Napoleon przed kamerą. Nie tylko w filmowej wizji Ridleya Scotta

Edward Kabiesz

|

GN 49/2023

publikacja 07.12.2023 05:44

„Napoleon” z 1927 roku znalazł się na ogłoszonej z okazji stulecia narodzin kina watykańskiej liście „niektórych ważnych filmów”.

W filmie Gance’a w roli młodego Napoleona wystąpił Albert Dieudonné. Stworzył niezwykle intensywną, niemalże ekspresjonistyczną kreację. W filmie Gance’a w roli młodego Napoleona wystąpił Albert Dieudonné. Stworzył niezwykle intensywną, niemalże ekspresjonistyczną kreację.
materiały prasowe

Z oceną najnowszej produkcji Ridleya Scotta należałoby się wstrzymać do chwili jego premiery na vod, gdzie ma znaleźć się pełna, dłuższa o godzinę wersja „Napoleona”. Natomiast to, co zobaczyliśmy w kinie, niestety rozczarowuje. I nie chodzi bynajmniej o nieścisłości historyczne, bo w końcu film nie jest dokumentem, a dla Ridleya Scotta historyczne wydarzenia są tylko punktem wyjścia do opowiedzenia ciekawej historii, czego przykładem chociażby „Królestwo niebieskie”. O jego stosunku do historii świadczy odpowiedź, jakiej w dzienniku „The Times” udzielił krytykom zarzucającym mu nieścisłości w tej materii. „Byłeś tam? Nie? No to się zamknij” – brzmiała, przedstawiona tu w złagodzonej formie, wypowiedź reżysera. Kinowa, trwająca prawie 160 minut wersja filmu wydaje się pozbawioną życia ilustracją ważnych zdaniem reżysera wydarzeń z życia Napoleona, okraszona kilkoma rzeczywiście imponującymi scenami bitew. Głównym wątkiem staje się relacja pomiędzy Napoleonem a Józefiną de Beauharnais. Drewniana kreacja Joaquina Phoenixa w roli tytułowej z pewnością filmowi nie pomogła.

Niezrealizowany projekt

Trudno zliczyć filmy, w których pojawia się postać cesarza Francuzów – z tym że najczęściej jako ważna, ale epizodyczna. Jednak wbrew tej obfitości obrazów sensu stricto biograficznych, obejmujących historię życia Napoleona, powstało właściwie niewiele. Jest natomiast sporo filmów przedstawiających wybrane epizody jego życia, również kilka polskich. Trudno się dziwić, bo abstrahując od oceny tej postaci, niezaprzeczalnym faktem jest to, że wywarła ona decydujący wpływ na kształt Europy na przełomie wieków XVIII i XIX, w tym także Polski. Zaskakuje natomiast, że w filmie kinowym praktycznie nie znajdziemy obrazu, z wyjątkiem jednego, przedstawiającego w miarę pełną biografię Napoleona. Koszty takiej produkcji, która obejmowałaby jego dokonania w różnych dziedzinach, bo przecież jego wpływ nie ograniczał się wyłącznie do sfery militarnej, z pewnością nie zachęcały producentów do podejmowania tak ogromnego ryzyka. Jednak nie tylko ściśle materialne czynniki odgrywały tu rolę, chociaż nie należy ich nie doceniać, ale wydaje się, że zabrakło twórców, którzy mieli iście napoleońską wizję takiego filmu.

Tylko dwóch reżyserów podjęło się realizacji tak ambitnego przedsięwzięcia. Byli nimi Abel Gance i Stanley Kubrick, twórca filmów „2001: Odyseja kosmiczna” i „Mechanicznej pomarańczy”. Projekt Kubricka zapowiadał monumentalny film epicki, a co ciekawe scenariusz, podobnie jak w arcydziele Gance’a z 1927 roku, rozpoczynał się od dziecięcych lat Napoleona i nauki w szkole wojskowej. Kubrick ukończył scenariusz (dostępny dziś w internecie) w 1969 roku, a wcześniej wraz ze swoim zespołem przez kilka lat szczegółowo dokumentował życie bohatera i jego epokę. Wśród zebranych przez niego materiałów znajdują się fotografie, szkice i korespondencja, w tym list Audrey Hepburn, w którym aktorka odrzuciła propozycję zagrania żony Napoleona. Do realizacji wielkich scen batalistycznych Kubrick planował wynająć 50 tysięcy żołnierzy armii rumuńskiej. Niestety studio filmowe MGM, przerażone ogromnym budżetem, zrezygnowało z produkcji. Jednak projektem zainteresował się Steven Spielberg, który w czasie tegorocznego festiwalu filmowego w Berlinie ujawnił, że na podstawie scenariusza zmarłego w 1999 roku Kubricka przygotowuje 7-odcinkowy miniserial. Być może to najlepsze obecnie rozwiązanie, bo trudno sobie wyobrazić porządny film o Napoleonie, który mieściłby się granicach zwykłego seansu. Żadne studio nie wyłożyłoby chyba pieniędzy na taką produkcję kinową, a „Napoleona” Ridleya Scotta sfinansowała przecież telewizja. A jednak 50 lat przed Kubrickiem inny monumentalny projekt filmu o Napoleonie doczekał się realizacji.

Na trzech ekranach

W 1927 roku, a więc w okresie kina niemego, do francuskich kin wszedł film uznawany za jeden z najlepszych obrazów historycznych wszech czasów. W pełni doceniono go po latach, ale już w chwili premiery nie było wątpliwości, że jest dziełem geniusza. Reżyser Abel Gance nakręcił film, który w przeciwieństwie do wielu innych z tego okresu wcale się nie zestarzał. Jeszcze dzisiaj można go oglądać z zainteresowaniem i bez znużenia. Szkoda tylko, że nie znajdziemy go w żadnej z naszych legalnych platform streamingowych.

Film z 1927 roku miał być pierwszą z sześciu zamierzonych części filmowej epopei o Bonapartem. Początkowo seans „Napoleona” miał trwać prawie 9 godzin, ale ostatecznie pokazywano go w kinach różnych krajów w wersjach skróconych. Film Gance’a przedstawia wyidealizowaną postać Napoleona, jednak w odróżnieniu od innych, które ukazują najbardziej znane fakty z życia cesarza, koncentruje uwagę widza na latach jego młodości. Najpierw oglądamy go w szkole wojskowej Brienne-le-Château ze słynnymi scenami walki na śnieżki, potem śledzimy jego losy w czasie rewolucji francuskiej aż do 1796 roku, kiedy 26-letni generał poprowadził armię do Włoch. Trudno porównywać rozmach tego przedsięwzięcia z jakimkolwiek innym z tego okresu, i nie chodzi tylko o jego widowiskowość, ale i użycie nowatorskich na owe czasy środków technicznych. Gance zastosował w filmie szybki dynamiczny montaż, chociaż ręczne kamery były jeszcze melodią przyszłości, część zdjęć powstała dzięki kamerom umieszczonym na koniu czy przytwierdzonym do piersi operatora; wykorzystano też kamery podwodne czy podzielony ekran. W czasie projekcji finałowej sekwencji kurtyna kinowa rozsuwała się, odsłaniając dwa dodatkowe ekrany, a obraz na każdym z nich miał inny kolor. Po latach arcydzieło Gance’a doczekało się kilku rekonstrukcji. W 1980 roku miała miejsce premiera najbardziej znanej, autorstwa Kelvina Brownlowa z muzyką Carla Davisa. Zrekonstruowana wersja, którą miałem możliwość obejrzeć, trwa nieco ponad 5 godzin.

Napoleon po polsku

O ile Gance nie zdołał zrealizować pełnej biografii Napoleona, udało się to innemu francuskiemu reżyserowi. W 1955 roku sporym powodzeniem cieszył się trzygodzinny „Napoleon” w reżyserii Sachy Guitry’ego, który ukazał karierę bohatera, od Korsyki aż do jego śmierci na Świętej Helenie. Guitry nie silił się na jakieś innowacje, przedstawiając życie Napoleona w kalejdoskopowym tempie z punktu widzenia Talleyranda, ministra spraw zagranicznych Francji. Zdjęcia do filmu kręcono w autentycznych plenerach i miejscach wydarzeń, m.in. w Wersalu, Malmaison i Fontainebleau, a także pod Austerlitz i Waterloo.

Napoleon zaistniał także w polskim filmie, począwszy od „Boga wojny”, wyświetlanym też pod alternatywnym tytułem „Pani Walewska”. Ta polsko-francuska koprodukcja z roku 1914 ze Stefanem Jaraczem w roli tytułowej nie zachowała się jednak do dzisiaj. Wątek romansu Napoleona i Marii Walewskiej stał się również tematem filmu Leonarda Buczkowskiego „Marysia i Napoleon” z 1966 roku z Beatą Tyszkiewicz i Gustawem Holoubkiem. Przedstawiona w dwóch planach czasowych i utrzymana w farsowej tonacji historia cieszyła się sporym powodzeniem w naszych kinach. Spośród nie tylko zresztą polskich filmów z Napoleona w roli głównej z pewnością wyróżnia się „Jeniec Europy” Jerzego Kawalerowicza. Ta polsko-francuska ekranizacja powieści Juliusza Dankowskiego uważana jest za najlepszą, jaka opowiada o ostatnich latach Napoleona spędzonych na Świętej Helenie. To dużej mierze zasługa francuskiego aktora Rolanda Blanche w roli tytułowej, który przedstawił postać zdetronizowanego cesarza w zupełnie innym świetle, niż widzieliśmy to w dotychczas zrealizowanych filmach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: