Przegrali przez arogancję. Jakie są powody utraty władzy przez PiS?

Bogumił Łoziński

|

GN 48/2023

publikacja 30.11.2023 00:00

Prawo i Sprawiedliwość straciło władzę z wielu powodów, ale jednym z ważniejszych jest własna arogancja.

W chwili ogłoszenia wyniku ostatniego sondażu liderzy PiS mieli jeszcze cień nadziei na uzyskanie większości w Sejmie. W chwili ogłoszenia wyniku ostatniego sondażu liderzy PiS mieli jeszcze cień nadziei na uzyskanie większości w Sejmie.
Fotokibit /east news

Arogancja, nepotyzm, nieudana reforma wymiaru sprawiedliwości, nietrafiona diagnoza problemów społecznych, inflacja, pandemia – powodów utraty władzy przez PiS można wskazywać dużo. Po ogłoszeniu wyników wyborów Jarosław Kaczyński wziął na siebie odpowiedzialność za wynik zbyt słaby, aby jego partia mogła rządzić trzecią kadencję z rzędu. W praktyce oznaczało to koniec rozliczeń za porażkę. Jednak głębsza analiza jej przyczyn jest istotna nie tylko dla przyszłości tej partii, ale i dla jej wyborców oraz szerzej – także dla rozwoju sytuacji w Polsce.

Wszystko albo nic

Jednym z głównych punktów programu PiS w ostatnich ośmiu latach była reforma wymiaru sprawiedliwości. Ustawy je wprowadzające w najszerszym wymiarze zawetował prezydent Andrzej Duda w 2017 r. Okoliczności związane z tymi ustawami mówią wiele o sposobie funkcjonowania PiS. Zmiany zostały przygotowane w wąskim gronie Ministerstwa Sprawiedliwości, ale oczywiście w ścisłej współpracy z prezesem Kaczyńskim. Ani one, ani wcześniejsze i późniejsze nie były konsultowane ze środowiskiem, którego dotyczyły, dlatego bunt sędziów był bardziej niż oczywisty, gdyż zmieniały one sposób ich powoływania i wprowadzały nowy, bardziej restrykcyjny mechanizm kontroli. A przecież w środowisku sędziowskim są też osoby, które dostrzegają potrzebę zmian, niektórzy byli nawet skłonni pracować z rządem nad reformami, ale nie zostali zaproszeni. Po zawetowaniu ustaw prawna reforma została zaniechana. PiS przez kolejne sześć lat na poważnie do niej nie wrócił, a sytuacja w wymiarze sprawiedliwości znacznie się pogorszyła. Można nawet mówić o chaosie wynikającym z postawy sędziów i nieudanych reform rządzących, które zostały przerwane w trakcie wprowadzania.

Ten schemat doskonale pasuje do definicji pojęcia arogancja: „zuchwała pewność siebie połączona z lekceważeniem innych” (słownik PWN), a do tego można jeszcze dodać „obrażanie się” i porzucanie problemu po porażce. Konsekwencjami przekonania o swojej nieomylności są niechęć do współpracy z innymi partiami, brak zdolności do kompromisu, a w przypadku sprzeciwu wobec jakiejś inicjatywy – ostre ataki na ich autorów, co z kolei doprowadziło do braku możliwości koalicyjnych. Dziś widać to bardzo wyraźnie, gdy Mateusz Morawiecki nie może znaleźć koalicjantów do rządu, który próbuje stworzyć.

Jeden lider

Opisany tu schemat działania Prawa i Sprawiedliwości wynika ze sposobu funkcjonowania w polityce Jarosława Kaczyńskiego i jest powielany przez członków jego partii. Nie ulega wątpliwości, że prezes jest centralną postacią PiS, podejmującą wszelkie decyzje nie tylko dotyczące partii, ale i rządu, choć bywał w nim jako wicepremier tylko okresami. To jemu Prawo i Sprawiedliwość zawdzięcza centralną pozycję w polskiej polityce.

W praktyce działanie partii wyglądało najczęściej tak, że prezes dobrze rozpoznawał jakiś problem, potem podejmował inicjatywę, aby go rozwiązać, ale często się zdarzało, że przyjmowane rozwiązania miały tak radykalną formę, że w efekcie wzbudzały olbrzymie kontrowersje. W rezultacie szereg działań było nieskutecznych, wywoływało konflikty i chaos, a czasem niezadowolenie także elektoratu PiS. Tak było właśnie z reformą wymiaru sprawiedliwości, która doprowadziła do otwartego buntu sędziów i ostrej krytyki instytucji europejskich, czego skutkiem było wstrzymanie środków z Funduszu Europejskiego na KPO dla Polski.

Innym przykładem może być ustawa o ochronie zwierząt, tzw. piątka dla zwierząt, która wywołała olbrzymie niezadowolenie wśród rolników i bunt w samym PiS, gdyż poza wąskim gronem z otoczenia prezesa nikt w partii nie był wcześniej poinformowany o szczegółach ustawy, stąd część posłów PiS odmówiła jej poparcia.

Zła diagnoza

Wśród bardziej bezpośrednich przyczyn porażki stawiana jest teza o niewłaściwym rozeznaniu zmian społecznych. J. Kaczyński, który pokazał świetny słuch społeczny podczas kampanii wyborczych w 2015 i 2019 r., w tegorocznej kampanii błędnie ocenił aspiracje części Polaków. U podstaw zwycięstwa PiS i zdobycia samodzielnej większości w poprzednich dwóch wyborach była diagnoza, że społeczeństwo dzieli się na tych, którzy skorzystali z transformacji po 1989 r., i tych, którzy z niej nie skorzystali, a nawet stracili. Dlatego rządy PiS w ostatnich latach skupiły się na wyrównywaniu tak powstałych różnic, m.in. poprzez transfery socjalne dla mniej i średnio zamożnych, przez co ugrupowanie uzyskało poparcie tych grup. Problem w tym, że obecną kampanię PiS znów oparł na tej diagnozie, tymczasem okazała się ona chybiona.

Rządząca dotąd partia nie dostrzegła faktu, że wsparci materialnie Polacy zaczęli aspirować do klasy średniej, otrzymywane od państwa różnymi kanałami środki wzbudziły ambicję, aby wyjść z dotychczasowej grupy społecznej i wejść do wyższej, kształcić się czy np. zakładać własne, chociażby małe firmy. Tymczasem PiS nadal był skupiony na transferach dla najsłabszych, stąd m.in. trzynasta i czternasta emerytura, a brak było propozycji wsparcia grupy aspirującej do wyższego statusu społecznego. Wprost przeciwnie, wprowadzone przez Polski Ład nowe daniny na rzecz państwa, przede wszystkim obowiązkowa składka zdrowotna, skutecznie zahamowały rozwój wielu rodzących się firm.

Tę diagnozę potwierdza analiza miejsca zamieszkania i przekroju wiekowego wyborców. Powszechnie cieszono się z rekordowej frekwencji – 74,4 procent głosujących, a więc o ok. 3,3 mln więcej niż cztery lata wcześniej. Jednak z analizy danych GUS i IPSOS wynika, że nie skorzystał na tym PiS, którego poparcie zmniejszyło się w stosunku do 2019 r. Największy spadek był w miejscowościach poniżej 10 tys. mieszkańców, a więc w tradycyjnym bastionie tej partii – aż o 600 tys. głosów. Z kolei w grupie wiekowej do 40. roku życia poparcie dla PiS zmalało jeszcze bardziej – o 700 tys. głosów. To wskazuje, że ci, którzy dzięki polityce PiS dobijają się do klasy średniej, przy braku atrakcyjnej oferty ze strony rządzących uznali, że inne partie dają większe szanse na spełnienie ich aspiracji.

Brutalna kampania

Początkowo kampania wyborcza PiS miała charakter merytoryczny. Politycy partii spotykali się z wyborcami i wskazywali, jakie pozytywne zmiany wprowadzili. Jednocześnie Donald Tusk prowadził kampanię Koalicji Obywatelskiej w sposób agresywny, skupiając się właściwie tylko na atakowaniu PiS, i to często bardzo ostrym językiem. Badania opinii zaczęły pokazywać spadek poparcia dla PiS i wzrost dla KO. W tej sytuacji obóz rządzący postanowił diametralnie zmienić kurs, skupiając się na walce z KO, a właściwie z D. Tuskiem. Od tamtej pory z obu stron mieliśmy brutalny spektakl okładania się nawzajem, czym popadło, przerywany składaniem tak daleko idących obietnic, że w niektóre trudno było uwierzyć nawet naiwnym wyborcom.

Apogeum takiej kampanii była debata liderów ugrupowań partyjnych na sześć dni przed głosowaniem, w której premier Mateusz Morawiecki każdą wypowiedź sprowadzał do ataku personalnego na D. Tuska, a ten nie pozostawał mu dłużny. Efekt był taki, że duża część Polaków była po prostu zniesmaczona.

Zaostrzenie kursu rzeczywiście spowodowało wzrost poparcia dla PiS, ale tylko do pewnego poziomu, który nie dał samodzielnej większości. Zmobilizowała twardy elektorat PiS, ale zniechęciła bardziej centrowy. Wbrew lekceważącym głosom płynącym z prawicy centrum wcale nie jest mityczne, ale może zadecydować o przegranej lub wygranej. O tym, że wyborcy centrowi stanowili istotny elektorat, świadczy wynik Trzeciej Drogi, koalicji postrzeganej jako umiarkowana. W czasie kampanii jej wyniki sondażowe oscylowały wokół 8 procent, istniało więc niebezpieczeństwo, że nie przekroczy nawet progu wyborczego i w ogóle do Sejmu nie wejdzie. Tymczasem w wyborach poparło ją 14,4 procent Polaków i uzyskała trzeci wynik. Wśród nich byli ci zwolennicy PiS czy PO, którzy nie akceptowali brutalnej kampanii, a być może te kilka procent głosów pozwoliłoby Zjednoczonej Prawicy utrzymać władzę.

Przekroczenie granicy

Oczywiście na wynik wyborczy składa się bardzo wiele czynników. PiS w drugiej kadencji miał wyjątkową trudną sytuację ze względu na okoliczności zewnętrzne. Pandemia, napaść Rosji na Ukrainę, wynikający z tego wzrost cen energii i inflacja – to czynniki obiektywne, na których powstanie rząd nie miał wpływu. Jednocześnie problemy z nich wynikające, szczególnie wzrost cen żywności, szły na konto rządu. Ważnym czynnikiem negatywnym jest też zużycie władzy po ośmiu latach rządzenia.

Pojawiły się też głosy, że na wyniku zaważył wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej, który miałby zniechęcić kobiety do głosowania na PiS. Jednak nie potwierdzają tego wyniki, na partię tę głosował bowiem największy odsetek kobiet w stosunku do innych ugrupowań – 36,5 procent, zaś na drugą KO – 33 procent.

Politolodzy lubią wskazywać wydarzenie w kampanii, które było przełomowe, decydujące dla ostatecznego wyniku, tzw. game changer. Według mnie w tych wyborach takim wydarzeniem była zgłoszona przez PiS ustawa powołująca komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski. Znajdował się w niej mechanizm, który pozwalał wyeliminować z polityki przeciwników PiS, z Donaldem Tuskiem na czele. Dla wielu Polaków, także centrowych zwolenników PiS, było to przekroczenie granicy wykorzystywania aparatu państwa do walki politycznej. Ustawa, mimo że ograniczona istotnymi poprawkami prezydenta, wywołała wielki protest z udziałem kilkuset tysięcy osób w Warszawie. Od tamtej pory to opozycja przejęła inicjatywę w kampanii.

Po wyborach pojawiły się pojedyncze głosy wskazujące, że J. Kaczyński, jako odpowiedzialny za utratę władzy, powinien przestać być prezesem PiS. Jego obrońcy ripostowali, że odejście J. Kaczyńskiego oznaczałoby rozpad PiS, w którym są różne nurty. Zapewne tak by się stało, ale na razie prezes PiS nie ma zamiaru ustąpić. Już za kilka miesięcy odbędą się wybory samorządowe i europejskie. Jeśli partia J. Kaczyńskiego chce je wygrać, powinna dokładnie przeanalizować przyczyny porażki i zdecydowanie zmieć kurs.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
TAGI: