobroczynnej organizacji jest ogromnym błędem. „Tylko życie modlitwą – napiszą Maritainowie w swojej książce – umożliwia nam pogodzenie absolutnej wierności prawdzie – bez odstępstw i ustępstw – z wielką miłością bliźniego, a szczególnie z wielką miłością w wymiarze intelektualnym. I wreszcie tylko ona jedna, w sposób nadprzyrodzony korygując nasze władze pożądawcze, pozwala nam wprowadzać prawdę w czyn”.

Pisanie o modlitwie jest w pewnym sensie nieroztropne. Napisano już o niej wszystko, cokolwiek można było napisać, a i tak do dzisiaj nikt nie znalazł lepszej formy modlitwy, bardziej jednoczącej z Bogiem niż (ujmę to bardzo upraszczająco) czytanie i rozważanie Jego słów. Mam na myśli Pismo Święte. „W czasie tych rekolekcji odkryłam, że kiedy modlę się, sięgając do różnych wydarzeń, zapominam o zasadniczym miejscu Pisma Świętego w modlitwie chrześcijańskiej” – wyznała pewna dziennikarka Pierrowi Descouvemont, dodając: „Nastawiłam się na odbieranie Bożych dźwięków, ale moje głośniki pracowały w trybie monofonicznym. Słuchałam Boga mówiącego do mnie przez spotkania, które odbywałam, i sytuacje, które analizowałam. Jednak wszystkich Jego wyznań miłości, nieprzerwanie kierowanych do nas na kartach Pisma Świętego, słuchałam jedynie jednym uchem”.

W III niedzielę Adwentu słowo Boże stawia w centrum postać poprzednika Jezusa, Jana Chrzciciela, nie tylko w Ewangelii, w której słyszymy go wprost. Również w hymnie Maryi, który usłyszał jako pierwszy, jeszcze w łonie swojej matki Elżbiety, ale i w postaci Sługi Jahwe. „Nieustannie się módlcie” – nawołuje Apostoł Narodów. Można powiedzieć, że nieustanna modlitwa osób, które uwierzyły Bogu, wyrażana ich życiem (podejmowanymi decyzjami), stanowi sedno tej niedzieli. Porównanie do dźwięku stereo jest tu chyba bardzo adekwatne. Jeśli chcesz słyszeć prawdziwiej, słuchaj tylko Tego, który jest prawdą; bezpośrednio nawiązując z Nim kontakt i w oparciu o ten kontakt konstruując swoją codzienność!

Adwentowa Obecność Boga

Wszystkie dzieła o modlitwie mistrzów życia duchowego, poukładane na półkach, na których zajmowałyby dziesiątki metrów, nie dałyby rady tym kilku centymetrom stojącej obok nich Biblii. Nic w tym dziwnego. Bóg nie oczekuje od nas poszukiwania wciąż nowych dróg zjednoczenia z Nim (to raczej gnostycy w tym kierunku pobłądzili). On pragnie jedynie, by Jego najdoskonalsze stworzenie (a my nim jesteśmy) było szczęśliwe w Jego obecności. Bez zakładania zielonych przepasek na nagie biodra, bez szwendania się po krzakach i ukrywania, bez wyznawania ze wstydem, że zwiódł nas wąż. „Odkrywając Boga w jasnym świetle Jego wieczności i w Mężu Boleści – Jego Wcielonym Słowie – odkrywamy zarazem wielkość człowieka” – napisał abp Antoni Bloom w „Odwadze modlitwy”, dodając: „A odkrywając wielkość człowieka, docieramy – poza fasadą, którą nam prezentuje – do istoty jego powołania, nie jednostkowego, ale osobowego. To osobowe powołanie czyni go czymś więcej niż egzemplarzem ludzkiego gatunku. Czyni go bowiem członkiem tajemniczego ciała, całej ludzkości, która jest miejscem Bożej obecności”.

„Obecność Boga” to właściwie podstawowa rzeczywistość, której dotyczy Adwent. Z jednej strony: oczekiwanie, z drugiej: odkrywanie. On przychodzi – On jest, to najpiękniejsza cecha Adwentu, który przeżywamy nie tylko jako okres liturgiczny przygotowujący nas na święta Bożego Narodzenia. Przypomnę: parusia, oddana w łacinie słowem adventus, oznacza również obecność. Na tym polega istota adwentu Kościoła, tego trwającego od dwóch tysięcy lat, od chwili, gdy Jezus wzniósł się w niebo i pozostawił na ziemi spoglądających w górę uczniów. „Już i jeszcze nie” – słyszymy od teologów odnośnie do realizowania się zapowiadanego królestwa niebieskiego. W indywidualnym, bardzo osobistym przeżywaniu tego „już i jeszcze nie” nasza osobista modlitwa jest nie tyle oczekiwaniem czegoś, co wydarzy się „na koniec” (naszego życia, świata i kresu czego byśmy jeszcze nie oczekiwali), ile sposobem realnego uczestniczenia w życiu Boga. Jak Franciszek, który „zaczyna myśleć jak On, czuć jak On, a więc w konsekwencji kochać jak On”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.