Pęknięta Ziemia Święta

Historia Kościoła 1/2024

publikacja 30.11.2023 00:00

Mdławy zapach kadzidła, aromat olejku różanego, kardamonu i smród starej zalewy po oliwkach. Sparzone w upale i przemieszane. Jak wszystko na tej pękniętej ziemi, w którą znów wsiąkają litry krwi.

Pęknięta Ziemia Święta Roman Koszowski /Foto Gość

Betlejem. Miasto, gdzie wszystko się zaczęło. Choć po prawdzie to w Dolnej Galilei w Nazarecie, okrzykniętym „arabską stolicą Izraela”, czytałem dzień wcześniej: Verbum caro hic factum est („Tu Słowo stało się ciałem”).

Betlejem to pęknięte miasto – nie miałem wątpliwości, spoglądając na kolorowy napis na murze: I want my ball back. Thanks („Chcę z powrotem moją piłkę. Dzięki!”). Pachnące kardamonem i cuchnące zalewą po oliwkach, którą spocony arabski sprzedawca wylał z beczki na rozpalony bruk przed swym sklepem. Nie, nie na zapleczu. Przed frontowymi drzwiami, pod nogi przechodniów, tuż przy turkusowych okiennicach, na których wisiała seria wizerunków szahidów – islamskich męczenników. Na jezdni utworzyła się tłusta, lepka plama.

Ten smród oblepił mnie. Łaził za mną, wżerał się w nozdrza, włosy, koszulkę. Nie dawał mi spokoju, musiałem „spłukać go” z siebie w bazylice Narodzenia Pańskiego – zmyć intensywnym zapachem jerozolimskiego kadzidła.

Dom murem podzielony.   Dom murem podzielony.
Roman Koszowski /Foto Gość

Mur

Po kilku dniach wędrowania po uliczkach Betlejem wiedziałem jedno: ten wyjazd jest jedną wielką lekcją pokory. Przygotowane z góry tezy, z którymi przyjechałem, rozsypywały się jak domki z kart.

Gdy przekraczałem check point, słyszałem, że Palestyńczycy, by przejść za 350-kilometrowy wówczas mur, musieli mieć specjalną przepustkę i wystać swoje w kolejkach. „Wyszliśmy z getta, a teraz zbudowaliśmy je sami” – napisał ktoś po izraelskiej stronie. Przy innym graffiti – ogromnym izraelskim lwie (hebrajskie ariel odnosiło się do imienia premiera Szarona), który rozszarpywał bezbronnego palestyńskiego orła – usłyszałem od arabskich mieszkańców Betlejem: „To nawet dobrze, że Izrael otoczył nas murem. Może wreszcie zobaczy nas świat? Od kilku lat między Izraelem a Palestyną trwa wojna o… postawienie się w roli ofiary. Tylko taka pozycja wzbudza dziś litość opinii międzynarodowej. Od 1948 roku najważniejszym bogactwem młodziutkiego państwa była martyrologia. My, Palestyńczycy, nie chcemy być postrzegani jako terroryści, bo w opinii publicznej taki wizerunek po prostu się nie opłaca. Dziś łatwiej być ofiarą, bo ta postawa zwraca na ciebie współczujące oczy świata. I jeszcze jedno: cement do budowy muru był egipski, więc przynajmniej zarobiło jakieś muzułmańskie państwo”.

Podziwiam tych, którzy po dwukrotnej wizycie w jakimś kraju wydają o nim książki. A może mają rację? Może jedynie krótki kontakt z jakimś miejscem pozwala na napisanie czegokolwiek? Na jednoznaczne diagnozy, jasne werdykty, proste rozwiązania? Potem dzień po dniu traci się grunt pod nogami, a wszystko się komplikuje… „Rosję można opisać, gdy spędziło się w niej jeden dzień, albo… całe życie” – pisał Tocqueville. Identycznie jest z Izraelem.

To oni!

Śpię nieopodal bazyliki Narodzenia i codziennie słyszę żonglerkę argumentami: „Budujemy 350 kilometrów muru ze względów bezpieczeństwa”. „Nie! To nie jest decyzja dotycząca bezpieczeństwa, ale czysta polityka”. „Ustały ataki terrorystyczne”. „Przecież nie zamknęliście w klatce terrorystów, ale miliony niewinnych ludzi. Przyjeżdżając tu pół wieku temu z Lelowa, Rzeszowa, Pragi i Granady, powtarzaliście swoją mantrę: »Ziemia bez narodu dla narodu bez ziemi«. Hasło piękne, ale nieprawdziwe. Bo na tej ziemi żyli już nasi ojcowie”. „Chcemy odizolować się od fundamentalistów. Przecież nawet w ostatnich wyborach w Betlejem zwyciężył radykalny Hamas!”. „Głosowaliśmy na nich, bo w przeciwieństwie do skorumpowanego Fatahu zadbali o opiekę socjalną”. „Wasza ziemia jest sucha jak popiół. To my ją nawodniliśmy i stworzyliśmy zielone oazy”. „Zatruwacie nasze źródła, wyrywacie gaje oliwne. Nie możemy nawet swobodnie przejechać do muzułmańskiego Jerycha”. Czy to się kiedyś skończy?

Żydzi wierzą, że Szekina, Boża obecność nie opuściła zewnętrznej ściany świątynnego muru.   Żydzi wierzą, że Szekina, Boża obecność nie opuściła zewnętrznej ściany świątynnego muru.
Roman Koszowski /Foto Gość

W Betlejem jeszcze sześćdziesiąt lat temu mieszkało 80 procent chrześcijan. Dziś jego senne uliczki budzi potężny głos muezina. Nad kamiennymi domami dominują minarety niemal 90 meczetów. „Spróbuj poprosić muezina, by troszkę ściszył głośnik w minarecie, to lepiej od razu kup sobie solidną trumnę” – uśmiecha się smutno jeden z miejscowych chrześcijan. Podobnie jak jego sąsiedzi wyrabia z twardego oliwkowego drewna różańce, szopki, ozdoby choinkowe i figurki świętych. Całymi godzinami ślęczy z dłutem, obsypany wiórami i gryzącym pyłem. Nad jego głową wisi św. Jerzy, zatapiający miecz w karku smoka – najpopularniejszy wizerunek w Betlejem. Na ścianach wieszają go również muzułmanie.

Balagan

Wszystko jest tu przemieszane. Meczety i kamienne wieże kościołów, kolczaste druty i otwartość karmelitanek, opowiadających z błyskiem w oku o unoszącej się ponad drzewami Małej Arabce, soczyste melony i świeże figi oraz pluszowe wielbłądy z napisem Jerusalem i metkami Made in China. Zapach olejku i gnijących liści winogron, suszących się w słońcu ziół i zaduchu baraniego mięsa.

Krzyki dzieciaków z pobliskiej prowadzonej przez franciszkanów szkoły i modlitewne szepty. Świętość i nikczemność. Bałagan. A raczej balagan – „słowo przejęte przez hebrajski z polskiego i tak nasączone polskimi znaczeniami, iż nie ma żadnej wątpliwości, skąd wywodzili się założyciele Izraela i twórcy współczesnej hebrajszczyzny” – notował nieodżałowanej pamięci Paweł Smoleński, mistrz reportażu. „W żydowskim bałaganie nie ma »ł«, tylko »l« Być może to również jedyne polskie słowo, które na stałe weszło do codziennego repertuaru języka izraelskich Arabów…”.

Wszechobecny bałagan, rozkład. Kto wie, może ten chaos mówi nam więcej o pęknięciu ziemi, na jakiej narodził się Syn Boga? O Jego misji przemiany przekleństwa w błogosławieństwo?

Tu wszystko jest religią. Na zaledwie 4 km kw. stoją trzy najważniejsze miejsca chrześcijan, żydów i muzułmanów.   Tu wszystko jest religią. Na zaledwie 4 km kw. stoją trzy najważniejsze miejsca chrześcijan, żydów i muzułmanów.
Roman Koszowski /Foto Gość

Uciekaj!

Krzyczeli, wygrażali mi pięścią, ale nie miałem o to pretensji. Rozumiałem ich. To ja byłem intruzem​, który wtargnął w ich świat, naruszył dziewiczość i integralność jerozolimskiej dzielnicy Me’a Sze’arim. Zakłócił świętowanie. Mieli po dziurki w nosie tabunów turystów, którzy ich zwyczajność traktowali jak skansen, Japończyków fotografujących pospiesznie sklecone z drewna i liści palmowych szałasy i komentarze: „Zobacz! Jakbyśmy znaleźli się w XIX-wiecznym sztetl!”. Chłopcy, którym spod jarmułek wystawały kosmyki pejsów, mieli dość tych, którzy traktowali ich jak eksponaty. Skąd mogli wiedzieć, że nie należę do tej ekipy? Że spaceruję wąskimi uliczkami, błogosławiąc Tego, którego imienia nie odważają się wymawiać?

Trwało święto Sukkot i w mieście wyrosło miasteczko szałasów. Richard Ben Cramer w książce „Dlaczego Izrael przegrał?” ironizował: „Niemal wszystkie święta żydowskie sprowadzają się mniej więcej do tego samego: »Próbowali nas zabić, nie udało im się. Jedzmy«”.

Święto wypada w dniach 15–21 miesiąca Tiszrej, trwa siedem dni i upamiętnia czterdziestoletnią wędrówkę Żydów przez pustynię – czas, gdy Izrael mieszkał w szałasach. To czas zbiorów jesiennych płodów.

Suka – świąteczny szałas – musi posiadać minimum trzy stabilne ściany. Budulcem dachu mogą być wyłącznie rośliny, np. gałęzie drzew, bambus, wysuszone liście.

Mijam spieszący do synagogi tłum w bobrowych czapach. Wielu młodych mężczyzn pcha wózki z wydzierającymi się wniebogłosy dziećmi.

Tu wszystko jest religią. Na zaledwie 4 km kw. stoją trzy najważniejsze miejsca chrześcijan, żydów i muzułmanów. Ruiny świątyni Izraela, najświętszego miejsca tego narodu, serce chrześcijaństwa: Golgota i bazylika Grobu Pańskiego oraz meczet, w miejscu, z którego Mahomet został porwany do nieba. Tygiel. A wszystko na wzgórzu Moria, na które Abraham wspinał się, by ofiarować swego jedynego syna, i na ziemi, z której, jak piszą rabini, Bóg zaczerpnął glinę, by ulepić pierwszego człowieka.

„Budujemy 350 kilometrów muru ze względów bezpieczeństwa”. „Nieprawda! To getto!” - słychać w Betlejem.   „Budujemy 350 kilometrów muru ze względów bezpieczeństwa”. „Nieprawda! To getto!” - słychać w Betlejem.
Henryk Przondziono /Foto Gość

Przepychanki

Spocony, przeciskający się między straganami tłum szepcze modlitwy na Via Dolorosa. Cienia szukam w bazylice Bożego Grobu. Potworny ścisk. Falujący, przepychający się tłum Greków, Rosjan, Koptów, Amerykanów, Etiopczyków, pielgrzymów z Cypru, z których każdy chce choć na chwilę wejść do maleńkiej kaplicy, gdzie, jak głosi tradycja, Jezus wstał z martwych.

Gwar, szturchańce, protesty. Gdy moja grupa dochodzi do wejścia, nagle jak spod ziemi wyrasta przed nią prawosławna wycieczka z Rosji. Sypią się warczące słowa. Interweniuje straż.

Nie tego się spodziewałem. Ostrzegano mnie, że Jerozolima pokazuje w pigułce rozbicie świata, ale nie chciałem uwierzyć. „Spotkanie z Ziemią Świętą jest po to, by zobaczyć, jakie naprawdę jest twoje serce” – przestrzegał mnie Ryszard Montusiewicz, dziennikarz, który wiele lat mieszkał w tym targanym konfliktami kraju. „Izrael jest jak kropla wody, w której widać jak na dłoni problemy świata, ale i twój konkretny problem. Jesteśmy tacy jak ta ziemia”.

Podświadomie szukałem pokoju i harmonii. Miałem dość przepychanek i krzyków. Ukryłem się w kaplicy na górze. Otwarłem Biblię i zaskoczony natrafiłem na rozdział: „Męka Jezusa Chrystusa”. Nie potrafiłem opanować wzruszenia. Nie byłem w miejscu grobu Jezusa, ale Bóg dostrzegł w tym wielobarwnym tłumie moje serce.

A może paradoksalnie te przepychanki i wyzwiska, ten wszechobecny chaos, bardziej uświadomiły mi, co mógł czuć zmęczony, samotny, wytykany palcami Skazaniec, którego trzeba było jak najszybciej ukrzyżować, by nie zepsuł świętowania Paschy? Nie dotykałem Jego grobu, ale przecież stąpałem po ziemi, na której rozpięty między niebem a ziemią zawołał: „Zapłaciłem” i wyśpiewał psalm do końca.

Czy da się scalić przedzielone, rozdarte dwa światy?   Czy da się scalić przedzielone, rozdarte dwa światy?
Roman Koszowski /Foto Gość

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.