Ks. Ramon Lucas Lucas: Dziecko jest darem

GN 49/2023

publikacja 07.12.2023 05:49

O prawie do posiadania potomstwa, sytuacji bezpłodnych par oraz metodzie in vitro mówi ks. Ramon Lucas Lucas, profesor zwyczajny filozofii i bioetyki Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie.

Ks. Ramon Lucas Lucas filozof i bioetyk, profesor na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Prowadzi konferencje dla lekarzy i pielęgniarek z zakresu bioetyki, seminaria dla młodzieży i małżeństw na temat życia małżeńskiego, kursy dokształcające dla duchowieństwa. Ks. Ramon Lucas Lucas filozof i bioetyk, profesor na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Prowadzi konferencje dla lekarzy i pielęgniarek z zakresu bioetyki, seminaria dla młodzieży i małżeństw na temat życia małżeńskiego, kursy dokształcające dla duchowieństwa.
www.rcstatutes.org

Ks. Rafał Skitek: Coraz częściej małżonkowie mają trudności z poczęciem dziecka. Bezpłodnych par przybywa. Dlaczego?

Prof. Ramon Lucas Lucas:
Za niepłodne uważa się te pary, którym nie udało się doprowadzić do poczęcia dziecka przez 12 miesięcy regularnego współżycia. Zgodnie z wytycznymi American Society for Reproductive Medicine przystąpienie do diagnozowania zjawiska niepłodności uzasadnione jest właśnie po tym okresie. Przyczyn niepłodności jest bardzo wiele i mogą być one klasyfikowane w różnych kategoriach. Często występuje kilka jednocześnie. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn są one natury biologicznej. Pozostałe związane są z wiekiem, stresem itp.

Parom, które starają się o potomstwo, trudno odmówić prawa do posiadania dziecka. Wiele z nich pokłada nadzieję w metodzie in vitro.

Oczywiście, posiadanie dziecka to prawo każdej pary. Tak samo jak prawo do płodności przynależy osobie ludzkiej. Trzeba jednak zachować większą precyzję. Przecież każda osoba posiada również prawo do zdrowia. A mimo to chorujemy; zdarzają się sytuacje, w których nasze zdrowie jest zagrożone. Medycyna dopuszcza wykonywanie zabiegów terapeutycznych, których celem jest odzyskanie zdrowia w takiej mierze, w jakiej jest to tylko możliwe. Często jednak mimo podejmowanych wysiłków nie można już nic zrobić. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować tę sytuację. Co najważniejsze: zapłodnienie in vitro nie przywraca płodności, lecz zastępuje ją procedurą techniczną. Odrębną sprawą jest „prawo do potomstwa”; owszem, trzeba jednak podkreślić, że choć istnieje prawo do posiadania potomstwa, to jednak dziecko nie jest „prawem” rodziców, ponieważ nie jest przedmiotem, co do którego można by posiadać prawo własności.

Wielu ludziom, także katolikom, trudno jednak zrozumieć, dlaczego Kościół nie godzi się na in vitro.

Zasadnicze przyczyny nieetyczności zapłodnienia metodą in vitro nie mają podłoża katolickiego. Są one racjonalne i dotyczą wszystkich ludzi, bo wynikają wprost z ludzkiej natury. Dlatego ocenę etyczną sztucznego zapłodnienia można sprowadzić do trzech punktów: szacunku wobec embrionu ludzkiego; natury seksualności człowieka i aktu małżeńskiego; a także jedności rodziny. Co do szacunku względem embrionu, chodzi tu o samą jego naturę: to jest człowiek. Pozbawienie życia embrionu nie może być ceną za zaspokojenie pragnienia rodziców do posiadania dziecka. Niedopuszczalne jest wyeliminowanie choćby jednego tylko zarodka, by zapewnić życie innemu. Niestety, dzieje się tak w przypadku embrionów „nadliczbowych”. Dziecko zostaje poczęte, jest osobą, którą się przyjmuje, a nie przedmiotem, który się zamawia. Rozumiem cierpienie niepłodnych par, ale prawa jednych nie mogą naruszać fundamentalnego prawa innych. To wymóg sprawiedliwości.

Nie dochodzi też do współżycia….

Odnośnie do aktu małżeńskiego temat jest złożony. Wszystko zależy od tego, czy we właściwy sposób rozumiemy ludzką seksualność. Sztuczne zapłodnienie jest niedopuszczalne, ponieważ we współżyciu małżonków zakłada rozdzielenie jedności ich aktu seksualnego od funkcji prokreacyjnej. Nie jest to akt wyłącznie biologiczny, ale obejmuje całość osoby. Przy czym nie chodzi o kwestionowanie technik sztucznego zapłodnienia tylko dlatego, że są one sztuczne. Gra toczy się o coś znacznie większego. Mówimy tu o pochodzeniu człowieka. Zgodnie z właściwą mu godnością jego powołanie na świat winno być owocem miłości małżeńskiej. Przy in vitro dochodzi do depersonalizacji aktu prokreacyjnego, który staje się raczej procesem technologicznym. Przez sztuczne zapłodnienie dziecko zostaje dołączone do rodziny z zewnątrz. W przypadku zapłodnienia heterologicznego [gdy przynajmniej jedna z komórek płciowych pochodzi od dawcy różnego od małżonków – przyp. red.] poza dołączeniem kolejnych osób – trzeciej, czwartej – pozbawione jest tożsamości własnych rodziców. Zostają przy tym naruszone relacje rodzicielskie: rodzic zostaje sprowadzony do poziomu przekaziciela materiału biologicznego. Ekstremalnym przypadkiem może być sytuacja, w której mamy do czynienia z trzema matkami (biologiczna, nosicielka i prawna) oraz dwoma ojcami (biologiczny i prawny), gdy dochodzi do zapłodnienia przy użyciu różnych, niepowiązanych ze sobą naturalnie elementów – nasienia, komórki jajowej, embrionu, macicy – złączonych ze sobą sztucznie w różnych konfiguracjach.

Ocena etyczna procedury in vitro jest niezmiennie taka sama czy też na przestrzeni lat uległa zmianie?

Najpierw musimy dokonać ważnego rozróżnienia. Jedną rzeczą jest zapłodnienie in vitro, nazywane często sztucznym zapłodnieniem, zupełnie czymś innym jest tzw. sztuczna inseminacja. Nie jest to jedynie kwestia terminologii. To dwie zupełnie odmienne rzeczywistości, domagające się różnych ocen etycznych. Przez zapłodnienie in vitro rozumie się wszystkie techniki mające na celu poczęcie osoby ludzkiej stojące w sprzeczności z naturalnym poczęciem – połączeniem komórki jajowej z męskim plemnikiem przy zachowaniu jedności współżycia mężczyzny i kobiety. A zatem chodzi tu zawsze o zapłodnienie dokonywane w laboratorium (in vitro). Natomiast przez sztuczną inseminację rozumie się przeniesienie nasienia mężczyzny do dróg rozrodczych kobiety, tak by ułatwić kontakt plemnikom z komórką jajową i wspomóc zapłodnienie w sposób naturalny. Dokonuje się to fizycznie w ciele. Etycznie dopuszczalny jest taki sposób zapłodnienia, który nie zastępuje aktu małżeńskiego, ale go wspomaga w osiągnięciu naturalnego celu, eliminując napotkane przeszkody. Jest tak w przypadku sztucznej inseminacji homologicznej [gamety pochodzą od małżonków – przyp. red.], która wspomaga akt małżeński. Wspomaga, a nie zastępuje.

Wróćmy do embrionów nadliczbowych, zamrożonych. Jaki jest ich status?

Z prawnego punktu widzenia określa to ustawodawstwo danego kraju. Zazwyczaj prawo do zamrożonych embrionów mają rodzice lub klinika czy laboratorium. Zupełnie inaczej wygląda w wymiarze etycznym. Embrion jest osobą ludzką, ma godność i posiada właściwe mu prawa, spośród których pierwszym jest prawo do życia. Aby to życie mogło się rozwinąć, muszą zaistnieć odpowiednie warunki. Z pewnością zamrożenie go w ciekłym azocie, w temperaturze –196 st. C (tzw. kriokonserwacja), na to nie pozwala. Dlatego to etycznie niedopuszczalne. Wyraźnie mówi o tym Instrukcja Dignitas personae: „Kriokonserwacja jest nie do pogodzenia z szacunkiem należnym embrionom ludzkim: zakłada ich produkowanie in vitro; wystawia je na poważne niebezpieczeństwo śmierci albo naruszenie ich integralności fizycznej, ponieważ znaczący ich procent nie przeżywa procesu zamrożenia i rozmrożenia; pozbawia je, przynajmniej czasowo, możliwości przyjęcia i kształtowania w łonie matki; naraża je na dalsze szkody i manipulacje” (nr 18). Jednak wobec alternatywy zniszczenia embrionów (nadliczbowych w procesie zapłodnienia in vitro) kriokonserwacja jest mniejszym złem. Stąd też dopuszczalne i pożądane jest zachowanie ich przy życiu, a nie skazywanie na unicestwienie. Raz jeszcze przywołam Dignitas personae: „tysiące porzuconych embrionów stwarzają sytuację niesprawiedliwości nie do naprawienia. Dlatego Jan Paweł II odwołał się do sumienia osób sprawujących odpowiedzialne funkcje w środowisku naukowym, a w szczególny sposób do lekarzy, aby została wstrzymana produkcja ludzkich embrionów, zważywszy, że nie ma moralnie godziwego rozwiązania, które zapewniłoby ludzką przyszłość wielu tysiącom »zamrożonych« embrionów, choć przecież mają one i zawsze zachowają swoje podstawowe prawa, i tym samym winny być chronione przez prawo jako ludzkie osoby” (nr 19).

Być może pary bezdzietne, mające trudności z poczęciem, mogłyby „adoptować” zamrożone embriony? Gdyby przenieść zarodek do ciała kobiety, powstałaby szansa na rozwój i narodziny dziecka…

Na ten temat toczy się dyskusja. Uważam, że skoro wartość życia ludzkiego jest dobrem absolutnym, to należy zrobić wszystko, co dopuszczalne, by pozwolić na rozwój embrionu. Powiedziałem wprawdzie, że zapłodnienie in vitro jest niedozwolone i że jako jego konsekwencja niedopuszczalne jest również zamrażanie embrionów, jednak wobec większego zła, jakim jest ich uśmiercenie, należy poczynić starania, by zachować je przy życiu w jedyny możliwy sposób, tj. przez zamrożenie właśnie.

In vitro to prywatna sprawa obywateli, co do której państwo nie powinno zabierać głosu?

Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ochrona istoty ludzkiej jest sprawą społeczną i polityczną. Nie może być pozostawiona osądowi „indywidualnego sumienia”. Oczywiście, jakiekolwiek ludzkie działanie, zanim zostanie podjęte, zakłada zbadanie i rozeznanie we własnym sumieniu. Państwo musi rozpoznać i bronić obiektywnej prawdy, tego, że embrion jest istotą ludzką, że człowiek jest człowiekiem. Jeśli tego nie czyni, uchyla się przed obowiązkiem ochrony swoich obywateli, najsłabszych i bezbronnych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.