Masada. Obrona po grób

Przemysław Kucharczak Przemysław Kucharczak

|

Historia Kościoła 1/2024

publikacja 30.11.2023 00:00

O świcie Rzymianie ruszyli do ostatniego szturmu na górską twierdzę Masada. 960 mieszkających w niej Żydów od wielu miesięcy opierało się ich potędze. Ku zaskoczeniu legionistów, na murach i za nimi powitała ich wielka cisza.

Masada. Obrona po grób iStockPhoto

Głuchą ciszę naruszał tylko trzask pożaru pałacu, wzniesionego sto lat wcześniej przez Heroda Wielkiego.

Legioniści wznosili głośne okrzyki bojowe, żeby wywabić Żydów z zabudowań. W końcu wyszły do nich dwie żydowskie kobiety z pięciorgiem dzieci. Opowiedziały o losie pozostałych mieszkańców Masady. Ta opowieść zdawała się Rzymianom tak dziwna, że z początku nie uwierzyli. Dali w nią wiarę dopiero, kiedy ugasili pożar. W ruinach pałacu odnaleźli szczątki obrońców i ich rodzin.

Część ciała legionisty

Masada była ostatnim punktem oporu w czasie powstania Żydów przeciw rzymskiej władzy. Powstanie to wybuchło w 66 roku w Jerozolimie. Przyczyniło się do niego postępowanie kolejnych rzymskich prokuratorów, którzy rządzili Judeą w sposób bardzo brutalny. Ponieważ pozostawali na stanowisku zwykle tylko kilka lat, robili wszystko, żeby w tym czasie jak najszybciej się wzbogacić. Uciekali się więc do nadużyć i zdzierstwa – oczywiście kosztem Żydów.

Wrogość mieszkańców Judei do Rzymian wzmagały różne incydenty, które czasem kończyły się bardzo krwawo. Tak było między innymi za rządów Wentidiusza Kumanusa, prokuratora Judei w latach 48–52. Żydowski historyk Józef Flawiusz był wtedy nastolatkiem. Tak po latach opisał jedno z ówczesnych świąt Paschy, na które zeszli się do Jerozolimy Żydzi z całego kraju: „Kumanus, bojąc się, żeby nie stało się ono okazją do wywołania rozruchów, rozkazał, aby jeden oddział żołnierzy ustawił się z bronią w ręku przy krużgankach świątyni, aby w zarodku stłumić zamieszki, gdyby do nich doszło (…). W czwartym dniu święta pewien żołnierz obnażył się i wystawił do ludu wstydliwą część ciała. Ten postępek ogromnie wzburzył patrzących, gdyż – jak mówili – nie ich zelżono w ten sposób, lecz znieważono samego Boga. Zuchwalsi z nich obrzucili obelgami samego Kumanusa”. Prokurator zareagował na ten tumult, wysyłając na miejsce kolejne rzymskie oddziały z bronią w ręku. Na ich widok wśród Żydów wybuchła panika. Tłum rzucił się do ucieczki, podczas której w ścisku doszło do tratowania się. Według Flawiusza naliczono później 20 tysięcy ciał. „Takie to nieszczęścia sprowadził bezwstydny czyn jednego żołnierza” – relacjonował historyk.

Rzymski legionista, który dopuścił się tej prowokacji, nie został ukarany.

Rzymianie zrywają nić

Kiedy pod Jerozolimą zeloci, czyli Żydzi opowiadający się za walką z Rzymianami, napadli niewolnika cesarza Klaudiusza, prokurator kazał legionistom złupić sąsiednie wioski. Jeden z rzymskich żołnierzy, wykonując zadanie, znalazł Torę – czyli pierwsze pięć ksiąg Biblii. Publicznie rozdarł ten zwój, wypowiadając przy tym szyderstwa.

Jak ocenia Bernard Nowaczyk, autor książki „Masada 66-73”, te wydarzenia zerwały pewną nić sympatii, jaka zaczynała nieco wcześniej zawiązywać się między Żydami a Rzymianami. Ta nić porozumienia miała związek z negatywnym stosunkiem jednych i drugich do chrześcijan.

Brutalność Rzymian powodowała, że coraz więcej Żydów zasilało szeregi zelotów. Spirala przemocy nakręcała się. Sytuacja, zamiast się uspokajać, zaogniała się.

Bezmyślność Florusa

W 64 roku prokuratorem Judei został Rzymianin Gesjusz Florus, który jeszcze przewyższał poprzedników w pazerności i brutalności. Przez swój brak wyczucia politycznego doprowadził Judeę do stanu wrzenia. „Popisywał się przestępstwami popełnionymi na narodzie i jakby przysłany był do spełniania roli kata wobec skazańców, nie cofał się przed żadną grabieżą czy gwałtem. Gdzie trzeba było okazać litość, on postępował z niezwykłym okrucieństwem. (…) Wyciąganie korzyści od pojedynczych ludzi wydawało mu się mało opłacalne, więc całe miasta ograbiał i gromady ludzi doprowadzał do ruiny” – wspominał jego zarządzanie Józef Flawiusz.

Florus zabrał też ze skarbca świątynnego pieniądze, które były uważane za święte, a protestujących pokojowo Żydów kazał zmasakrować. Wśród ofiar było wiele kobiet i dzieci. Z rozkazu prokuratora ginęła na krzyżach żydowska elita, w tym nawet Żydzi z obywatelstwem rzymskim – co było drastycznym naruszeniem prawa.

W 66 roku, w czasie kolejnej rzymskiej prowokacji połączonej z masakrą bezbronnego tłumu, zdesperowani mieszkańcy Jerozolimy zaczęli się bronić. Legioniści, blokowani w wąskich uliczkach, obrzucani pociskami z każdego dachu, musieli się wycofać. Miasto ogarnęło wrzenie.

Złamana gwarancja

Była jeszcze szansa na pokój. Dążyli do niego niektórzy Rzymianie i część społeczności żydowskiej, zwłaszcza elity. Nie było wykluczone, że nadużycia i nieudolność prokuratora Florusa wyjdą na jaw, a cesarz okaże łaskę mieszkańcom Jerozolimy. Niestety, żydowscy zwolennicy wojny, zwłaszcza zeloci, nie chcieli uspokojenia sytuacji. Wszczęli w mieście kolejne walki. Pokonali Żydów opowiadających się za współpracą z Rzymem i zabili arcykapłana Ananiasza (tego samego, któremu św. Paweł w 22. rozdziale Dziejów Apostolskich zapowiedział: „Uderzy cię Bóg, ściano pobielana! Zasiadłeś, aby mnie sądzić według Prawa, a każesz mnie bić wbrew Prawu?”). Wymordowali też wziętych do niewoli Rzymian.

Najdłużej bronili się w trzech wieżach pałacu króla Heroda rzymscy legioniści, dowodzeni przez setnika Metiliusza. Żydzi uroczyście zagwarantowali im, że jeśli się poddadzą, będą mogli bezpiecznie opuścić Judeę. Rzymianie złożyli więc miecze i tarcze. Wtedy zwolennicy wojny rzucili się na nich i zamordowali.

Droga do pokoju została w ten sposób ostatecznie zamknięta. Wiadomo było, że Rzym krwawo odpowie – choćby dla przykładu, żeby zniechęcić do buntu inne prowincje imperium. Teraz także ci Żydzi, którzy dotąd nie chcieli walczyć, przyłączyli się do powstania, żeby bronić życia przed nadchodzącą rzymską zemstą.

Stuletnia żywność

Już po pierwszych starciach w Jerozolimie grupa sykariuszy, czyli najbardziej radykalnych zelotów, opanowała podstępem twierdzę Masada. Była to górska forteca, która wydawała się nie do zdobycia.

Mury Masady wznosiły się na płaskim wierzchołku stromego wzgórza, 410 metrów ponad poziomem Morza Martwego. Od wschodu, czyli od brzegu tego morza, można było się do niej dostać jedynie bardzo wąską „wężową ścieżką”, wiodącą nad przerażającymi przepaściami. Lepsza droga wiodła od zachodu, ale i tam szturmowanie twierdzy po takiej stromiźnie byłoby dla napastników samobójstwem.

Zeloci obsadzili twierdzę i zamieszkali w niej wraz ze swoimi rodzinami. Byli całkowicie samowystarczalni. Na płaskim wierzchołku wzgórza ziemia była urodzajna, więc uprawiali w obrębie murów swoje poletka.

W Masadzie do dzisiaj zachowały się, wiszące nad przepaściami, starożytne gołębniki. Hodowla gołębi zapewniała załodze świeże mięso. Poza tym odchody tych ptaków służyły jako nawóz na poletkach.

Jakby tego było mało, obrońcy mieli do dyspozycji ogromne ilości pożywienia, które zgromadził jeszcze król Herod Wielki. Ta żywność przetrwała blisko sto lat i wciąż nadawała się do jedzenia! Były to wielkie zapasy zboża, wina, oliwy, nasion strączkowych i suszonych daktyli. Jakim cudem przetrwały tak długo? Zapewne złożyło się na to kilka czynników: górski mikroklimat z suchym i krystalicznie czystym powietrzem oraz sposób przechowywania – w szczelnie zamkniętych naczyniach, składowanych w suchych i ciemnych pomieszczeniach.

W twierdzy żydowscy powstańcy znaleźli też mnóstwo broni zgromadzonej przez Heroda.

Masada. Obrona po grób   Studio GN

Inżynieryjne arcydzieło

Ponad sto lat wcześniej Herod Wielki, w czasie walk o władzę, umieścił w Masadzie swoją matkę, siostry i narzeczoną Mariamme, a także 800 żołnierzy. Oblegał ich tutaj Antygon, król Judei. Ujawnił się wtedy słaby punkt twierdzy: problem z zaopatrzeniem w wodę. Z powodu pragnienia załoga była już bliska porzucenia obrony. Szczęśliwie dla niej spadł rzęsisty deszcz i odnowił zapasy wody.

Po wojnie Herod wyeliminował tę słabość fortecy, każąc w niej zbudować system zbierania deszczówki. Powstało inżynieryjne arcydzieło. Woda opadowa z całego płaskiego wierzchołka góry spływała do ogromnych cystern. Dzisiaj można dostać się na dno jednej z nich, nazywanej cysterną południową, schodząc po 64 schodach.

Herod wzniósł też w Masadzie na trzech skalnych półkach piękny pałac. Jego częścią jest wiszący nad przepaścią tzw. taras dolny. Schodzi się do niego po oryginalnych schodach, które pamiętają Heroda i żydowskich powstańców. Na ścianach do dzisiaj zachowały się malowidła z tamtych czasów – dzięki suchemu klimatowi i dlatego, że przez setki lat były zasypane. Taras dolny, ze wspaniałym widokiem na Morze Martwe i góry Moabu, był miejscem odpoczynku i relaksu.

Śmierć na arenach

Żydzi utrzymali się w Masadzie aż przez siedem lat, z czego przez sześć lat nikt ich nie niepokoił. W tym czasie w Galilei i Judei rozgrywały się straszne sceny: Rzymianie zdobywali miasta i całymi tysiącami mordowali ich mieszkańców. Oblężonych mieszkańców Jerozolimy dotknął straszliwy głód, a wreszcie – po zdobyciu miasta przez Rzymian – rzeź. Według Tacyta zginęło tam 600 tysięcy ludzi. Żydowska stolica została zniszczona. Ze wspaniałej świątyni – poza murem oporowym, nazywanym dziś Ścianą Płaczu – nie pozostał kamień na kamieniu, tak jak to wcześniej zapowiadał Jezus.

Tysiące Żydów zostało sprzedanych do niewoli. Kolejne tysiące ginęły w męczarniach na krzyżach albo na rzymskich arenach. Dla uciechy publiczności jeńcy byli tam rzucani dzikim zwierzętom albo zmuszani do zabijania się nawzajem całymi gromadami. Jedne z takich igrzysk Tytus, zdobywca Jerozolimy i przyszły cesarz, urządził w Cezarei Nadmorskiej. Okazją była rocznica urodzin jego młodszego brata, Domicjana. Na arenie zginęło wtedy 2,5 tysiąca Żydów. A takich widowisk organizowano wiele… Nawiasem mówiąc, 11 lat później prawdopodobnie właśnie Domicjan otruł Tytusa, żeby zagarnąć jego tron cesarski.

Masada. Obrona po grób   iStockPhoto

Taran kruszy mur

Żydowska załoga Masady w tych strasznych wydarzeniach nie uczestniczyła. Zresztą powstańcy od samego początku walk byli skłóceni. Walczyli nie tylko z Rzymianami, ale też ze sobą nawzajem. Tak bardzo pilnowali się przed atakami własnych rodaków, że nie przychodzili z pomocą miastom, które po kolei zdobywali żołnierze Rzymu.

W 72 roku Rzymianie postanowili dokończyć rozprawę z powstańcami. X legion i oddziały pomocnicze – w sumie 9 tysięcy żołnierzy – podeszły pod Masadę. Wódz Flawiusz Silva kazał otoczyć twierdzę murem, żeby żaden z obrońców się nie wymknął. Do dzisiaj dobrze zachowały się u podnóża góry ślady po ośmiu ufortyfikowanych rzymskich obozach.

Rzymianie rozumieli, że szturm na twierdzę jest niemożliwy. Silva kazał więc usypać ogromną rampę. Trwało to od jesieni 72 roku do wiosny 73 roku. Budową zajmowali się zapewne obróceni w niewolników Żydzi.

Rampa miała około 200 metrów długości i 100 metrów wysokości. Do dzisiaj imponująco wygląda na zboczu Masady – chociaż po blisko dwóch tysiącach lat nieco się obniżyła.

Właśnie po tej rampie wiosną 73 roku Rzymianie wtoczyli swoją opancerzoną wieżę oblężniczą, wysoką na 28 metrów. Była ona zaopatrzona w podwieszony ogromny taran. Legioniści go rozkołysali, żeby rozbić mur Masady.

Kiedy to się udało – zapewne po kilku dniach pracy – Rzymian czekało rozczarowanie. Za wyłomem zobaczyli drugi, nowy mur, wzniesiony przez obrońców z gliny i powiązanych ze sobą belek. Taran nie umiał skruszyć tak elastycznej konstrukcji, zwłaszcza że w czasie uderzeń glina wypełniająca mur osiadała, wzmacniając go.

Silva kazał więc podpalić ten prowizoryczny mur. Udało się, choć Rzymianie przeżyli chwilę grozy, kiedy nagle zmienił się wiatr i skierował płomienie w stronę ich własnej wieży oblężniczej. Po chwili wiatr jednak znów odwrócił się i wieża ocalała. Ogień strawił drewnianą konstrukcję żydowskiego muru.

Jakby obce ręce

Działo się to późnym wieczorem 1 maja 73 roku. Silva rozkazał wtedy legionistom przerwać walkę na czas nocy.

Żydzi wiedzieli już, że przegrali. Ich przywódca, Eleazar, syn Jaira, zgromadził wojowników. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że gdy wejdą Rzymianie, mężczyźni zginą w mękach, a kobiety zostaną zgwałcone i wraz z dziećmi sprzedane w niewolę.

Józef Flawiusz, który sam brał udział w tym żydowskim powstaniu i widział wiele strasznych scen, chyba trafnie domyślał się, jak mogła wyglądać przemowa Eleazara. Ujął ją w takie słowa: „Wiemy z całą pewnością, że twierdza padnie, skoro dzień zaświta, ale możemy swobodnie wybrać szlachetną śmierć dla siebie i naszych najbliższych (…). Będzie można widzieć, jak wloką żonę na pohańbienie i usłyszeć głos dziecka, które ze związanymi rękami wzywać będzie pomocy ojca. Ale dopóki te ręce pozostają jeszcze wolne i dzierżą miecz, mogą oddać szlachetną przysługę. Zgińmy nie jako niewolnicy naszych nieprzyjaciół, lecz razem z dziećmi i żonami rozstańmy się z życiem jako ludzie wolni”.

Eleazar przekonał wojowników. Józef Flawiusz napisał, że mężczyźni w twierdzy „żegnali się, biorąc żony w ramiona, i wśród szlochania tulili do siebie swoje dzieci, po raz ostatni obsypując je pocałunkami, w tej samej chwili, jakby ktoś przyprawił im obce ręce, spełniali to, co postanowili, a tę okropną konieczność mordowania osładzała im tylko myśl o tym, co wypadłoby im wycierpieć, gdyby dostali się w ręce nieprzyjaciół”.

Żydzi uważali samobójstwo za wielkie zło. Powstańcy zabili więc swoje rodziny, a potem wylosowali spomiędzy siebie dziesięciu, którzy mieli uśmiercić pozostałych. Samobójstwo popełnił dopiero ostatni z nich, też wyłoniony przez losowanie.

Opowieść kobiet

O świcie 2 maja Rzymianie ruszyli, żeby dokończyć szturm. Na murach i za nimi powitała ich jednak głucha cisza, naruszana tylko przez trzask pożaru pałacu Heroda.

W końcu wyszły do nich dwie kobiety z pięciorgiem dzieci i opowiedziały, co się wydarzyło. Same ocalały, bo po przemowie Eleazara, widząc, na co się zanosi, ukryły się w wydrążonych w podziemiach kanałach na wodę.

Gdyby nie relacja Józefa Flawiusza, dziś nic nie wiedzielibyśmy o dramacie, który rozegrał się w 73 roku w Masadzie. Niewiele by nam też mówiły wyniki wykopalisk archeologicznych z tej twierdzy, które – jak się okazuje – współgrają z opisem Flawiusza. Między innymi na dolnym tarasie pałacu Heroda – tym wiszącym nad przepaścią – archeolodzy znaleźli szkielety trzech osób: młodego mężczyzny, kobiety i dziecka – prawdopodobnie rodziny obrońców. Zachowały się nawet włosy kobiety, splecione w warkocz, a także leżące wokół posrebrzane łuski zbroi, żelazne groty strzał, pozostałości sandałów.

Masada jest ważnym miejscem dla współczesnych Żydów, którzy podziwiają jej obrońców za determinację i przywiązanie do wolności. Właśnie tutaj izraelscy żołnierze składają dzisiaj przysięgę wojskową.

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?