Całun, szkiełko i oko

Szymon Babuchowski Szymon Babuchowski

|

Gość Extra nr 6

publikacja 01.03.2023 00:00

Wielu naukowców sceptycznie podchodziło do autentyczności Całunu Turyńskiego. Dopóki nie zaczęli go badać.

Całun jest wyzwaniem dla rozumu. Tajemniczy urok całunu każe nam pytać o związek między świętym płótnem a historycznymi wydarzeniami z życia Jezusa. Nie jest to materia wiary, Kościół zatem nie posiada właściwej kompetencji, by wypowiadać się w tych sprawach. Dlatego powierza uczonym zadanie prowadzenia badań, mających na celu znalezienie odpowiedzi na pytania związane z całunem. Dla człowieka wierzącego istotne jest przede wszystkim to, że całun to zwierciadło Ewangelii. Ukazuje on Jezusa w chwili najwięk… Całun jest wyzwaniem dla rozumu. Tajemniczy urok całunu każe nam pytać o związek między świętym płótnem a historycznymi wydarzeniami z życia Jezusa. Nie jest to materia wiary, Kościół zatem nie posiada właściwej kompetencji, by wypowiadać się w tych sprawach. Dlatego powierza uczonym zadanie prowadzenia badań, mających na celu znalezienie odpowiedzi na pytania związane z całunem. Dla człowieka wierzącego istotne jest przede wszystkim to, że całun to zwierciadło Ewangelii. Ukazuje on Jezusa w chwili najwięk…
Grzegorz Gałązka /SIPA PRESS/EAST NEWS

Relikwie związane z męką Pańską od zawsze były przedmiotem zainteresowań ludzi nauki. Jedni próbowali dowieść ich prawdziwości, inni – przeciwnie – stawiali sobie za cel udowodnienie fałszerstwa. Jednak część spośród tych, którzy początkowo sceptycznie podchodzili do badanych artefaktów, po uczciwym przeanalizowaniu zebranego materiału zmieniała zdanie. Tak było w przypadku wielu naukowców zajmujących się Całunem Turyńskim.

Ten człowiek jest Chrystusem

Nie da się zaprzeczyć, że płótno z Turynu, choć ciągle tajemnicze i budzące wiele pytań, jest najbardziej przebadanym artefaktem w historii ludzkości. Istnieje nawet odrębna nauka zajmująca się badaniami tego niezwykłego przedmiotu – syndologia, korzystająca z dorobku wielu dyscyplin naukowych, od fizyki, chemii czy biologii po historię, archeologię, egzegezę biblijną i teologię. Prace nad całunem prowadzone były już pod koniec XIX wieku, a zainteresowanie wynikami zaczęło się od publikacji zdjęcia wykonanego przez turyńskiego adwokata, fotografa amatora Secondo Pię. W 1898 r., podczas obchodów 400-lecia katedry w Turynie, pozwolono mu sfotografować relikwię. Pia zrobił kilka zdjęć, używając różnych rodzajów światła, w tym lampy błyskowej, która w tamtym czasie stanowiła nowinkę techniczną. Ponieważ obraz utrwalony na całunie jest negatywem, kiedy fotograf wywoływał szklaną płytę z utrwalonym wizerunkiem głowy, zaczął widzieć twarz człowieka w pozytywie, bardzo przypominającą wyobrażenia o Chrystusie znane z ikonografii. W swoim pamiętniku zapisał, że z zaskoczenia i przerażenia o mało nie wypuścił płyty z rąk.

Fotografia już wkrótce obiegła cały świat. Po jej publikacji niektóre środowiska obawiały się rewolucji w wierze, zleciły więc badania francuskiemu zoologowi i profesorowi anatomii porównawczej Uniwersytetu w Paryżu, Yves'owi Delage’owi. Profesor był znanym antyklerykałem i agnostykiem, dlatego sądzono, że stwierdzi, iż mamy do czynienia z fałszerstwem. Tymczasem Delage, gdy zakończył badania, oświadczył zdumionym kolegom: „Moi panowie, człowiek utrwalony na całunie jest Chrystusem”. Dodał też, że nikt nie jest w stanie namalować z taką dokładnością anatomicznego obrazu człowieka. Z analizy wynikało, że całun przedstawia mężczyznę, który miał 183 cm wzrostu, ważył 77–80 kg, nosił długie, gęste włosy i miał brodę. Człowiek ten musiał leżeć owinięty w płótno co najmniej 24 godziny, ale nie dłużej niż kilka dni, o czym świadczy brak śladów odrywania się ciała od całunu i brak śladów rozkładu ciała. Mimo że Delage pozostał krytyczny w stosunku do duchowieństwa i kultu relikwii, do końca życia zachował przekonanie, że portret na całunie nie został namalowany ludzką ręką. A prawdopodobieństwo pomyłki oceniał na 1 do 10 miliardów.

Świadectwo moich oczu

Wśród innych sceptyków, którzy dzięki uczestnictwu w badaniach przekonali się do autentyczności całunu, byli niektórzy przedstawiciele czterdziestoosobowej międzynarodowej grupy badawczej STURP (Shroud of Turin Research Project), która w 1978 r. prowadziła bardzo szczegółowe analizy płótna z Turynu. Na ten zespół składali się eksperci z różnych dziedzin: spektroskopii, analizy promieni rent­genowskich, technologii komputerowej, chemii organicznej i fizyki. Reprezentowali znane w świecie, głównie amerykańskie, instytuty i laboratoria, część z nich pracowała dla NASA. Byli wśród nich badacze o różnych przekonaniach: katolicy, żydzi, protestanci, agnostycy. Wielu przystępowało jednak do pracy z przekonaniem, że mają do czynienia ze średniowiecznym fałszerstwem. Dopiero w trakcie badań zmienili zdanie na ten temat.

Jednym z członków STURP był Barrie Schwortz, fotograf żydowskiego pochodzenia, specjalista od obrazowania, informatyki i technologii cyfrowych. Uczony, który pracował przy całunie przez wiele lat, tak opowiadał o swoim spotkaniu z tą niezwykłą relikwią: „Nie byłem praktykującym żydem ani w ogóle wierzącym, dlatego wahałem się, czy wziąć udział w badaniach całunu. Pojechałem jednak do Turynu jako agnostyk. W miarę postępu badań zacząłem odczuwać zmianę. (...) Całun wpłynął na to, że zacząłem dążyć do lepszego poznania siebie. Odkryłem wówczas, że w gruncie rzeczy zawsze byłem religijny. Była to rewolucja w moim życiu. Wyniki badań potwierdziły to, co wielu ludzi przypuszczało od wieków. Nie jest to produkt żadnej z dziedzin sztuki. Dla mnie najważniejsze jest świadectwo moich oczu: historia minionych wieków podaje imię tylko jednego człowieka, który przeszedł ten rodzaj męki”.

Dodajmy, że gdy ekipa rozpoczynała swoje prace, powszechne były opinie, iż całun jest malowidłem albo obrazem wypalonym w tkaninie. Wyniki badań jednak temu przeczyły. W poddawanych analizie fragmentach nie znaleziono barwników i farb. Okazało się natomiast, że obraz ma trójwymiarowy charakter pomimo grubości zaledwie 40 mikronów. „Nie mam żadnych wątpliwości, że wizerunek na całunie powstał w wyniku oddziaływania pomiędzy płótnem a ciałem, które zostało nim owinięte” – wyznawał po latach Schwortz, przyznając jednocześnie, że współczesna nauka nadal nie jest w stanie stwierdzić, jaki mechanizm mógł spowodować powstanie wizerunku o tak unikatowych cechach fizykochemicznych.

Nie mogłem się oprzeć tej Twarzy

Robert Bucklin, hematolog z Chicago i specjalista medycyny sądowej, po czterech latach badań nad całunem przyjął chrzest w Kościele katolickim. Przyznał później, że „nie mógł się oprzeć tej Twarzy”. „Jestem gotów położyć na szali swoją czterdziestoletnią reputację zawodową, oświadczając, że człowiek, którego wizerunek nosi Całun Turyński, został ukrzyżowany, biczowany, miał bok przebity włócznią, a na głowie koronę z cierni. Mamy na całunie dowód, że gwoźdźmi były przebite nadgarstki rąk, a nie dłonie”. To ostatnie zdanie jest ważne, bo w średniowieczu wiedza o sposobie krzyżowania zdążyła się już zatrzeć i upowszechniło się przedstawianie Mesjasza z przebitymi dłońmi. Gdyby więc wizerunek z całunu był fałszerstwem, zapewne taki właśnie obraz musiałby zawierać.

Ciekawe jest również świadectwo Vernona Millera, mormona, wybitnego fotografa naukowego, który został wyznaczony na oficjalnego fotografa projektu STURP. „Wierzę, że jest to całun Chrystusa. Doszedłem do tego wniosku w sposób najbardziej obiektywny, naukowy, a jednocześnie ze wzruszeniem. (...) Nie mam wątpliwości, że to płótno mnie przeobraziło” – wyznawał Miller. Z kolei Donald Devan z Oceanographic Services, zajmujący się fotografią naukową i analizą obrazu, przyznał, że w Turynie doznał „silnych, wyjątkowych przeżyć duchowych”. „Nie jestem człowiekiem religijnym, zdecydowałem się jednak wziąć w nich udział, tak jakbym miał do rozwiązania łamigłówkę. Jednak moje doświadczenia w Turynie miały charakter wybitnie duchowy. To było coś namacalnego”.

Zmusza do opinii

O tym, że całun przemienia, zaświadczają też katolicy biorący udział w badaniach, np. Donald J. Lynn, odpowiedzialny również za analizę obrazów w programach badań przestrzeni kosmicznej, takich jak Voyager, Viking, Mariner czy Galileo. To właśnie Lynn był tą osobą, która przekonała Barriego Schwartza, by wziął udział w projekcie STURP. „Najwyraźniej zapomniałeś, że ten człowiek był Żydem. Czy nie sądzisz, że Bóg chce mieć przedstawiciela narodu wybranego w tej drużynie?” – namawiał go. Sam Lynn stwierdził, że pod wpływem badań stał się bardziej wrażliwy na obecność Boga w swoim życiu i zyskał większe niż kiedykolwiek zaufanie do Niego. „Odkryłem Bożą rękę we wszystkim, co uczyniłem w stosunku do całunu” – twierdził, dodając, że całun „wyszedł zwycięsko ze wszystkich testów”. „Trudno sobie wyobrazić człowieka, który mógłby znać te najdrobniejsze szczegóły i wykonać dzieło tak doskonałe. Im więcej się dowiadujemy, z tym większą precyzją poznajemy jego wymowę. Szczegóły, jakie nam ukazuje, daleko przewyższają opisy z Ewangelii”.

Wreszcie John P. Jackson, inicjator i szef zespołu STURP, profesor fizyki, pracownik jednego z najbardziej prestiżowych ośrodków badań nuklearnych w Albu­querque w stanie Nowy Meksyk, w rozmowie z ks. Tomaszem Jaklewiczem („Gość Niedzielny”, nr 21/2011) wyznał wprost: „[Całun] pogłębił moją wiarę, bo spotkanie z nim jest dotykaniem samych korzeni naszej wiary, powrotem do źródła – do grobu Chrystusa”. „Jeśli to nie jest płótno grobowe Jezusa, to co? Jak powstał całun, skąd się wziął? Ten obraz w negatywie, ta zagadkowa trójwymiarowość? To nas zmusza do jakiejś opinii. Dane naukowe skłaniają nas do uznania, że to autentyk. Ktoś może uważać, że nie. Ale wtedy nadal pozostaje pytanie, czym jest całun. Obrazem? Naukowe badania wykluczyły obecność barwników. Więc czym, jeśli nie obrazem?” – pyta Jackson. Każdy, kto choć trochę zagłębi się w historię całunu i jego badań, musi postawić sobie podobne pytania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.