Konstanty Ildefons Gałczyński – poeta o wielu twarzach. Która z nich była prawdziwa?

Szymon Babuchowski

|

GN 48/2023

publikacja 30.11.2023 00:00

Zmarły 70 lat temu Konstanty Ildefons Gałczyński skrywał swoją wrażliwość pod wieloma maskami. Tylko od czasu do czasu przebijała się przez nie prawda o jego duszy.

Był poetą świetnie czującym melodię języka polskiego. Konstanty Ildefons Gałczyński (1905–1953)  przed domem w Aninie  w 1938 r. Był poetą świetnie czującym melodię języka polskiego. Konstanty Ildefons Gałczyński (1905–1953) przed domem w Aninie w 1938 r.
CAF/pap

Był jednym z poetów najlepiej czujących melodię języka polskiego, o czym dobitnie świadczy fakt, że do jego wierszy powstało setki piosenek. Śpiewali je Marek Grechuta, Anna German, Magda Umer, Alicja Majewska, Grzegorz Turnau i wielu, wielu innych. A dziś sięgają po nie nawet raperzy. Czego szukamy w jego poezji? Czy tylko melodii właśnie, słownych błyskotek, ozdobników, ornamentów? Czy może jednak jest w tych wierszach coś, co pozwala wyjść poza słowo, zobaczyć świat inaczej – oczami poety obdarzonego ponadprzeciętną wyobraźnią?

Sprawny uwodziciel

„Niebezpieczny poeta”, „Mag w cylindrze”, „Szarlatanów nikt nie kocha” – wydaje się, że już same tytuły książek poświęconych Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu nie pozostawiają wątpliwości. Autor „Rozmowy lirycznej” jawi się tu jako ktoś, kto sprawnie posługując się słowem, nie tylko nas uwodzi, ale i zwodzi. „Kim był poeta, który zapisał się w zbiorowej pamięci wierszami o zaczarowanej dorożce i Teatrzykiem Zielona Gęś? Kpiarzem sypiącym fajerwerkami dowcipu? Oszustem, słodkim szarlatanem, sztukmistrzem wyciągającym wiersze jak króliki z kapelusza? A może »psem na forsę« piszącym dla tego, kto zapłaci?” – te pytania z notki umieszczonej na tylnej stronie okładki wspomnianej biografii „Niebezpieczny poeta” autorstwa Anny Arno stawia sobie chyba każdy, kto próbuje zrozumieć fenomen Gałczyńskiego. Ale próby te są w dużym stopniu skazane na porażkę, o czym mówi dalsza część tej samej notki: „Czarujący mężczyzna i bezlitosny cenzor. Kochający mąż i niewierny uwodziciel. Poeta uwikłany w alkoholowy nałóg i niebezpieczne flirty z polityką. Nie tylko poezja Gałczyńskiego mieni się wieloma odcieniami. Także sam poeta ma wiele twarzy”.

Jego językową sprawność w dużym stopniu tłumaczy biografia. Urodzony w 1905 r. w Warszawie jako syn technika kolejowego, cztery lata życia (1914–1918) spędza w Moskwie, gdzie uczęszcza do Szkoły Komitetu Polskiego. Dobrze poznaje tam język rosyjski, a swoje pierwsze próby poetyckie pisze pod wpływem symbolistów i futurystów. Potem, znów w Warszawie, studiuje filologię angielską i klasyczną. Z takim zapleczem lingwistycznym jest gotowy, by debiutować w 1923 r. na łamach dziennika „Rzeczpospolita”.

Na przecięciu

Związany początkowo z poetycką grupą „Kwadryga”, nie wpisuje się do końca w jej awangardowy program. Pozostaje, jak słusznie zauważa znawca twórczości poety Tadeusz Stefańczyk, „na przecięciu czy na uboczu” dwóch głównych nurtów poezji dwudziestolecia międzywojennego: nurtu klasycyzującego i awangardy właśnie. „Wykorzystując twórczo zdobycze »Skamandra«, futuryzmu, kubizmu, surrealizmu, przynależąc czas jakiś do »Kwadrygi«, nie opowiedział się za żadnym skrzydłem, nie podpisał pod żadną teorią czy programem; wybrał pozycję libero, cygana, trubadura, który służy wszystkim i nikomu, a komu zależy naprawdę jedynie na dwóch rzeczach: »by zarobić ździebełko na bułeczkę i masełko«, by utrzymać się z pióra i wyżywić rodzinę oraz na tym, by znaleźć drogę do szerokiej publiczności, sycić, opromieniać życie poezją” – pisze Stefańczyk.

Z pewnością Gałczyński był człowiekiem, który od samego początku umiał się w życiu ustawić, o czym świadczy chociażby fakt, że już jako 26-latek został attaché kulturalnym w Berlinie. W drugiej połowie lat trzydziestych związany z prawicowym „Prosto z Mostu”, w mętnym tekście zaadresowanym „do przyjaciół” z owego tygodnika, wpisuje się niechlubnie w antysemickie tendencje pojawiające się u niektórych członków tego środowiska. Potem jednak przychodzi wojna i chwilowo to ona ustawia mu życie. Gałczyński bierze udział w kampanii wrześniowej jako członek Korpusu Ochrony Pogranicza. Z niewoli radzieckiej trafia do niewoli niemieckiej i spędza większość okupacji w obozie jenieckim w Altengrabow pod Magdeburgiem. Na obozowych blankietach pisze urokliwe wiersze, które wysyła żonie Natalii („List jeńca”, „Srebrna akacja”, „Dzika róża”). Nie przeszkadza mu to w romansowaniu w czas wojennej zawieruchy z kilkoma innymi paniami.

Serio i buffo

Po wojnie, „cudownie nawrócony” na Polskę Ludową, gorliwie próbuje zmyć z siebie „błędy młodości”, pisząc wiersze pod dyktando nowej władzy. „Zamówienia u Gałczyńskiego były pewne – pisał lirycznie, suto, z przejęciem na każdy temat, pod warunkiem jednak, że zaliczka nie była zbyt wielka i nie pozwalała poecie na dłuższy alkoholowy »odlot«; w takich przypadkach zawalał terminy lub nie wywiązywał się z umów” – relacjonuje Tadeusz Stefańczyk. Pisze więc Gałczyński straszliwe wiersze o „rzucaniu kwiatów na tor”, którym przejeżdża rewolucja, a później także o tym, że po śmierci Stalina „Broczy Wisła jak otwarta rana”. A jednocześnie błaznuje w rozmaitych humoreskach i tekstach kabaretowych, na tyle wieloznacznych, by nikt do niczego nie mógł się przyczepić. „(...) niepowtarzalny, nowoczesny, albo tylko bałaganiarski, urok Gałczyńskiego (...) polegał na tym, że był on tym wszystkim naraz – żywiołowo i bezwstydnie. Czystość gatunkowa była dla niego przeszkodą, nie ideałem, bo życie miesza gatunki ludzi, zachowań, stylów, wartości, i nic sobie z tego nie robi, uprawiając niezmordowanie swą codzienną szmirę i tandetę, swoje serio i buffo” – trafnie konstatuje badacz.

Wydaje się natomiast, że prawdziwy Gałczyński, którego przebłyskiem były napisane tuż po wojnie „Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”, ujawniał się najbardziej na Mazurach, podczas pobytów w leśniczówce Pranie nad jeziorem Nidzkim, gdzie dziś znajduje się muzeum poety. To tu powstała wspomniana na wstępie „Rozmowa liryczna”, poematy „Niobe” i „Wit Stwosz” czy znakomity przekład „Snu nocy letniej” Szekspira. Tu wreszcie powstała piękna „Kronika olsztyńska”, poemat złożony z 21 części, zrodzony z zachwytu nad tutejszą przyrodą.

 

Drżenia topolowych liści

Wszystkie szmery,

wszystkie traw kołysania,

wszystkie ptaków

i cieniów ptasich przelatywania,

 

Wszystkie trzcin,

wszystkie sitowia rozmowy,

wszystkie drżenia

liści topolowych,

 

wszystkie blaski

na wodzie i obłokach,

wszystkie kwiaty,

wszystek pył na drogach,

 

wszystkie pszczoły,

wszystkie krople rosy

to mi jeszcze,

przyjacielu, nie dosyć

 

To właśnie takich pełnych liryzmu strof, jak ten fragment „Kroniki olsztyńskiej”, czytelnicy Gałczyńskiego szukają dziś najczęściej. Pewnie dlatego też tak chętnie sięgają po jego lirykę miłosną, czytając takie frazy jak: „Ty jesteś mi wodą w lecie/ i rękawicą w zimie”, „Pyłem księżycowym być na twoich stopach” czy „Chciałbym oczu twoich chmurność/ ocalić od zapomnienia”. Wyczuwają w niej bowiem wrażliwość, którą na co dzień poeta skrywał pod wieloma maskami. Na szczęście od czasu do czasu przez te maski przebijała się prawda o jego duszy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.