Jasna Góra made in USA

ks. Tomasz Jaklewicz, fot. Grażyna Padowska

|

GN 19/2011

publikacja 15.05.2011 11:13

Beacon Hill znaczy jasne wzgórze. Niegdyś Indianie palili na nim ogniska sygnalizacyjne. Dziś stoi tam amerykańska Częstochowa, duchowa stolica Polonii.

Procesja podczas uroczystości MB Częstochowskiej Procesja podczas uroczystości MB Częstochowskiej
fot. Grażyna Padowska

W Ameryce wszystko jest możliwe. Także Jasna Góra. Polsko-amerykańskie sanktuarium prowadzone przez paulinów położone jest w pobliżu miasta Doylestown w stanie Pensylwania. Samochodem jest stąd godzinę do Filadelfii, 2 godziny do Nowego Jorku, 3,5 do Waszyngtonu i około 12 do Chicago. Więc wszędzie dość blisko, przynajmniej na wschodnim wybrzeżu Stanów. Oczywiście, jak na amerykańskie odległości. Sanktuarium nie prowadzi parafii, położone jest poza miastem. W ciągu tygodnia panuje tu cisza i spokój, pojawiają się pojedynczy pielgrzymi, przychodzą (podjeżdżają) Amerykanie z Doylestone i okolic. W niedzielę oraz podczas religijnych lub polonijnych uroczystości, pierwszosobotnich czuwań, rekolekcji lub pielgrzymek Częstochowa ożywa.

Najliczniejszą Mszą św. jest Pasterka. Największą świecko-religijną imprezą w ciągu roku – polski festiwal podczas dwóch wrześniowych weekendów. Do Częstochowy zjeżdża wtedy ponad 40 tys. polonusów z całych Stanów, aby zajadać się polskimi przysmakami, potańczyć w rytm polskiej muzyki, no i oczywiście pomodlić się u Jasnogórskiej Królowej. Jeśli Częstochowa, to nie może zabraknąć pieszych pielgrzymek. Tutejsza tradycja nie jest stara. Pierwsza pielgrzymka wyruszyła z Great Meadows (4 dni drogi) w 1988 roku. Wzięło w niej udział 17 osób. W ostatnich latach liczba pieszych pielgrzymów sięgała już 3 tysięcy. Z roku na rok idzie ich coraz więcej. Co ciekawe, rośnie liczba Amerykanów, których pociąga ten model religijności.

Miałem okazję być w Częstochowie kilka dni. Prowadziłem wielkopostne rekolekcje dla około 80 Polaków. Niektórzy jechali tutaj nawet 10 godzin. Byłem pod wrażeniem naszych rodaków za wielką wodą. Słuchali kazań i konferencji z niezwykłą uwagą. Robili wrażenie ludzi spragnionych. Czego? Modlitwy, słowa Bożego, spowiedzi, Boga. Ale także ojczyzny, polskiego języka, polskich klimatów. Szukali okazji do głębszej rozmowy z księdzem z Polski. O. Michał Czyżewski prowadzący lokalne radio zebrał wypowiedzi uczestników. – Przyjeżdżamy tutaj ładować duchowe akumulatory, pomaga nam obecność Matki, u której można się wyżalić i poszukać rady – te motywy się powtarzały. Agnieszka Soczówka przyjechała z mężem Markiem, synem Pawłem (11 lat) i córką Anna (7 lat). – Jechaliśmy z Zachodniej Wirginii siedem godzin.

Głównie dlatego, że rekolekcje są po polsku, jest polska Msza, są polscy księża. Dla nas to jest bardzo ważne, bo nasz angielski nie jest na tyle dobry, żeby tak ważne duchowe sprawy omawiać w tym języku. Moje dzieci miały okazję zobaczyć wiarę innych. Tych, którzy wierzą tak jak my. To dla nich bardzo ważne. – Emigranci w różnych pokoleniach zawsze przywozili z Polski wizerunki maryjne. Nie mam wątpliwości, że najczęściej był to obraz częstochowski – tłumaczy o. Bartłomiej Marciniak, oprowadzając mnie po sanktuarium. – Polacy na emigracji potrzebują punktu orientacyjnego, duchowego centrum. Zachowanie polskiej tradycji na obczyźnie nie jest takie łatwe. Zawsze wiązało się to z wiarą, z religijnością. To sanktuarium jest czymś w rodzaju mostu łączącego emigrantów z ojczyzną i z Kościołem, tradycja religijna i patriotyczna splatają się tutaj w jedno.

Stodoła zamieniona w kaplicę
Sercem sanktuarium na „jasnym wzgórzu” jest dwupoziomowy kościół w nowoczesnym stylu, z osobno stojącą strzelistą dzwonnicą. Świątynia nie przypomina swoim kształtem Jasnej Góry. Potężny, jednonawowy, górny kościół może pomieścić 2 tys. osób, używany jest w niedzielę i podczas większych uroczystości. W prezbiterium góruje kopia cudownego wizerunku Maryi poświęcona przez bł. Jana XXIII. Obraz wkomponowany jest w rzeźbę Trójcy Świętej. W dwóch bocznych ścianach znajdują się dwa ogromne witraże: jeden przedstawia historię Ameryki, drugi – Polski. W dolnym kościele można poczuć się bardziej swojsko, naprawdę jak na Jasnej Górze.

Prezbiterium jest ukształtowane dokładnie tak samo jak kaplica cudownego obrazu w Częstochowie. Kopia wizerunku w dolnym kościele została pobłogosławiona przez Jana Pawła II. Papież pozostawił na nim spory odręczny podpis. Po beatyfikacji to jeszcze cenniejsza pamiątka. Świątynia kryje w sobie sporo mniejszych kaplic. Obok znajduje się centrum pielgrzyma, a w nim m.in. sala wystawowa. Emigranci starszego pokolenia zostawiają tutaj często wiele cennych rodzinnych pamiątek, świadczących o ich pokręconych drogach. Do dyspozycji pielgrzymów jest dom rekolekcyjny z miejscami noclegowymi. W skład kompleksu wchodzi również budynek klasztoru, w którym żyje kilkudziesięciu paulinów. Zakon ma w USA swoją prowincję. Ojciec Bartłomiej zaprasza mnie na spacer na polski cmentarz. Po drodze mijamy „Ogród różańcowy” z 20 stacjami różańcowymi.

Na cmentarzu spoczywa około 7 tys. naszych rodaków. Jest aleja zasłużonych, gdzie są groby m.in. gen Władysława Bortnowskiego, Stefana i Zofii Korbońskich, malarza Adama Styki i wielu innych wybitnych Polaków zmarłych na emigracji. W 1986 roku w przedsionku głównego kościoła umieszczono urnę z sercem Ignacego Paderewskiego. Osobne kwatery zajmują weterani pierwszej i drugiej wojny światowej. Nad tą częścią cmentarza góruje pomnik „Huzara” autorstwa Andrzeja Pityńskiego. Pomnik upamiętnia zbrodnię katyńską. W rocznicę tragedii smoleńskiej na jego cokole odsłonięto tablicę poświęconą pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki i pozostałych ofiar katastrofy. Zatrzymujemy się przy kwaterze ojców paulinów. Tutaj spoczął w 2003 roku m.in. o. Michał Zembrzuski, który założył amerykańską Częstochowę. Kilkanaście metrów dalej stoi pierwsza drewniana kaplica przerobiona ze stodoły. Niegdyś stała kilkaset metrów stąd. Później przeniesiono ją na cmentarz. Przypomina o skromnych początkach sanktuarium.

33 dolary plus idea
Wszystko zaczęło się od spotkania o. Michała Zembrzuskiego z prymasem Stefanem Wyszyńskim w Rzymie na początku lat 50. XX w. Ojciec Zembrzuski został wygnany przez komunistyczne władze z klasztoru na Węgrzech. Szukał dla siebie miejsca. To prymas Wyszyński podsunął mu myśl wybudowania kościoła-wotum za Tysiąclecie Chrztu Polski. W Polsce było to niemożliwe, ale w Ameryce wszystko jest możliwe. Ojciec Zembrzuski dotarł do Stanów w roku 1951 statkiem o nazwie „Queen Mary” (Królowa Maria!). Miał w kieszeni 33 dolary i ideę sanktuarium. W ciągu 3 lat odwiedza 500 polskich parafii, w których stara się zaszczepić tę ideę emigrantom. Przybiera ona realny kształt w roku 1953. Zembrzuski modlił się, by Maryja wskazała właściwe miejsce. Wybór padł na miasto Doleystown w archidiecezji filadelfijskiej.

W 1955 roku po uzyskaniu zezwoleń władz kościelnych i państwowych poświęcona została pierwsza drewniana kaplica. Wieść o nowym sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej szybko rozchodziła się wśród Polaków i nie tylko. Kilka lat później podjęto dzieło budowy sanktuarium-wotum za Milenium chrztu Polski. Kościół i klasztor powstały w ciągu 2 lat. Konsekracji świątyni dokonał ówczesny arcybiskup Filadelfii John Król, Polak z pochodzenia. Uroczystość odbywała się 16 października 1966 r., w obecności prezydenta Lyndona B. Johnsona. Z upływem lat sanktuarium stawało się coraz bardziej znane i cenione przez Polaków, którzy przybywali tutaj coraz liczniej. W 1984 roku prezydent Ronald Reagan wziął udział w polsko-amerykańskim festiwalu. O tym fakcie przypomina dziś sympatyczny pomnik: prezydent siedzi obok gospodyni festiwalu i delektuje się polskimi plackami (domyślam się, że chodzi o ziemniaczane). Byli tutaj dwukrotnie kardynał Karol Wojtyła (1969, 1976) i wielu innych polskich hierarchów. Nie dotarł kard. Wyszyński, w pewnym sensie inspirator tego dzieła.

Czarną Madonnę czczą nie tylko Polacy. Ze względu na czarny kolor twarzy bardzo cenią ją sobie np. imigranci z Haiti. Ojciec Tadeusz Lizińczyk, przeor częstochowskich paulinów, zwraca uwagę, że sanktuarium nie może być miejscem zarezerwowanym wyłącznie dla Polaków. – Nazwa „national” (narodowe) w nazwie nie oznacza przyporządkowania sanktuarium jednej nacji. Przeciwnie, oznacza ogólno-amerykańską rangę tego miejsca. Ameryka jest wielokulturowa, a Kościół katolicki, dlatego oprócz nabożeństw w języku polskim mamy także Msze i modlitwy po angielsku. Kardynał Józef Glemp odwiedzając Częstochowę powiedział: „Maryja idzie także za tymi, którzy z różnych powodów opuszczają Polskę. Maryja, tak jak Kościół, jednoczy Polaków i wskazuje miejsca, aby przypominali sobie, że są jednym narodem… Maryja idzie za swoimi wyznawcami, bo Ona, Królowa Polski, jest także Królową Świata”.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.