Uchyl drzwi choć trochę

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

Gość Extra nr 5

publikacja 29.09.2022 00:00

Ola uprzedziła księdza: „To będzie trudna spowiedź”. Dziś wie, że koszmarnie trudne było jej życie przed spowiedzią.

 Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest miłością i miłosierdziem samym. (Dz. 1486) Duszo w ciemnościach pogrążona, nie rozpaczaj, nie wszystko jeszcze stracone, wejdź w rozmowę z Bogiem swoim, który jest miłością i miłosierdziem samym. (Dz. 1486)
istockphoto

Aleksandra miała chłopaka. Kiedy powiedziała mu, że będą mieli dziecko, zerwał z nią. Potem oznajmił łaskawie, że owszem, może do niego wrócić, ale sama. „Załatw to” – powiedział.

Dziewczyna znalazła w „Gazecie Wyborczej” ogłoszenie dystrybutora pigułek, w zakamuflowanej formie oferującego „pomoc”. Spotkała się z człowiekiem, który przekazał jej specyfik, poszła do domu i dziecko „załatwiła”. O istocie, która się w niej poczęła, nie myślała jak o człowieku, a jednak nie odczuła żadnej ulgi, gdy przystąpiła do działania. Przeciwnie. Ogarnęło ją poczucie beznadziejności. Gdy zażywała tabletki, płakała. – Czułam, jakby zamykał się nade mną jakiś czarny ocean, jakbym wpadała w otchłań, z której nie ma wyjścia – wspomina. Potem zapadła w sen. Gdy się ocknęła, była cała we krwi. Krwotok trwał i trwał, całymi dniami, a Ola na przemian traciła przytomność i ją odzyskiwała. Jak przeżyła? Dziś sądzi, że tylko dzięki łasce Bożej.

Coraz ciemniej

Trzy tygodnie minęły, zanim względnie doszła do siebie. Chciała zapomnieć o tym, co się stało, ale nie była w stanie. Szukała ukojenia w intensywnej pracy, ale nic nie pomagało. Wszechobecny smutek zapanował nad jej dniami, a jej nocami zawładnęły koszmary, pełne krwi i mroku. Ni z tego, ni z owego wybuchała płaczem, ale łzy nie przynosiły ulgi. Do tego doszły dziwne bóle serca i kręgosłupa. Ola nie miała pojęcia o syndromie poaborcyjnym, nie łączyła tego wszystkiego z czynem, który popełniła. Istnienie związku między jednym a drugim zaczęła podejrzewać, gdy lekarze nie potrafili znaleźć przyczyny jej dolegliwości. A było coraz gorzej. – Wpadłam w rodzaj odrętwienia, przestałam odczuwać emocje. Żeby czuć cokolwiek, cięłam się – opowiada.

Szukając pomocy, związała się z szarlatanem-okultystą, popularnym „uzdrowicielem”. To był człowiek o „wysokich kwalifikacjach” w magii i wszelkiego rodzaju szamańskich praktykach. – Byłam jego sekretarką, pomocniczką i kochanką niestety też. Jeździłam z nim po kraju, pomagałam mu organizować spotkania „biznesowe”. A kiedy przyjeżdżałam do domu, miałam napady takiego płaczu, lęku i beznadziei, że samą mnie to zaskakiwało. To było przerażające doświadczenie – wspomina. Szuka odpowiedniego słowa na określenie stanu, w jakim się znajdowała. – Czułam się taka… pusta – mówi wreszcie.

Ola, za namową szarlatana, skończyła kilka kursów wtajemniczenia w jego profesję, ale wtedy jej stan zaczął się jeszcze pogarszać. Narastały problemy psychiczne i psychosomatyczne. – Nie umiałam spać, miałam straszne lęki.

Chcę do Komunii

Aleksandra była już na progu obłędu, gdy pojawiła się w niej myśl zupełnie niepasująca do tego wszystkiego: żeby pójść do Komunii. To było takie narastające pragnienie. Pamiętała z dawnych lat, że nie wolno przyjmować Ciała Pańskiego w grzechu ciężkim, więc zaczęła myśleć o spowiedzi. Bała się jednak, że spowiednik, gdy usłyszy jej grzechy, zdepcze ją jak robaka. Wtedy ktoś jej poradził, żeby po prostu przystąpiła do Komunii, bo to nie ma znaczenia, w jakim jest stanie duchowym. Przyjęła więc Komunię świętokradczo – i do poprzednich problemów doszły wyrzuty sumienia. – Mając jeszcze to brzemię, byłam już prawie wrakiem człowieka. To już nie było życie, to była wegetacja – ocenia. Ale pragnienie przyjęcia (uczciwego) Komunii nie ustępowało. Ola zaczęła się więc rozglądać za odpowiednim spowiednikiem, a do tych poszukiwań dołączyła modlitwę o znalezienie odpowiedniego księdza. Trwało to dwa lata. Pewnego razu znajomi namówili ją do uczestnictwa w rekolekcjach. Poszła. Był piątek któregoś marca. Tam zobaczyła o. Krzysztofa, misjonarza, który dopiero co wrócił z Afryki. Wydał jej się TYM człowiekiem. – Właściwie nikogo nie znałam, ale coś mnie tknęło i podeszłam do zakonnicy, która tam była. Ni z gruszki, ni z pietruszki zapytałam: „Siostro, jaki jest ten ksiądz?”. Ona odpowiedziała po prostu: „On jest dobry”. To mnie tak urzekło, że poszłam do niego i poprosiłam o spowiedź. Zastrzegłam: „Ale proszę księdza, to będzie trudna spowiedź”. A on: „No to dobrze, to umówmy się na sobotę w kaplicy” – przypomina sobie Ola.

Nazajutrz przyszła o umówionej godzinie. Kapłan już czekał. Ola wybuchła płaczem, zanim jeszcze zdążyła coś powiedzieć. A potem zaczęła mówić. – Wszystko z siebie przed nim wylałam. To trwało dość długo. Potem nie umiałam się uspokoić, on mnie przytulił, a ja tak płakałam, że mu całą sutannę łzami zmoczyłam. Spadł ciężar z serca, z ciała, ze wszystkiego – uśmiecha się.

Tak się złożyło, że tego dnia były jej urodziny, a co więcej – wigilia święta Miłosierdzia Bożego. Tylko Bóg potrafi tak układać okoliczności, żeby podkreślić, jak bardzo człowieka kocha.

Następnego dnia, czyli w samą uroczystość Miłosierdzia Bożego, Aleksandra poszła na Eucharystię na zakończenie rekolekcji, podczas której przyjęła wreszcie Ciało Pańskie z czystym i uwolnionym sercem. Odprawiał o. Krzysztof, który uwzględnił Olę jako solenizantkę w intencji Mszy. – Czułam się taka lekka, jakbym unosiła się trzy metry nad ziemią – rozpromienia się na samo wspomnienie.

Odbudowa

Sprawdziło się wtedy w pełni zapewnienie Jezusa, które wypowiedział do św. Faustyny: „Niech nikt nie wątpi o dobroci Bożej; choćby grzechy jego były jak noc czarna, miłosierdzie Boże mocniejsze jest niż nędza nasza. Jednego trzeba, aby grzesznik uchylił choć trochę drzwi serca swego na promień łaski miłosierdzia Bożego, a resztę już Bóg dopełni”. Tak się właśnie stało. Spowiedź stanowiła przełom, początek drogi uzdrowienia. Gdy wyspowiadała się z grzechu aborcji, stopniowo docierała do niej świadomość zła związanego z okultyzmem, w który się wpakowała. Podczas jednej z kolejnych spowiedzi miała wręcz fizyczne odczucie, jakby z jej oczu spadły łuski. – To było tak nagłe… W jednej sekundzie ujrzałam w całej jasności zło tych rzeczy, w których brałam udział, uświadomiłam sobie ich niezgodność z planem Bożym i ich konsekwencje – opowiada. Wskutek tego doświadczenia definitywnie zerwała dawne złe znajomości i pozwoliła Bogu krok po kroku odbudowywać to, co zostało w niej zniszczone.

Zaprzyjaźniła się z zakonnicami z jednego z kontemplacyjnych zgromadzeń. Któregoś dnia, podczas modlitwy wstawienniczej w ich kaplicy, jedna z sióstr miała duchowe poznanie: zobaczyła dziecko, około siedmioletnie (siedem lat minęło od aborcji), które klęczy przed Olą i ją błogosławi. – Bardzo płakałam, wiedziałam, że mogę przebaczyć sobie, bo moje dziecko mi przebaczyło – wzrusza się kobieta.

Choć od tamtej pory minęło sporo czasu, Ola wciąż doświadcza dotknięć Bożego miłosierdzia. Bóg stopniowo leczy zranienia, których istnienia nawet sobie nie uświadamiała, również z głębokiego dzieciństwa. I bezustannie daje jej poznać swoje miłosierdzie. Bo taki właśnie jest Bóg. Przebaczanie to Jego pasja, o czym Jezus zapewnia Faustynę: „Rozkosz mi sprawiają dusze, które się odwołują do mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?