Widzę Go codziennie

Szymon Babuchowski Szymon Babuchowski

|

Gość Extra nr 4

publikacja 10.06.2022 00:00

Przez ten cud Pan Bóg chce nam powiedzieć, że nie jest wytworem wyobraźni, ale że angażuje się w nasze życie. I że jest ukryty w tym kawałku chleba – mówią ci, których życie przemieniło się dzięki wydarzeniu eucharystycznemu z Legnicy.

Sanktuarium św. Jacka w Legnicy. Ta neogotycka świątynia niespełna dziewięć lat temu stała się świadkiem cudu. Sanktuarium św. Jacka w Legnicy. Ta neogotycka świątynia niespełna dziewięć lat temu stała się świadkiem cudu.
henryk przondziono /foto gość

Półtora kilometra od legnickiego rynku, w malowniczym zakolu rzeki Kaczawy, wznosi się neogotycka świątynia ze szpiczastą wieżą. Mury, które niespełna dziewięć lat temu miały stać się świadkiem cudu, przez ponad wiek istnienia przeszły niejedną dziejową zawieruchę. Oddano je do użytku w 1908 r. jako kościół ewangelicki, dedykowany pamięci cesarza Fryderyka III, i tak zostało aż do II wojny światowej. Gdy w 1945 r. Armia Czerwona zdobyła miasto, urządziła w świątyni stajnię. W niszczejącym kościele zaczęto jednak wkrótce odprawiać katolickie nabożeństwa. Początkowo był on filią parafii Świętej Trójcy – dopiero w 1972 r. utworzono przy kościele parafię św. Jacka, dominikanina bardzo oddanego Eucharystii. Od 2002 r. jest tu jego sanktuarium. W 2016 r. miało w nim miejsce wydarzenie eucharystyczne, które przyciąga dziś do Legnicy pielgrzymów nie tylko z całej Polski, ale nawet z innych kontynentów. – Myślę, że Pan Jezus celowo wybrał sobie to miejsce, które było splugawione, było stajnią – twierdzi Bogumiła Królikowska, prowadząca sklepik z chrześcijańskimi książkami i dewocjonaliami w przedsionku świątyni. – Najpierw był cud w Sokółce na wschodzie Polski, a potem tu, na zachodzie, w mieście, które nazywano kiedyś „małą Moskwą”. Od wschodu do zachodu Pan Bóg daje nam znaki. Dziękuję Mu, że wybrał Legnicę.

Kolejni wierni przyklękają, by pomodlić się przy relikwiach Ciała Pańskiego.   Kolejni wierni przyklękają, by pomodlić się przy relikwiach Ciała Pańskiego.
henryk przondziono /foto gość

Co chcesz nam powiedzieć?

Historia wydarzenia eucharystycznego, które miało miejsce w Legnicy, faktycznie przypomina bardzo scenariusz z Sokółki. Odtwórzmy przebieg zdarzeń. W Boże Narodzenie 2013 r. podczas udzielania Komunii jednemu z księży, z powodu braku czucia w palcach, upada na ziemię Ciało Pańskie. Kapłan podnosi je i wkłada do naczynia z wodą, które umieszcza w tabernakulum. Po dziesięciu dniach okazuje się, że Hostia nie uległa rozpuszczeniu, a na około jednej piątej powierzchni pojawiło się czerwone przebarwienie. Powiadomiony o sprawie ówczesny biskup legnicki Stefan Cichy powołuje komisję teologiczną i naukową, ta zaś zleca badanie w Zakładzie Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Badanie wyklucza obecność grzybów i kolonii bakteryjnych, które mogłyby być przyczyną przebarwienia. Naukowcy nie potrafią jednak wskazać przyczyny, mimo że niektóre fragmenty materiału przypominają części tkanki mięśnia sercowego. Komisja zleca wkrótce kolejne badanie – tym razem w Zakładzie Medycyny Sądowej Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Tu naukowcy, nie znający pochodzenia próbek, wykorzystują inną metodę badań, a wynik okazuje się bardziej precyzyjny. W komunikacie wydanym po zakończeniu analiz można przeczytać, że „w obrazie histopatologicznym stwierdzono fragmenty tkankowe zawierające pofragmentowane części mięśnia poprzecznie prążkowanego” i że „obraz jest najbardziej podobny do mięśnia sercowego ze zmianami, które często towarzyszą agonii”. W materiale znaleziono też fragmenty ludzkiego DNA.

– Żyliśmy w napięciu – wspomina ks. Andrzej Ziombra, proboszcz parafii św. Jacka. – Całe to wydarzenie było dla nas, księży, wielkim zaskoczeniem. Pytaliśmy: Panie Boże, co chcesz nam przez to powiedzieć? To był też czas rachunku sumienia: czy Pan Bóg jest zadowolony z naszej pracy, z naszego kapłaństwa?

– To wydarzenie jest po to, żebym się nawrócił – mówi ks. Andrzej Ziombra, kustosz sanktuarium św. Jacka.   – To wydarzenie jest po to, żebym się nawrócił – mówi ks. Andrzej Ziombra, kustosz sanktuarium św. Jacka.
henryk przondziono /foto gość

Miażdżyca zniknęła

Kolejny biskup legnicki, Zbigniew Kiernikowski, przekazał w styczniu 2016 r. sprawę do Kongregacji Nauki Wiary, a już 17 kwietnia tego samego roku, zgodnie z wytycznymi Stolicy Apostolskiej, polecił ks. Andrzejowi Ziombrze „przygotowanie odpowiedniego miejsca dla wystawienia Relikwii tak, aby wierni mogli oddawać Jej cześć”. – Odczytałem ten komunikat podczas Mszy Świętej w Niedzielę Miłosierdzia Bożego – opowiada proboszcz. – Parafianie usłyszeli wtedy o sprawie po raz pierwszy, więc były łzy. Od tej pory przestaliśmy być zwykłą parafią. Teraz przybywają do nas nawet pielgrzymi z Azji czy obu Ameryk.

Relikwie Ciała Pańskiego znajdują się po lewej stronie świątyni, za szybą, wystawione w specjalnym relikwiarzu. Odwiedzamy to miejsce przed południem w środku tygodnia i nawet wtedy panuje tam ruch. Kolejni wierni podchodzą i przyklękają, by choć przez chwilę pomodlić się, powierzając swoje sprawy Jezusowi obecnemu w Najświętszym Sakramencie. Wśród osób, które zostały tu wysłuchane, jest też Bogumiła Królikowska, która kilka lat temu doświadczyła uzdrowienia. – Mieszkałam w Belfaście, gdy usłyszałam, że w mojej Legnicy objawił się cud Boży – wspomina. – Zapragnęłam wtedy pierwsze swoje kroki po przyjeździe do Polski skierować właśnie tutaj. Od dawna chorowałam poważnie na serce, miałam rozrusznik, a w lipcu 2016 r. stwierdzono u mnie zajęcie 50 proc. aorty przez miażdżycę. Gdy znalazłam się w Polsce, często chodziłam do sanktuarium na adorację. Po tej samej stronie kościoła, gdzie są relikwie, jest też chrzcielnica. Po adoracji podchodziłam do niej, zanurzałam rękę i, robiąc znak krzyża, dotykałam mojej szyi. Po jakimś czasie poszłam ponownie zbadać aortę, a lekarz spytał: „Po co pani do mnie przyszła? Przecież tu nic nie ma!”. Miażdżyca zniknęła. Teraz gdziekolwiek mnie Pan Bóg zaprasza, zawsze świadczę o tym, co dokonało się w Legnicy. Bóg jest wielki!

– Żyłem jak typowy nastolatek. Ten cud przemienił moje życie – wyznaje ministrant Patryk Rudek.   – Żyłem jak typowy nastolatek. Ten cud przemienił moje życie – wyznaje ministrant Patryk Rudek.
henryk przondziono /foto gość

Cud jest w każdym kościele

Wynik badania pani Bogumiła zaniosła kustoszowi legnickiego sanktuarium. Dziś jej opowieść znajduje się, obok wielu innych świadectw, w książce Małgorzaty Pabis „Cud eucharystyczny w Legnicy”. W publikacji tej są też zawarte rozważania proboszcza na temat znaczenia owego cudu, poparte osobistym świadectwem. „(...) jako duszpasterz stwierdzam, że dotychczas nie żyłem dostatecznie wiarą w ofiarniczy charakter Mszy Świętej. Zdarzenie, które dokonało się w moim kościele, każe mi z wielką pokorą i wiarą przeżywać Mszę Świętą jako Ofiarę Krzyżową mojego Zbawiciela” – napisał proboszcz. – To wydarzenie jest po to, żebym się nawrócił – wyznaje kapłan w rozmowie z nami. – I żeby nawrócił się każdy z nas. Przez to konające serce Jezus wskazuje na swoją Mękę; na to, że oddał swoje życie za nasze grzechy. To dla nas wezwanie, żebyśmy Pana Boga nie ranili, byli wyczuleni na grzech, a przede wszystkim na obecność Jezusa w Eucharystii. Bo przecież w każdym kościele, gdzie sprawowana jest Msza Święta, dokonuje się ten cud przemiany chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa.

Ksiądz Andrzej Ziombra zwraca też uwagę na wymierne owoce legnickiego wydarzenia: – Od trzech i pół roku mamy tu całodobową adorację Najświętszego Sakramentu, spowiadamy po trzy godziny dziennie. W archiwum mamy już siedem ksiąg, w których pielgrzymi zapisali swoje intencje i świadectwa. W kościele wyłożona jest kolejna księga. Nasze sanktuarium to miejsce, gdzie ludzie się nawracają, zmieniają swoje życie.

– Żyłem jak typowy nastolatek – opowiada 19-letni Patryk Rudek. – Chodziłem do kościoła w niedziele i na religię w szkole, ale wszystko odbywało się na zasadzie spełniania obowiązku. Nie było w tym budowania relacji z Panem Bogiem. Mimo że kościół św. Jacka widzę z okna, o cudzie eucharystycznym dowiedziałem się dopiero trzy lata temu. Zaczęło się od tego, że przyszła do mnie koleżanka i spytała, czy będę podchodził do bierzmowania. Jak zwykle chciałem wszystko zaliczyć i mieć z głowy, więc powiedziałem: Czemu nie? Wtedy zaczęliśmy rozmawiać i ona opowiedziała mi o tym, co zdarzyło się w naszej parafii. Powiedziała: idź do kościoła i zobacz.

Bogumiła Królikowska, sprzedająca książki i dewocjonalia w parafialnym sklepiku, doświadczyła w sanktuarium uzdrowienia.   Bogumiła Królikowska, sprzedająca książki i dewocjonalia w parafialnym sklepiku, doświadczyła w sanktuarium uzdrowienia.
henryk przondziono /foto gość

Ktoś włączył żarówkę

– Poszedłem i uklęknąłem przed cudem, zapatrzyłem się w niego – kontynuuje swoją opowieść Patryk. – Zacząłem się zastanawiać, co to wydarzenie oznacza, i nagle ogarnęła mnie fala ciepła. Czułem się tak, jakby ktoś włączył w mojej głowie żarówkę. Byłem już wtedy pewny, że chcę przystąpić do bierzmowania. Poszedłem do wikariusza, który zaprosił mnie na spotkanie wspólnoty młodzieżowej „Jackówka”. Tak mi się tam spodobało, że zostałem – i to był kolejny cud w moim życiu. Poznałem znaczenia słowa „wspólnota”. Mieszkam w dość „trudnej” okolicy, pełnej toksycznych relacji, dlatego w czasach szkolnych nie zawierałem z nikim głębszych znajomości. Tu znalazłem przyjaciół, a przede wszystkim osobistą relację z Panem Bogiem. Zacząłem poznawać słowo Boże, zostałem ministrantem, rozwinął się we mnie kult Eucharystii i kult do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Dzięki tej sytuacji nawróciła się też moja mama, a w domu zaczęliśmy rozmawiać o Panu Bogu. Myślę, że przez ten legnicki cud Pan Bóg chce nam powiedzieć, że nie jest wytworem wyobraźni, ale że jest żywy i prawdziwy, angażuje się w nasze życie. Że jest ukryty w tym kawałku chleba. Patrząc na ten fragment mięśnia sercowego, możemy to sobie unaocznić jeszcze bardziej. Teraz, kiedy pytają mnie, czy widziałem kiedyś Boga, odpowiadam: Tak, widzę Go codziennie w kaplicy adoracji Najświętszego Sakramentu. Wystarczy spojrzeć na monstrancję, żeby doświadczyć Jego obecności. Dziś chcę się modlić się za tych ludzi, których spotkałem na swojej drodze, by ich uratować. Czuję wezwanie, by poświęcić się Bogu, być może w życiu zakonnym. Chcę odpowiedzieć na to, czego chce ode mnie Bóg, dlatego cały czas rozeznaję swoje powołanie.

– Dziś ludzie rzadko chcą się poświęcać dla Pana Boga i dla innych ludzi – twierdzi ks. Andrzej Ziombra. – Dlatego tak rzadko decydują się na życie zakonne czy kapłańskie i dlatego tak wiele jest rozwodów, także wśród katolików. Z reguły chcemy, żeby to Jezus coś dla nas zrobił. A to wydarzenie jest również po to, żebyśmy to my zapytali: Panie Jezu, co mogę dla Ciebie zrobić?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?