Wandea kontra piekielne kolumny

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

Historia Kościoła 1/2024

publikacja 30.11.2023 00:00

Kto odpowiada za pierwsze przypadki wytwarzania mydła z ludzi i spodni z ludzkiej skóry? Przywódcy rewolucji francuskiej. Ci sami, którzy mieli usta pełne okrągłych zdań o wolności, równości i braterstwie. Utopili we krwi krainę Wandea za to, że upomniała się o wiarę i króla.

Symbolicznie ukazujący ideę rewolucji obraz „Wolność wiodąca lud na barykady”. Eugene Delacroix namalował go w 1830 r. Symbolicznie ukazujący ideę rewolucji obraz „Wolność wiodąca lud na barykady”. Eugene Delacroix namalował go w 1830 r.
Mat. prasowe

Wandea to departament na zachodzie Francji, nad rzeką Loarą. Tutaj w 1793 roku w obronie wiary i króla zwykli chłopi chwycili za widły, kosy i myśliwskie fuzje. Ku powszechnemu zdumieniu rozgromili stacjonujące w okolicy regularne wojska Republiki Francuskiej.

Rewolucjoniści potraktowali ich powstanie jak osobistą zniewagę. Twierdzili przecież, że wyzwolili lud od tyranii króla...

Do regionu wkroczyły więc ogromne rewolucyjne armie. Za kolumnami wojska toczyły się wozy wyładowane siarką. Żołnierze palili wsie i miasta. Mordowali całymi tysiącami kobiety, mężczyzn i dzieci. Zabijali okrutnie. Zginęło około 117 tys. ludzi, czyli jedna siódma ludności departamentu.

Rzeź inwalidów

Mimo to co roku 14 lipca, czyli w święto rewolucji francuskiej, nad Paryżem eksplodują fajerwerki. Tłum na Polach Elizejskich wiwatuje na widok defilady. Rozradowani paryżanie nie zdają sobie jednak sprawy, że czczą jedno z najbardziej zbrodniczych wydarzeń w historii świata. Francuzi wyparli to ze swojej historycznej pamięci. Niektórzy usprawiedliwiają rewolucjonistów, twierdząc, że dla dobrego celu warto stosować krwawe środki.

We francuskich dziejach roi się od przykładów bohaterstwa i poświęcenia dla ojczyzny, jest mnóstwo błyskotliwych zwycięstw. Mimo to Francja wybrała sobie na święto narodowe rocznicę niezbyt chwalebnego zdobycia Bastylii przez lud Paryża 14 lipca 1789 roku. Bastylia nie była już wtedy twierdzą, tylko zwykłym więzieniem o lekkim rygorze. Pilnowało jej zaledwie 30 Szwajcarów i 80 inwalidów wojennych. Szybko się poddali, gdy rewolucjoniści obiecali, że puszczą ich wolno. Kiedy tylko jednak oddali broń, oszalały tłum rzucił się na nieszczęsnych inwalidów. Część z nich została zlinczowana na miejscu. Paryżanie wlekli ulicami ich dowódcę, a potem nosili jego głowę zatkniętą na pice.

Paryski lud zasmakował w krwawych widowiskach. Wkrótce na placach stanęły gilotyny. Po bruku potoczyły się głowy króla, królowej, tysięcy wrogów Republiki. Kiedy zabrakło pod ręką wrogów, jedni rewolucjoniści ucinali głowy innym rewolucjonistom w myśl zasady, że „rewolucja zjada swoje dzieci”.

W czasie najbardziej krwawego Wielkiego Terroru gilotyny nie nadążały z zabijaniem skazanych, a ulicami płynęły strugi krwi. We Francji podczas rewolucji zginęło ponad pół miliona ludzi. Drugie tyle zmarło z głodu i chorób. Tymczasem w całym państwie żyło wtedy zaledwie 27 mln mieszkańców.

Tajne Msze

Dlaczego gniew Republiki skupił się jednak na Wandei? Przecież idee rewolucji z początku podobały się mieszkańcom tego regionu. Rządy króla Ludwika XVI nie były zbyt udane, ludzie narzekali na wysokie podatki. Zwłaszcza że od kilku lat trwał nieurodzaj. Rewolucja uwolniła lud od pańszczyzny i od dziesięciny na rzecz Kościoła. Jednak szybko wprowadziła nowe podatki, i to o wiele wyższe niż za czasów króla.

Rewolucjoniści uderzyli też w chrześcijan. Skonfiskowali kościelne dobra. Zburzyli wiele kościołów i klasztorów, nawet jeśli były to wybitne dzieła architektury.

PołożeniedepartamentuWandeana mapieFrancji.   PołożeniedepartamentuWandeana mapieFrancji.
Studio GN

Dzisiaj teksty ideologów oświecenia czasem porażają swoją naiwnością. Jednak przywódcy rewolucji uważali się właśnie za oświeconych. I całkiem poważnie usiłowali zastąpić chrześcijaństwo kultem rozumu albo Najwyższej Istoty. Katoliccy księża mogli zostać w swoich parafiach, jeśli złożyli przysięgę na wierność konstytucji. Dostawali wtedy pensję od państwa. Sęk jednak w tym, że przysięga mówiła też o zerwaniu więzi z papieżem.

Niektórzy księża na to przystali, jednak większość odmówiła. Część duchownych uciekło za granicę, inni do swoich rodzin. Msze Święte odprawiali w jaskiniach, stodołach, stojących na uboczu chatach, bo karą za sprawowanie liturgii było więzienie. „Tu, w otoczeniu małych dzieci, głoszą słowo życia, nauczając je, jak kochać Boga, pocieszyć matkę, modlić się za Francję i wybaczać” – relacjonował niejaki Peigné. „Tam, na polance jakiegoś lasu nad brzegiem Divate, w leżącej na uboczu dolinie, odprawiają zwykłą Mszę, godzinę lub dwie przed pierwszymi zorzami brzasku. Jakiś stół czy inny mebel przykryty białym płótnem służy za ołtarz (...). Często nagłe ostrzeżenie przerywa ceremonię. Wówczas ksiądz jak najszybciej podąża do kryjówki”.

Ćwoki, co się modlą

Kiedy parafię Saint-Hilare-de-Mortagne w Wandei musiał opuścić proboszcz Mathieu Paunaud, żegnał go tłum wzruszonych parafian. Kapłan poprosił ich, żeby zbierali się co niedzielę o godzinie 10. A wtedy on, gdziekolwiek Bóg go poprowadzi, będzie odprawiał Mszę w ich intencji. „Dołączcie swą intencję do mojej, a nie wątpię, że dobry Bóg uwzględni tę intencję, którą zadośćuczynicie przykazaniu. Nie uczestniczcie w Mszy sprawowanej przez jakiegoś intruza” – poprosił i odjechał.

Historyk Raynald Secher w książce „Ludobójstwo francusko-francuskie” opisuje, jak ci parafianie co niedzielę około dziesiątej wślizgiwali się do świątyni, żeby kościelnym dzwonem zwołać wiernych.

Kiedyś na ten dźwięk przybiegli też żandarmi z karabinami. Zastali tłum na cmentarzu pod kościołem. Ludzie w skupieniu klęczeli na kamiennych nagrobkach. „Ależ zabobonni durnie! Wierzą, że słyszą Mszę odprawianą gdzieś daleko” – próbował zakpić brygadier żandarmerii. „Modlitwa sięga dalej niż na sto mil, przecież z ziemi wznosi się aż do nieba” – odpowiedział mu niespodziewanie jakiś stary mężczyzna. „I wy myślicie, że jesteście tutaj w kościele, ćwoki jedne?” – kpił dalej brygadier. „Jesteśmy tu w miejscu świętym, na kościach naszych ojców” – odpowiedział staruszek.

Wódz spod łóżka

Prześladowania Kościoła rosły. Nowe władze popełniały też błędy w polityce gospodarczej. Wkrótce chłopi z Wandei uznali, że za czasów króla było im znacznie lepiej. Kiedy w marcu 1793 roku zaczął się pobór rekrutów, lud przywitał komisarzy okrzykami: „Oddajcie nam naszych księży, precz z intruzami!”. Wkrótce chłopi chwycili widły, kosy i myśliwskie strzelby. I ruszyli na żołnierzy z krzykiem: „Za wiarę i króla!”. Swoje oddziały nazwali Armią Katolicką i Królewską.

Emblemat używany przez powstańców.   Emblemat używany przez powstańców.
commons.wikimedia.org

Rolnicy szybko zaproponowali dowództwo szlachcicom. Jednego z najlepszych wodzów powstania, François de Charette’a, chłopi wyciągnęli... spod łóżka, gdzie przed nimi się schował. Do walki włączyli się też mieszczanie. Szlachta była zdumiona odwagą tego prostego wandejskiego ludu.

Chłopi nieźle tu strzelali dzięki tradycjom kłusowniczym. I wkrótce zdobyli lepszą broń na republikańskiej armii. W wandejskich lasach rewolucjoniści ponosili klęskę za klęską. Powstańcy bili się z nimi nawet w otwartym polu, pokonując tam duże, regularne armie rewolucyjne, liczące od 25 do 40 tys. żołnierzy. Tak było w bitwach pod Saumur, Cholet i Entrammes, gdzie rewolucyjna armia została wręcz zmieciona.

Wracamy na żniwa

Powstańcza Armia Katolicka i Królewska prezentowała się w sposób zdumiewający. Kawaleria dosiadała koni pociągowych, z uprzężą ze sznurków. Zamiast normalnych butów jeźdźcy nosili chodaki. A jednak bili się świetnie. Po kilku wygranych bitwach ich szeregi zasiliło kilka regimentów huzarów, którzy przeszli na stronę zwycięzców.

Powstańcy często mieli poszarpane przez kule łachmany. Na piersiach prawie każdego z nich kołysały się szkaplerze, wizerunki krzyża i Najświętszego Serca Jezusa.

18 czerwca 1793 roku powstańcy zdobyli Angers, jedno z największych miast zachodniej Francji. Mogli stąd pomaszerować na Paryż, żeby zdławić rewolucję. Ten jeden raz zawiodła jednak dyscyplina w ich Armii Katolickiej i Królewskiej. Ci prości ludzie uznali, że już obronili swoją ziemię i sprawa jest załatwiona. Zawrócili więc do domu... na żniwa. A wtedy rewolucjoniści otrząsnęli się z szoku, ściągnęli posiłki i rzucili na Wandeę ogromne siły.

Zmiażdżyłem te dzieci

Krainę zaczęły przeczesywać rewolucyjne oddziały, zwane piekielnymi kolumnami. Kto nie uciekł przed nimi do lasu, ginął w męczarniach. Rewolucyjni żołnierze najpierw gwałcili kobiety, a potem je mordowali. Zabijali starców i zakłuwali bagnetami niemowlęta leżące w kołyskach. Często widywano, jak żołnierze przerzucali sobie dzieci z bagnetu na bagnet. Rewolucyjny generał Westermann raportował paryskiemu Komitetowi Ocalenia Publicznego: „Wedle rozkazów, jakie mi przekazaliście, zmiażdżyłem te dzieci pod końskimi kopytami, zmasakrowałem kobiety, które – przynajmniej te – nie będą już rodzić bandytów. Nie mam sobie do zarzucenia ani jednego wziętego więźnia. Zgładziłem wszystkich”.

Generałom republikańskim szkoda było kul na ludność cywilną. Kazali więc zabijać ją bagnetami. Ale i bagnety czasem się przy tym łamały. Tysiące ludzi, także kobiety z dziećmi, zaczęto więc ładować na stare statki. A potem zatapiano je na środku Loary. Żołnierze w szalupach dobijali tych, którzy mimo wszystko wypływali na powierzchnię.

„Rozkazuję palić wszystko, co nadaje się do spalenia, i brać pod bagnety każdego mieszkańca, którego spotkacie na swojej drodze” – zarządził rewolucyjny generał Grignon. „Wiem, że mogą być jacyś patrioci w tym kraju; wszystko jedno, musimy poświęcić wszystkich”.

Mydło z ludzi

Najbardziej szokujące są opisy palenia w piecach żywcem kobiet i dzieci, umierających z potwornym krzykiem. „Z braku żon rojalistów zabrali się do żon prawdziwych patriotów. Dotąd 23 kobiety poddano już tej straszliwej męczarni” – zżymał się Gannet, oficer policji wiernej republikanom.

W miejscowości Clisson rewolucyjni żołnierze zakopali w ziemi kocioł, położyli na nim ruszt, a potem spalili na nim 150 kobiet. „Dziesięć baryłek tłuszczu wysłałem do Nantes. Był to jakby tłuszcz z mumii: służył szpitalom” – zeznał później jeden z żołnierzy.

W mieście Angers żołnierze ściągnęli skórę z 32 ludzi na spodnie dla wyższych oficerów. Skórę zdzierali od pasa w dół, dzięki czemu spodnie miały być dobrze dopasowane do ciała nowego właściciela. Historyk Reynald Secher pisze, że żołnierze ci postępowali w myśl wskazówek Saint-Justa, jednego z przywódców rewolucji, który dowodził: „Skóra ludzka ma konsystencję i jakość lepszą od koźlęcej. Skóra z ciał kobiecych jest bardziej miękka, ale mniej trwała”.

Egzekucja w fotelu

To tylko drobny wycinek bestialstw popełnionych przez rewolucjonistów w Wandei. Mimo to powstańcy postępowali z jeńcami po chrześcijańsku. Powstańczy wódz Charles de Bonchamps zadbał o darowanie życia 5 tysiącom żołnierzy Republiki, zanim zmarł z ran odniesionych w bitwie. Syn jednego z uratowanych wtedy żołnierzy Republiki, David d’Angers, wyrzeźbił później umierającego generała Bonchamps wydającego ten akt łaski. Posąg stoi w wandejskim kościele w Saint-Florent-le-Vieil nad Loarą.

Kiedy po jednej z wygranych bitew chłopi chcieli zabić czterystu schwytanych republikanów, powstańczy wódz Maurycy d’Elbée zastąpił im drogę z modlitwą: „Ojcze nasz – jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeńców uwolniono. Jednak sam d’Elbée po klęsce powstania został stracony. Ponieważ był ciężko ranny, rewolucjoniści przynieśli go na miejsce egzekucji w fotelu i w nim go rozstrzelali.

Rewolucjoniści mścili się na prostych ludziach, którzy upomnieli się o wiarę i króla. Nawet nazwę Wandea zmienili na Vengé – to znaczy Departament Zemsty. Spokój tej skrwawionej ziemi przyniosło dopiero objęcie rządów przez Napoleona Bonaparte.

Solidarność kobiet

W tej straszliwej pożodze można jednak znaleźć ślady ludzkich odruchów. Choćby w mieście Nantes, które sprzyjało rewolucji, a nie powstańcom. Miejscowe kobiety zaczęły tam masowo adoptować dzieci, które miały być rozstrzelane wraz ze swoimi matkami.

Większość Wandejczyków mimo wszystko przeżyła, kryjąc się w lasach. Niektórzy zwracają uwagę, że te straszne wydarzenia utrwaliły w regionie na kolejne stulecia wiarę w Boga, która była wyraźnie żywsza, niż w innych częściach Francji. Także w czasie wyborów lewica nie mogła tu liczyć na dużo głosów.

Wydarzenia 1793 roku w Wandei to mało znany epizod dziejów. Nie pasuje do kultu Wielkiej Rewolucji Francuskiej, w której nad Sekwaną wychowywane były całe pokolenia. Przez dwieście lat o rzezi Wandei poza tym departamentem mało kto wiedział; nie było o niej wzmianek w podręcznikach szkolnych. Francuzi czasem nawet nie wiedzą, gdzie leży ta kraina.

Dopiero od końca XX wieku nad Sekwaną zaczęły przebijać się głosy, że pierwszego ludobójstwa w nowożytnej historii świata dokonały właśnie rewolucyjne władze francuskie na katolikach z Wandei. Słowo „ludobójstwo” wywołuje jednak wciąż opór i zażarte polemiki.

Być może teraz na świadomość Francuzów szerzej wpłynie fabularny film, który przypomniał dramat Wandei (piszemy o nim na stronach 86–87).

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?