Parę lat temu, w jednej z kafejek w londyńskiej dzielnicy South Kensington, moją uwagę przykuł przedziwny plakat. Bez wątpienia przedstawiał postać Jezusa Chrystusa, choć elementy garderoby (zielone liście i różne kosmiczne dodatki) mogły budzić co najmniej zdumienie.
Spytałem właściciela, kto jest autorem dzieła i jaki przekaz chciał zawrzeć w takim przedstawieniu Jezusa. – Kogo? – spytał z poważną miną. – Jezusa… – powtórzyłem już z wahaniem w głosie. Właściciel zdziwiony (bardziej niż ja?) przeprosił na chwilę i usiadł przy swoim laptopie. Widziałem, że szuka czegoś w internecie, co chwilę spogląda na plakat i znowu na ekran, ewidentnie porównując znalezione obrazy. Po chwili wrócił do mnie i przepraszającym tonem zapewnił, że nie chciał „obrazić moich uczuć religijnych” i nie miał pojęcia, że plakat przedstawia „postać religijną”… Nie, właściciel nie był muzułmańskim imigrantem z krajów arabskich. Urodził się i wychował w samym sercu zachodniej cywilizacji, w której – jak zawsze sądziłem – można być osobą niewierzącą, ale pewne kody kulturowe, symbole, postaci historyczne wydają się znane i powszechnie rozpoznawalne.
Podobne zdumienie – choć już w nieco innej skali – wywołały wyniki badań, jakie przed laty na zlecenie „Gościa Niedzielnego” przeprowadziła sopocka Pracownia Badań Społecznych. Okazało się, że tylko 65 proc. badanych (polskich katolików) zgodziło się z twierdzeniem, że Jezus Chrystus jest „prawdziwym Bogiem i jednocześnie prawdziwym człowiekiem”, 13 proc. miało wątpliwości lub nie wierzyło, że Jezus był postacią historyczną, a 18,7 proc. uznało, że był „Bogiem, który ukazał się w ludzkiej postaci, ale nie był prawdziwym człowiekiem”.
Przywołuję oba fakty – zdarzenie w Londynie i badania dla „Gościa” – bo utwierdzają mnie one w przekonaniu, że nie ma lepszego tematu na pierwszy numer „Historii Kościoła” niż historyczność osoby Jezusa Chrystusa. Okazuje się bowiem, że to może być problematyczne zarówno dla niewierzących, jak i wierzących. Dla pierwszych Jezus może być mitem, który łatwo ubrać w najbardziej kosmiczne wyobrażenia i kostiumy, dla drugich – wyłącznie Bogiem, ale już nie człowiekiem z krwi i kości.
Wiara chrześcijan nie jest irracjonalna, tylko oparta na solidnym materiale dowodowym, który „przypomina te przywoływane w procesie sądowym”, przyznał kiedyś Lord Denning, najbardziej szanowany sędzia angielski XX wieku. A jeden z ateistów brytyjskich napisał, że „życie Jezusa było tak niezwykłe, a Jego osoba tak wymykająca się naszej wyobraźni, że gdyby rzeczywiście nie istniał, to ani Kościół, ani nikt inny nie byłby w stanie kogoś takiego wymyślić”.
I właśnie tej fascynującej postaci, zagranej sugestywnie przez Jonathana Roumiego w bijącym rekordy popularności serialu „The Chosen” (stąd okładka z twarzą aktora grającego Jezusa), poświęcamy najwięcej miejsca w pierwszym numerze „Historii Kościoła”. Z prawdziwą przyjemnością, ale też nadzieją na dobre przyjęcie, oddajemy do Państwa rąk popularnonaukowy magazyn, który chce podejmować najważniejsze, ale też najtrudniejsze zagadnienia z historii Kościoła. Chcemy zaprosić Cię, Drogi Czytelniku, do pasjonującej podróży przez dzieje chrześcijaństwa. Niezależnie od tego, jak sam określasz swoją wiarę lub niewiarę, z pewnością znajdziesz tu coś dla siebie. Czasem będą to treści budujące, czasem bulwersujące, nieraz pewnie dyskusyjne i rodzące kolejne pytania, ale zawsze dobrze uzasadnione i udokumentowane. Nie chcemy tworzyć ani czarnych, ani białych legend Kościoła, tylko pisać, jak było naprawdę. Kard. Grzegorz Ryś powiedział kiedyś w rozmowie z GN: „Człowiek bez historii jest biedakiem. Tak samo jak biedakiem jest człowiek, który przestraszył się jakiejś części swojej historii i zamiast historii chce tworzyć jakąś jednostronną mitologię”. Wychodzimy z założenia, że tylko prawda jest ciekawa. Mamy nadzieję, że „Historia Kościoła” stanie się wyczekiwanym gościem w Państwa domach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.