Krasnale, beboki, niedźwiedzie... Jak znaleźć patent na wypromowanie miasta?

Marcin Jakimowicz

|

GN 47/2023

publikacja 23.11.2023 00:00

W ślad za kilkusetosobową ekipą wrocławskich krasnali ruszyli ich suwalscy bracia, katowickie beboki, a nawet doczłapały białostockie niedźwiedzie. I znakomicie promują swe miasta.

Krasnal za kratkami? Takie rzeczy tylko we Wrocławiu! Krasnal za kratkami? Takie rzeczy tylko we Wrocławiu!
Roman Koszowski

Wrocław znalazł przed laty znakomity patent na odczarowanie ponurego wizerunku Festung Breslau i przyciągnięcie tysięcy turystów. Miasto, któremu udowadniano na siłę, że „tu kamienie mówią po polsku”, musiało zmierzyć się ze swą historią i odnaleźć element, który sprawi, że na Dolny Śląsk przyjadą tłumy. Jeszcze przed 15 laty uczestniczyłem w akcji promocyjnej Urzędu Miasta, która miała zachęcić turystów z całej Polski do odwiedzenia tego regionu. Dziś to już niepotrzebne. Pomogły w tym krasnale.

Beboki i widzimisie

Na ulicach Wrocławia w sezonie spotkamy prawdziwe tłumy. Mieszają się języki. Poza polskim słychać ukraiński, a wśród turystów pełne zachwytu okrzyki: „Výborné!”, „Schöne!”. Miasto przeżyło ogromną metamorfozę: od ponurego grodu Eberharda Mocka z wydziału kryminalnego policji w Breslau do tętniącej życiem krainy bajecznie kolorowych kamienic i… krasnali. Wrocław zmienił oblicze i stał się popularnym miejscem turystycznych wypadów. Ma to „coś”, o co bezskutecznie zabiega wiele miast. Miasto reklamujące się jako WrocLOVE pnie się w górę rankingów atrakcyjności turystycznej. – Jeszcze w latach osiemdziesiątych ruszało się do Karpacza i do Szklarskiej – opowiadała mi na wrocławskim rynku przewodniczka Danuta Szafarewicz. – Wrocław nie przyciągał. Był miastem „po drodze”. Zaczęło się to zmieniać od czasu Panoramy Racławickiej. Walka o to gigantyczne płótno trwała długie lata. Stalin zgodził się, by wywieszono je w Polsce, ale nasi komuniści okazali się bardziej papiescy od papieża i nie wyrażali na to zgody. Choć rotundę zbudowano już w latach sześćdziesiątych, dopiero eksplozja Solidarności sprawiła, że kolejny powołany komitet mógł zacząć konserwację giganta i przygotowania do ekspozycji. Zgodził się na nią Jaruzelski, chcąc uwiarygodnić się po stanie wojennym. Ludzie walili drzwiami i oknami. Bilety kupowano z tygodniowym wyprzedzeniem, wokół panoramy ze Lwowa wyrosła niesamowita aura. Ludzie zaczynali odkrywać Wrocław. Przesiadywali na rynku, a potem szli zobaczyć Ostrów Tumski, wpisaną do rejestru UNESCO Halę Stulecia, ogród botaniczny.

Krasnale dały o sobie znać w Dzień Dziecka 1988 roku.   Krasnale dały o sobie znać w Dzień Dziecka 1988 roku.
Roman Koszowski

Pomarańczowa rewolucja

Krasnale pojawiły się tu podobno grubo przed Piastami, ale najgłośniej dały o sobie znać w Dzień Dziecka 1988 roku. To wówczas Pomarańczowa Alternatywa z „Majorem” Waldemarem Fydrychem na czele zorganizowała wielki marsz krasnoludków, a na ulice wyszło kilkanaście tysięcy ludzi ubranych w pomarańczowe czapeczki i kaftaniki. Milicja była bezradna. „Pomarańczowi” malowali na ścianach graffiti z wizerunkami skrzatów.

Pierwsze figurki, które stanęły we Wrocławiu w sierpniu 2005 roku, stworzył Tomasz Moczek. Wykonał je na zlecenie agencji reklamowej współpracującej z biurem promocji miasta. „Zależało im na stworzeniu czegoś charakterystycznego, co będzie kojarzyło się z Wrocławiem. Bo z jednej strony są przecież Ratusz, Hala Stulecia, piękne mosty, ale brakowało jednego mocnego skojarzenia, które od razu zjawi się w głowie po wymówieniu nazwy miasta” – wspomina.

Krasnoludki wyszły na ulice miasta – bohatera książki Normana Daviesa „Mikrokosmos”. Czy kibicowały wraz z 39-tysięcznym tłumem Śląskowi Wrocław, który rozgromił Legię 4:0? Pewnie tak.

Początkowo było ich tyle, że z trudem mogły utworzyć drużynę piłkarską, dziś to niemal 500-osobowa armia. Mieszkańcy szybko polubili pchającego kulę Syzyfka, Śpiocha, Halabardnika (nad wejściem do Straży Miejskiej), wychodzącego ze Spiża zawianego Gołębnika, Wykształciucha z Politechniki i Pracza Odrzańskiego, którego główka, gdy woda się podniesie, znika pod falami. Krasnale stały się radosnym symbolem miasta. Ale nie chodziło jedynie o turystów.

Czy Bankusia pod jednym z pierwszych wieżowców Wrocławia również martwi inflacja?   Czy Bankusia pod jednym z pierwszych wieżowców Wrocławia również martwi inflacja?
Roman Koszowski

Kawał historii

Wrocław szukał tożsamości. Odsyłam do świetnej „Odrzanii” Zbigniewa Rokity, autora uhonorowanej nagrodą literacką Nike książki „Kajś”, który ruszył na „Poniemiecczyznę”, na ziemie, gdzie „Polska stanęła przed jednym z największych cywilizacyjnych wyzwań – przemienieniem Niemiec w Polskę. Ale wciąż widać szwy, którymi pozszywali Polski przedwojenną i powojenną. Wyłażą france”.

Słyszałem wielokrotnie od tutejszych przewodników o wrocławianach, którzy przed eksplozją Solidarności, popijając herbatę, porównywali jej smak z tą, którą pijali w rodzinnym Lwowie, Stryju, Stanisławowie, Grodnie czy Wilnie, a spacerując po miejscowych parkach, wspominali swe randki we lwowskim Ogrodzie Jezuickim. Mieszkańców zintegrowała „wielka woda” – dramatyczna powódź w 1997 roku. Tragedia połączyła wrocławian, którzy wreszcie zaczęli się czuć jak u siebie. W ociepleniu wizerunku miasta pomogły pięciokilogramowe ludki z brązu. Podczas spaceru napotkaliśmy nawet krasnoludka prof. Jana Miodka, który opowiadał o zawiłościach ojczyzny-polszczyzny. Ten urodzony w Tarnowskich Górach językoznawca i gramatyk normatywny związał się na stałe z miastem nad Odrą. Jego figurka stoi nieopodal krasnoludzkiej koleżanki… z opozycji. Przed rokiem, w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, uhonorowano we Wrocławiu 40 działaczy podziemnego Studenckiego Komitetu Solidarności (SKS), a przed budynkiem Instytutu Filologii Polskiej stanęła figurka studentki, która ma twarz jednej z bohaterek tamtych wydarzeń – Renaty Otolińskiej. Studencki Komitet Solidarności założono we Wrocławiu 14 grudnia 1977 roku, a właśnie wydział filologiczny stał się najsilniejszym punktem studenckiego oporu. Wrocławskie krasnale, bawiąc, uczą. Miasto znalazło znakomity patent na to, by zachęcić najmłodszych do poszperania w historii Dolnego Śląska.

Wrocław ma to „coś”, o co bezskutecznie zabiega wiele miast. Pomogły w tym krasnale.   Wrocław ma to „coś”, o co bezskutecznie zabiega wiele miast. Pomogły w tym krasnale.
Roman Koszowski

Są na świecie

„Czy to bajka, czy nie bajka, myślcie sobie, jak tam chcecie. A ja przecież wam powiadam: krasnoludki są na świecie! Naród wielce osobliwy. Drobny – niby ziarnka w bani, jeśli które z was nie wierzy, niech zapyta starej niani”. Któż nie zna napisanej w 1896 roku baśni „O krasnoludkach i o sierotce Marysi”? Na ulicach Suwałk, miasta narodzin Marii Konopnickiej, również pojawiły się małe ludki. Zajadają kartacze i sękacze i stały się atrakcją otoczonego jeziorami miasta. Krasnal Pietrzyk, zapalony miłośnik sportów, stoi przed wejściem do aquaparku, miłośnik kwiatów i muzyki Modraczek schował się przy fontannie pod Centrum Kultury, a kronikarz Koszałek Opałek zerka na tłum spieszący do domu handlowego Arkadia. Pomnika Marii Konopnickiej strzegą Król Błystek i Kocie Oczko, Podziomek wspina się po latarni przy ulicy Chłodnej, a Mikułę i Pakułę znajdziemy przed wejściem do muzeum autorki baśni.

Uwaga! Niedźwiedzie na ulicach Białegostoku! Z czym kojarzy się stolica Podlasia? Z kartaczami, Jagiellonią, wschodnim zaśpiewem i… wieczną zimą. Wielkie poczucie humoru mieli pomysłodawcy akcji postawienia na ulicach miasta… białych niedźwiedzi. Nie tylko wyszły na ulice, ale i zaczęły wyznaczać miejski szlak turystyczny: „Białystok WidziMisie”. Projekt został przed pięciu laty wybrany w budżecie obywatelskim, a każda rzeźba, która stawała na ulicach miasta, miała swój kontekst historyczny lub kulturowy.

Wejście do podziemnej krainy krasnali.   Wejście do podziemnej krainy krasnali.
Roman Koszowski

Strasznie miłe

Beboki grasowały w ciemnych zakamarkach domów. Straszyły, a nawet porywały niegrzeczne dzieci. „W świetle ludowych śląskich wierzeń bebok był postacią wzbudzającą lęk, jednak moim zdaniem to tylko pozory. Beboki tak naprawdę tylko udają straszne, aby ludzie dali im święty spokój” – opowiada Grzegorz Chudy, rzeźbiarz i twórca odlanych z brązu katowickich figurek. Beboki opanowały Katowice. Wincynt stoi naprzeciw kościoła pw. św. Anny na Nikiszu, Michalino – na parapecie CafeByfyj, Frelka i Miglanc przed Galerią Katowicką, Kuklok przed OSP w Dąbrówce Małej, Fazan przy fontannie na osiedlu Bażantowo, Bebook na dziedzińcu Pałacu Młodzieży… Są w tej ekipie m.in.: Jorguś, Mikoś, Ernest, Bonclok, Boguć, Ferdynand, Florka, Ewald i Szperhok.

Wrocławski patent wypalił. Na ulicach miasta nad Odrą widać tłumy małych poszukiwaczy krasnali. Specjaliści od marketingu terytorialnego zacierają ręce. I są zgodni: zabytki to nie wszystko, trzeba znaleźć patent na przyciągnięcie turystów. Dzieciaki odwiedzające Bielsko-Białą nie ruszą do Zamku książąt Sułkowskich, ale pobiegną pod pomnik Bolka i Lolka czy Reksia – bohatera bajki produkowanej w latach 1967–1988 w tutejszym Studiu Filmów Rysunkowych.

Beboki grasowały w ciemnych zakamarkach. Dziś opanowały Katowice.   Beboki grasowały w ciemnych zakamarkach. Dziś opanowały Katowice.
Roman Koszowski

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.