Mariola Serafin: Próby prostego zdiagnozowania konfliktu między Izraelem a Palestyną to istny węzeł gordyjski

GN 46/2023

publikacja 16.11.2023 00:00

O skomplikowanej sytuacji w Ziemi Świętej i przyczynach konfliktu izraelsko-palestyńskiego mówi biblistka dr Mariola Serafin.

Mariola Serafin Doktor teologii w zakresie biblistyki. Część studiów doktoranckich odbyła w École Biblique et Archéologique w Jerozolimie. Pilot wycieczek. Podróżniczka. Mariola Serafin Doktor teologii w zakresie biblistyki. Część studiów doktoranckich odbyła w École Biblique et Archéologique w Jerozolimie. Pilot wycieczek. Podróżniczka.
Agata Puścikowska /foto gość

Agata Puścikowska: Jak to się stało przed laty, że młoda dziewczyna z mazowieckich Mrozów zaczęła interesować się Ziemią Świętą?

Mariola Serafin:
 Początkowo Ziemia Święta wydawała mi się bardzo abstrakcyjna, daleka. Jako nastolatka często chodziłam do teatru, byłam w amatorskim kółku teatralnym i myślałam, że zostanę aktorką. W trzeciej klasie liceum przypadkiem wzięłam udział w konkursie wiedzy o współczesnym Izraelu. Taki był początek. Na wymarzone aktorstwo oczywiście się nie dostałam i zaczęłam studiować teologię. Miały to być takie studia „na przeczekanie”. A że byłam oazowiczką, to okazało się, że były one dla mnie w miarę łatwe. Natomiast to, co nie było proste – biblistyka – sprawiło, że zaangażowałam się w te studia. I okazało się, że wątki biblijnego Izraela z Pisma Świętego splatają się z tym „współczesnym Izraelem”. I tak oczy coraz bardziej otwierały mi się na Biblię, i na to, że po tylu latach jest wciąż uchwytna w mentalności semickiej. Zbliżał się koniec studiów, a ja chciałam więcej. Dostałam propozycję zostania na uczelni i robienia doktoratu z Biblii.

W Izraelu?!

Na drugim roku studiów doktoranckich pojechałam na dłuższą kwerendę do Jerozolimy. To był mój drugi pobyt w Ziemi Świętej. Pierwszy był dwa lata wcześniej, w ramach studenckiego objazdu z Kołem Naukowym. Naszą opiekunką była prof. Anna Kuśmirek, która była również promotorem mojej pracy doktorskiej. Już samo to, jak wybierałam się na tę kwerendę, to odrębna historia: sama nie wiem, czy wynikało to z mojej brawury, czy naiwności, czy może… działania Opatrzności. Mgliście wiedziałam, że są jakieś polskie siostry w Jerozolimie. Napisałam dość naiwny list, że nie mam środków na utrzymanie u nich, ale jeśli zgodzą się przyjąć mnie jako wolontariuszkę, to wszystko odpracuję. Odpisano mi, że nie prowadzą wolontariatu (prowadzony jest w sierocińcach na Górze Oliwnej i Betlejem), ale zapraszają mnie do siebie. Pojechałam i… zabrałam nawet koleżankę. Był to początek przygody i przyjaźni z siostrami, która trwa do dziś.

I wtedy zaczęłaś myśleć o tym, by zostać przewodnikiem pielgrzymek?

Podczas tamtego pobytu odkryłam, że jestem dobrym materiałem na przewodnika, choć początki były nieporadne. Gdy opowiadam o miejscach świętych, stąpając po nich, czuję się jak ryba w wodzie. Może dlatego przez dziesięć lat pracy nie popadłam w rutynę. Oczywiście bywałam zmęczona, zdenerwowana. Bo trzeba mieć zawsze na uwadze, że Ziemia Święta to Bliski Wschód ze swoim kolorytem, o czym wielu pielgrzymów i turystów w pewnym momencie zapomniało. Jednak dla mnie to zawsze miało znaczenie: to i kwestie zapewnienia bezpieczeństwa, i ciągłe korki, nieustanne trąbienie, zgiełk i hałas. Ma to swój urok, do którego do pewnego stopnia można przywyknąć. Ale dbanie o komfort grupy, o zrealizowanie programu i sprawienie, że będą to zarówno głębokie przeżycia, jak i dobry urlop, to duże wyzwanie.

A zaprzyjaźniłaś się z miejscowymi?

To, że jestem z Polski, a więc z zewnątrz, sprawiało, że mogłam swobodnie przemieszczać się pomiędzy Izraelem i Autonomią Palestyńską. Takiej swobody nie mieli miejscowi. Zawsze były miejsca, do których nie wolno było wjechać Żydowi, np. Betlejem czy Jerycho, i takie w Izraelu, gdzie Palestyńczyk nie wjedzie bez zezwolenia, np. Jerozolima, Tel Awiw. Ponieważ jestem Polką, mogłam mieć znajomych i przyjaciół po obu stronach muru separacyjnego. I mogłam poznać miejsca, do których wielu z nich nie wjedzie, mimo że są na wyciągnięcie ręki. Moi znajomi różnią się więc często radykalnie, a z drugiej strony są bardzo do siebie podobni w pragnieniu pokoju i spokoju.

Poważnie? Z boku to wygląda tak, jakby jedni i drudzy pałali żądzą zemsty i krwi.

Poważnie. Jeszcze przed wojną bywało, że znajomy Izraelczyk pytał mnie, jak wygląda Betlejem, a Palestyńczyk wypytywał o Tel Awiw. Jedni i drudzy są dumni z tego, że ich domem jest Ziemia Święta – Ziemia Obiecana. I nie zawsze zależy to od ich stopnia religijności. Ale trzeba też podkreślić, że jedni i drudzy żyją w nieustannym poczuciu lęku i zagrożenia. To budzi antagonizmy, sprawia, że ludzie bywają wobec siebie nieufni. Jedni i drudzy czują się też oszukani, bo cały świat ma coś do powiedzenia na ich temat. Są pionkami rozgrywki geopolitycznej, a jakoś nikt nie ma klucza, żeby rozwiązać ten impas.

Tam w ogóle jest możliwy pokój?

Żeby pokój mógł być trwały, potrzebna jest sprawiedliwość i budowanie mostów międzyludzkich, zasypywanie przepaści. Wiesz, że dzieci w izraelskich szkołach nie uczą się arabskiego, a dzieci w arabskich hebrajskiego? Jak mają się porozumieć, jeśli dzieli je język? Izrael jest wielkości 1/12 Polski i mieszka tam ok. 9–10 mln mieszkańców. Ludzie żyją stłoczeni. Wydawać by się mogło, że chłopcy mogliby po lekcjach grać razem w piłkę. Ale tak nie jest, bo albo przeszkadza ośmiometrowy betonowy mur, albo barierą jest brak możliwości porozumienia się we wspólnym języku. Jest więc wzajemne spoglądanie spode łba, a to buduje jeszcze większe mury wewnątrz, które z czasem stają się coraz bardziej betonowe. Odczułam grozę muru dopiero, gdy zobaczyłam go na własne oczy. I ludzi po obu stronach. I palestyńską biedę. Wielu przeciwników Izraela mówi, że zamyka on Palestyńczyków w getcie. Ale przyjrzyjmy się początkom tego muru – ma on swoje źródło w ogromnej liczbie aktów terrorystycznych. W samochodach pułapkach, bombach w autobusach. Zaczął być budowany ponad 20 lat temu, dziś nikt już nie pamięta, co było u jego zarania, ale też nikt już nie boi się w Izraelu jeździć autobusem. Lecz mur rzuca długi cień. W tym cieniu rodzą się kolejne dzieci palestyńskie, które nie wyjdą poza jego obręb. Są ofiarami nie swoich grzechów. Tylko kto je oszukał? Kto zabrał im świat? Terroryści? Izrael? Nie trzeba być specjalistą od wojskowości, żeby wiedzieć, że ta napięta struna musi pęknąć…

Przewidywałaś kolejną wojnę?

Trzeba podkreślić, że to, co się dzieje, to nie jest powstanie Palestyńczyków, jak niektórzy próbują przekonać, manipulując faktami, lecz akt terrorystyczny. Hamas traktuje Palestyńczyków w sposób instrumentalny. Często słyszę, że „tam przecież cały czas coś się dzieje”. To prawda. Hamas cały czas podgrzewał napięcie. Wyrzucane co jakiś czas rakiety, które Izrael przechwytywał dzięki tarczy antyrakietowej, nie czyniły szkody. Ale ustawiały pewien porządek, nakazywały Izraelczykom trwać w napięciu i wyczekiwaniu kolejnego ataku. Hamas z uporem stawiał wyrzutnie rakiet, a to na trawniku przed szkołą, a to na placu zabaw… A później wysyłał w świat obrazki, jak to okrutny Izrael morduje palestyńskie dzieci. Czy sytuację przewidziałam? Nie! Obecna skala bestialstwa, jakiego dopuścił się Hamas na cywilach, bezpardonowo ich mordując, jest takim szokiem, że nie spodziewałam się czegoś takiego w XXI wieku.

Czyli Izrael jest niewinny?

Nie będę udawać, że Izrael zawsze grał szlachetnie wobec Palestyny. Co to, to nie. Przykładem niech będą żydowskie osiedla na terenach, które miały być przyłączone do Palestyny, ufortyfikowane jak twierdze. A więc ludzie tam żyją jak w koszarach, a jednak chcą tam żyć i podgrzewać temperaturę wzajemnych antagonizmów.

Czym ta wojna jest dla Ciebie?

Muszę przyznać, że śledzę na bieżąco wydarzenia w różnych źródłach. To, że mam znajomych, przyjaciół zarówno wśród Palestyńczyków, jak i Izraelczyków, to, że doskonale znam wszystkie opisywane miejsca, sprawia, że podchodzę do tej sytuacji bardzo osobiście.

To boli?

To bardzo trudne pytanie. Bo moje emocje w porównaniu z tym, co czują i przeżywają ludzie tam, na miejscu, mnie samej wydają się płytkie. Tak naprawdę mogę sobie jedynie próbować wyobrazić, co oni czują. Ale tak, to boli, na tyle, na ile może boleć, kiedy siedzę w ciepłym i bezpiecznym domu. Pewien świat, który pokochałam, zmienia się bezpowrotnie. W ludziach rany będą goić się pewnie długo.

Masz kontakt z ludźmi, którzy tam zostali?

Mam przyjaciół, z którymi staram się być w stałym kontakcie. Jeden z moich izraelskich znajomych jest wśród uprowadzonych – to Alex Dancyg, znany wielu osobom w Polsce. Przez wiele lat był nauczycielem przewodników izraelskich. Bardzo wartościowy człowiek. Wizjoner dialogu polsko-izraelskiego i dobry kolega. Ale opowiem jeszcze jedną historię: mam znajomego, którego matka pochodziła z Gazy, ojciec z Jerozolimy. To były dawne dzieje, kiedy o żadnym murze jeszcze nikt nie myślał. On urodził się w Jerozolimie, jest więc Izraelczykiem, ale część rodziny to Palestyńczycy, bo wciąż żyli w Gazie. Żyli – bo 10 osób, w tym bardzo małe dziecko i dzieci w wieku szkolnym, zginęli pod gruzami zbombardowanego kościoła, w którym szukali schronienia. Jest to więc konflikt, który jest czasem bratobójczy, a próby jego prostego zdiagnozowania to istny węzeł gordyjski. Dlatego przestrzegam przed łatwymi odpowiedziami, ferowaniem prostych wyroków, ostrym stawaniem po którejkolwiek stronie. Stawać możemy po stronie naprawdę pokrzywdzonych ludzi: cywili izraelskich i palestyńskich.

Jak można pomóc?

Po pierwsze, modląc się o sprawiedliwość. Bez niej pokój nie będzie możliwy. Po drugie, możemy też pomóc w sposób materialny, i jest to ważny wymiar naszego chrześcijaństwa, które opiera się na trzech filarach: postu, modlitwy i jałmużny. Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety w Domu Pokoju w Betlejem zajmuje się teraz nie tylko powierzonymi im dziećmi, ale i innymi mieszkańcami miasta, którzy przychodzą z prośbą o jedzenie i wsparcie. Siostry uruchomiły zbiórkę pieniędzy. Można ją znaleźć na FB: Pomoc dla dzieci dotkniętych wojną w Ziemi Świętej.

Ziemia Święta nadal jest… święta?

Właśnie dlatego, że jest święta, nie jest obojętna.

Tęsknisz za nią?

Bardzo. Dziś miałam być w Jerozolimie.

agata.puscikowska@gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.