Święta z charakterem

Ewa Czaczkowska

|

Gość Extra nr 5

publikacja 29.09.2022 00:00

Zaufanie, męstwo i pokora – za to najbardziej podziwiam św. siostrę Faustynę.

 Siostra Faustyna zrozumiała, że ma być podobna do Chrystusa w cierpieniu i pokorze – na znak prawdziwości, iż objawienia jej dane to dzieło Boga. Siostra Faustyna zrozumiała, że ma być podobna do Chrystusa w cierpieniu i pokorze – na znak prawdziwości, iż objawienia jej dane to dzieło Boga.
Roman Koszowski /foto gość

Moja fascynacja postacią świętej Faustyny trwa bez mała trzydzieści lat. Najważniejszym jej powodem jest oczywiście życie mistyczne, które było wielką łaską. Podobnie jak powierzona jej misja głoszenia światu Bożego miłosierdzia. Ale fakt, że tę misję wykonała, wynikał po części z jej cech osobowości, które szlifowała pod wpływem Bożej łaski i we współpracy z nią. Wśród wielu przymiotów ducha s. Faustyny w moim przekonaniu trzy były najważniejsze i godne podziwu – zaufanie, męstwo i pokora.

„Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę”

„Jezu, ufam Tobie” – słowa, które Jezus polecił umieścić na swoim obrazie, były duchową rzeczywistością s. Faustyny. Co najmniej 34 razy, bo tyle siostra zapisała w „Dzienniczku”, Jezus mówił o ufności jako podstawowym warunku nabożeństwa do Bożego miłosierdzia i zdobycia dobrodziejstw z niego płynących: „Łaski z Mojego Miłosierdzia czerpie się jednym naczyniem, a nim jest ufność” (Dz. 1578). I tej ufności wymagał przede wszystkim od s. Faustyny.

Powiedzieć o siostrze, że Bogu ufała, to zdecydowanie za mało. Słowa: „Jezu, ufam Tobie” były dla niej czymś więcej niż modlitwą, przedmiotem medytacji czy drogowskazem. Stały się oddechem jej życia.

Stały się, bo przecież nie od początku tak było. Helena Faustyna, chociaż od dziecka czuła w sercu powołanie do życia zakonnego, z racji posłuszeństwa w sprawie swej drogi życia bardziej ufała rodzicom. Gdy w czerwcu 1924 r. Jezus, zirytowany czekaniem na wstąpienie Heleny do klasztoru, ukazał się jej w parku Wenecja w Łodzi, natychmiast wyjechała do Warszawy, by to uczynić, zgodnie z tym, co usłyszała w sercu. To był decydujący moment w jej życiu. Bardziej zaufała Bogu niż ludziom, konkretnie rodzicom, z którymi na pół roku zerwała relacje, by nie przeszkadzali jej, niemal 20-letniej dziewczynie, w realizacji powołania. Gdy została przyjęta do zgromadzenia i chciała zmienić je na kontemplacyjne, znowu zgodnie z wolą Bożą została. Faustyna zaufała Bogu, któremu oddała swe życie, który ją prowadził, choć nie zawsze tak jak pragnęła. Nie zawsze rozumiała, dlaczego w taki, a nie inny sposób to robi, ale szła ufnie drogą wyznaczoną przez Boga.

Jej ufność rosła wraz z rozwojem życia mistycznego, gdy coraz ściślej żyła z Bogiem i w Bogu. Ufała w czasie trudnej, trwającej półtora roku duchowej próby, jaką była noc ciemna duszy i ciała, gdy wydawało jej się, że Bóg ją opuścił. Pisała: „Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę” (Dz. 77). Ufała podczas największej próby, jaką było przyjęcie kolejnych objawień dotyczących orędzia o Bożym miłosierdziu i swej roli w misji jego głoszenia. Zadanie namalowania obrazu Jezusa Miłosiernego i wprowadzenie święta Bożego Miłosierdzia, dane na początku objawień – w lutym 1931 r., po ludzku rzecz biorąc, wyglądało na jakąś niedorzeczność albo szaleństwo, o czym przekonywali ją przełożeni. Faustyna przez półtora roku, do listopada 1932 r., nie spotkała nikogo z przełożonych i spowiedników, kto uwierzyłby jej słowom. To musiał być dla niej bardzo trudny czas, który przetrwała tylko dzięki temu, że zaufała Bogu.

Ufała Jezusowi, którego widziała, który ją pouczał, ćwiczył duchowo, który darzył łaskami. „Jezus jest dobry i pełen miłosierdzia, a choćby się ziemia usunęła spod stóp moich, nie przestanę Mu ufać” – pisała (Dz. 1192). Ufała „bez granic” i „na przepadłe”. „Ufność moja jest bez granic w Jego najmiłosierniejszym Sercu” (Dz. 244). Szczytem zaufania Bogu, Jego woli, jest akt ofiarowania, jaki s. Faustyna złożyła: „Każesz pozostać w tym klasztorze – pozostanę; każesz przystąpić do dzieła – przystąpię; pozostawisz mnie do śmierci w niepewności co do dzieła tego – bądź błogosławiony; dasz mi śmierć wtenczas, kiedy po ludzku zdawać się będzie, że najbardziej potrzeba mojego życia – bądź błogosławiony. Zabierzesz mnie w młodości – bądź błogosławiony; dasz mi doczekać sędziwego wieku – bądź błogosławiony; dasz zdrowie i siły – bądź błogosławiony; przykujesz mnie do łoża boleści, choćby [na] życie całe – bądź błogosławiony; dasz same zawody i niepowodzenia w życiu – bądź błogosławiony; dopuścisz, aby moje najczystsze intencje były potępione – bądź błogosławiony; dasz światło umysłowi mojemu – bądź błogosławiony; pozostawisz mnie w ciemności i we wszelakiego rodzaju udręczeniu – bądź błogosławiony” (Dz. 1264). Czy może być większa ufność? Większe zaufanie Bogu i Jego woli?

Odwaga i moc, która jest we mnie, nie jest moja…

Faustyna nie była „świętą z obrazka”, która zapatrzona w niebo wśród róż i obłoczków unosi się nad ziemią, z dala od jej trosk i problemów. Przeciwnie. Jako mistyczka doświadczyła pozaziemskiej rzeczywistości, krótkich chwil życia w zjednoczeniu z Bogiem, czy – jak mówiła – życia jakby „jedną stopą w niebie”. A że nie da się dojść do nieba bez ziemi, stąpała po niej mocno. Tym mocniej, im bardziej dzięki darom Ducha Świętego poznawała grzeszną kondycję świata i człowieka, któremu Bóg ofiarował swoje miłosierdzie.

Siostra Faustyna była silną osobowością. Inteligentną, szybko się uczącą. W moim przekonaniu miała zadatki na bycie liderką, czego dowodem jest choćby to, że w czasie rekreacji w klasztorze lubiła skupiać wokół siebie inne siostry, by mówić im o Bogu, o Jego miłosierdziu, nie zdradzając oczywiście, że tę wiedzę otrzymała w objawieniach.

Była kobietą dzielną, mężną i odważną. Te cechy były szczególnie potrzebne w realizacji misji, którą zlecił jej Chrystus. Ileż trzeba było odwagi, aby przełożonym i spowiednikom mówić o danych jej objawieniach i życzeniach Jezusa dotyczących Bożego miłosierdzia, mając jednocześnie świadomość, że w oczach tychże osób jest się… nikim, to znaczy „mizerotą, nędzą” – jak o sobie pisała, niewykształconą siostrą drugiego chóru, w dodatku jeszcze bez ślubów wieczystych i ze słabym zdrowiem.

Faustyna miała odwagę, by w sprawie objawień Jezusa udać się do metropolity wileńskiego abp. Romualda Jałbrzykowskiego. Była gotowa jechać do Rzymu, do papieża, by starać się o ustanowienie w Kościele święta Bożego Miłosierdzia.

Dzięki m.in. darowi kontemplacji wlanej i pouczeniom Jezusa, który był jej duchowym mistrzem, s. Faustyna poznała nie tylko istotę Bożego miłosierdzia, lecz także inne prawdy i tajemnice Boże, i to w stopniu dalece większym niż niejeden uczony teolog. Ta wiedza, ale przede wszystkim troska o ludzi, aby doznali zbawienia, korzystając z daru Bożego miłosierdzia, dawały jej siłę, by dyskutować o sprawach wiary z siostrami pierwszego chóru, teoretycznie lepiej wykształconymi. To jednak, jak nietrudno się domyśleć, wzbudzało niedobre reakcje, kąśliwe uwagi. Faustyna miała też odwagę, by zwracać uwagę osobie postępującej niezgodnie z zasadami stanu czy regułą zakonną. Czyniła tak zarówno wobec przełożonych zakonnych, kapłanów, jak i sióstr.

Odwaga i męstwo s. Faustyny nie były wyłącznie jej zasługą, która bez głębszych motywacji mogłaby okazać się zarozumialstwem i zuchwałością. Jej siła, moc ukierunkowana na dobro dusz, miała źródło w Bogu. „Odwaga i moc, która jest we mnie, nie jest moja, ale Tego, który mieszka we mnie” – pisała (Dz. 91). Moc czerpała z Eucharystii: „Jezus utajony w Hostii jest mi wszystkim. Z tabernakulum czerpię siłę, moc, odwagę, światło” – wyznawała (Dz. 1037). Szczególną energię do realizacji zadań wynikających z misji czuła po przeżyciu stanów mistycznych, kiedy miała w sobie „odwagę i moc Pańską”, co sprawiało, że nic wtedy nie wydawało się jej zadaniem trudnym. „Czuję w sobie siłę większą niż ludzką, czuję odwagę i siłę przez łaskę, która we mnie mieszka” – pisała o takich chwilach (Dz. 386).

Przez cierpienie i pokorę

Lubię zdjęcie s. Faustyny sprzed wstąpienia do zakonu. Zrobione zostało w roku 1923 lub 1924, gdy miała 18, może 19 lat. Widać na niej ładną, uśmiechniętą dziewczynę o żywym usposobieniu. Ze wspomnień osób, które ją znały w tym okresie, m.in. pracodawczyń, wynika, że była osobą bardzo pogodną, wesołą, lubiącą się śmiać i śpiewać, a do tego pracowitą, odpowiedzialną, wrażliwą na krzywdę i biedę innych oraz bardzo pobożną. W zakonie Faustyna musiała poskromić swój żywy charakter, np. nauczyć się wolniej chodzić, co dziś zdumiewa. Ale, co istotniejsze, musiała ćwiczyć się także w pokorze. W cichym znoszeniu niesprawiedliwych ocen, małych czy większych złośliwości, pomówień o histerię czy fantazję oraz tego, czego doznawała w związku z realizacją misji głównie ze strony przełożonych i innych sióstr. „Innym wiele rzeczy ujdzie, bo naprawdę nie warto na to zwracać uwagi, ale mnie nic nie uchodzi, każde słowo analizowane, każdy krok uważany” – pisała (Dz. 138).

Doskonalenie się w pokorze nie zawsze było łatwe. Siostry nieraz widziały Faustynę, jak płakała w kaplicy. W „Dzienniczku” natomiast wiele razy skarżyła się Jezusowi na niesprawiedliwe oceny, na niewdzięczność, na wykorzystywanie. Jezus zaś ukazywał się jej jako dziecię i zapowiadał, że będzie to czynił tak długo, aż nauczy się „pokory i prostoty”.

„Dzienniczek” jest świadectwem tego, jak u s. Faustyny zmieniał się odbiór niesprawiedliwych oskarżeń, jak przyjmowała je coraz bardziej w duchu czystej miłości i miłosierdzia. Jej dusza stawała się cicha, prosta i pokorna. Siostra Chryzostoma nazwała kiedyś Faustynę histeryczką, która zajmuje sobą innych. „Siostra chce być święta? Mnie prędzej włosy na dłoni wyrosną, niż to się stanie!”’ – rzuciła w gniewie. Świadkiem tego zdarzenia była s. Kajetana Bartkowiak: „Faustyna odpowiedziała: »Siostro, ja Ciebie kocham jeszcze bardziej«”.

Wyrazem pokory i posłuszeństwa było także przyjmowanie przez nią bez zastrzeżeń (co nie dla wszystkich sióstr było oczywiste) częstych przenosin przez przełożone zgromadzenia z jednego klasztoru do innego. Było to także, co bardzo ważne, przyjmowanie w posłuszeństwie i pokorze wskazówek kierownika duchowego czy spowiedników, tak jak nakazywał jej Chrystus. Uchroniło to s. Faustynę przed błędami w interpretacji objawień i realizacji misji.

Siostra Faustyna nauczyła się w pokorze znosić ogromne cierpienia, zarówno moralne, jak i fizyczne. Zrozumiała, że ma być podobna do Chrystusa w cierpieniu i pokorze na znak prawdziwości, że objawienia jej dane to dzieło Boże.

Ewa K. Czaczkowska

jest autorką książek o s. Faustynie, m.in. „Siostra Faustyna. Biografia świętej”, „Cuda św. Faustyny” oraz dla dzieci „Święta Faustyna i miłosierdzie Boże”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?